Jak już pisałem, we wrześniu do dwudziestu pięciu komiksów dorzuciłem dwadzieścia siedem książek. Znowu nie obrodziło w fantastykę – sześć pozycji to dość skromnie, a do tego tylko dwie nowości. Znowu przewaga Maga – cztery książki.
Proximę Stephena Baxtera kupiłem, bo akurat zachciało mi się hard SF. W miarę nowego hard SF, a nie odgrzewanego kotleta sprzed dekad. Na tej półce wielkiego wyboru nie ma, więc właściwie Baxter był jedyną opcją. Autor znany mi dotąd z przeciętnego cyklu o Długiej Ziemi, popełnionego wspólnie z Pratchettem. Więc fajerwerków się nie spodziewałem, byłem przygotowany na przeciętność. No i to, z grubsza rzecz biorąc, dostałem.
Zawiść – miało być to coś och i ach. Jeszcze nie czytałem, ale pierwsze opinie zdecydowanie studzą entuzjazm.
Jak przeczytałem świetną Piękną krew Sheparda, to zachciało mi się jeszcze. I stąd przybyła stara już pozycja z Uczty Wyobraźni.
O cyklu Niecni dżentelmeni pisałem niedawno, że jak wygrzebię w kartonach w marketach, to kupię całość, a za pełną odpłatność nie (bo to partackie wydanie). Nie w markecie, ale za kartonową stawkę, znalazłem Republikę złodziei w Świecie Książki i tym samym mam całość cyklu.
Ta sama sytuacja jest z książką Matuszka. We wrześniu Moreni pochwaliła się, że kupiła to właśnie w Świecie Książki za „7 czy 8 zł”. Jak o tym przeczytałem, to zaraz poleciałem (internetowo naturalnie) do ŚK, ale już było po promocji – wskoczyło na 36,53 zł. Ale co się odwlecze, to nie ucieczce, była kolejna promocja i kupiłem Onikromos za 6,99.
Dawno temu czytałem powieść Guzka, Trzeci Świat – powieść mnie nie zachwyciła, ale świat się spodobał. Więc szukałem zbioru opowiadań z tego samego świata – Królikarni. Pewnie, że bywa na Allegro, ale tylko używki, a ja bardzo niechętnie kupuję używane książki jeśli nie mogę organoleptycznie ocenić ich stanu. Pod koniec września szukałem na Allegro innej książki – Maślanki; okazało się, że jest w antykwariacie niedaleko mnie. Ten sam antykwariat miał w ofercie Królikarnię za 2,99 zł – wysławioną jako używana. Pojechałem, zobaczyłem. Okazało się, że to nówka, tylko ma nieco przybrudzoną okładkę (nic dziwnego, że przez jedenaście lat oczekiwania na klienta nieco się zakurzyła).
Przybyła tylko jedna pozycja szurowska (w październiku zaszalałem pod tym względem). O pierwszej (przeczytanej przeze mnie, bo wydana jako druga) książce Graczowej już pisałem.
Pomian i wspomniany już Maślanka nieco pod kątem naszych turbosków. Pomian opisuje, jak w średniowieczu badano przeszłość, a to bardzo przypomina metody „naukowe” turblechitów. Tytuł książki już wskazuje o co biega: Przeszłość jako przedmiot wiary – wiary, nie wiedzy, nie krytycznego badania, lecz bezkrytycznego powielania tez autorytetów. Przy czym Bieszk czy Szydłowski są ciency jak d... węża nawet jak na standardy średniowieczne.
Książka Maślanki wypełniła mi w biblioteczce pewną lukę. Nieco wcześniej skserowałem sobie pracę Malickiego, którą określiłem: „historia turbolechityzmu do baroku w pigułce”. Książka Maślanki to podobna pigułka, tylko dla odrodzenia i romantyzmu. Ale Maślanka zajmuje się literaturą piękną, a nie wymysłami pseudonaukowców.
To bez tytułu na okładce (nie ma obwoluty), to także zakup z antykwariatu – to Kromera Polska, czyli o położeniu. Ludności, obyczajach, urzędach i sprawach publicznych Królestwa Polskiego księgi dwie. Praca powstała w XVI wieku po łacinie, a to jest nowsze tłumaczenie na polski (nowsze, bo z XX wieku, starsze powstało w XIX).
Książkę Pelca również kupiłem w owym antykwariacie, za bodajże 1,99 zł. Ale nie wiem jeszcze o czym to jest – to książka z lat osiemdziesiątych XX wieku, najbardziej parszywego okresu w dziejach polskiej książki (pod względem technicznym). Co tu dużo mówić: jak otworzę, to najprawdopodobniej się rozleci. A dokładnego czytania nie ma prawa przetrwać w całości.
Dla odmiany, Sprawczość rycin Grażyny Jurkowlaniec to pozycja względnie nowa. Praca poświęcona jest Tomaszowi Treterowi, artyście z przełomu XVI i XVII wieku, o którym niedawno pisałem.
Trzy książki mediewistyczne. Kazimierz Odnowiciel Pietrasa także z antykwariatu – w dzieciństwie czytałem jego książki, pewnie miał jakiś wkład w moje zainteresowania historyczne. Jak wypada po latach? Blado. Przede wszystkim Pietras dość nieostrożnie korzysta z późnych źródeł (np. opisując zdarzenia z pierwszej połowy XI w. na potęgę czerpie z niewiarygodnych dzieł XIII- i XIV-wiecznych). Co gorsza, to praca popularnonaukowa, wiec brak przypisów – trudno nieraz ustalić czy autor w danym momencie idzie za źródłami z epoki, czy może za Kadłubkiem, albo nawet kronikarzem wielkopolskim. (A tu o innych biografiach Kazimierza Odnowiciela).
Książka Dąbrowskiego, to uzupełnienie niedawnego zakupu (to biografia polityczna ruskiego władcy, a uprzednio kupiłem biografię „rodzinną”). Rządek uzupełnia zbiór artykułów.
Książka Joanny Sobiesiak nie była dla mnie zakupem z rodzaju „muszę to mieć” – ot, dorzuciłem na koniec promocji w Ravelo. Do tego praca Sikorskiego, który dzielnie idzie w nurcie hiperkrytycznym (ścieżkę przetarli mu Henryk Łowmiański i Leszek Moszyński – z grubsza rzecz biorąc, to idea Kononowicza: niczego nie było). Z Sikorskim nie trzeba się zgadzać, ale warto znać. I na koniec kolejny zakup antykwaryczny – świetna książka Kałużyńskiego o dawnych Mongołach z nieocenionej serii ceramowskiej.
Teraz dwa rządki z historii regionalnej. Witold Banach o Radziwiłłach z Antonina – a było tam wielu oryginałów, że wspomnę choćby skandalistkę i dziennikarkę Katarzynę z Rzewuskich (żonę Wilhelma Adama Radziwiłła) czy Michała Rudego, który wpadł na genialny pomysł – chciał oddać Antonin w darowiźnie... Hitlerowi. A sam Michał Rudy „cieszył” się taką opinią, że Hitler daru nie przyjął. Autor książki to przesympatyczny człowiek – i swego czasu pisarz.... fantastyki. Jakoś ze dwa lata temu zdarzyło się nam razem wypić kawę i dostałem od niego zbiór opowiadań SF Nowa forma spotkania.
Bardzo interesująca jest książka Krzysztofa Kaźmierczaka – o samym zdarzeniu znajdziecie wiele artykułów w necie. Krótko: tuż po wojnie mąż sprzedał żonę (Zofię Rojuk) rosyjskim sołdatom – cena była dość atrakcyjna, bo tylko butelka wódki. Gdy Sowieci wieźli kobietę pociągiem, ta poskarżyła się pasażerowi, a ten zgłosił sprawę kolejarzom. Na dworcu PKP w Lesznie doszło do małej bitwy między Polakami a Sowietami – trzech Rosjan zginęło. Ale to były czasy komunizmu, więc polscy uczestnicy bitwy dostali kary śmierci. Krzysztof Kaźmierczak dotarł do wielu świadków, w tym samej Zofii Rojuk – naprawdę warto przeczytać.
Do tego dwie książki, także dziennikarza, Leszka Adamczewskiego.
Opowieści kórnickie Kosmana (z antykwariatu) to książka dość znana, miała wiele wydań w PRL i III RP. Także z antykwariatu (znowu poniżej 2 zł) przywiozłem pracę o ruchu robotniczym w Wielkopolsce tuż po I wojnie światowej. Jest to książka z 1963 roku, więc siłą rzeczy mamy do czynienia z komunistyczną propagandą. Do tego autorzy to zaangażowani komuniści – przy czym Antoni Czubiński to wręcz komunisto-faszysta, członek niesławnego Stowarzyszenia Grunwald. Ale, pominąwszy stronę ideologiczną, obaj autorzy byli dość rzetelnymi historykami, więc zebrane przez nich informacje wciąż mają znaczenie.
No i dwie prace o Nestorze Machno – ukraińskim anarchiście, uczestniku walk w zrewolucjonizowanej Rosji od 1917 roku. Facet walczył i sprzymierzał się (często zmieniał front) z czerwonymi, białymi, petlurowcami. Teraz pewnie myślicie, a co to ma wspólnego z Wielkopolską – ma, bo po ucieczce z Ukrainy Machno siedział w obozie w Strzałkowie (gdzie spotkał i czerwonych, i petlurowców). Dla mnie to o tyle ciekawe, że akurat ze Strzałkowa pochodzę.
Ostatnia książka to prezent. Nie, nie od autora, choć dzieje mojej znajomości z Jackiem są długie i kręte. Ot, odwiedziłem redakcję, z którą niegdyś współpracowałem (krótko, acz wspominam miło). Jacek jest jednym z udziałowców spółki wydającej ów tytuł. U prezesa spółki dostałem kawę i tę książeczkę.
To zbiór felietonów Jacka, wydany teraz nieprzypadkowo – autor właśnie kandydował na burmistrza, jego konkurent był z PSL, a felietony głównie o PSL traktują. Oczywiście nie są to przyjazne PSL-owi teksty, acz niespecjalnie mnie to dziwi, bo to teren Zielonego Zagłąbia – włada nim książę pan Gienek (czyli Eugeniusz Grzeszczak, były wicemarszałek Sejmu).
Sama książka – moim zdaniem – w kampanii wyborczej pomogła jak umarłemu kadzidło (Jacek zresztą przegrał). Te felietony są tak hermetyczne, że o co chodzi ogarnie tylko ktoś, kto mieszka w tym mieście i interesuje się lokalną polityką – ja nie mieszkam i już nie wszystko ogarniałem.
A sam autor to też ciekawa postać. Uczestnik studenckiej opozycji w PRL (i autor książki Element antysocjalistyczny. Samorząd studentów na UAM w latach 1980-1989). Potem różne koleje przechodził, by na koniec wylądować w PiS.
Znamy się od lat już ponad trzydziestu – był moim nauczycielem historii w LO, więc siłą rzeczy z tego okresu sympatia pozostała (nie napisałem „obopólna” bo jak to z Jackowej strony wygląda, pojęcia nie mam). Cóż, później Jacek był dyrektorem domu kultury, różne fajne imprezy organizował, a ja... Szczerze, to byłem raczej chuliganem i czasami z kolegami mu te imprezy rozwalaliśmy.
Potem Jacek był redaktorem naczelnym i współwłaścicielem gazety dominującej w powiecie. Dominującej do czasu, aż ja nie zostałem redaktorem w konkurencyjnej. Jak zacząłem mu rynek wyszarpywać kawałek po kawałku, to jakoś znowu nie pałał wielką sympatią do mnie. Ale, jak to mówią, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, więc po jakimś czasie znowu znajomość się ociepliła, bo przez pół roku współpracowałem z jego gazetą.
A obecnie sam nie wiem jak jest, bo kol. Jacek wywalił mnie ze znajomych na fejsie. Ot, prokuratura ministra Ziobro umorzyła postępowanie wobec jakiegoś PiS-owca oskarżonego o łapówkarstwo. Ja to udostępniłem i oznaczyłem kilku znajomych PiS-owców – a niech się powstydzą za swoją partię. Dwóch nie uniosło tego ciężaru i postąpili w myśl zasady Lecha Wałęsy „Stłucz pan termometr, nie będziesz miał gorączki” – w tym przypadku stłuczeniem termometru było wywalenie oszołoma ze znajomych (jednym wywalaczem był Jacek, drugim senator Łukasz Mikołajczyk – właściwie im się nie dziwię, bo tu człowiek spokojnie idzie spać, rano wstaje a tablica opaskudzona przez wrednego typa).
Dobra, bo na wspominki mi się zebrało, jeszcze napiszę coś, co mnie przed sąd zaprowadzi :D
Nabytki wrześniowe w komplecie |
Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:
Trzeci raz podchodzę do napisania komentarza, bo liczba książek skutecznie mnie rozpraszała. Powiedz mi, GDZIE Ty je trzymasz? Bo skoro to jest sam wrzesień (nie licząc komiksów) to... WOW :D
OdpowiedzUsuńNa marginesie, niedobry człowieku, przez Ciebie wczoraj zamówiłam kolejne komiksy :P
Ja właśnie też się nad opcją magazynowania zastanawiam. ;)
UsuńNo i czy podłoga te ciężary "uciąga". ;)
Lubię meble z czasów PRL, więc mam dwa regały z lat 70. i jeden z lat 50. To są regały :D Największy ma prawie półtora metra długości i konkretną głębokość - książki mieszczą się w trzech rzędach. Żadna płyta - drewno, więc się nie załamują. Do tego pięć innych regałów + szuflady, kartony, szafki...
UsuńSylwka, a z tą podłogą to teraz - przez Ciebie - myślę. Bo mieszkam w drewnianej chacie z drewnianą podłogą. Kurcze, akwarium nie zrobiłem własnie z obawy czy podłoga wytrzyma. O książkach jakoś nie pomyślałem - a teraz zburzyłaś mój spokojny sen :D
No to teraz, żeby faktycznie nie zburzyło Ci się coś jeszcze oprócz spokojnego snu :D
UsuńHm, ciekawy człowiek z Ciebie, jednak, jak widać.... A ja myslałam, że takie komiksy, walka z turbolechitami, to jakiś student wojujący.... Naprawdę ciekawe książki kupiłeś, szczególnie ta o tej sprzedanej Rosjanom. Dobry mąż.... Za półlitrę.... Aż mi się scena z wesela przypomniała i mąż kuzynki...
OdpowiedzUsuńKsiążkę Kaźmierczaka naprawdę polecam, a cena nie poraża - można znaleźć poniżej 20 zł.
UsuńA ja myślałem, że sporo kupiłem, jak we wrześniu że dwadzieścia pozycji przybyło :D. W tym ten Omnikromos, jednak przecena z blisko 60 złotych na siedem swoje zrobiła
OdpowiedzUsuńAle pewnie jeszcze nie przeczytałeś? Bo wg recenzji, to ciężka książka (i nie o wagę tu chodzi).
UsuńJeszcze nie. Ja zwykle czytam parę na raz, a to tylko w domu, bo ciężkie. Także, no jeszcze trochę. Po samym początku jestem w stanie powiedzieć, że dość specyficzne
UsuńWidzę, ze i u Ciebie i u mnie fantastyka przegrywa z książkami popularnonaukowymi (choć dziedzina inna). :D "Zawiścią" też sie wstępnie interesowałam, ale jakoś po przeczytaniu blurba mój entuzjazm opadł.
OdpowiedzUsuńI przyznam, ze jak tylko zobaczyłam "Onikrtomos" w miniaturze Twojego postać, to 0od razu pomyślałam o powtórce promocji z ŚK xD
NIe kryję, że bez promocji nie kupiłbym książki Matuszka, bo autor zupełnie mi nieznany, a opinie nakazują ostrożność. Mam tylko nadzieję, że to coś bliżej VanderMeera, niż Wattsa.
Usuń"Proxima" też jest już za mną - sprawiła mi sporo przyjemności w trakcie czytania, ale nie ma co ukrywać, nie jest to jakoś szczególnie wybitne dzieło. A "Królikarnię" przygarnęłabym choćby przez jednorożca na okładce. XD Mam u siebie jedno dziecięco-młodzieżowe fantasy, które trzymam na półce tylko przez okładkę z rogatym koniem właśnie. <3 I wciąż mi takich rzeczy brakuje.
OdpowiedzUsuńTak, jestem pod tym względem jak dziecko. Koń na okładce oznacza, że w księgarni zawsze wezmę książkę do ręki. Jednorożec - że będę chciała ją kupić. XD
Na dodatek Proxima to właściwie tylko połowa powieści, są wydal to Zysk - znany z niekończenia cykli.1
UsuńSkoro tak lubisz jednorożce, to rozumiem, że już zamówiłaś najnowsze - rozszerzone wydanie "Ostatniego jednorożca" Beagle'a?
Chciałam, ale... finanse. :c Pewnie kiedyś kupię przy okazji jakiś innych zakupów.
UsuńAle to nie jest drogie - na Arosie 25,94 zł. Za jakiś czas w tej samej cenie będzie na Bonito - jak robisz tam zakupy to masz jeszcze 5% rabatu za wierność + 5% za kod dyktando.
UsuńTak, ale zwykle kupuje kilka tytułów na raz, a na razie tak czy siak mam co czytać i... wydałam sporo na bzdury. Więc po prostu poczekam na zakupowe natchnienie i dobrą promocje. ;P
Usuń"Omnikromos" też kupiłam za 7 zł, w Intermarche ; )
OdpowiedzUsuń"Rozstrzelani za uratowanie kobiety" - historia z moich okolic, dotąd nie chciałam przeczytać, źle znoszę takie ciężkie historie, ale skoro słyszę same dobre rzeczy, to pewnie się skuszę.
"Długa Ziemia" bardzo mi się podobała, ale czytałam tylko I część, ta "Proxima" brzmi całkiem ciekawie.
O, i Sikorskiego chcę przeczytać. A z ciekawości: znasz może książkę Targańskiego "Piastowie. Walka o tron"? Poczytałabym o rozbiciu dzielnicowym, ale nie wiem, na ile to jest dobre, a w księgarni mają same zafoliowane egzemplarze : D
Oooo, czyli też jesteś z Pyrlandii. Nie, Targańskiego nie znam - jakiś czas temu ktoś o tę pozycję pytał na forum historyków i nikt nie odpowiedział :D W każdym razie jest to nazwisko nieznane, więc ostrożność wskazana.
UsuńTak jest, Pyrlandia, kraina starożytnych Pyrów : )
UsuńNo nic, może uda mi się trafić na niezafoliowany egzemplarz i sobie przejrzeć.
Czytałam tę serię Baxtera z Pratchettem (bo Pratchett), i też była dla mnie przeciętna, chociaż ja tam na sf za bardzo się nie znam. Nie doczytałam jej nawet do końca i leży u mnie pierwszy tom, którego chce się pozbyć. :D Zawiść zaczęłam dzisiaj czytać i po około 100 stronach jest bardzo... klasycznie i poprawnie. Ciekawa jestem, czy to się jakoś rozwinie, czy już do końca będzie w tym tonie. W sumie nie mam nic przeciwko takiemu fantasy, ale to miało być właśnie takie och i ach... :D
OdpowiedzUsuń