Książka, która nie może „się wyprzedać” przez ponad dziesięć lat (wydana w czerwcu 2011, wciąż do kupienia w księgarniach). Debiut. Złe rokowania, prawda? A, o dziwo, całkiem przyjemna w lekturze.
Do tego Ezra dostał bonusa – został opętany przez demona (który twierdzi, że demonem nie jest). Stosunki demona z Ezrą to coś pomiędzy pasożytnictwem (pasożytuje demon, oczywiście) a symbiozą. Przy czym ta współegzystencja u obu nie wywołuje radości...
Akcja powieści toczy się w latach trzydziestych XX wieku w Chicago. Ezra to były policjant, bardzo dobry policjant, z tym że ma mały defekt, taką drobną wadę – jest alkoholikiem. Więc przymusowo rozstaje się z mundurem i zostaje prywatnym detektywem. Nie bardzo mu się wiedzie finansowo. Ale w Chicago dochodzi do serii morderstw – ktoś zabija prostytutki. Ezra dostaje ofertę powrotu do policji, z czego oczywiście skwapliwie korzysta.
Drugim wątkiem są pewne problemy lokatora Ezry, czyli demona. Ponieważ panowie (panowie?) współdzielą ciało, siłą rzeczy demon musi uczestniczyć w wątku Ezry, a Ezra w wątku demona. Oba wątki dobrze skonstruowane.
Żytowieckiemu wyszło bardzo zgrabne urban fantasy i dark fantasy skrzyżowane z kryminałem noir. Czuć tu klimat czarnego kryminału, świat jest odpowiednio ponury (dla niektórych może nawet zbyt ponury, ale ja lubię takie klimaty). Ezra to trochę, jak ktoś określił, Brudny Harry – cyniczny, złośliwy, nie odżegnujący się od fizycznych metod perswazji. Oczywiście, że to standardowy bohater takich opowieści, ale ten standard jest zrobiony bardzo dobrze, nie razi, wręcz przeciwnie – jest na swoim miejscu. Demon z kolei wprowadza nieco elementu humorystycznego, ale znowu bardzo pasującego.
Podobało mi się to, że autor podszedł poważnie do wątku kryminalnego, bo często w urban fantasy jest robiony na zasadzie byle był, a że pruje się jak stare gacie, to nieistotne.
Interesujący sposób prowadzenia narracji – mamy nie dość, że narratora pierwszoosobowego, to jeszcze relacjonującego w czasie teraźniejszym, że dam próbkę: Nerwowo szukam po kieszeniach paczki samosiejki od Cyganów. Wyciągam z niej jednego skręta...
Niedawno pisałem, że autor nie powinien debiutować cyklem, bo często pierwsze koty za płoty. Nie dotyczy Żytowieckiego – od razu zaprezentował się jako sprawny twórca. Inna rzecz, że dzieje Ezry i „jego” demona nie są wielkim cyklonem, a raczej cyklikiem; autor dorzucił tylko drugą część, w 2015 roku, po czym właściwie zamilkł. Szkoda.
W każdym razie udany debiut – polecam książkę Żytowieckiego, tym bardziej że można ją kupić dość tanio (dziś, jak pokazuje Ceneo, od szesnastu zł; dostępny jest też ebook za dziesięć zł). Ale uprzedzam, że Mój prywatny demon jest napakowany lewicowym ideolo – nie z bańki LGBT, a z bańki BLM. Więc czytelnicy, którym to przeszkadza, odejmą sobie z poniższej oceny jeden punkcik, dla odmiany fani takich elementów mogą sobie jeden dodać.
Okładki wydań ebookowych |
OCENA: 7/10.
M. Żytowiecki, Mój prywatny demon, wydawnictwo Ifryt, Lublin 2011, stron: 280.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz