Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 24 lipca 2022

Wiedźmin. Szpony i kły

O dwóch opowiadaniach już pisałem, zdecydowanie nie zachwyciły mnie. Przypomnę, że ów zbiorek powstał w wyniku konkursu „30 lat Wiedźmina”. Okazało się, że większość opowiadań jest lepsza od tych docenionych przez jury z Nowej Fantastyki... Fakt, jest też kilka słabszych, a jedno wręcz żenujące.

Po kolei (opinię o danym opowiadaniu poprzedza okładka audiobooka):


Piotr Jedliński Kres cudów


O tym opowiadaniu już pisałem – to zwycięzca konkursu – więc tylko przypomnę podsumowanie:

Piotr Jedliński naprawdę przyłożył się do warstwy językowej – to język chyba bardziej „sapkowski” od tego, którym posługuje się sam AS. A może nawet za bardzo sapkowski.

Odnoszę wrażenie, że skupiając się na popisach krasomówczych, Jedliński zapomniał o innych niezbędnych elementach, czyli fabule i bohaterach. Akcja się po prostu ślimaczy. Dostajemy długie opisy, długi fragment z dzieła Jaskra, dialogi, które dają szansę popisania się językiem, ale poza tym niewiele wnoszą. Opowiadanie jest wyraźnie wzorowane na Sapkowskim: zadyma w mieście, kłopoty – oferta nie do odrzucenia (oczywiście rozprawienia się z potworem), moralne dylematy Geralta. Wielkie nic.

Podczas czytania przyszło mi do głowy malarstwo akademickie – świetne technicznie, ale bez serc, bez ducha. Wcześniej dałem 6/10, ale po przeczytaniu całości, po porównaniu z innymi opowiadaniami, obniżę:

OCENA: 5/10.



Beatrycze Nowicka Krew na śniegu. Apokryf Koral


Opowiadanie z nieznaną Sapkowskiemu przygodą czarodziejki Lytty Neyd, zwanej Koral, i Geralta. Bez silenia się na naśladownictwo stylu Sapka. Wyszło nieźle, choć nie zaszkodziłoby nieco skrócić te dyskusje między głównymi bohaterami.

Jednej rzeczy nie pojmuję – po jakiego grzyba Koral i Geralt zabrali na wyprawę tropiciela? Jakoś nie widzę, co rzeczony miał tropić... Może miał być przewodnikiem? Ale Koral i Geralt świetnie wiedzą, gdzie się wybierają, do tego ów cel ukrywają przed tropicielem, a na dodatek przed dojechaniem do niego, odsyłają tropiciela do domu...

OCENA: 6/10.



Sobiesław Kolanowski Ironia losu


Znowu Geralt. Mam duży problem z tym opowiadaniem. Niby mi się podobało, ale jest takie wydumane, cała ta „intryga” jest dla mnie naciągana – wciąż towarzyszyło mi wrażenie, że bohaterowie mogli załatwić swój problem w znacznie prostszy sposób. Geralt trochę niegeralci (jednak Geralt ogarniał, że nie każdy „potwór” jest potworem, a tu się zachowuje, jakby jednak nie ogarniał).

Samo zakończenie takie trochę deus ex machina.

OCENA: 6/10.



Nadia Gasik Co dwie głowy...


Tym razem nie Geralt, lecz Triss Merigold i Lambert.  Akcja kilka lat po śmierci Geralta. Niestety, to się czyta źle. Autorka czasami sili się na kwiecisty język, co nie wychodzi jej zgrabnie, do tego wplata kolokwializmy ani sapkowskie, ani w ogóle pasujące (np. kolor sraczkowatoszary – str. 130). Ale to jest do przetrawienia.

Nie do przetrawienia było dla mnie asekuranctwo autorki. Przykładowo, na str. 130 mamy akapit, w którym po kolei leci: prawdopodobnie, naprawdę wyjątkowa (nie jest pewna czy jej uwierzymy na słowo, więc musi dodać, że naprawdę), niewykluczone, jakieś nowe (nie nowe, tylko jakieś nowe). Dziewczyno, ty kreujesz ten świat, nie możesz być niepewna co do tego, jaki jest, więc trochę odwagi. Jeśli ty nie wierzysz w to, co opisujesz, to w jaki sposób ma to być wiarygodne dla mnie?

Inny rodzaj asekuranctwa – ideologiczny. Stworzyła bohatera imieniem Xalalib i określa go jako egzotycznego, z Zerrikanii... Naprawdę autorko – stworzyłaś czarnego bohatera i boisz się napisać, że był czarny?

Udało się Nadii Gasik stworzyć kilka fajnych scen, np. rozmowa Triss z Lambertem przy wódce. Ale to za mało. Autorka ma prawo mieć pretensje do redaktora, bo jego rolą jest zwrócenie uwagi na niedoskonałości wymagające szlifu. W tej postaci, niestety, wyceniam to opowiadanie:

OCENA: 5/10.



Katarzyna Gielicz Skala powinności


Znowu bez Geralta – jest jego kolega, wiedźmin Coën. Całkiem zgrabne, choć mam wrażenie, że wyszłoby mu na korzyść ograniczenie stylizacji na Sapka. Początek taki sobie, ale im bliżej końca, tym lepiej.

OCENA: 6/10.



Barbara Szeląg Bez wzajemności


Jaskier. Dobre opowiadanie, prawie najlepsze :) Jaskier jest Jaskrem – cynikiem, świntuchem, kurwiarzem i kłamcą (a na dodatek leniem i pijakiem). Ale nie, to nie jest humoreska. Pozostali bohaterowie też autorce się udali. A fabuła... Mógłbym sobie wyobrazić, że wyszło to spod pióra Sapkowskiego i to w dobrej formie – ot np. wtedy, kiedy pisał Kwestię ceny (zdaje się zresztą, że to opowiadanie, oczywiście obok Trochę poświęcenia, było inspiracją dla Szeląg).

OCENA: 7/10.



Przemysław Gul Lekcja samotności


O tym już pisałem, więc się zacytuję:

To opowiadanie prezentuje poziom fanfików i to skierowanych do nastoletnich czytelników. Doczytałem do końca tylko dlatego, żeby móc napisać tę notkę – inaczej w połowie bym rzucił to w diabły. Szkoda, że w NF nie podkreślili fragmentów z wyrazistością bohaterów, niewymuszonym humorem i gorzką puentą – jakoś mi to umknęło. Znaczy puenta była, ale wybitnie infantylna.

Być może zresztą taki był zamiar autora – napisać Wiedźmina dla gimbazy. I może nawet pod tym względem mu się udało – ze względu na wiek, nie mnie to oceniać. Odrzuciły mnie od tego „dzieła” niekończące się przekomarzania nastolatków, długaśne starcie z Szelobą – czy jakimś jej kuzynem.

OCENA: 4/10.



Tomasz Zliczewski Nie będzie śladu


Ooo, i tu czapki z głów. Nie wiem, jakim cudem to nie wygrało. I to jedyne opowiadanie niezapożyczające konkretnych bohaterów od Sapka. Jest jakiś wiedźmin, ale diabli wiedzą kto zacz, bo nigdzie jego imię nie pada. Zapewne nie Geralt, bo Geralta raczej zwano by albinosem, a nie człowiekiem z blizną. Zdaje się, że akcja jest umieszczona kilka lat po nagłym zejściu Geralta z tamtego łez padołu.

Niezła intryga, nieco kryminalna. Przyznam, że długo nie połapałem się, kto jest złolem. Fajny klimat – kończącego się świata wiedźminów. Bohaterowie z osobowością i historią. Zliczewski wniósł do wiedźmińskiego świata coś swojego, nie niszcząc niczego co zastał.

Jeśli Sapek kiedyś będzie chciał być jak Christa i namaści kontynuatora Wiedźmina (czy raczej wypożyczy świat Wiedźmina), to Zliczewski jest bardzo dobrym kandydatem. Co ciekawe, to chyba absolutny debiutant (w każdym razie nic więcej nie wymieniają Lubimy Czytać i Encyklopedia Fantastyki) – przyznam, że zaświtała mi w głowie myśl, że być może to jakiś uznany twórca pod pseudonimem...

OCENA: 8/10.



Andrzej W. Sawicki Dziewczyna, która nigdy nie płakała


Elfka Toruviel. Niedawno pisałem o tym autorze: Tak szczerze, to nie przepadam za twórczością Sawickiego (...) jakoś tak losy jego bohaterów wiszą mi i powiewają. Pisałem to przy okazji opowiadania, które na przekór mojej opinii, wciągnęło mnie. I tu znowu mam przyzwoite opowiadanie Sawickiego (pewnie czas zrewidować opinię – chyba się facet rozwinął).

A tu mamy przemianę Toruviel. Na pewno bolesną, bo elfka nienawidząca ludzi na łasce ludzi – to musiało boleć.

OCENA: 7/10.



Michał Smyk Ballada o Kwiatuszku


Opowiadanie Sawickiego powinno zamykać tę antologię, bo dwa kolejne „dzieła” znalazły się chyba w wyniku jakiejś pomyłki, chwilowego zaćmienia umysłowego jury.

Smyk znowu przedstawia nam Jaskra, ale nie żyjącego Jaskra, tylko jego ducha. Pożenił przy tym Wiedźmina z Greyem czy inną Blanką Lipińską. Efekt żałosny. Związek ze światem Sapka de facto żaden: zamienię Jaskra na Janusza, Kwiatuszek na Karynę, a Zygfryda de Goov na Sebastiano di Babolinii – w niczym to nie zmieni odbioru tego gniota. Najgorsza rzecz, jaką przeczytałem w bieżącym roku... Smyk ląduje u mnie na liście „nie tykaj, bo to kupa”.

OCENA: 1/10.



Jacek Wróbel Szpony i kły


Strzyga (tak, ta z pierwszego opowiadania Sapka) i Geralt. O bosze, jakie też nudziarstwo... Nie wiem czy to miało być przewrotne czy zabawne? A może wiedźmiński Grendel (nawiązuję do powieści Johna Gardnera)? Nie wyszło.

Wróbel przedstawił znane nam wydarzenia niby z punktu widzenia strzygi. To dostaliśmy nudne przemyślenia strzygi, przy tym zdaje się sprzeczne z tym, co o strzydze pisał Sapek. Połowę zmęczyłem uczciwie, drugą tylko przekartkowałem. Może bym dał za to 5/10, ale klimat jest tak niewiedźminski, niesapkowski, że  max to:

OCENA: 3/10.


Tak informacyjnie: w książce jest jeszcze przedmowa Marcina Zwierzchowskiego (Dziedzictwo Białego Wilka) – trochę truizmów, trochę wazeliny.


Teraz o całości


Okładki wydań rosyjskiego i niemieckiego

Na początek taka uwaga, bo wyżej czepiałem się jednych opowiadań, że za bardzo stylizowane na Sapka, a innego, że zupełnie niesapkowskie. I to jest właśnie wyzwanie – znaleźć balans między małpowaniem a odklejeniem. I na tym polu, niestety, większość autorów poległa.

Pomijając Zliczewskiego, nikt nie stworzył „swojego” Wiedźmina – to tylko aneksy do dzieła Andrzeja Sapkowskiego, wykorzystujące jego bohaterów, często rozwijające jego wątki. Co gorsza, większość pojechała w stronę smutku, nostalgii, a przecież Wiedźmin to też masa dobrego humoru – tu trochę strawnego humoru mamy u Barbary Szeląg, zdaje się, że próbował też Smyk, ale na jego próbę spuśćmy zasłonę miłosierdzia; ciekawe, że w obu tych opowiadaniach głównym bohaterem jest Jaskier, że nikt nie wpadł na pomysł wykorzystania np. dopplera Dudu, krasnoludów, feldmarszałka Dudy, czy choćby diaboła (już nawet nie marzę o postaci oryginalnej, spoza „skarbca” Andrzeja Sapkowskiego).

Te opowiadania byłyby fajniejsze, gdybyśmy czytali je pojedynczo – w kupie, niestety, zaczyna razić naśladowczy jednokopycizm.

Gdyby to ode mnie zależało, eksmitowałbym z antologii Smyka, Wróbla i Gula, a chyba także zwycięzcę konkursu, czyli Jedlińskiego. Gasik powinna dostać tekst z powrotem do poprawy (a właściwie, to może redaktor powinien dostać).

O wydaniu – kiedyś już o tym pisałem, na okładce wyduszona jest taka drobna kratownica sprzyjająca przełamywaniu się. Przyznam, że nie wiem jak to czytać, żeby się nie przełamało (to zresztą jest przyczyna, dla której nie kupiłem tej książki, wypożyczyłem z biblioteki). I tak wygląda egzemplarz parę razy przeczytany:

A tak zgina się okładka – nie dociskałem do końca, żeby dodatkowo nie popsuć, ale właściwie wygina się pod kątem prostym:

W środku mamy przed każdym opowiadaniem niezły, klimatyczny rysunek Tomasza Piorunowskiego, o np.:


OCENA całości: 5/10.

Andrzej Sapkowski przedstawia: Wiedźmin. Szpony i kły, red. M. Zwierzchowski, wydawnictwo SuperNowa, Warszawa 2017, stron: 396.



Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

7 komentarzy:

  1. Znam tę antologię jedynie słuchając ją jako audiobooka. I mimo, że zatrudniono do czytania dość rozpoznawalne nazwiska, to końcowy efekt wyszedł również różnie. Paradoksalnie ostatnie opowiadanie dostało niezłą lektorkę i nie mam o nim aż tak złej opinii. I odwrotnie - te lepsze fragmenty czytane beznamiętną manierą szybko zaczęły wietrzeć z głowy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, czytałem zestaw "czytaczy" - nazwiska uznane, to ostatnie opowiadanie czytała Anna Guzik, ale jest też Dereszowska, Zamachowski, Bołądź, Wolszczak, Osyda,Jacek Rozenek...

      Usuń
  2. Mamy w sumie podobne zdanie o tych tekstach (choć ja wyżej jeszcze cenię "Bez wzajemności" i bardzo spodobała mi się "Lekcja samotności", "Szpony i kły" też do mnie przemawiają. Za to "Nie będzie śladu" jest dla mnie najwyżej przeciętne. I oboje nie rozumiemy, kto i jakim cudem uznał "Balladę o Kwiatuszku" za przekraczającą próg drukowalności XD

    Zresztą, miałam o tym zbiorze notkę u siebie:
    https://kronikaksiazkoholika.blogspot.com/2018/04/szpony-i-ky-antologia.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ballada o Kwiatuszku" to jakiś dramat. Natomiast rozumiem, że komuś mogą się podobać "Szpony i kły", ale dla mnie to opowiadanie kłóci się z spakowszczyzną. Może jest to niezły pomysł, ale na coś poza światem Sapka.

      Usuń
  3. Patrząc na tę okładkę, pomyślałam, że to książka Sapkowskiego, bo w górnej części widać właśnie jego nazwisko, a słowo „przedstawia” jest niestety mało widoczne. Tymczasem to dzieło jakichś nieznanych i przeważnie słabych autorów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Większość z tych autorów to debiutanci, ewentualnie autorzy paru opowiadań. Powieści na koncie mają tylko Sawicki i Wróbel.

      A mam takie przeczucie, że wśród przegranych były lepsze rzeczy. Zastanawiam się, jak to oględnie napisać... Może tak: moim zdaniem gust Zwierzchowskiego nie jest wyrafinowany. Co zresztą każdy może sprawdzić - wystarczy przeczytać parę książek wydanych w śp. serii Prószyńskiego: "Najlepsze książki na świecie. Prawdopodobnie".

      Usuń
  4. Też uważam "Nie będzie śladu" za jeden z najlepszych tekstów w zbiorku.
    Choć z kolei to o Toruviel i "Bez wzajemności" nie przypadły mi aż tak do gustu - pierwsze - za zbyt gwałtowną jej przemianę, drugie - dla mnie to zbyt wierna kopia opowiadania o syrence.
    Tja - okładka też mi popękała, po pierwszym otwarciu.

    OdpowiedzUsuń