Wiecie, że nie lubię sztampowej fantastyki, szczególnie tej made in USA gdzie często pisarze talent zastępują „matematyką” wbijaną do głów podczas kursów kreatywnego (kreatywnego?) pisania. Matematyką, czyli mierzą proporcje dialogu i opisu, w odpowiednich miejscach wprowadzają cliffhangery itd. itp. Do tego sztampowi bohaterowie i sztampowa fabuła (bo teraz modne jest tylko pozorne zmienianie scenerii – pozorne, bo arabszczyzna S. A. Chakraborty czy chińszczyzna Rebecci F. Kuang to tylko farba i to jeszcze źle położona).
To latam i szukam po małych wydawcach, wielu z nich jest słabo rozpoznawalnych. Może z czasem przybliżę Wam kolejnych (ale proszę mnie nie trzymać za słowo), a dziś wydawnictwo OdeSFa (tak, wysyłając pytania, napisałem Odessa). Wydawnictwo powołane w strukturach Fundacji Kultura-Integracja-Społeczeństwo z inicjatywy Jacka „Franco” Horęzgi, przy wsparciu Luizy „Evivy” Dobrzyńskiej.
Działalność wydawnictwa opiera się głównie o pracę osób niepełnosprawnych, w tym także niewidomych i niedowidzących, realizując tym samym misję fundacji: niesienie pomocy osobom niepełnosprawnym, pokrzywdzonym przez los oraz osobom zagrożonym wykluczeniem społecznym, poprzez tworzenie dla nich miejsc pracy i przestrzeni do samorealizacji w sektorach związanych z animacją kultury, ekonomią społeczną, dziedzictwem narodowym i kulturowym, antropologią społeczną oraz bezpieczeństwem publicznym, ochroną zdrowia i edukacją.
To wywiad z Jackiem Horęzgą wspieranym przez Luizę Dobrzyńską.
* * *
Mua (znaczy, że Paweł): Jesteście młodym wydawnictwem, sądząc po utworzeniu fanpage na Facebooku, Odessa powstała w listopadzie 2021. To chyba trochę ryzykowne otwierać wydawnictwo podczas epidemii COVID, która przyniosła m.in. duży wzrost cen papieru. Nie mieliście związanych z tym obaw?
Jacek „Franco” Horęzga: OdeSFa. Ludzie ciągle mylą z nazwą geograficzną i polityczną. O której nieco głośniej ostatnio, w kontekście kolejnej agresji postsowiecko-carskiej rosji (mała litera z premedytacją) na Wolny Świat. Co zaś do daty… hmmm… to nie takie proste i oczywiste. Działalność wydawniczą fundacja, w której strukturze powstała OdeSFa, planowała od samego początku, jeszcze zanim przeszła proces rejestracji dziesięć lat temu (na marginesie – w grudniu obchodzimy dziesięciolecie wpisu do rejestru). Sama OdeSFa, już jako pewien mglisty projekt, jeszcze bez nazwy, zaistniała około 2018-2019 roku. Co zaś do ryzyka – oczywiście kładziemy nacisk na aspekt merkantylny, bo taka jest też misja fundacji, ale przychody ze sprzedaży wydawnictwa nie determinują o powodzeniu przedsięwzięcia. Mamy zdywersyfikowane źródła przychodów. A COVID? Raczej niestraszny działalności wydawniczej – ludzie więcej ponoć czytają. Bardziej obawiamy się lawinowo rosnących cen papieru, kosztów druku i ogólnie wszystkiego. Ale to raczej nie wina epidemii. A na pewno nie epidemii COVID. Co przekłada się już na ceny naszych wydawnictw.
Właśnie mija rok Waszej działalności – jakiś bilans (oczywiście nie finansowy, raczej co się udało, co się nie udało)?
JHF: Mamy spory poślizg z kilkoma tytułami, nawet w stosunku do już i tak przesuniętej daty premiery na jesień 2021. Właśnie próbujemy to nadrobić.
Wstrzymaliśmy publikację dziesięciotomowego cyklu smoczego autorstwa Rosjanina, w tłumaczeniu Izworskiego – to miał być jeden z naszych flagowców. Co się zaś udało? Ano w końcu dopięliśmy wydawniczo nasz flagowy projekt, od którego się zaczęło…
Sieć dystrybucji chyba macie dość ubogą...
JHF: Mam (ja osobiście) swoje doświadczenia ze sprzedażą nie tylko książek, m.in., wyniesione z lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Oraz bogate doświadczenie sprzedażowe, także za ladą. Pomimo presji pierwszych autorów i części zespołu, forsowałem politykę stopniowego budowania oferty i wyjścia na głębsze wody dopiero z minimum dziesięcioma tytułami. W tej chwili mamy ich sześć i już podpisaliśmy dwie duże umowy z dużymi dystrybutorami. Myślę, że z czasem będzie ich więcej. Niestety, zgodnie też z przewidywaniami, niespecjalnie realizuje się polityka zawierania umów na tzw. „gębę”. Książki są sprzedawane, ale pieniądze jakoś spływać nie chcą ;).
Z kolei ceny dość słone. Z czego to wynika?
JHF: To chyba oczywiste. Książki drukujemy po cenach rynkowych – koszty druku wzrosły niebotycznie. Staramy się też dbać o jakość zarówno papieru, jak okładek. Kładziemy nacisk na wysoki poziom edycji. Dbamy też o oczy nasze i naszych czytelników. Preferujemy papier creme 2.0 aksamitny w dotyku i nie rażący oczu śnieżnobiałą plamą. Oczywistym czynnikiem wpływającym na druk jest też objętość książek – jak widać, trudno nam zmieścić się poniżej pięciuset stron. A trzy ostatnie, to już niemal po siedemset stron.
Nie wiem jak Wam, ale mnie podobają się okładki książek z OdeSFy |
Trzeba wziąć pod uwagę, że jesteśmy wydawnictwem tradycyjnym i od początku było takie założenie, że nie autorzy nam płacą, tylko my płacimy im. Uczciwie, bez krętactwa. Autor ma pisać, reszta należy do nas. Płacimy też za okładki, na bieżąco, za prawa autorskie – staramy się zaliczkować z góry – wszystkie wydane przez nas do tej pory książki są opłacone z góry zaliczką w stopniu satysfakcjonującym (mam nadzieję) Autorów. Na niemal bieżąco rozliczamy się też z redaktorami, chociaż część pracuje wolontariacko – za CV. Chcemy to jednak zmienić i po prostu płacić uczciwie, w miarę napływu środków na dalszy rozwój.
Jest w waszej „stajni” dość ciekawy zestaw autorów, w środowisku fanów rozpoznawalnych, ale jednak niszowych. Najbardziej znany jest z nich Jacek Inglot, mający na koncie dziewięć książek, ale chyba żadna nie była bestsellerem, no może pewien rozgłos zyskało sobie pierwsze wydanie Quietusa (1997 rok). Macie Luizę Dobrzyńską, którą wielu kojarzy, ale na stronach poświęconych fantastyce o niej cicho, na forach nie dyskutuje się o jej powieściach. Macie Henryka Tura, chyba pechowca, bo kojarzę, że pierwszą książkę miało mu wydać wydawnictwo Ares w tzw. żółtej serii – zacnej serii, bo debiutowali tam książkowo np. Agnieszka Hałas, Rafał Kosik i Robert J. Szmidt – do debiutu Tura nie doszło, seria się zwinęła razem z całym wydawnictwem. Wreszcie macie Jakuba Turkiewicza, który znany bardziej jest jako autor non fiction, choć ma też na koncie wydany przed wiekami zbiór opowiadań... To był Wasz pomysł na serię – nie debiutanci, lecz autorzy niszowi?
JHF: Chyba tak to można ująć. Zarówno nazwa wydawnictwa, jak i nazwa naszej topowej serii – Szamani Fantastyki, nie wzięła się znikąd. Nieśmiały pomysł wydawania książek nabrał rumieńców dopiero po moim spotkaniu się z Luizą Dobrzyńską pod postami Jacka Izworskiego. O czym dalej. Jacek Inglot, to mój pierwszy redaktor – zadecydował lata temu o moim debiucie literackim na łamach wrocławskiego fanzinu Phantasma, o czym szerzej można przeczytać we wstępie do Inquisitor. Zemsta Teztzatlipoci i inne opowieści.
Jakub Turkiewicz – hm chyba jest dwóch ;) Nasz „Kubuś” jest nierozerwalnie związany z SF – publikował w Sferze, Science Fiction, Fantasy i Horror, jest badaczem popkultury, w tym między innymi fenomenu i recepcji Star Wars w Polsce w czasach PRL. Co zresztą sprawiło, że poznaliśmy się internetowo tak jakoś ze 20 lat temu z hakiem. Jakub Turkiewicz jest współautorem dokumentu Wojna Gwiazd, którego jednym z bohaterów jest powołany przeze mnie i Piotra Nowickiego PIERWSZY FANCLBUB Star Wars w Polsce, jeszcze w 1984 roku. O czym też opowiada po trosze książka Kuby Wojna Gwiazd. Wydana niestety nie przez nas, chociaż mamy nieodparte wrażenie, że pojawienie się książki Kuby w naszych zapowiedziach zmusiło tamtego wydawcę do realizacji oczekiwanej nie tylko przez Kubę – zapowiedzi. Zresztą, byliśmy gotowi wydać ją w naszej niezainaugurowanej ciągle serii Per Astra Ad Antropologiam.
Luiza? O tym za chwilę…
Odrębnym przypadkiem jest Jacek Izworski, który zyskał sobie rozgłos w latach osiemdziesiątych XX wieku minipowieścią Gwiezdne szczenię, po czym zamilkł na wiele lat, przypomniał się w 2014 roku powieścią młodzieżową Węzeł światów, po czym znowu zamilkł. Dlaczego akurat Izworski i Gwiezdne szczenię?
JFH: Od niego wszystko się zaczęło. Znaliśmy się z Jackiem Izworskim od 1984 roku, podobnie zresztą, jak z Jackiem Inglotem. I masą innych, starych fantastów, pionierów fandomu. Zawsze go podziwiałem, chociaż bywał trudny w obcowaniu, zwłaszcza dla młodego człowieka, niedoświadczonego jeszcze przez życie. Kiedy po latach przerwy powoływałem fundację, Jacek Izworski był pierwszą osobą, która przychodziła mi na myśl. Zakładałem, że starczy nam sił i środków nie tylko na wznowienie jego shejtowanej kiedyś książki, ale i na stworzenie czegoś na wzór miejsca stałego pobytu i opieki dla fantastów borykających się ze zdrowiem i problemami. W międzyczasie sam przeszedłem kolejne kryzysy, ale idea nie umarła.
Kilka lat temu, pod postami Jacka nawiązałem znajomość z Luizą Dobrzyńską i wtedy nastąpił przełom. Okazało się, że łączą nas troje podobne doświadczenia, jeśli chodzi o różnego typu wykluczenia, stygmatyzacje, hejt, próby wykreślania z pamięci społecznej. Ale Luiza miała też doświadczenie autorsko-wydawnicze i spory bagaż znajomości. Jacek zaplecze w postaci tekstów i międzynarodowych kontaktów. Ja doświadczenie w prowadzeniu organizacji i pozyskiwaniu środków. I tak, pomimo wielu kłopotów po drodze, ciągłego przekładania premier, także z racji odwlekającego się terminu ostatecznego pozyskania startupowych środków, w końcu, w 2021 roku, udało nam się wydać pierwszą książkę Chciej mnie zawsze.
Powinienem tutaj dodać jeszcze kilka nazwisk, ale już chyba brakuje miejsca. Na pewno warto podkreślić zaangażowanie i profesjonalizm naszej zecerki, która dołączyła do zespołu nieco później, a która ma niesamowitą cierpliwość, zwłaszcza do mnie ;) – Dzięki Dominika Świątkowska! O kolejnym sercu inicjatywy dopowie chyba Luiza…
Wasze wydanie Gwiezdnego szczenięcia ma podtytuł: Antologia Osobista. Rozumiem, że jest to wydanie poszerzone o dodatkowe teksty. Kojarzę dwa opowiadania Izworskiego, oba były opublikowane w fanzinie Czerwony Karzeł. Czy to o nie jest poszerzona wasza edycja, czy też może autor coś wygrzebał z szuflady lub specjalnie napisał do tej książki?
JHF: Tutaj oddaję głos Luizie, która jest redaktorem tomu:
Luiza Dobrzyńska: Antologia zawiera opowiadania, wiersze, jak również biografię Jacka Izworskiego, która pozwala zrozumieć, jakim on jest człowiekiem, a jest niezwykłym. Jest też wywiad z nim i refleksje na jego temat od różnych ludzi. Jednak przede wszystkim mamy tam poprawioną, przeredagowaną i rozwiniętą wersję powieści Gwiezdne szczenię – utworu, który zebrał w swoim czasie mnóstwo niezasłużonego hejtu, głównie ze strony krytyków literackich, nie czytelników.
To piękna, ciepła, optymistyczna opowieść o tym, jak ktoś pozornie słaby i niewiele znaczący może zmienić przyszłość całych światów. Jest to fantastyka zdecydowanie antywojenna, pozbawiona wielkich, uzbrojonych armad, toczących boje w przestrzeni kosmicznej. Jacek Izworski ujął mnie bez reszty właśnie tym wstrętem do wojen i przemocy, choćby obecnym tylko w książkach. Ze swej strony uważam, że wszelkich „gwiezdnych wojen” mamy już naprawdę dość. Pokojowej SF na półkach księgarskich teraz praktycznie nie uświadczymy i co mnie dziwi, to fakt, że pełne przemocy i zniszczenia książki o dalekiej przyszłości jednak muszą się dobrze sprzedawać, skoro taki jest na nie popyt u wydawców. Z drugiej strony ich rolą powinno być kształtowanie gustów czytelnika, nie tylko schlebianie im przed podsuwanie najbardziej chwytliwych dla większości z nich pozycji. Przypomina to karmienie chorobliwie otyłych nastolatków fast foodami – bo większość z nich tak chce.
Dobrze byłoby się też zastanowić, czemu wojna, zniszczenie i okrutna śmierć tak dziś ludzi fascynują? Może dlatego, że nie doświadczyli tego na własnej skórze, więc pokój i współpraca wydają się im nieciekawe? Niezależnie od powodu, Gwiezdne szczenię stanowi doskonały kontrapunkt dla fantastyki stricte militarnej, szczególnie w nowej formie, gdy wspólnymi siłami usunęliśmy niedociągnięcia i błędy pierwszego wydania.
Przygotowujecie teraz wydanie powieści Oksany Usenko, ukraińskiej pisarki, dochód ma być przeznaczony na wsparcie dla Ukrainy. Coś więcej o tej powieści?
JHF: Od razu sprostuję. Pomysł wydania tej książki zrodził się jeszcze przed kolejną agresją rosji na Ukrainę w 2022. Jacek Izworski miał gotowy przekład. I jeszcze zanim pozyskaliśmy czy to Jacka Inglota, czy to Jakuba Turkiewicza, decyzja już zapadła: wydamy także tłumaczenia Izworskiego. Dochód (o ile taki wystąpi, bo nasze książki są ciągle pod kreską i są niedochodowe) będzie przeznaczony na działalność bieżącą, statutową. Jaką są m.in. wypłaty dla niepełnosprawnych pracowników fundacji.
Pomoc dla Ukrainy, w formie finansowej wyraża się w tym wypadku po prostu wypłatą chyba niezłego, jak na warunki ukraińskie (obecnie) zaliczkowego honorarium dla Autorki – Oksany Usenko. Która cierpliwie, od lat, oczekuje na swój debiut drukiem. Tak się składa, że wpadłem na pomysł wydania tej książki dwujęzycznie i tak też jest to realizowane. Mamy już pierwszy egzemplarz prezentacyjny z drukarni, nanieśliśmy już wypatrzone poprawki i zaraz po Wszystkich Świętych powinien ruszyć druk. Redaktorem serii FantaSFa, w której się ukazuje książka, jest też Luiza.
Córka Azrai zostanie wydana w jednym woluminie po polsku i ukraińsku, to tzw. odwrotka, z jednej strony okładka polska (wyżej), z drugiej ukraińska (niżej) |
LD: Córka Azrai to stosunkowo łagodne, nieszablonowe fantasy, wplecione we współczesny świat. Opowiada o młodziutkiej dziewczynie z pogranicza dwóch światów, ludzkiego i syreniego. Musi ona nauczyć się życia w zupełnie nowym środowisku, pogodzić w sobie te dwa całkiem odmienne światy i walcząc o przetrwanie nie zagubić gdzieś swego człowieczeństwa. Książka przesiąknięta jest humanizmem i wszelkimi dobrymi emocjami. Właśnie na takim fantasy nam zależy – nie takim, w którym krew się leje strumieniami, a w przerwach między wyrzynaniem się nawzajem bohaterowie oddają się praktykom „dozwolonym od lat osiemnastu”, przy czym jedno i drugie opisane jest z drobiazgową dokładnością.
Miałam już wcześniej do czynienia z fantasy zza wschodniej granicy i moje doświadczenia z, mówiąc najogólniej, rosyjskojęzycznymi pisarzami są bardzo pozytywne. Oksana Usenko nie zawiodła moich oczekiwań i praca przy jej książce była dla mnie prawdziwą przyjemnością, szczególnie że sama autorka jest przeuroczą, wrażliwą, ogromnie inteligentną osobą, obdarzoną żywą wyobraźnią i wielkim talentem literackim. Jestem pewna, że z czasem odniesie ogromny sukces.
Autorka jest u nas zupełnie nieznana, mało znana zresztą jest też na Ukrainie (no, może rozpoznawalna jest w serwisie booknet.ua, w którym publikuje swoje ebooki). Dlaczego akurat na nią zwróciliście uwagę?
JHF: Odpowiedź jest wyżej. To zasługa Jacka Izworskiego.
Oksana Usenko jest także rysowniczką, ta okładka to jej dzieło?
JHF: Nie, akurat nie. Oksana oczywiście ma swoje wersje okładek, ale naszą zrobiła osoba „z kuźni” Luizy – Anna Szwajgier. Która jest też autorką większości naszych okładek, w tym nadciągających. Luiza dodasz coś?
LD: Anna Szwajgier odezwała się do mnie po przeczytaniu mojej debiutanckiej powieści, Dusza. Przysłała mi kilka grafik, które ogromnie mi się spodobały. Zaczęłyśmy ze sobą korespondować, śledziłam też na bieżąco jej fanpage i kiedy razem z Franco zaczęliśmy myśleć o wydawnictwie, ona była zrozumiałym wyborem na głównego grafika. Nie wyobrażam sobie już nawet, by ktoś inny robił projekty okładek czy ilustracje do moich książek – ona zawsze bezbłędnie trafia w samo sedno. Kiedy patrzę na jej projekty, zawsze myślę „Właśnie tak to sobie wyobrażałam”.
Na koniec nie można nie zapytać o dalsze plany...
JHF: Nie wiem czy plany… ale pomysłów jest sporo. Nowe serie, nowi-starzy autorzy. Wznowienia i premiery. Zmagamy się z problemami natury zdrowotnej i osobistej, trudno nam wystawiać się na targach czy konwentach. Myślę, że w Nowym Roku położymy nacisk na ten aspekt i spróbujemy odciążyć naszych przyjaciół od presji brania ze sobą naszych książek na eventy ;) . Do tego potrzebne są nam nowe książki, życzliwi i uczciwi kontrahenci, nowi autorzy. Jakkolwiek mamy co wydawać już chyba nawet do końca 2024 roku ;). Ale działamy.
W najbliższych planach jest wznowienie Powrotów Adama Pietrasiewicza i Wojciecha Bogaczyka (już jest cudowna okładka, której projekt załączamy), powieść Ciemność Stanisława „Szarlatana” Karolewskiego – znanego wrocławskiego antykwariusza i literata, wznowienie Antipolis Tomka Fijałkowskiego oraz planowana na wiosnę 2023 kontynuacja w postaci Sierpów Kronosa, cykl antologii pierwszej damy polskiej fantastyki – Emmy Popik, książki wspomnianego wyżej Henryka Tura (z którym wiążemy spore nadzieje zresztą).
Plany |
Oczywiście wydajemy też Luizę. Zremasterowane, poszerzone i przeredagowane wydanie pierwszego tomu jej cyklu Wiedźma z Podhala jeszcze w tym roku powinno zainaugurować nową serię SlaFa! – Slawiańska Fantastyka. Drugim tomem w tej serii będzie również zremasterowana, przeredagowana i poprawiona wersja Węzła Światów Jacka Izworskiego.
Trwają też mniej lub bardziej zaawansowane rozmowy z kilkoma, a może nawet kilkunastoma autorami, tłumaczami i redaktorami. Także z patronami. I tak dalej... Części planów po prostu nie wypada ujawniać z powodu ich rozmycia, część z racji troski o bezpieczeństwo pomysłu, czeka z upublicznieniem na swoją finalizację. A oto egzemplarz naszej pierwszej książki – Chciej mnie zawsze, którą z radością przekazujemy na Twoje ręce. Książka, pomimo rozesłania jej w ilości ok. dwustu sztuk po fantastycznej Polsce, jakoś nie doczekała się należnego jej (naszym zdaniem) rozgłosu. Ani nawet uczciwej (nie licząc tekstu Adriany Biełowiec i Luizy Dobrzyńskiej – dziękuję) – recenzji.
Serdecznie pozdrawiamy i dziękujemy za zainteresowanie.
Taki dodatek o Oksanie Usenko. To Ukrainka ze wschodniej Ukrainy, z Donbasu, z któego musiała uciekać po pierwszej rosyjskiej agresji (2014) - przeniosła się do Kijowa. W marcu bieżącego roku musiała przed rosjanami uciekać z Kijowa... Ale już wróciła.
OdpowiedzUsuńJej losy są trochę podobne do losów innego ukraińskiego pisarza Wołodymyra Rafiejenki, o którym pisałem parę zdań przy okazji biblioteczkowego raportu za wrzesień 2021.
Podobnie jak Rafiejenko, Usenko "normalnie" pisze teraz po ukraińsku i w tym języku powstała "Córka Azrai". Ale, jako że Jacek Izworski tłumaczy z rosyjskiego, Oksana napisała specjalnie pod polski przekład wersję rosyjską, na którą Izworski ponoć miał duży wpływ. Czyli powieść, która teraz ma się ukazać, pewnie będzie dość znacznie się różnić od pierwotnej ukraińskiej.
"Córka Azrai" osadzona jest w ukraińskiej rzeczywistości, to o syrence z Morza Azowskiego, a powstała z dziecięcej fascynacji znaną baśnią Hansa Christiana Andersena.
Ryzykanci. Biorąc pod uwagę krążące tu i tam pogłoski o kłopotach małych wydawnictw fantastyki z płynnością, małe nakłady, rosnące ceny, kurczący się popyt... No życzę im szczęścia, szczerze.
OdpowiedzUsuńW razie czego liczymy na Marsz Pogrzebowy ;). Dzięki - tak jak w wywiadzie - przychody ze sprzedaży książek póki co nie determinują o losach misji. Wręcz przeciwnie. Chcemy wydawać książki, zwłaszcza osób wykluczonych i niepełnosprawnych. Dopłacają nawet, że tak to ujmę, z innych kieszeni. Zobaczymy :) Serdeczności!
UsuńA był taki czas kiedy małe wydawnictwa (nie tylko fantastyczne) nie balansowały wiecznie na granicy bankructwa? To żadne pogłoski - to po prostu taki biznes, dopóki nie trafi się jakiś Sapkowski czy Tokarczuk na wyłączność, dopóty nie znasz dnia ani godziny. A jednak książki nadal "się wydaje" :-)
UsuńWbrew pozorom, tego typu wydawnictwo jest chyba finansowo bezpieczniejsze, niż duże sprzedające przez Empiki, Światy Książki i internetowe dyskonty. Robisz mały nakładzik i sprzedajesz przez swoją stronę + Allegro, żaden duży księgarz nie zabiera 60%, nie trzęsiesz się o zwroty, nie trzęsiesz się o wtopę, bo ile możesz wtopić przy takich nakładach na jednym tytule? Będzie popyt? Zrobisz dodruk. Nie będzie? To będą leżeć i czekać na klienta, albo oddasz te kilkadziesiąt egzemplarzy bibliotekom tyle.
UsuńTaki Mag może mieć na jednej pozycji duuuży zysk, albo duuużą stratę, tu jest mały zysk, mała strata - mniej stresujące. I chyba to jest przyszłość działalności wydawniczej. Po prostu - pośrednicy między wydawcą i czytelnikiem (czyli firma zajmująca się dystrybucją, jak Olejsiuk, i księgarnia) zabierają za dużą część tortu.
OdeSFa nie jest ani pierwszym, ani największym wydawcą tego typu, wszak mamy Stalker Books (w tym segmencie to gigant), ale jest np. Golem, jeszcze mniejszy od OdeSFy, który nie ma nawet swojej strony internetowej, tylko Allegro.
Problemem jest to, że (na razie?) pozycje powyżej 500 stron przy takich małych nadkładach muszą słono kosztować, bo koszty druku są nieporównywalnie wyższe, niż w przypadku Maga, Rebisu, albo Zyska.
Wódz Szmanów: Se właśnie rozważam, czy jednak nie pozostać tylko przy Allegro. Ciągle jakieś nowe rachunki od home.pl... Dzięki za dobre słowo. Rejestruj się na sklepie przed pierwszym zakupem i daj znać. Wrzucimy jakiś % na start.
UsuńO, widziałam sporo ich postów na FB jak zaczynali działalność, a potem cisza. Myślałam, że się zwinęli. Cieszy mnie że nie. Może w końcu sięgnę po jakąś ich książkę. Choć przyznam, że czekam aż pojawia się na Legimi. Bez testów na Legimi to już tylko pewniaki kupuję 😅
OdpowiedzUsuńJa się czaję na Izworskiego. Musiałem kiedyś to czytać, bo wydanie pierwsze "Gwiezdnego szczenięcia" (1986 r.) wyszło w serii Fantazja - Przygoda - Rozrywka wydawnictwa KAW - moi rodzice pracowali wtedy w szkole średniej, której biblioteka miała chyba wszystkie tomiki tej serii. To przeczytałem wszystkie :D Ale akurat mikropowieść Izworskiego nie zapisała mi się w pamięci (tak, jak choćby Głowackiego "Paroksyzm numer minus jeden", który nawet jakiś czas temu kupiłem z nostalgii).
UsuńW każdym razie, recenzje tej pozycji nasuwają mi skojarzenia ze starą, dobrą SF w stylu H. Beama Pipera i jego trylogii o Kudłaczach vel Kudłaczkach. A Kudłacze to może trochę naiwna, ale bardzo fajna, pozytywna lektura.
I, oczywiście, kupię tę "Córka Azrai", choćby po to, żeby trochę wesprzeć autorkę z Ukrainy.
Wódz Szaman: Moreni - był kryzys zdrowotny Wodza ;). I małe perypetie z pierwszymi książkami. Wszystko musiało się od nowa układać, kilka kroków do tyłu. Niektóre sprawy miały wymiar wręcz symboliczno-magiczny, jak wybicie szamba w piwnicy z magazynem - g. o mało nie zatopiły pierwszego nakładu naszej pierwszej książki. A że działo się to równolegle z innymi zamieszaniami wokół tejże, to już inna sprawa. Na szczęście, zupełnie przypadkiem, zszedłem nocą do piwnicy i wlazłem prosto w wywaljące z zapchanego kanału spłuczyny z całego piony - 16 rodzin. Nie zdążyło dostać się do naszej piwnicy. Ale panika była i trzeba było wnosić na I piętro kilkanaście ogromnych pak ;) Legimi? Nie wiem... teraz nasza najnowsza książka - Powroty - ukaże się równolegle na papierze i w ebooku. Ale faktycznie - czas jakieś fragmenty prozy wrzucić tu i tam. Dzięki!
Usuń@Paweł: też mnie najbardziej interesuje "Gwiezdne szczenię". Odkąd Zysk anulował mi Chambers, tęsknię za miłym, nieco spaceoperowym (choć niekoniecznie) SF w duchy Star Treka. (Kudłacze też fajnie brzmią, ale od jakości solarisowych wydań trochę mnie jednak skręca) Trudno coś takiego znaleźć na rynku, a Izworski wygląda właśnie jak to, czego szukam. No ale cena trochę zaporowa, więc poczekam na opinie i przypływ gotówki XD
Usuń@Wódz Szaman: jako osoba, która trzyma w piwnicy połowę swojej biblioteczki, jestem w stanie zrozumieć ból i panikę. ;) Trzymam kciuki za całą inicjatywę, bo polska fantastyka bardzo takich potrzebuje. W swoim czasie postaram się dorzucić grosik w zakupach ;)
Nadredaktor Szamanik (Wódz Szaman): Cena jednostkowa jest spora. Wszystko wg klucza, który opisał wyżej Seczytacz. Ale dziś dostaliśmy pewną alternatywę drukarską - zobaczymy. Proszę po prostu pilnować promocji i zacząć od założenia konta. Na hasło "Moreni od Seczytam" wrzucę startowy rabat 5-10%. I już będzie fajnie. A jeśli się go połączy z zakupem pakietu, to ohoho - Seczytacz może potwierdzić ;) Za chwilę zrobimy też kolejne promocje na pojedyncze tytuły. Serdeczności w Nowym! // A - jeśli tak, to na pewno Chciej mnie zawsze - kosmiczna fantastyka, utrzymana w klimacie Zajdla i Chandlera. Z masą odwołań do klasyki S-F, zwłaszcza filmowej. A do tego z cudownie wetkanym wątkiem Wiecznej Miłości... W Gwiezdnym Pyle Mlecznych Dróg. Tak mnie zainspirowała, że napisałem polski tekst do ballady Cohena: https://www.youtube.com/watch?v=HH4VVWI5MgU
UsuńMoreni - no a jeśli Star Trek, to obowiązkowo "Pol Trek. W imieniu Rzeczypospolitej".
Usuń