Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 12 marca 2023

Luty 2023 – raport z biblioteczki

Przybyło czterdzieści trzy. Dużo prezentów :D W tym fantastyka tylko sześć, z czego pięć zamówionych w Magu jeszcze w grudniu, plus polski rodzynek od autora. Komiksów zero. Z tego wychodzi, że trzydzieści siedem pozycji to historia.


Czasowo było u mnie źle, a jest gorzej. Bo co zrobić, jak człowiek ma pracy za dużo? Nie wiem czy znacie taki prastary żydowski dowcip...

Icek skarżył się rabinowi:
– Rebe, jaki u mnie w domu hałas, jaka ciasnota: żona, dzieci, jeszcze teściowa... Co mam robić?
Na to rabin poradził:
– Icek, ty kup sobie kozę.
Dziwna rada, przyznacie, ale skoro sam rabi tak mówi... Kupił Icek kozę. I oczywiście po paru dniach znowu odwiedził rabina.
– Rebe, coś ty mi doradził? Jest jeszcze gorzej, nie dość, że żona, dzieci, teściowa, że ciasnota i hałas, to jeszcze koza śmierdzi, beczy i wszystko pogryza.
Na to rabin:
– Icek, ty teraz sprzedaj tę kozę.
Żyd znów posłuchał rady i po kilku dniach wrócił do rabina:
– Dzięki ci, rebe, za radę, sprzedałem kozę. Teraz to mam jak w raju.

To ja jestem teraz na etapie „kup kozę” – wziąłem jeszcze więcej pracy. A do tego spier... spadłem ze schodów – skręcona noga, wybity bark. Od trzech tygodni nie mogę pisać prawą ręką, bo zaraz boli albo drętwieje. Wyprowadzenie kozy przewiduję na przełom maja i czerwca, więc do tego momentu będę tu sporadycznie.

Do rzeczy. Zamówienie z Maga. Artefakty, konkretne kobyły: McDonald – 800 stron, Swanwick – 1020:




Reynolds, a obok polski rodzynek, postapo debiutanta, Piotra Abramika, zdaje się, że osadzone w świecie gry S.T.A.L.K.E.R. (zdaje się, bo nigdy nie grałem, więc ręki sobie uciąć za to nie dam). Wydane dzięki internetowej zrzucie. Całkiem przyzwoita rzecz, najsłabszy początek, potem widać, że autor nabiera wprawy. Ale napisze się coś więcej (Piotr był tak odważny, że przysłał mi to do oceny).


I historia. Pakiet o Szukalskim – nieprzypadkowy zakup, bo w lutym w gnieźnieńskim Muzeum Początków Państwa Polskiego była konferencja Wielka Lechia – Wielka Ściema, gdzie miałem występ pt. Tezy turbolechickie w piśmiennictwie emigracyjnym (1944-1989). Stresująca rzecz, bo ja nie jestem od gadania, tylko słucham, a potem (podstępnie, naturalnie) obsmarowuję. Przy okazji poznałem innych agentów Watykanu, Niemiec i Chazarii (że o reptilianach nie wspomnę), nie tylko historyków i archeologów (jak Romana Żuchowicza vel Piromana i Jakuba Linettego; był też Artur Wójcik z Sigillum Authenticum, którego poznałem już wcześniej), ale także językoznawców (np. Michał Łuczyński) czy – co dla mnie najistotniejsze bo to czarna magia :D – genetyków (Łukasz Maurycy Stanaszek). Były też gwiazdy polskiej mediewistyki (że wymienię profesorów Stanisława Rosika, Pawła Żmudzkiego, Ryszarda Grzesika, a w charakterze widza pojawił się Dariusz Andrzej Sikorski), z nowożytników nie można pominąć udziału dr Joanny Orzeł. I tak turbolechici stali się nie tyle partnerami do dyskusji, co przedmiotem badania. Ale organizatorzy zwrócili się też do szurów o udział w konferencji (nie wiem do kogo konkretnie) – przybyło ich równe zero.

Dwie książki o Szukalskim praktycznie niedostępne. Pierwsza to niewątpliwie ciekawostka – opowiadanie Szukalskiego bliskie fantasy (to drugi powód, żeby to zdobyć). Niezłe. Cóż, Szukalski był wielkim artystą, ale i wielkim szurem. W książce jest też Słowo od wydawcy – chyba jego autorką jest Joanna Klara Teske oraz artykuły Lechosława Lameńskiego i Krzysztofa Jaskuły. Cała trójka to znani szukalskolodzy. Książki nie ma już w sprzedaży, dostałem egzemplarz od pani Teske (za co jestem bardzo wdzięczen).

Druga książka – listy od Szukalskiego do Mariana Konarskiego. Kilkadziesiąt lat korespondencji, niestety, tylko w jedną stronę (listów od Konarskiego do Szukalskiego nie ma). I tej książki też już się kupić nie da, ale wydawca (nie w sensie biznesowym, tylko merytorycznym, czyli człowiek, który przygotował tę korespondencję do druku) – Tadeusz Zych znalazł mi jeden egzemplarz.

Do tego kupiłem jego książkę o Marianie Ruzamskim; to taki rodzynek, który poparł pomysły Szukalskiego będąc już uznanym artystą (grupa Szukalskiego, czyli Szczep Rogate Serce składała się głównie z młodych, początkujących twórców).


Odwiedziłem księgarnię UAM (Poznań, przy ul. Fredry). Miałem zamówione dwie książki, wyszedłem chyba z ośmioma :D Dwie pozycje o dawnej Słowiańszczyźnie, czyli kolejny tom rocznika Slavia Antiqua i praca Adama Krawca. Ta druga to kolejny powód do wku... irytacji na wydawcę, czyli Wydział Historii UAM: książka w rzeczywistości wyszła we wrześniu, nie wiem czy dziś jest jeszcze dostępna, czy też nakład się skończył, a na stronie wydawcy widnieje w zapowiedziach... Ale co się dziwić, wszak kiedyś pracownica tegoż wydawnictwa, na moje pretensje dotyczące ich polityki informacyjnej, odparła z rozczulającą szczerością, że nie interesuje ich sprzedaż książek, że wydają tylko po to, żeby ich pracownicy mogli sobie odnotować publikację. Tak się wydaje za nieswoje (bo publiczne) pieniądze.


A jak już byłem w księgarni przy Fredry, to jakoś tak kupiła się (sama, bez mojego udziału! :D) praca Andrzeja Marca o panowaniu Ludwika Węgierskiego, który w Polsce bywał nader rzadko. I mizerna wypocina niejakiego Szulczyńskiego – żeby rozprawiać się z mitami historiograficznymi to trzeba znać źródła i literaturę, a rzeczony Szulczyński nie zna. Żenująca pozycja, nie tylko słaba merytorycznie, ale też infantylna. Kupiłem tylko dlatego, że zauważyłem fragment poświęcony turbolechickim głupolom. Jak będę miał czas, to zrobię biogosowanie.


A z Fredry pojechałem do księgarni... anarchistów z Rozbratu. Co mnie tam zagnało... Między innymi broszurki o Nastorze Machno (tu przypomnę, bo już kiedyś pisałem, że ów ukraiński anarchista przez jakiś czas siedział w obozie dla internowanych w moim rodzinnym Strzałkowie). Z poglądami anarchistów mogę się nie zgadzać, ale to nie znaczy, że mamy w siebie rzucać kamieniami przy osobistym spotkaniu, a człek, który mnie obsługiwał (chyba to szef wydawnictwa i księgarni) jest bardzo sympatyczny i pomocny – nie wszystkie źródła, jakie mieli o Machno, wykorzystali w tych broszurkach i książce (wcześniej kupiłem: Przyborowski, Wierzchoś Machno w Polsce) i kserokopie tych archiwaliów mi pożyczył. Bardzo miły gest.

A same broszurki wydane, jak na anarchistów przystało – wydrukowane na zwykłej komputerowej drukarce i powielone na ksero.


Do księgarni anarchistów zagnało mnie jeszcze poszukiwanie książki Jacka Ostrowskiego. I tu pakiet pitawalowy: pitawal wielkopolski + dwie pozycje o głośnym w czasach komunistycznych mordercy Zbigniewie Bielaju vel Iwanie Ślezko. Ślezko mieszkał w wielkopolskim Koninie, a ostatni dni spędził (i tam umarł) w Domu Pomocy Społecznej w Zagórowie (to powiat, z którego pochodzę, czyli słupecki). Książka Wilhelminy Skulskiej jest dziełem dziennikarskim, natomiast – i tu rozczarowanie – okazało się, że Jacek Ostrowski zbeletryzował dzieje Ślezko.


Pakiet wrzesiński. I tu rzecz dla mnie świetna, czyli książka Moim zdaniem Waldemara Śliwczyńskiego – Śliwczyński przez kilkadziesiąt lat był wydawcą i redaktorem naczelnym Wiadomości Wrzesińskich, był też wiceprezesem Stowarzyszenia Gazet Lokalnych. Teraz już wydawcą gazety nie jest, więc pewnie z tego powodu może sobie pozwolić na więcej. Zaraz po zakupie, wieczorem usiadłem z zamiarem przeczytania kilkunastu stron przed snem. Przeczytałem od razu całość. No to jest książka o ludziach, których znam i o sprawach, o których czasami słyszałem gdzieś z plotek (te Śliwczyński czasem potwierdza, czasem dementuje). Dobra rzecz, do której bez wątpienia będą sięgać historycy regionalni, a także historycy zajmujący się prasą lokalną. Z wad – przekombinowana okładka (zarówno liternictwo, jak i opaskudzenie jej tym gównianym „meszkiem”). Wiem, że tak jest bardziej artystycznie, ale również bardziej niepraktycznie.

Obok dwie pozycje z historii miasta i gminy Września – dary.


Odwiedziłem muzeum w Ostrowie i tam zastałem miłą przecenę. To wziąłem pakiet pleszewski, czy raczej dobrzycki (miasto Dobrzyca w powiecie pleszewskim). Skromny, dwa tomy pamiętników/wspomnień tamtejszego proboszcza (był proboszczem w latach 1906-1947).


Do tego cztery tomy Rocznika Ostrowskiego Towarzystwa Naukowego.



Jeszcze dwie pozycje kupione w ostrowskim muzeum:


I jeszcze jedna, a na dokładkę kolejny prezent – od dyrektora tegoż muzeum Witolda Banacha (dawniej pisarza SF, obecnie autora książek historycznych, w tym niedawno wydanych prac o polskich rodach arystokratycznych – Radziwiłłach i Czartoryskich). Książka to literackie dzieje Ostrowa, czyli rzecz o pisarzach mających jakieś związki z tym miastem; a przypomnę, że spod Ostrowa pochodził Baltazar Dubiel, pradziadek Johna Maxwella Coetzee (noblisty z RPA), dzieciństwo w tym mieście spędziła też Jadwiga Żylińska – czytelnicy fantastyki powinni ją kojarzyć, jako pisarkę „dłubiącą” w fantasy zanim stało się to modne. To oczywiście nie wszyscy, bo jest literatów związanych z Ostrowem sporo – Polaków, Niemców, Żydów.


Odwiedziłem Sośnie i w tamtejszej bibliotece dostałem w prezencie pakiet pięciu książek o historii tej gminy. Historii ciekawej, bo to samorząd, którego część jest historyczną Wielkopolską, a część historycznym Dolnym Śląskiem (to tzw. Kraik Rychtalski, skrawek Dolnego Śląska, na którym do XX wieku przetrwali polscy autochtoni, więc w 1921 roku przyłączono te ziemie do II RP, a że na województwo dolnośląskie to było zdecydowanie zbyt mało – przyłączono do Wielkopolski i tak już zostało; stąd mamy w Wielkopolsce np. Kąty Śląskie czy Szklarkę Śląską).

W pakiecie były cztery monografie autorstwa Jacka Światłego (niestety, nie załapałem się na piątą, dla mnie najważniejszą: Sośnie – Moja Wola) i wspomnienia z okresu międzywojennego niemieckiego nauczyciela z tamtego terenu. Co ciekawe, we wrześniu 1939 roku Emil Irmler walczył w polskim mundurze. Był zresztą bardzo krytyczny wobec Hitlera i ogólniej – wobec Niemiec. We wrześniu 39 dostał się do niemieckiej niewoli, z której – jako etniczny Niemiec – dość szybko został zwolniony. Wrócił do pracy w szkole, ale że nie krył niechęci wobec nazizmu, w lutym 1943 roku został powołany z kolei do armii III Rzeszy. W styczniu 1945 trafił do niewoli amerykańskiej, z której też został szybko zwolniony – tym razem, jako obywatel Polski. W tym samym czasie jego rodzina uciekła na zachód przed zbliżającą się armią sowiecką. Do Polski już nie wrócili na stałe, ale w 1974 roku Emil Irmler odwiedził południową Wielkopolskę – fragmenty dotyczące tej wyprawy także zostały zamieszczone. Ale ogólnie to tylko wycinek wspomnień, bo całość ma po niemiecku 864 strony (polskie wydanie tylko 202, ale w tym przedmowy i posłowie). Chętnie bym przeczytał całość, a chociaż okres wojny i tuż powojenny.



Dwie pozycje o wielkopolskich podróżnikach. Tzn. Leopold Janikowski nie był Wielkopolaninem (pochodził z Mazowsza), ale był uczestnikiem wyprawy do Afryki Stefana Szolca-Rogozińskiego (rodem z wielkopolskiego Kalisza) i Klemensa Tomczeka (do tego pewnie przyznaje się i ziemia gnieźnieńska – urodził się w Trzemesznie, i ziemia ostrowska, gdzie jego ojciec był nauczycielem w gimnazjum).


Bardzo interesujący zbiór artykułów o antysemityzmie na poznańskim uniwersytecie w okresie międzywojennym. Plus trzy pozycje o tym, jak Polacy z Wielkopolski z komunistami wojowali.





Biblioteka

Z innej beczki – udało mi się powiększyć bibliotekę. Co prawda nie bardzo widziałem opcję, ale – że się powtórzę – pomysłowy Dobromir ze mnie. Tak łaziłem z miarą, aż mnie oświeciło – czy ja jestem jakiś wybitnie upasiony, żebym potrzebował do pokoju drzwi osiemdziesiątki? Ależ skąd, siedemdziesiątki w zupełności wystarczą. I tak na ścianie zachodniej zmieścił się jeszcze jeden Billy z Ikei – niby tylko czterdziestka, ale lepszy rydz, niż gołąb na dachu.

Wysłałem też zapytanie do kilku firm stolarskich o cenę dwóch wąskich regałów. Z jednej dostałem, przyznam, całkiem atrakcyjną wycenę (aż żałuję, że kupowałem w Ikei zamiast zamówić wszystko u tych panów). Na ścianie zachodniej zmieścił się regał 35 cm.

I tak wyglądała ściana zachodnia:


A tak wygląda teraz (tak, dalej leżą książki na łóżku, a do tego zaatakowały krzesło):


Drugi z tych wąskich regałów poszedł na ścianę wschodnią. Jak rozmawiałem ze stolarzem,, że to ma być regalik o szerokości 22 cm i ze szklanymi drzwiami, to jakoś tak dziwnie spoglądał, więc już nie wspominałem, że z drugiej strony wszedłby regalik szeroki na 15 cm...

W każdym razie, tak wyglądała ściana wschodnia:


A tak wygląda teraz (i książki na podłodze :D):


Dwie starsze modyfikacje, które pokazywałem na instagramie, ale tu nie. Udało mi się kupić na OLX używaną witrynkę Billy – wiszącą (kiedyś były w Ikei i Billy narożne, i wiszące, teraz nie ma).

Więc tak wyglądała ściana południowa:


A tak wygląda teraz:


I w saloniku wrzuciłem na niskie regały wiszącą witrynkę Kaspian z BRW. Bardzo niepraktyczny, a dość drogi mebel. Ale nasunął mi pomysł, żeby trzy pozostałe ściany saloniku obwalić dookoła witrynkami wiszącymi (stojącymi nie da rady, bo w saloniku jest okno i drzwi razy cztery plus grzejnik na ścianie) – to w końcu około dwanaście i pół metra. Ale stolarz, jak przyjechał wymierzyć regały, wybił mi ten pomysł z głowy – jego zdaniem, nie ma szans, żeby na drewnianych ścianach utrzymały się witrynki z książkami; za ciężkie.

Tak to wyglądało w saloniku:


A tak wygląda teraz:


Czy teraz się zmieszczę? No nie, ale na pewno będę mniej niezmieszczony, niż wcześniej :D



Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

8 komentarzy:

  1. Podesłać Ci kumpelę do układania książki? XD Upycha książki na regałach jak jakieś cholerne Lego, na naszych trzech upchnęła więcej niż ja bym na dziesięciu zmieściła :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz to już prawie jestem poukładany - a tak z rok temu to bym zatrudnił od razu.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzień dobry.

    Szanowny Pawle, za pamięć o mnie dziękuję. Doceniam to. Dodatkowo, koleżeńsko informuję, że moja książka nie należy do nurtu post-apo. Tam występują elementy charakterystyczne dla post-apo, tak, lecz "nie przechylają szali" :)
    Jeżeli jesteś chętny do kontaktu w sprawie omówienia "dlaczego tak", zapraszam.

    Czekam na recenzję ( chcę się uczyć na błędach ), w międzyczasie czytając twoje publikacje.
    Pozdrawiam mocno,

    Piotr z "Abramik pisze"

    PS Tak, książka jest osadzona w uniwersum wspomnianej przez Ciebie gry. To jest fanfik, gdyż nie stać mnie na licencję do IP "S.T.A.L.K.E.R."

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłbym zapomniał! Rychłego powrotu do zdrowia życzę!!!

    Piotr

    OdpowiedzUsuń
  5. To się porobiło. Rychłego powrotu do zdrowia i pozwolę sobie zauważyć, że miejsce nad drzwiami wciąż pozostaje puste. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pan Paweł chyba zaginął nam w akcji :-(

    OdpowiedzUsuń
  7. no zaginął ale żyje bo na portalu Katedra wyraził opinie o stanie czytelnictwa książek s-f i fantasy w Polsce .czekamy na raporcik ...

    OdpowiedzUsuń