Jak pisałem na facebooku, nabyłem zalatujący mi fantastyką (w każdym razie tytułowe opowiadanie) zbiór Stefana Krzywoszewskiego. Kupiłem, bo przy pobieżnym kartkowaniu w antykwariacie zdało mi się, że to może być fantastyka. Wrażenie to chyba jest błędne, bo...
Ciekawym przykładem posłużenia się motywem rusałki w latach międzywojennych jest nowela Stefana Krzywoszewskiego Rusałka (1925), w której bohaterka tytułowa jest jedynie zjawą w marzeniach sennych umierającego ziemianina, Tomasza. [Michał Fijałkowski, Rusałki – słowiańskie ondyny, Acta Philologica, nr 45, 2014, s. 225].
Ale to wyjdzie w praniu, czyli czytaniu. Mam zwyczaj wertowania opinii, zanim sam zasiądę do lektury. W tym przypadku musiałem trochę pogrzebać, ale znalazłem – anonimową recenzję z 1926 roku zamieszczoną w dwutygodniku Wiadomości Literackie (24 stycznia 1926 rok). Jak już widać po tytule, anonim zrobił sobie ostrą jazdę po książce Krzywoszewskiego. Niestety, w ogóle nie raczył się odnieść do interesującego mnie opowiadania tytułowego... Niektóre jego złośliwości są już dla nas mało czytelne (np. ta o interesach z niemieckim kapitałem). Inne, jak nabijanie się z wyglądu autora Rusałki, niezbyt wysokich lotów.
Stefan Krzywoszewski wcześniej (1911) wydał pod tytułem Rusałka inny utwór, sztukę teatralną. Właśnie z tej książki pochodzi zdjęcie autora |
Z opinii Wiadomości Literackich można by wnosić, że rzeczony Krzywoszewski, to jakiś debiutant. No nie. Był to już nie najmłodszy twórca (urodzony w 1866 roku), który książkowo debiutował jeszcze w XIX wieku (zbiór nowel W walce życiowej z 1898 roku). Ostatnią książkę wydał po II wojnie, w 1946 roku. Zmarł w 1950.
W tekście z Wiadomości Literackich nieco uwspółcześniłem pisownię, druk rozstrzelony zamieniłem na pogrubiony, zapis bibliograficzny zrobiłem tak, jak to przyjąłem na blogu. W cytatach znaki zapytania i wykrzykniki pochodzą od autora recenzji. To oddaję głos osobie podpisanej bt. (a moja opinia może się kiedyś też napisze).
Książki najgorsze
Autor „Rusałki”, jak to się często zdarza grafomanom i podrzędnym pisarzom, ma skłonność do zwierzeń osobistych. Opowiadanie pt. „Bluzka”, które udało nam się przeczytać w całości, zaraz na wstępie zapoznaje nas z wyglądem zewnętrznym autora:
Na jego szerokiej, tłustej twarzy, obramowanej krótko przystrzyżonemi faworytami (Czekalski i Liński), malowało się bezmyślne zadowolenie.
O kilka stron dalej znajdujemy zdanie oświetlające dokładnie charakter całego opowiadania:
Z przerażenia serce przestało bić: ręka jej znalazła pod peleryną twarde brykle (?) gorsetu, obnażoną szyję (!) i część gorsu.
Działo się to, jak widzimy, w czasach dość odległych, kiedy wytworne kobiety nosiły „brykle”, i kiedy pod peleryną można było znaleźć „szyję i część gorsu”. Ale nawet w tych czasach nie pisało się: „gdzie... idziemy”, „mrok czynił się coraz gęstszym”, „była przejętą” itd.
Nie brak w tej książce i bardziej bliskich aluzyj do obecnego życia autora. W nowelce „Dziwne zdarzenie” znajdujemy utwór niemiecki, którego ostatni wiersz brzmi:
Dem bricht das Herz entzwei.
Interesy z niemieckim językiem i kapitałem oraz spółka z p. Hertzem (ze „Sfinksa”) wylazły jak szydło z Krzywoszewskiego.
Z bogatego arsenału zwierzeń osobistych warto jeszcze zacytować pełne szczerości westchnienie:
– Dawniej każda nieznana (?) kobieta miała dla mnie powab – rozmyślał pan Konstanty. – Dlaczegóż dziś nie czuję w sobie żadnej ochoty? Kobiety nie zmieniły się. Ale zmieniłem się ja... Wyobraźnia moja znużyła się...
Święta prawda, Z wyjątkiem ostatniej uwagi o wyobraźni. Nie starzeje się to, co nigdy nie istniało.
Nowele Krzywoszewskiego dzieją się w świecie wytwornym. Oto próbka tej elegancji:
Szalicki zbyt prędkim rzutem (?) wyjął swoje dłonie. Pani Zofja poprawiła się gwałtownie na siedzeniu...!
Bohater tego opowiadania, zdystansowany w zalotach do pani Zofji przez własnego siostrzeńca (który, jak widzimy, nie przebierał w środkach, a raczej właśnie przebierał), udaje się do kawiarni, gdzie zaczepia prostytutkę, ale i tu dogania go Szalicki i powiada:
Niczego kuropatwa! (?!) Warto ją oswoić. Zaraz wrócę do wuja.
Stary rozpustnik idzie wobec tego do domu i po drodze spotyka jeszcze jakiegoś „wytwornego bruneta”, który się chwali:
Ma być bajeczna zabawa. Same młode mężatki. Ani jednej matrony, ani jednej panny. Myślałem, że i pan będzie.
Starzec idzie do domu i połyka ślinę. Mimo to śliny tej zostaje jeszcze tyle, że cała ta nędzna książeczka ośliniona jest lubieżną ohydą. Jedynie trafne w tem dziełku są tytuły poszczególnych opowiadań: zwłaszcza „Zaraza” i „Chybiona zabawa”. Należałoby jednak wprowadzić pewne zmiany. Na okładce książki powinno być napisane „Zaraza”, „Bajka o rozpustnym rycerzu” byłaby w środku, a „Chybiona zabawa” – to już nie tytuł, to istotna treść tej grafomańskiej bredni.
bt.
S. Krzywoszewski, Rusałka, Wydawnictwo Bibljoteki Dzieł Wyborowych, Warszawa 1925, stron: 140.
Stefan Krzywoszewski – zdjęcie z Nowości Ilustrowanych z 7 marca 1925 |
***
Książki Wydawnictwa Bibljoteki Dzieł Wyborowych musiały być popularne, skoro... reklamowały się w nich duże firmy (reklamy z Rusałki):
Z polskiej retrofantastyki zob. też:
Rzeczywiście anonim zrobił sobie ostrą jazdę po książce Krzywoszewskiego i po nim samym. Mało tu merytorycznej krytyki, dużo złośliwości. Jak widać, hejt to nie jest wynalazek współczesny. A reklama mydła w książce to coś okropnego. :(
OdpowiedzUsuńZ tego co sprawdziłem, to autorem recenzji zapewne jest całkiem znany pisarz: Antoni Słonimski. Ale pewności nie mam. W każdym razie pasuje ten hejt do Słonimskiego, bo wszak kiedyś tak pojechał po manifeście Henryka Berlewiego, że przyjaciel Berlewiego - artysta plastyk Mieczysław Szczuka poczuł się zobowiązany do wyzwania Słonimskiego na pojedynek. Pojedynek się odbył, Słonimski wygrał (Szczuka został ranny w nogę).
Usuń