Bardzo lubię świat Obcego, ale bardzo nie po drodze jest mi z dziełami, które go prezentują. Owszem, dwa pierwsze filmy – super, dwa kolejne – mogą być, Prometeusz – z biedą ujdzie, Obcy. Przymierze – absolutnie nie. Z crossoverów z serią Predator – pierwszy może być, drugi absolutnie nie. Próbowałem komiksów, po przeczytaniu dwóch przestałem w to brnąć. Dlaczego? Bo rzygam powtarzalnością tych fabuł.
Ale wzięło mnie ostatnio na kosmiczny survival horror (o czym już pisałem przy okazji książki Gajka, link na dole). Literacki, nie filmowy. Nic skomplikowanego, chciałem prostą, rozrywkową fabułę. I okazuje się, że w tym segmencie wybór jest nader skromny. To jednak może Obcy... Szukam w Vesperze, co ewentualnie dałoby radę przeczytać. No i jest Tim Lebbon, którego lubię – konkretnie, to lubię cykl Noreela, u nas dawno temu wydany częściowo przez Amber, niestety, w fatalnym tłumaczeniu. W Noreeli mamy m.in. fajnie ukazany podziemny świat, a wszak wiadomo, że akcja Obcego takimi klaustrofobicznymi lokalizacjami stoi.
Skoro lubię świat Obcego i beletrystykę Tima Lebbona, to bierę. I nie jestem rozczarowany. Dostałem to, co szukałem – prosto i przyjemnie. Chociaż autor nie mógł w pełni rozwinąć skrzydeł, bo nie tylko świat, ale też częściowo fabułę i bohaterów (obowiązkowo Ripley i Ash) narzucił mu wydawca. Co więcej: podczas redakcji kazano mu zmienić zakończenie...
Akcja toczy się pomiędzy filmami Obcy. Ósmy pasażer Nostromo i Obcy. Decydujące starcie. Mamy załogę statku górniczego, która na planecie LV-178 wydobywa trimonit, najtwardszy znany minerał. Dalej oczywiście jest tradycyjnie – nagle umierają górnicy w kopalni, pozostała załoga statku musi do owej kopalni zejść i tam łubudu i gonitwy z Aliensami. No tak, zaraz ktoś zwróci uwagę: no i co ci tu pasuje, skoro dopiero co nasmarałeś, że rzygasz powtarzalnością tych fabuł?
Po pierwsze, bo Lebbon faktycznie ma dar opisywania podziemi, zresztą nie tylko podziemi, lecz także drobiazgów budujących klimat (jak choćby kosmiczne pchły).
Po drugie, bo Lebbon zrobił coś wyjątkowego – wprowadził do uniwersum nową „rasę”, czyli nowy gatunek istot inteligentnych: Drukathi. Do tej pory znaliśmy – poza Homo sapiens, naturalnie – tylko Aliensów (jeśli uznać ich za istoty inteligentne, a to dość wątpliwe) i Inżynierów, oba gatunki wprowadzone na potrzeby filmowe przez samego Ridleya Scotta; plus Predatorów, którzy dostali się do uniwersum w wyniku crossoveru z ich własną serią. Więc to co zrobił Lebbon jest swego rodzaju novum w świecie Obcego. I mnie ta „rasa” zaciekawiła – chętnie przeczytałbym o nich coś jeszcze. W przeciwieństwie do Inżynierów i Predatorów, Drukathi dają szansę na lekkie wypchnięcie serii z kolein wyrobionych ponad normę BHP, na poszerzenie o wątek spaceoperowy. Bo bez czegoś nowego, seria o Aliensach od dawna już gania własny ogon.
Lebbon wykorzystał jeszcze Drukathich, a także Predatorów, w trylogii The Rage War (Predator. Incursion; Alien. Invasion i Alien vs. Predator. Armageddon). Mam nadzieję, że i to nam Vesper wyda. Tym bardziej że tam znowu Lebbon wprowadza coś nowego (może było w grach, ale graczem nie jestem): Rage (Wściekli? chyba adekwatna nazwa) to „zaginiona” gałąź ludzkości. Nie będę tu spojlerował, w każdym razie to grupa, która przeprowadzała ryzykowne i chyba niemoralne eksperymenty naukowe, czym ściągnęła na siebie pogardę i nienawiść ze strony innych ludzi. W końcu, w XXV wieku, trzy tysiące Wściekłych opuściło znany ludzkości wszechświat i zniknęło. A teraz wracają po zemstę. I to naprawdę bym chciał przeczytać.
Jeszcze uwaga: Obcy. Wyjście z cienia to początek trylogii, której każda odsłona była stworzona przez innego pisarza – część drugą napisał James Arthur Moore (i to już mamy po polsku: Obcy. Morze Boleści), część trzecią Christopher Golden (jeszcze Vesper nie wydał: Alien. River of Pain). Nie wiem jak z kolejnymi częściami, ale powieść Lebbona można czytać jako samostojkę.
Wydanie oryginalne całej trylogii |
Obcy. Wyjście z cienia wyceniłbym na sześć, bo to jednak franczyza, jednak dorzucę punkcik za Drukathich.
OCENA: 7/10.
T. Lebbon, Obcy. Wyjście z cienia, tłum. M. Wacław, wydawnictwo Vesper, Czerwonak 2023, stron: 420.
Z tego uniwersum:
No i znowu mnie Pan zachęcił. Do Lebbona nie mam przekonania - "Zmrok" przeczytałem z przyjemnością, ale "Świt" mnie wymęczył (może to była kwestia chwilowego nastroju, nie wiem). Horror nie będący jedynie ciągiem krwawych scen, często opisanych naturalistycznie, ewentualnie z dodatkiem scen erotycznych, to nie tak powszechne zjawisko.
OdpowiedzUsuńCzy jest jakiś powód, dla którego pisze Pan "Aliensi" i "Predatorzy"? W tym drugim przypadku konsekwentnie powinno chyba być "Predatorsi"? Być może ma to coś wspólnego z pisaniem tych nazw wielką literą, ale tego żartu (?) też nie chwytam.
Jakub
Ale nie użyłem ani słowa "Predatorzy" (choć bym użył), ani "Aliensi" (raczej bym napisał z przymrużeniem oka "Aliensy"). Tak, "Aliensów" używam lekko żartobliwie.
UsuńPrzypomniało mi się, jak jeden z redaktorów Fantastyki (jeszcze nie Nowej) opisywał wizytę kolegi z Zachodu. Panowie wybrali się pod kino. Kolega widzi plakat filmu "Ósmy pasażer Nostromo" i pyta:
- Co to za film?
- Alien.
- A to? - kolega pokazuje na plakat filmu "Obcy - decydujące starcie".
- Aliens.
Kolega popatrzył z podziwem i mówi:
- Skomplikowany ten wasz język.
Tego nie znam, czyli pora zajrzeć - ale czytałem nowelizacje filmów, 1-4, i o ile dzieła Fostera są całkiem zgrabne, momentami nawet bardzo dobre w swojej kategorii, o tyle Crispin w "Przebudzeniu" dał (oczywiście moim zdaniem) wielką plamę, niepotrzebnie przesuwając to w gore, momentami ocierając się o śmieszność.
OdpowiedzUsuńLubiłem tę franczyzę do obejrzenia "Prometeusza". Teraz nadzieja właśnie w książkach.
Naprawdę jestem fanem świata Obcego - nawet tego "Prometeusza" obejrzałem bez obrzydzenia. Ale przy "Obcy. Przymierze" wymiękłem. Mam już dość powtarzalności tych fabuł. Stąd uznanie dla Lebbona - za Drukathich.
UsuńWszystkie trzy powieści z tej "trylogii" to samostojki i szczerze mówiąc nie mam pojęcia dlaczego Vesper upiera się aby reklamować to jako trylogię właśnie. Wyjście z cienia i Morze boleści mają pewną ciągłość fabularną (acz mocno rozciągniętą w czasie) natomiast River of pain to już kompletnie inna bajka. Nie można było po prostu wydać wszystkiego jak leci w jakiejś dedykowanej serii Alien? Książek z tego uniwersum jest przecież dużo więcej i chociaż nie wszystkie trzymają wysoki literacko poziom, to miłośnicy tematu i tak przecież kupiliby i przeczytali wszystko.
OdpowiedzUsuńJa tam kupuję i tak tylko Lebbona. "Morze boleści" ma biblioteka niedaleko mnie, więc przeczytam. Ale czekam na "The Rage War". Chcę świat Obcego, ale żeby trochę odszedł od standardu.
UsuńKurde, czytałem to nieco ponad rok temu, a żadnych Drukathich nie pamiętam... O nich było sporo, czy tylko jakaś wzmianka drobna na koniec lub na zasadzie opowiedzenia o nich, ale bez większego udziału w tę akurat książkę?
OdpowiedzUsuńJak słusznie napisał kolega poniżej, Drukathi to ci psowaci obcy. Tu więcej (ale uprzedzam, możesz sobie zrobić spojlera do kolejnych książek Lebbona):
Usuńhttps://avp.fandom.com/wiki/Drukathi
Ostatni Anonimie: Drukathi to ci psopodobni obcy. :) W "Wyjściu...", z tego co pamiętam, pozostali nienazwani.
OdpowiedzUsuńNo właśnie nie pamiętam czy zostali nazwani, ale chyba masz rację, że nie.
UsuńŚwietna recenzja! 📚 Książka "Obcy. Wyjście z cienia" od Tim’a Lebbona wydaje się naprawdę fascynująca, zwłaszcza jeśli chodzi o połączenie horroru i sci-fi. Ciekawe, jak autor odnosi się do klasyki Obcego i wprowadza własne pomysły do tego uniwersum.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy w książce pojawiają się nowe postacie, które zapadają w pamięć, czy raczej skupia się na znanych bohaterach? I jak wypada klimat w porównaniu do filmów? Dzięki za podzielenie się swoimi przemyśleniami – na pewno sięgnę po tę książkę! 🌌✨
Wyjątkowo ta reklama przetrwa, bo jest "na temat".
Usuń