Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 19 września 2024

Wasilij Machanienko, Droga szamana. Etap pierwszy: Początek

Całkiem przyjemne doświadczenie – po raz pierwszy czytałem coś takiego, więc powiew świeżości zrobił swoje. Nie to, żebym nigdy nie czytał beletrystyki z bohaterami przeniesionymi do świata gry, bo to zabieg bardzo stary, ale tu mamy znacznie głębsze wdepnięcie – nie tylko świat, ale też jego funkcjonowanie są odbiciem zasad obowiązujących w grze.


No właśnie: jaki to gatunek, czy raczej podgatunek? Te przeniesienia bohaterów ze świata naszego lub przyszłości do światów gier (rzeczywistych lub fikcyjnych) są obecne w literaturze od dawna – powieść Andre Norton Twierdza na moczarach (transfer bohaterów do świata Greyhawk gry AD&D) powstała w 1978 roku. Ten podgatunek fantasy lub SF zwiemy GameLit.

Ale później narodziła się jego odmiana, w której bohater nie tylko trafia do świata gry, ale też podlega zasadom gry. Jako pierwsze dzieło w tym stylu wskazuje się powieść Piersa Anthony'ego (znanego u nas z cyklów Xanth i Krąg walki): Kilobajt z 1993 roku. Podgatunek popularność zdobył sobie na Dalekim Wschodzie – w mangach, manhwach, light novel. Potem pojawił się boom w Rosji. I tam tę odmianę ochrzczono (nazwę, podczas „burzy mózgów”, wymyśliło trzech panów, w tym właśnie Wasilij Machanienko) jako: LitRPG.

W Drodze szamana mamy świat przyszłości, w którym ludzie namiętnie grają w Barlionę. Co to za gra, z blurba wydawcy:

    Wirtualny świat pełen potworów, walk, przygód, tajemnic i graczy spragnionych tego, co w prawdziwym życiu niedostępne: elfów i magii, krasnoludów i gnomów, smoków i księżniczek oraz niezapomnianych konfrontacji.
    Gracze Barliony pozostają online całymi miesiącami; zamknięci w podtrzymujących funkcje życiowe kapsułach, nie wracają do realu, ścigając się z innymi w levelowaniu postaci i zdobywaniu kolejnych osiągnięć. W Barlionie prawie wszystko jest dozwolone, a gracze nie odczuwają bólu i cierpienia. Tak działają filtry doznań: każdy cios, potknięcie, rana odbierane są przez graczy tak, jakby rozgrywały się na ekranie monitora: zupełnie bez bólu.

Co ciekawe: pieniądze zarobione w grze, po uiszczeniu stosownych opłat, można było przenieść do świata realnego. Ale w grze także ponosiło się koszty, można było zostać obrabowanym itp. Przyznam, że trudno mi sobie wyobrazić, jakby to miało funkcjonować w praktyce. Jak bitcoiny?

Gra posłużyła też do rozwiązania problemu więzień – zamiast wsadzać delikwenta do pudła, wsadzamy go do kapsuły i przenosimy do gry. W przeciwieństwie do zwyczajnych graczy, skazani odczuwają wszystko tak, jak w „normalnym” świecie. I, naturalnie, nie są tam książętami i księżniczkami, przynajmniej na początku.

Powieść Machanienki doczekała się u nas już trzech wydań. Z taką okładką wyszły wyd. II i III

Główny bohater Drogi szamana dał się wpuścić w maliny fajnej lasce i doprowadził do gównianej katastrofy – gównianej w sensie dosłownym. Otóż dziewczę zaproponowało zakład:

– Jeśli Dmitrij w ciągu tygodnia da radę złamać zaporę, którą postawiłam na symulatorze miejskiej sieci kanalizacyjnej, to uroczyście obiecuję, że zostanę jego dziewczyną na przynajmniej miesiąc!

Oczywiście Dmitrij zaporę złamał, tyle że laska wpuściła go nie w symulator, lecz w rzeczywisty system sterujący ściekami. Doszło do zniszczenia Sztucznej Inteligencji kanałów i szambo wybiło. Dmitrij został skazany na osiem lat w grze. Konkretnie na przymusową pracę w kopalni, ze statusem Szamana (jednej z mniej popularnych profesji) i zerowymi statystykami.

Dalej obserwujemy mozolne poprawianie statystyk, zdobywanie profesji. Ciekawymi elementami są pozycje REPUTACJA i ZAUFANIE. Nie warto być słabym, głupim, wrednym, bo wtedy punkty lecą. I tak Dmitrij podąża drogą od zera do bohatera, od sukcesu w postaci zabicia szczura do walki z prawdziwymi potworami... O tak to idzie:

    Podszedłem do metrowej góry kamieni, którą gnom z jakiegoś powodu nazywał Żyłą Miedzi, zamachnąłem się i uderzyłem w nią z całą złością, jaką zgromadziłem w ostatnim czasie, starając się załatwić sprawę jednym uderzeniem. Wywołałem chmurę iskier, a kilof dość boleśnie odbił mi rykoszetem w nogę. Żyła Miedzi pozostała w niezmienionej formie, udowadniając swoim wyglądem, że żaden ze mnie górnik. Delikatnie mówiąc.
    – Ożeż twoja miedź w nogę! – zawyłem. – Boli jak jasna cholera!
  Gdzieś na granicy pola widzenia pojawił się komunikat:
    Otrzymano cios.
    Utracono 5 Punktów Życia: 11 (cios od broni + siła) – 6 (zbroja).
    Pozostało: 35 z 40.

I do pewnego momentu nawet mnie to wciągnęło, ale z czasem zaczęło nużyć. No ile można tego samego? Czułem, że czytam zapis z czyjejś sesji w grze – po co takie coś czytać, skoro można samemu zagrać? Do tego poza growymi wskaźnikami, główny bohater jest strasznie nijaki, podobnie zresztą jak i wszyscy pozostali. No i cały czas jest gdzieś tam w głowie, że to tylko gra, że ostateczna krzywda bohaterowi nie grozi, co skutecznie zabija emocje.

Jedno z rosyjskich wydań (IV i I strona okładki)

Przeczytałem coś interesującego, świeżego, więc jestem zadowolony, że Droga szamana wpadła w moje ręce. Z drugiej strony jest to na tyle słabe, że nie zamierzam tego doświadczenia powtarzać. A w każdym razie nie z Machanienką, bo korci mnie, żeby sięgnąć po japońską GameLit, light novel napisaną przez Mamare Touno: Log Horizon (szkoda, że nie mamy po polsku cyklu Koreańczyka Nam Hi-sunga Legendary Moonlight Sculptor, który zapoczątkował boom na GameLit w Rosji). Niestety, te GameLit-y to strasznie rozdęte cyklony: Log Horizon – na razie jedenaście tomów (po polsku tylko dziewięć, coś się Studio JG zatarło z wydawaniem, bo ostatni puścili w 2022), Droga szamana – na razie siedem.

Wracając jeszcze do początkowych dywagacji co do gatunku: tu mamy oczywiście LitRPG science fiction – zarówno świat przyszłości, jak i transfer osobowości do świata wirtualnego (niezależnie od zasad tym światem rządzących) to elementy SF, a nie fantasy.

Dla Rosjanina:

OCENA: 6/10.

W. Machanienko, Droga szamana. Etap pierwszy: Początek, tłum. J. Darda-Gramatyka i G. Sitkiewicz, wydawnictwo Insignis, Kraków 2018, stron: 336.



Zob. też:



Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

2 komentarze:

  1. Cześć. "Log horizon" oglądałem jako anime i bardzo mi podeszło. Nie znam mangi, ale anime mogę polecić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przepadam za anime, bo irytują mnie te przerysowane emocje wyrażane wrzaskiem, w mandze czy light novel tego nie słyszę :D

      Usuń