Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 26 września 2024

Zabity przez wampira


Nie wiem czy pamiętacie, kiedyś wrzucałem ze starej prasy artykuł o polowaniu na smoka w Bułgarii w 1929 roku (link na dole). To dziś mam dla Was kawałek o zbrodniczej działalności wampira w Rumunii w 1939.

Ale zanim do tekstu, to najpierw o gazecie. W tym czasie Kurier Częstochowski był tzw. gadzinówką (inne nazwy: szmata, szmatławiec, kurwar i ścierwoniak), czyli polskojęzyczną gazetą wydawaną przez niemieckich okupantów. Wydawaną, oczywiście, w celach propagandowych.

Po wkroczeniu Niemców do Częstochowy dość szybko przejęli oni polskie wydawnictwo Franciszka Dionizego Wilkoszewskiego. Wilkoszewski – rodem z Wielkopolski, konkretnie z terenów dzisiejszego powiatu konińskiego – prasę wydawał od samego początku XX wieku. Jego częstochowska gazeta kilka razy zmieniała tytuł, kolejno: Wiadomości Częstochowskie, Dziennik Częstochowski, wreszcie Goniec Częstochowski. Ostatni numer Gońca wydał drugiego września, a już 14 września hitlerowcy wydali swoją gazetę, ale pod tym samym tytułem: Goniec Częstochowski. Była to chyba pierwsza gadzinówka. W listopadzie nazwę zmieniono na Kurier Częstochowski.

Sam Wilkoszewski, co oczywiste, od początku znalazł się na „radarach” niemieckich służb. Po raz pierwszy do aresztu trafił już w listopadzie 1939 roku. Ponownie aresztowano go w czerwcu 1940, tym razem został wywieziony do obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie i tam poniósł śmierć 24 listopada 1941.

Franciszek Dionizy Wilkoszewski z rodziną

W gazecie, którą Niemcy mu ukradli, Polacy najwyraźniej wstydzili się pracować – teksty są niepodpisane, nie ma redaktora naczelnego. Jedyne nazwisko pod czy nad tekstem, to Tadeusz Dołęga Mostowicz, którego powieść publikowano w odcinkach. Oczywiście, że bez zgody autora, bo tego Sowieci zabili 20 września 1939.

Ale przecież tożsamość pracowników Kuriera Częstochowskiego nie była tajna dla mieszkańców miasta i też po wyzwoleniu kolaboranci zostali namierzeni. W 1948 roku odbył się ich proces, posypały się surowe kary: od dwóch lat odsiadki do dożywocia.

Lecz zostawmy te przykre momenty. Artykuł o zbrodni wampira (nie w przenośni, tylko prawdziwego krwiopijcy!). Ilustracje to zdjęcia rumuńskich wieśniaków z pierwszej połowy XX wieku (sam wyszukałem, w artykule nie było). Zachowałem oryginalną pisownię.


Zabity przez wampira

Z przesądów rumuńskich wieśniaków


W wielu krajach Europy i Ameryki Południowej ludność chłopska wierzy w wampiry. Wampiry te mogą być zwykłymi ludźmi o chorobliwej rządzy krwi i czasem mogą przybrać postać zwierzęcą lub też mogą być szatanem przybierającym postać ludzką. Zabobon przypisuje im niezwykłą moc. Nie mają cienia, ich mięso jest pozbawione barwy, mogą w dowolnej chwili znikać, dematerializować się.

O wyczynach takiego wampira opowiada pewien angielski dziennikarz, Thornton, który przybył do pewnej wsi rumuńskiej w chwili gdy wykryto tam zabójstwo jednego z dzieci chłopskich. Jest zrozumiałe, że dziennikarz sam nie wierzył w te historie, ale to co tam widział na własne oczy, przekonało go, że tu musiały działać się jakieś wyższe, nieznane siły.


Przed pewnym czasem do wspomnianej wsi przybył jakiś osobnik, który zdradzał objawy obłąkania, a wieśniacy patrzyli na niego z niechęcią i podejrzliwością. Zamieszkał w opustoszałej chacie na szczycie pobliskiego wzgórza, nigdy nie widziano go przy świetle dziennym i nigdy nie szedł na rynek, ani nie przekraczał progu sklepu z żywnością.

Co pewien czas znikały natomiast młode zwierzęta i działo się to zazwyczaj wówczas, gdy nieznajomy znajdował się w pobliżu pasącego się stada. Z tego względu we wsi zaczęły krążyć pogłoski, że nieznajomy jest wampirem, który żywi się krwią młodych zwierząt. Nagie przyszedł ów tragiczny poranek, gdy stwierdzono, że zginęło dziecko jednego z gospodarzy. Zaczęto go energicznie szukać i po kilku godzinach znaleziono jego zwłoki na zoranym polu. Na jego zwłokach nie zauważono ran, tylko na szyi były dwa zadrapania, toteż we wsi od razu powstało przypuszczenie, że dziecko zabił wampir, który wyssał krew przez żyły w szyji. Część wieśniaków udała się natychmiast na szczyt wzgórza, żeby urządzić samosąd nad nieznajomym.


Chata jego była jednak pusta, a oczom przybyłych ukazał się niesamowity widok. Pomimo, że nieznajomy mieszkał tam przez kilka miesięcy, pod kuchnią nie było popiołu, a słoma w sienniku była zupełnie świeża, jak gdyby w ogóle nie kładł się spać. Jedynym meblem w chacie był mały stolik, na którym widniała skrzepła krew. Na podłodze wokół stolika, było również pełno plam po krwi. Nieznajomy znikł natomiast w tak tajemniczy sposób, jak przyszedł i wszelki ślad po nim zaginął.

Mieszkańcy zaś tych okolic są przekonani, że był on wampirem W przypuszczeniu tym utwierdza ich jeszcze i ta okoliczność, że policja rumuńska mimo energicznie prowadzonego śledztwa, nie zdołała wykryć dzieciobójcy.



Zob. też:



Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz