Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 17 czerwca 2025

Operacja Mutant (1993)

Społeczeństwo potraktowało nas jak śmieci, więc skopiemy mu tyłek (...). Jesteśmy mutantami, nie plażowymi gogusiami ani modnymi ciotami. A teraz pokażemy im co to terroryzm.

Jakim cudem przed laty przegapiłem tę perełkę? Usprawiedliwia mnie chyba tylko to, że trudno było się spodziewać czegoś naprawdę dobrego po hiszpańsko-francuskim filmie z początku lat dziewięćdziesiątych. Jest ostra jazda bez trzymanki: SF plus splatstick (odmiana gore utrzymana w konwencji komediowej).


Akcja zaczyna się na naszej Ziemi, w jakimś lekko dystopijnym mieście przyszłości. Działa w nim tytułowa organizacja Operacja Mutant, składająca się z niepełnosprawnych, która przeprowadza terrorystyczne ataki na ludzi atrakcyjnych fizycznie oraz placówki medyczne i poprawiające urodę. W skład grupy wchodzą prawdziwe dziwolągi, że zacytuję opis tylko jednego z nich (jak widać, cały szereg niepełnosprawności):

José Montero pseudonim „Garbus” – garbaty karzeł, Żyd, mason, komunista i homoseksualista.


Operacja Mutant działa nieco podobnie do Gangu Olsena – właśnie na wolność wyszedł szef Ramón Yarritu, który ma genialny plan. Jednak inaczej niż u poczciwych duńskich gangsterów, tu szef jest diaboliczny, a jego podwładni jeszcze głupsi, niż Benny i Kjeld. No i działają krwawo (w końcu nie bez podstaw napisałem o gore).

Jest też wątek… Mmm… Eee… Nazwijmy go romansowym, ale to musicie zobaczyć, co twórcy zrobili z takim elementem.


Film jest zwariowany, absurdalny, tandetny, głupi, obrzydliwy – te fruwające flaki i lejąca się jucha (i nie tylko, ale nie będę Wam spojlerował). W pewnym momencie dochodzi element postapowo-westernowy, nawet nasunęło mi się skojarzenie z niedawno omawianym tu Miasteczkiem Oblivion (z 1994). Ale są dwie zasadnicze różnice. Pierwsza, przy Operacji Mutant, Miasteczko Oblivion wygląda jak jasełka dla uczniów szkoły podstawowej. No i druga: Operacja Mutant naprawdę jest zabawna – a chyba o to chodzi w komediach, prawda? Dziś pewnie taki film nie mógłby już powstać, bo jest bardzo na bakier z politpoprawnością (garbaty karzeł homoseksualista? – obecnie byłaby to nieheteronormatywna osoba niskorosła z niepełnosprawnością pleców).


Z zalet mogę jeszcze dodać niezłe, a zważywszy na budżet (od półtora do trzech milionów dolarów), wręcz genialne efekty specjalne i bardzo dobrą grę aktorską (szczególnie podobał mi się Antonio Resines, który grał szefa gangu). Znawcy kina SF powinni bez problemu zauważyć masę nawiązań do innych filmów tego gatunku.

Dla kogo? Przede wszystkim dla osób niebrzydliwych; jeśli masz żołądek w gardle widząc ałka na paluszku, nawet nie odpalaj. No i trzeba wyjąc kij z zadka, bo bez tego takie plebejskie dzieło wywoła co najwyżej absmak. Być może dla niektórych zachętą będzie nazwisko jednego z trzech producentów Operacji Mutant: Pedro Almodóvar (ponoć podczas kręcenia strasznie kłócił się z reżyserem).


Dla mnie, rzecz świetna i wdzięczen jestem niewysłowienie anonimowemu ludziu, który mi to polecił pod notką o filmie Arena.

OCENA: 8/10.

Operacja Mutant (1993).
Tytuł oryginalny: Acción mutante.
Reżyseria: Álex de la Iglesia.
Scenariusz: Jorge Guerricaechevarría i Álex de la Iglesia.
Produkcja: Hiszpania, Francja.


7 komentarzy:

  1. Anonim polecił pod wpisem o filmie Arena. Ja z kolei obejrzałem po przeczytaniu powyższego tekstu i nie żałuję. Może nie jestem aż tak zachwycony, ale się nie nudziłem. O dziwo dialogi były niezłe, takie życiowe i wszyscy byli dla siebie życzliwi, nawet w sytuacji zagrożenia życia. Tylko ten przeskok pomijający ucieczkę od łysych grubasów trochę rozczarował.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. > pod wpisem o filmie Arena<

      Tak to jest zaufać pamięci :D Dzięki - poprawione.

      Mnie Operacja Mutant zachwyciła, bo lubię splatstick, a tego chyba jest niewiele - tak na szybko: Toksyczny mściciel (1984), Zły smak (1987), druga część Martwego zła (1987), Martwica mózgu (1992).

      "Martwe zło" już słabo pamiętam, ale coś mi świta, że tam każda z trzech części (tych jedynie słusznych, z XX wieku) była w innym klimacie: jedynka - horror, dwójka - splatstick, trójka (Armia ciemności) - komedia fantasy.

      Usuń
  2. Obejrzałem ten film daaaaawno temu i to o dziwo w tv. Zapamiętałem jako nieźle porąbany ale przypał mi wtedy do gustu. Widzę że nie ma problemu z dostępnością w necie więc czas na powtórkę. Jak idziemy w polecajki to daję trzy tytuły ale bez sf.
    Bernie Dupontela 1996
    Ładunek 200 Bałabanowa 2007
    Uciekinier Nicholsa 2012
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam jednak wolę fantastykę.

      Usuń
    2. W takim razie trzy filmy mojego dzieciństwa:
      Mroczny anioł
      Dark Angel 1990
      Craig R. Baxley
      Dolph Lundgren

      W mgnieniu oka
      Split Second 1992
      Rutger Hauer
      reżyseria Tony Maylam, Ian Sharp

      Nemezis
      Nemesis 1992
      Albert Pyun

      Wszystkie filmy to oczywiście tandeta, oglądałem ostatnio wiele lat temu. Każdy pozostawił cudowne wspomnienia. Na dokładkę szit od Pyuna mający momenty:
      Adrenalina
      Adrenalin: Fear the Rush 1996 z nieśmiertelnym Christopherem Lambertem.

      Usuń
    3. Klasyk

      Księżyc 44
      Moon 44 1990
      Roland Emmerich

      oglądał chyba każdy

      Usuń
    4. Anonimowy 9:39 . Mrocznego Anioła znam, nie żadna tandeta tylko zajebisty. W mgnieniu oka, Nemezis, Księżyc 44 mam na liście do obejrzenia. Adrenalinę też pewnie zobaczę (jest też Adrenalina ze Stathamem).

      Usuń