W wizji reżysera miał to być nieoficjalny spin-off starszego równo o dwie dekady – bardzo ważnego dla rozwoju kinowej SF – filmu Zakazana planeta. I przynajmniej w jednym aspekcie udało się twórcom do tego dzieła nawiązać: Potwór wygląda, jak nakręcony w latach sześćdziesiątych.
Nie ma się co dziwować, bo budżet tegoż dzieła to zaledwie około miliona dolarów (+/– trzysta tysięcy), z czego na scenografię poszło… sto dwadzieścia tysięcy (cyfrowo: 120 000). Z informacji doskonale zbędnych, dowiedziałem się, że wybitny aktor Klaus Kinski musiał w swoim życiu mieć bardzo kiepskie finansowo momenty, w których łapał się każdej roli. Przykładowo, właśnie w Potworze. Nota bene, przerobiono dla niego scenariusz, żeby uwypuklić postać niemieckiego naukowca, którą grał (acz i tak jest go mało).
Ten film należy do dość licznego grona popłuczyn po Obcym. Ot, na Tytanie (księżycu Saturna) znaleziono statek nieznanej cywilizacji, a w nim zahibernowanego stwora. Pierwsza ekspedycja kończy się niepowodzeniem, coś zabija jednego z członków załogi, drugi ginie w katastrofie. Wysłana zostaje kolejna ekspedycja. Przy lądowaniu dochodzi do awarii statku, a na Tytanie nie da się długo przebywać, bo zaraz załodze zabraknie tlenu – atmosfera na tym księżycu składa się głównie z azotu, argonu i metanu (w filmie mowa jest chyba tylko o tym ostatnim). I co za niespodzianka – okazuje się, że nieopodal wylądowała także ponad dwudziestoosobowa ekspedycja niemiecka. Z ich statku można pozyskać tlen, tyle że z jakiegoś powodu ten statek jest pusty, załogi brak…
Oczywiście zaczynają znikać członkowie ekspedycji, dla odmiany pojawia się cudem żyjący naukowiec z niemieckiej wyprawy.
Gra aktorska, zdjęcia, efekty specjalne, muzyka – to wszystko sprawiało, że miałem wrażenie, że oglądam film nie o kilka lat młodszy, lecz co najmniej o dekadę starszy od pierwszych Gwiezdnych wojen czy pierwszego Obcego. Tyle dobrego, że robione po taniości efekty są dość zręcznie maskowane mroczną atmosferą Tytana (co jest, przyznaję, dość klimatyczne).
Scenariusz bym nazwał miernym, gdyby nie jeden motyw. Otóż mamy dwie formy obcych (nie rozkminiłem związku między nimi): monstrum i jakieś kosmiczne pasożyty. Zdaje się, że te pasożyty były na tamten moment nader oryginalne (a co robią, to już seans Wam opowie). Poza tym mamy proste łubudu z potworem. Mocno kuleje logika, a hitem są dla mnie strzały i wybuchy w powietrzu z dużą domieszką metanu. Zaryzykuję tezę (jestem humanistą, więc proszę wybaczyć – i skorygować – ewentualne brednie), że w zależności od ilości tego metanu, doszłoby albo do wielkiego bum, albo atmosfera by się zapaliła.
Możesz Potwora odpalić, jeśli jesteś maniakalnym fanem filmów klasy Z z lat osiemdziesiątych. Ewentualnie widziałeś to czterdzieści lat temu i z nostalgii chcesz wrócić (ale możesz sobie popsuć wspomnienia). Klaus Kinski to plus jeden do oceny.
OCENA: 4/10.
Potwór (1985).
Tytuł oryginalny: Creature.
Reżyseria: William Malone.
Scenariusz: William Malone, Alan Reed.
Produkcja: USA.
Zob. też inne z cyklu czar VHS/DVD:
W ramach ciekawostki można dodać, że film (pod tytułem Monster) jest do obejrzenia za darmo na YT, w nawet dobrej jakości i z napisami. To jest jednak seans tylko dla wytrwałych ;-)
OdpowiedzUsuńJest też na CDA i to w całkiem dobrej rozdzielczości.
Usuń