Bardzo dobra książka, tylko słabo napisana (i zapewne też słabo przetłumaczona). Jednak, mimo pewnej bełkotliwości, połknąłem ją na raz. Po prostu lubię takie klimaty – horror, czy może raczej dark fantasy, bardziej klimatyczny niż straszny. Jeśli oglądacie serial Stamtąd (czyli From) to tu jest coś podobnego.
Przy czym nikt tu nie ściągał, bo książka i serial powstawały w tym samym czasie (książka wydana w 2021, serial emitowany od lutego 2022).
Nawet się wcześniej nie zorientowałem, że Akurat (imprint wydawnictwa Muza) zaczęło wydawać serię horrorów. I to idzie im całkiem sprawnie (Magu ucz się), bo w około dziesięć miesięcy wypuścili już dziewięć książek (i jeszcze trzy wjechały na moją listę zakupową; tu wydawca mnie mile zaskoczył, bo ebooki ma tańsze od papieru o ponad trzydzieści procent, a już nawet papier jest niedrogi – papier około trzydzieści zł, plik poniżej dwudziestu zł).
Akcja powieści toczy się w Irlandii. Jest las, na jego skraju samochody gasną i nie chcą odpalić. Wracać na pieszo w poszukiwaniu pomocy nie ma sensu, bo po drodze przez dłuższy czas nie było śladów cywilizacji. To lepiej iść przed siebie. Ale w lesie żyje „coś”, co w nocy poluje na ludzi. Jedynym bezpiecznym miejscem jest budynek w środku lasu, który jednak od skraju jest oddalony tak, że dotarcie w ciągu jednego dnia jest prawie niemożliwe. Szczęśliwcy, którym udało się przeżyć pierwszą noc i dostać do azylu, nie mają powrotu – „coś” obserwuje budynek i jeśli w nocy będzie kogoś brakować, zacznie polowanie.
Czyli mamy tę samą sytuację co w serialu Form – ludzie nie mogą lasu opuścić, a na dwór mogą wyjść wyłącznie w ciągu dnia. Różnicą jest to, że w powieści mamy bardzo małą społeczność – zaledwie trzy kobiety i młodzieniec. Bohaterowie nawet przyzwoicie skonstruowani, są „jacyś”: twarda zawodniczka, o której przeszłości nic nie wiemy, artystka, świeża wdowa podrążona w depresji oraz chłopak z mocnym syndromem DDA/DDD. I muszą odkryć tajemnice lasu.
„Główną” tajemnicę, niestety, odgadłem zbyt wcześnie; a może „odgadłem” to za dużo powiedziane, raczej było to na zasadzie przeczucia, a do tego szczegóły i tak mnie zaskoczyły. Więc tu mały minus i duży plus dla autora.
Jest to naprawdę wciągające, choć styl pisarza/tłumaczki/redaktorki nie ułatwia lektury – zdaje się, że tu się skumulowało: tłumaczka jeszcze „podrasowała” cudaczny język autora, a redaktorka nie oszlifowała tego odpowiednio. Skutek jest taki, że niektóre zdania są bełkotliwie w stopniu uniemożliwiającym ich zrozumienie – momentami miałem wrażenie, że czytam przekład z google translatora (np. nie wiem o co chodzi w tym zdaniu: Cały przód kojca, od podłogi po sam sufit, stanowiła jedna olbrzymia tafla szkła, która okalała otaczający ich las, no w jaki sposób to okala las?).
Przy innych zdaniach, niby zrozumiałych, czytelnik ma wrażenie, że zostały napisane przez niezbyt bystrego ucznia szkoły podstawowej, np. Włosy Ciary były koloru miedzi i urosły jej tuż poniżej ramion. Dziewczyna spędzała każdą chwilę dnia, zakładając je za ucho... – naprawdę, każdą chwilę? Czyli już nic innego nie robiła. Albo kilka zdań dalej, mamy żarówkę rozciągającą się między dwiema ścianami pokoju... Widział ktoś z Was taką jebitną żarówę? To pewnie byk tłumaczki, którego redakcja/korekta nie wyłapały – zapewne chodzi nie o żarówkę, lecz świetlówkę (inaczej: jarzeniówkę, czyli taką świecącą rurę). Jest takiego robactwa masa i często czytelnik zamiast chłonąć powieść, próbuje zinterpretować jakieś zdanie...
I jeszcze są fragmenty przypominające pseudopoetyckie popierdywanie, które co prawda momentami daje efekt pewnego polotu, ale momentami jest tylko udziwnieniem (np. bohaterowie szli na południe, co w powieści ujęto tak: ich życie biegło teraz na południe – tak, życie biegło, a bohaterowie pewnie stali w miejscu).
O ile powyższe wady składam raczej na karb tłumaczki i redaktorki, to lekkie zamulanie tekstu opisami obciąża już autora. Ale im dalej w las – tym lepiej. Możliwe, że to po prostu wyszedł brak doświadczenia A.M. Shine (Obserwatorzy to jego debiut).
Mimo tego, lektora była dla mnie dużą frajdą, ale – że się powtórzę – lubię takie klimaty, a spośród seriali fantastycznych będących wciąż w produkcji, moim ulubionym jest właśnie From. A.M. Shine napisał już kontynuację Obserwatorów, mam nadzieję, że Akurat szybko to wyda (i zdaje się, że już wydało kolejny horror w podobnych klimatach, oczywiście nabyłem i czeka na swoją kolej: Zostawcie nas w spokoju Jimmiego Juliano). Byłbym jednak bardzo wdzięczen wydawcy, gdyby zachciał, jeśli nie wymienić, to chociaż rozbić duet odpowiadający za warstwę językową Obserwatorów (tłumaczka Anna Standowicz-Chojnacka i redaktorka Irma Iwaszko), te panie nie powinny razem pracować, bo w takim zespole chociaż jedna osoba powinna być kompetentna.
Chociaż się z Obserwatorami polubiłem, to jednak – i robię to z przykrością – książki z taką obróbką redakcyjną nie mogę wycenić na więcej, niż:
OCENA: 6/10.
A.M. Shine, Obserwatorzy, tłum. A. Standowicz-Chojnacka, wydawnictwo Akurat, Warszawa 2025, stron: 320.
Zob. też:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz