W ubiegłym roku Rebis z przytupem wprowadził na polski rynek Siri Pettersen – przyznam, że nie pamiętam kampanii reklamowej książki SF/fantasy robionej z takim rozmachem. Tylko pytanie: czy ta autorka na to zasługuje?
Jak ongiś napisał Sapkowski, pisarz powinien mieć umiejętność łechtania czytelnika. A cóż łechcze miłośnika fantastyki? W powieści powinny trybić cztery elementy: świat przedstawiony, bohaterowie, fabuła i język.
Mocną stroną trylogii, a przynajmniej jej pierwszego tomu, jest świat. Lubię takie północno-zimowe klimaty. I właśnie to skłoniło mnie do kupienia tomu drugiego i trzeciego. Tam już, niestety, tak dobrze nie było...
Ów świat, czy raczej światy (bo się mnożą) zasiedlają trzy inteligentne gatunki (czyli, jak to w literaturze fantasy/SF się określa – nie wiadomo dlaczego – „rasy”). Tyle że owe „rasy” fizycznie i psychologicznie są do siebie bardzo podobne (a nie powinny, bo dlaczego niby wieczne drapieżniki miałaby być psychologicznie bliskie krótko żyjącym Homo sapiens?). Ot różnice między gatunkami na poziomie ogoniastości...
Ale uznajmy, że świat, mimo wszystko, jest plusem Kruczych pierścieni.
Bohaterowie... Uuuuu, jaka słabizna. Oczywiście nie w sensie fizycznym, lecz pomysłu na nich. Hirka to piętnastolatka o potencjale intelektualnym łączącym cechy osiemdziesięcioletniego filozofa, pięćdziesięcioletniego psychologa i czterdziestoletniego lekarza. Do tego mamy dwa lata starszego Rima, który dorównuje jej intelektualnie i jest wybitnym wojownikiem. Czyli bohaterowie wywołujący odruch wymiotny. Coś wspaniałego – czytać psychologiczno-filozoficzno-teologiczne dysputy genialnej gimbazy. Paluszki lizać... Aaa, byłbym zapomniał – naturalnie oboje są do tego piękni...
Najzabawniejsze były dla mnie decyzje Hirki. Otóż owa geniuszka potrafi cały swój pogląd na sytuację, czy wręcz świat zmienić pod wpływem jednej rozmowy, ba – jednego słowa usłyszanego w rozmowie z kimś, kogo dotąd uważała śmiertelnego wroga.
Rozumiem, że to literatura young adult, czyli skierowana do czytelników nastoletnich. Ale chyba nawet ich powinna razić toporność Hirki i Rima.
Fabuła... Cóż, para nastolatków ratuje świat. Wzruszyliście teraz ramionami? No, ja też. I komentarza to nie wymaga.
Język pani Pettersen... O rany, w życiu czegoś takiego nie czytałem. Nie, nie chodzi o jakieś byki. Ta trylogia napisana jest niemal wyłącznie zdaniami prostymi i równoważnikami zdań. Pozwolę sobie zacytować fragment, akurat mam pod ręką tom trzeci (str. 286) – heheszki w nawiasach kwadratowych oczywiście moje:
Poruszyło się. O coś uderzyło. Chwyciła to. Wyczuła kształt pod palcami. Kij. To był kij [niesamowite, prawda: kij był kijem]. Tu przy twarzy. Pociemniało jeszcze bardziej. Coś obciążyło jej rękę. Twarz wcisnęła się głębiej w ziemię [mogła nawiązać konwersację z kretami]. Kiedyś kochała ten zapach [ten, czyli jaki?]. Teraz ją dusił. Próbowała złapać oddech. Ziemia wypełniła jej usta. Próbowała splunąć. Ale nie miała sił.
Tak to mniej więcej wygląda przez setki stron. Do tego mamy odkrywcze spostrzeżenia autorki, o np. (Evna, str. 288 – akurat długie zdanie i może dlatego się biedna Pettersen zamotała):
Świat był taki nieskończenie wielki, o tyle [czyli ile?] większy od istot, które w nim żyły.
Szokujące, co? Świat jest większy, niż mieszkańcy świata... Jak widać, Siri Pettersen jest bystrą obserwatorką i widzi to, co innym umyka.
Nie odpowiada mi też wymowa ideologiczna tej książki. Jest to opowieść o tolerancji (i tu OK), ale też tolerancjonizmie. Jaka jest różnica? Otóż dla mnie tolerancjonizm nakazuje tolerowanie wszystkiego, łącznie z tym co zagraża, a nawet grozi unicestwieniem.
Wicie, rozumicie, może ten wampir zabił pięć osób, ale taka już jest wampirza kultura, należy to rozumieć i godzić się z tym. Ewentualnie możemy zaprotestować rysując kredkami na chodniku „Wampiry, serdecznie zapraszamy”. I oczywiście to, że wampiry wszędzie zabijają, nie oznacza, że wampiryzm sam w sobie jest zły – to tylko ci wampirzy mordercy wypaczają ideę wamipryzmu. Jakie to skandynawskie...
Jak widać, książka ma głównie wady. I tu pewnym zaskoczeniem jest, że mimo tego, jakoś się ją czyta (z naciskiem na „jakoś”). Dlatego nie polecam, nie odradzam. A Rebis chyba popełnił błąd. Bo z blurba wnoszę, że chcieli wywołać boom na skandynawską fantasy. To na pewno nie uda się z taką mizerią.
OCENA: 5/10.
S. Pettersen, Krucze pierścienie, t. 1: Dziecko Odyna, tłum. A. Krochmal i R. Kędzierski, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2016, stron: 648.
S. Pettersen, Krucze pierścienie, t. 2: Zgnilizna, tłum. A. Krochmal i R. Kędzierski, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2016, stron: 528.
S. Pettersen, Krucze pierścienie, t. 3: Evna, tłum. A. Krochmal i R. Kędzierski, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2016, stron: 528.
Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:
Nie dałabym rady czytać książki napisanej takim językiem. Jakie króciuteńkie zdania! Jak z elementarza. Może autorka boi się, że dłuższych zdań czytelnicy nie zrozumieją? :)
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia skąd taki pomysł na książkę. Może po prostu niebyt sprawnie operuje językiem i wolała nie budować zbyt długich zdań?
UsuńMoże miało być dynamicznie?
OdpowiedzUsuńPrzez ponad półtora tysiąca stron? Może i miało, ale efekt dość nieciekawy.
UsuńA mi się podobało 😊
OdpowiedzUsuńNiemiłosiernie irytowała mnie dziecinada Hriki i Rimiego, ich szczenięce zachowania, ale tak poza tym "przepłynęłam" przez "Dziecko Odyna" i sama książka sprawiła mi przyjemność. :)
A kolejne części? Bo im dalej w las, tym jest gorzej...
UsuńDrugi w mojej ocenie wypadł słabiej, ale trzeci go zrehabilitował. ;)
UsuńAle jak pierwszy Ci się nie spodobał, to nie brnij - bo cały cykl jest napisany w tym stylu, a Hirka potrafi wyprowadzić z równowagi.
Ale ja już przeczytałem całość :D
UsuńMnie też się podobało :P
UsuńKasia, mogę się tylko powtórzyć: To jest dziwna książka - źle napisana, z beznadziejnymi bohaterami, ale mimo to jakoś to się czyta :D
UsuńJa już od czasu Komornika wiem, że czasem zupełnie się rozmijamy, jeśli chodzi o ocenę książki ;)
UsuńBoom już się udał - na Pyrkonie 2017 kolejka do autorki naprawdę była dłuuuuga.
OdpowiedzUsuńJa po prostu o niej wiem, ale w sumie to "mam ją gdzieś" ;) Inne rzeczy mam do czytania.
To jest dziwna książka - źle napisana, z beznadziejnymi bohaterami, ale mimo to jakoś to się czyta :D
UsuńSporo takich jest, zwłaszcza, jak spojrzymy na tłumaczenia. Taka Maas jest tragiczna, ale też "jakoś się to czyta". A to, jak bardzo znana jest, niezwykle mnie boli, biorąc pod uwagę jak tragicznie pisze.
UsuńW ogóle mnie nie ciągnie i widać słusznie, chociaż widziałem pozytywne u wielu znajomych. Ale są lepsze i ciekawsze fantasy, ot chociażby od Sandersona.
OdpowiedzUsuńAle coraz mniej tego dobrego fantasy - w grudniu dotąd kupiłem zero książek SF/fantasy i chyba to się nie zmieni do końca roku.
UsuńNo w planach jest Olimp, ale na razie dostępny jest tylko w sklepie magowym, a nic innego nie mam tam do wzięcia, więc przesyłka by mi przedrożyła - poczekam do połowy lutego i zamówię pakiet (Olimp i Endymion + Hobb, MacLeod i może Beckett). Na razie mnie z Olimpem nie pali, bo jeszcze Ilionu nie przeczytałem.
Dla mnie na tę chwilę to gwarantem jest Sanderson , bardzo dobry Tad Williams i Joe Abercrombie czy Pratchett. Szkoda, że Erikson bardzo długi ma przemiał tych tekstów i trzeba czekać latami. Odkąd zacząłem MKP 4 lata temu do dzisiaj powstały 2 książki, a trzecia zawieszona. Gaiman mógłby pisać więcej książek dla dorosłych to też byłaby rewelacja.
UsuńNo ja na Olimp się nakręcałem na wrzesień, październik i listopad i odpuściłem już w grudniu, nawet jak AM pisał, że będzie w przedsprzedaży u nich. Pieprzę, Brazos mi rewelacyjnie czas wypełnił, a za chwilę sięgam po Sandersona. Olimp będzie w styczniu. Endymionów nie czytałeś jeszcze?
NIe, nie czytałem Endymionów. Za co co do Brazos, to mnie dziś wkurzyli. Zamówiłem to w Vesperze, z intencją, że jutro odbiorę osobiście (mają księgarnię w takiej wsi Czerwonak koło Poznania), bo akurat będę przejeżdżał w okolicy. No to mi właśnie przysłali maila, że jutro sobie robią wolne. Swoja drogą zadziwiające - księgarnia robi sobie wolne w ostatnim praktycznie dniu kupowania świątecznych prezentów...
UsuńTo zobaczysz dopiero różnicę między Hyperionami a Endymionami, bo to dwie całkiem różne dylogie są. No widziałem właśnie info od nich, trochę mnie to zaskoczyło też, że tak szybko, bo na ogół to od świąt do nowego roku, ewentualnie trochę dalej do 5-6 mają nieczynne.
Usuńdzięki za ostrzeżenie przed czytaniem tego czegoś
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńPiłeś - nie pisz.
Usuń