Rosja to autobus. Jeden kieruje, połowa siedzi,
a reszta stoi, trzęsie się i czeka kiedy usiądzie.
Interesująca satyra polityczna ubrana w szaty fantasy; po raz pierwszy opublikowana w 1948 roku. W warstwie podstawowej lektura raczej łatwa, ale zrozumienie niuansów wymaga pewnej wiedzy o Polsce czasów stalinowskich.
Nie wiem czy trzeba pisać, kim był Sergiusz Piasecki (1901-1964)… Człowiek, który – parafrazując jego własne słowa – stoczył się z pozycji przestępcy do poziomu literata polskiego. Krótko: pochodził z rodziny mieszanej, prawosławnej – ojciec zrusyfikowany Polak, matka Białorusinka. I pewnie nigdy nie zostałby Polakiem, gdyby nie komunizm. A na ten miał okazję napatrzeć się jako nastoletni chłopak, bo kiedy wybuchła sowiecka rewolucja, akurat był w Moskwie. Tak jakoś od razu ten komunizm do gustu mu nie przypadł. Piasecki wyjechał na Białoruś, podczas wojny polsko-sowieckiej służył w naszej armii. Następnie był agentem polskiego wywiadu.
Po opuszczeniu armii wiódł żywot dość nędzny – zajmował się m.in. przemytem, fałszowaniem czeków, pozowaniem do zdjęć pornograficznych, rabunkami. Popadł w narkomanię.
W 1926 roku, za jeden z rabunków, został skazany na śmierć, ale w uznaniu zasług dla polskiego wywiadu, prezydent go ułaskawił zamieniając wyrok na piętnaście lat więzienia. Za kratkami zaczął pisać. W 1937 roku wydano jego chyba najgłośniejszą powieść – Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy. Zyskała sobie taką popularność, a zarazem uznanie krytyków, że wielu polskich twórców zaczęło zabiegać o jego zwolnienie z więzienia. W 1937 został ponownie ułaskawiony i warunkowo zwolniony. Podczas II wojny w AK. Po wojnie poszukiwany przez bezpiekę, w 1946 roku uciekł na Zachód (żona z synem, którego Piasecki nigdy na oczy nie widział, została w Polsce). Był radykalnie antykomunistyczny.
![]() |
Wydania z 1990 i 1999 roku |
Pytanie, po kiego grzyba tyle smaram o autorze… Zacytuję Ferdynanda Goetela, który był popełnił w 1948 roku recenzję Siedmiu pigułek Lucyfera:
Piszę tyle o Piaseckim gdyż nie sposób oddzielić dzieł tego człowieka od jego życia i traktować je «in abstracto», jako taki czy siaki «rodzaj» literacki.
Siedem pigułek Lucyfera nie jest jedyną satyrą polityczną w dorobku Piaseckiego – być może czytaliście bardziej znane Zapiski oficera Armii Czerwonej (moim zdaniem, to najlepsza, obok Kochanka Wielkiej Niedźwiedzicy, powieść tego pisarza). Powstałe wcześniej Siedem pigułek Lucyfera ma dość podobną wymowę, konstrukcję głównego bohatera, poczucie humoru. Oczywiście w Zapiskach głównym bohaterem jest człowiek – rosyjski oficer Michaił Zubow. W Siedmiu pigułkach mamy samego diabła.
No dobra, „samego” sugeruje jakąś istotną personę, a ów bohater – Marek, to zaledwie diabeł dziewiątej kategorii. Człek…, tfu, piekielnik nader sympatyczny:
Lubili go wszyscy, nawet grzesznicy, których gotował w kotłach ze smołą, bo nigdy nie dokuczał im złośliwie, tylko sumiennie i umiejętnie spełniał swe obowiązki.
Aż zdarzyło mu się przysnąć podczas pracy w kotłowni nr 13 – ogień pod kotłami wygasł. Sodoma i Gomora. Sam władca Piekieł skazał Marka na banicję – podarował mu siedem magicznych pigułek i wyrzucił do Polski. Mamy rok 1945, tuż po zakończeniu działań wojennych.
Nasz diabeł to typowy czart z ludowych podań – nie jest wybitnie inteligentny, a precyzyjniej mówiąc, jest mało inteligentny, do tego bywa nieporadny (wszak Polska, czy nawet Ziemia nie jest jego naturalnym środowiskiem). Ale nadrabia to cwaniactwem, pigułkami od Lucyfera i… szczęściem. Dzięki temu powoli urządza się w komunistycznej Polsce obserwując absurdy nowego systemu. Miałem przy tym wrażenie, że w jakimś stopniu Piasecki inspirował się Karierą Nikodema Dyzmy Tadeusza Dołęga-Mostowicza.
![]() |
Wydania z 2009 i 2022 |
Jak na satyrę polityczną przystało, jest to dość zabawne, jednak raczej nie ma dowcipów, po których będziecie się kulać po podłodze ze śmiechu (dwa cytaty w komentarzu). Sam bym to określił – parafrazując tytuł innej powieści Piaseckiego – jako Żywot człowieka ogłupionego. Tak samo jak w Zapiskach, pokazuje nam jak człowiek ogłupiony komunistyczną propagandą musi we własnej czaszce jakoś pogodzić to co widzi, z tym co mu władza przekazuje. I, oczywiście, jakoś godzi, tylko czytelnik ma wrażenie, że ów bohater jest jednak idiotą.
Piasecki, jak widzimy po jego biografii, był prostym człowiekiem wywodzącym się z nizin. I też powieść napisana jest bardzo niewyszukanym językiem. Zdarzają się dowcipy nie najwyższych lotów, że wymienię np. superbombowiec typu DUP. Podobne wrażenie towarzyszyło mi przy niektórych nazwiskach bohaterów, ale…
No i tu dochodzimy do pewnego problemu z odbiorem tej powieści. Czytelnik z czasów stalinowskich pewnie bez problemu odkrywał kto się kryje pod danym „nazwiskiem”. Współczesny czytelnik będzie miał z tym wielki problem. Co prawda jestem historykiem, ale zdecydowanie nie od tego okresu, więc też wiele mi umknęło. W niektórych przypadkach oświecił mnie wspomniany Ferdynand Goetel:
[Piasecki] Ma talent do parodiowania. «Enkawudejsza» czy «Przylizuś» są to wyborne parafrazy znanych nam nazwisk Borejszy i Przybosia.
Enkawudejsza to oczywiście nawiązanie do sowieckiej bezpieki – NKWD. I objaśnienie:
Jerzy Borejsza – jeden z czołowych propagandystów komunistycznych w Polsce, brat stalinowskiego zbrodniarza Józefa Różańskiego (byli pochodzenia żydowskiego, pierwotne nazwisko: Goldberg). Czesław Miłosz napisał o nim: Najbardziej międzynarodowy z polskich komunistów. (…) z niczego zbudował, poczynając od 1945 roku, swoje państwo książki i prasy. „Czytelnik” i inne domy wydawnicze, gazety, tygodniki, wszystko od niego zależało – posady, przyjęcie książek do druku, honoraria. Byłem w jego stajni, wszyscyśmy byli.
Julian Przyboś – podobnie odrażająca postać. Komunistyczny propagandysta, m.in. w 1953 roku podpisał tzw. Apel Krakowski, czyli atak na pięciu duchownych i troje świeckich fałszywie oskarżonych o działalność szpiegowską na rzecz USA i „sprzedawanie swojej ojczyzny za judaszowe pieniądze” (kiedyś napisałem o tym parę słów na Facebooku).
![]() |
Okładka audiobooka, 2017 rok |
Powieść, niestety, jest nieco pośpieszna. Ale możliwe, że częściowo odpowiada za to redaktor. Wydawca książki opuszczał pewne miejsca, żeby się nie narażać poszczególnym osobom lub grupom – napisał sam Piasecki. I chyba już pełnej wersji nigdy nie poznamy, bo oryginalny maszynopis autor wysłał do jednej z gazet polonijnych we Francji, tam powieść się nie ukazała, a maszynopis pewnie zaginął…
Bardzo dobre zakończenie, ale tego Wam, naturalnie, nie opiszę.
Jeszcze ciekawostka: Alojzy Kisielnicki, pierwszy wydawca Siedmiu pigułek, domagał się, żeby Piasecki usunął podtytuł, a szczególnie fragment „Autentyczne przygody diabła Marka”. Na co autor odpowiedział, że albo Kisielnicki opublikuje całość, albo nic, a poza tym: Twierdzę, że diabeł 9 kategorii, Marek, jest postacią autentyczną…
![]() |
W książce Piasecki przytacza sporo cytatów prasowych, jak sprawdziłem, to cytaty autentyczne, np. ten (w książce str. 87) rzeczywiście pochodzi z Głosu Wielkopolskiego z 22 XI 1945 |
Podsumowując: jest to nie tylko całkiem udana satyra polityczna, lecz także zupełnie przyzwoita powieść z okresu, który za prof. Antonim Smuszkiewiczem, można nazwać „początkami polskiej fantastyki” (za ostatnią powieść z owych „początków” Smuszkiewicz uznawał Zaziemskie światy Władysława Umińskiego napisane w 1948, a wydane w 1956 roku – tu jednak trzeba pamiętać, że profesor odnosił się głównie do SF).
OCENA: 7/10.
S. Piasecki, Siedem pigułek Lucyfera. Autentyczne przygody diabła Marka w latach 1945 i 1946 w niepodległej Polsce demokratycznej, odtworzone na podstawie: dokumentów, zeznań świadków, wycinków prasowych, oraz własnych obserwacji autora, Wydawnictwo LTW, Łowmianki 2018, stron: 176.
Początki polskiej fantastyki:
Obiecane cytaty:
OdpowiedzUsuń(…) awanturnik nie jest wcale prezydentem Dąbrowy Górniczej, lecz prezydentem Będzina. Kierownik UB był ogromnie oburzony zachowaniem się pijaka.
– Uważałem zawsze, że towarzysz Nowak nie powinien strzelać do ludzi na terenie cudzego miasta. Ale to taki zachłanny typ, któremu jego miasto nie wystarcza. Mówił, na swe usprawiedliwienie, że w Będzinie trudno kogoś upolować, bo jak tylko nadchodzi zmierzch, wszyscy siedzą zabarykadowani w domach i nawet światła boją się palić. Więc musiał odwiedzać cudze rejony.
pojechał na otwarcie Żłobka nr 3, przy ul. Nowogrodzkiej. Zdążył tam na zakończenie uroczystości – kiedy jedna ze szczęśliwych matek, z cudzym dzieckiem na ręku, stojąc na udekorowanej sztandarami trybunie przed portretami wodzów ludzkości – odczytywała hołdowniczy telegram do największego demokraty [tj. Józefa Stalina – pm]:
„My, niemowlęta polskie, zgrupowane w Żłobku nr 3, w Warszawie, w dowód swej wdzięczności Tobie – Słońce ludzkości – przyrzekamy, za wyzwolenie nas z krwawej tyranii sanacyjnej i od polskich pachołków imperialistycznych, stać wiernie na straży ideałów demokratycznych, a póki wyrośniemy – będziemy podwójnie spełniać swe funkcje niemowlęce, aby odwdzięczyć się Ci za te dobrodziejstwa, którymi naród polski otoczyłeś”.
Dziękuję za podlinkowanie innych książek prekursorów polskiej Fantastyki, bo chciałem wrócić do tych tekstów
OdpowiedzUsuńPowroty zawsze doradzam zacząć od Żuławskiego. Dla mnie jego Trylogia Księżycowa to wciąż pozycja warta lektury. No a teraz Maszczyszyn napisał chyba coś na kształt ciągu dalszego - "Mare Orientale" (jeszcze nie czytałem).
UsuńCiekawe, czy Chris Beckett czytał Żuławskiego. Bo sytuacja zarysowana w "Ciemnym Edenie" bardzo przypomina tę z trylogii Żuławskiego (wylądowanie na globie bez możliwości powrotu i kontaktu, utrata wiedzy technologicznej i zwyrodnienie fizyczne kolejnych pokoleń, stopniowa mitologizacja historii).
UsuńRaczej nie. "Ciemny Eden" ukazał się w 2012 roku, a "Trylogia księżycowa" Żuławskiego była wydana po angielsku po raz pierwszy w 2021 roku - w każdym razie jej wydawca twierdzi, że wcześniej nie było przekładów na angielski:
Usuńhttps://www.simonandschuster.com/books/The-Lunar-Trilogy/Jerzy-Zulawski/9781950423163
Być może już wcześniej bywały tego typu wątki, bo wszak kosmiczna robinsonada to gatunek żywy od połowy XVIII wieku ("The Life and Wonderful Adventures of John Daniel" Ralpha Morrisa z 1751 r.). Niestety, po polsku mamy bardzo skromną próbkę tego gatunku.
Prędzej Żuławskiego mógł czytać Kir Bułyczow, w którego "Przełęczy" też mamy podobny motyw - po rosyjsku "Trylogia księżycowa" była wydana aż siedemnaście razy, a po raz pierwszy już w latach 1910-1915.