Do lektury usiadłem bez większych nadziei – wszak to produkt jednego z największych partaczy na rynku wydawniczym (Videograf, wydawca uważający redakcję i korektę za burżuazyjne przesądy). Ale jest dobrze – mam do czynienia z zabawną parodią horroru. Przynajmniej język na to wskazuje.
W pierwszym momencie miałem nawet zamiar zrobić transmisję na żywo z czytania Pana na Wisiołach i wynotowałem (kursywą cytaty, „normalną” czcionką moje komentarze):
Strona 7: Wpatrywał się zachłannie w wejście do (...) baru. Na chwilę przerwałem czytanie, dumam jak to jest wpatrywać się zachłannie. Nie wiem, to chyba trochę nieudany dowcip.
Strona 7: Bohater marzy o kącie, w którym mógłby choć na kwadrans spokojnie zamknąć oczy. I pooddychać. Od jakiegoś czasu nie było warunków na oddychanie. Szybko policzył w myślach. Tak, tak, to już tydzień od ostatniego oddechu.
Strona 7: A także napisać kilka słów. Do kogo? Nie wiedział... Może do św. Mikołaja?
Strona 7: A nie, nie, już wie do kogo napisze – Może do grubej Stefy? (...) Jeśli Stefa istnieje... Nieistnienie Stefy rzeczywiście skomplikowałoby sytuację bohatera. Może wróćmy do pierwotnej koncepcji, tej ze św. Mikołajem?
Strona 7-8: Bohater ma problem z oblizaniem warg od środka. Hmmm... Może na kurs do Rocco Siffrediego? Rocco nie takie cuda wyprawia.
Strona 8: Przecież wiem, co się wydarzyło, jednak nie mogę sobie tego wyobrazić, nazwać, przypomnieć. Jak Sokrates – wie, że nic nie wie :D
Strona 8: Stefa wcale nie była gruba. Albo to nie była Stefa. Proste – kobiety dzielą się na Stefy i nieStefy, więc skoro nie Stefa, to nieStefa :D
Strona 8: Popatrzyła na gościa, nie odwracając głowy od wiszącego nad nią, nieco z boku, telewizora. Zez czasami bywa przydatny. Podobno jak owa Stefa czy nieStefa, płakała, to jej łzy po plecach ciekły :D
Strona 8: Chrzęst opon i przekleństw powoli ucichł – takie chrzęszczące przekleństwa są najgorsze! Przykładowo: Ty chszczyrzszczu!
I w tym momencie zdałem sobie sprawę, że przepisując jajcarskie zdania z tej książki, właściwie przepisuję jej większość a do tego opatruję własnym komentarzem, co ostatecznie będzie skutkować książką obszerniejszą od dzieła Kulpy. Ale wicie, rozumicie – jak widzę takie kwiatki, to aż mnie ręka świerzbi, żeby złapać za długopis, kajet i notować. Jednak w taki sposób nie bardzo daje się śledzić fabułę, o wciągnięciu w nią nawet nie wspominając. Ale mam patent – lek na świerzbienia łapy. I to zastosowałem. Po prostu poszedłem z Panem na Wisiołach do wanny.
Jak przestałem się skupiać na językowych kwiatkach, bo po co się skupiać, skoro nie ma jak notować, lektura stała się całkiem... przeciętna. I miałem wrażenie (ponownie, bo towarzyszyło mi już przy Dardy, Dom na Wyrębach II i III), że wątek fantastyczny wcale nie jest tu najważniejszy – że istotniejsza jest obyczajówka. Problemy głównego bohatera z alkoholem, jego praca nad niepiciem, problemy rodzinne – pozostałość z przepitych czasów. Dzięki temu cała rodzina Smutów zyskuje na wiarygodności – to nie są ludziki z papieru.
I znowu, podobnie jak u Dardy, mamy dom na odludziu, gdzieś we wschodniej Polsce (Podlasie i Podkarpacie – te tereny twórcy literatury grozy, a także kryminałów eksploatują ponad wszelką miarę). Leżąca w pobliżu wieś na pozór typowa dla tego rejonu – trochę starszych ludzi (brak młodych nie dziwi, wszak skądś się warszawskie słoiki biorą), trochę robotników leśnych i młody Cygan, miejscowy załatwiacz wszystkiego. Cygan zdecydowanie nietypowy, bo wypowiada się, jakby niejeden dyplom wyższej uczelni miał w szufladzie.
Niespecjalnie to straszy, aż trudno mi Pana na Wisiołach zaliczyć do horroru – dla mnie to takie dark fantasy i rural fantasy. Ale wątek fantastyczny poprowadzony całkiem sprawnie i nawet dość oryginalny (z miejscowych podań?).
Zdaje się, że autor tej powieści miał jakieś doświadczenia z moją ulubioną psią rasą – owczarkiem kaukaskim. Ale wątek z kaukazem był dla mnie mało wiarygodny, a może inaczej – moje zdumienie budziła głupota głównych bohaterów. Wziąć do domu zdziczałego samca kaukaza, który niejeden wyczyn agresywny ma na sumieniu, to albo odwaga połączona z wiedzą i doświadczeniem, albo skrajna głupota. W tym przypadku głupota, bo bohaterowie wcześniej z tą rasą chyba do czynienia nie mieli. A trzymanie tegoż kaukaza razem z innym samcem dużej rasy (komondorem) to już znęcanie się nad psem. Fakt, kaukaz na razie jest poraniony, dochodzi do siebie po przejściach. Ale jak już dojdzie, to komondor nie powinien pożyć dłużej niż tydzień.
Podsumowując: jest to pozycja jak najbardziej nadająca się do czytania, mimo sporej ilości kulawych zdań, mimo chaotycznych fragmentów. Szkoda, że autor poszedł z tym do Videografu, bo w normalnym wydawnictwie redaktor podciągnąłby Pana na Wisiołach. W każdym razie przeczytam kolejne książki Piotra Kulpy, może będzie inaczej niż z Dardą (bo ten zaczął od całkiem niezłego Domu na Wyrębach, a potem zdecydowanie obniżył loty).
OCENA: 6/10.
P. Kulpa, Pan na Wisiołach, t. 1: Mroczne siedlisko, wydawnictwo Videograf, Chorzów 2014 (dodruk 2018), stron: 368.
PS
Się pochwalę: to notka nr 200 na moim blogu :)
A tu o tej samej książce w Kąciku z Książką.
PS
Się pochwalę: to notka nr 200 na moim blogu :)
A tu o tej samej książce w Kąciku z Książką.
Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:
Ołć, na tym Kąciku z Książką recenzja słodkopierdząca. Komu teraz wierzyć, Tobie, czy tej Kasi, która przyjmuje książki od wydawców?? Ja wierzę Tobie :D
OdpowiedzUsuńAle moja opinia nie jest krytyczna o książce, a raczej o pracy wydawcy - braku redakcji. Natomiast książka jak najbardziej nadaje się do czytania. A Kasia, jak najbardziej potrafi skrytykować książkę, a że jest delikatniejsza od mnie - cóż, wszak sam o sobie mawiam, że jestem dobrze wychowany cham :D A tu masz krytyczną opinię Kasi o książce Podlewskiego:
Usuńhttp://www.kacikzksiazka.pl/2019/06/ksiega-zepsucia-marcin-podlewski.html
Więc nie, Kasia to nie jest typ łowcy darmowych książek, to nie Awiola czy fantasy-bestiarium (moi "ulubieńcy" wysmarowani wazeliną od stóp po czubki głów).
Gratuluję okrągłej notki :) Szacun, też chciałam i blogować, i regularnie pisać recki na LC, ale jakoś nie mogę, palce mnie parzą, jak mam coś regularnie pisać ;/
OdpowiedzUsuńHm, nie wpadłabym na to, że coś jest nie tak z wyrażeniem "zachłannie się wpatrywać". W moim odczuciu brzmi to normalnie, po prostu gapić się uporczywie.
Co do tej książki, to szczerze, raczej mnie nie zainteresowała. Chyba że znalazłabym w bibliotece i miała akurat chętkę na takie klimaty :)
A dzisiaj przeczytałam, że we wrześniu wychodzi nowa książka Radka Raka, bardzo dobrze brzmi z opisu :) (jeszcze na książkę Hena czytam, ale to już nie fantastyka)
>palce mnie parzą, jak mam coś regularnie pisać<
UsuńAle ja nie piszę regularnie - jak mam chęć to piszę, jak nie, to nie. Ma mi to sprawiać radochę, a nie być przykrym obowiązkiem.
>we wrześniu wychodzi nowa książka Radka Raka, bardzo dobrze brzmi z opisu<
Wszak od dawna powtarzam, że na dziś Rak to ścisła czołówka polskich pisarzy fantasy :)
Dla mnie "zachłannie" nie jest do końca synonimem "uporczywie" - uporczywie, to długo, a zachłannie... Widzę tępe, wbite spojrzenie, ślinę płynącą z kącików ust :D
Piszesz, że szkoda, że autor poszedł z książką do Videografu, a nie do normalnego wydawnictwa. Myślę, że rozesłał tekst do wielu wydawnictw, ale tylko Videograf się odezwał.
OdpowiedzUsuńUśmiałam się, przeczytawszy o pomyśle z wanną. :)
Może i masz rację - do niedawna grozą zainteresowani byli głównie wydawcy z dolnych półek. Teraz w polską literaturę tego typu wchodzi Vesper, a to akurat bardzo porządny wydawca.
UsuńMam dwa patenty na zmuszenie się do doczytania książki do końca bez robienia notatek - wanna i pociąg (ale oczywiście nie mogę brać do bany notatnika).
Już się boję cokolwiek Ci polecać :P
OdpowiedzUsuńAle przecież nie zjechałem książki - tylko wydawcę :D A u mnie od oceny 6/10 zaczyna się"nadaje się do czytania". Muszę w ogóle edytować notkę o ocenach, bo taka lakoniczna...
Usuń