Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 4 lipca 2021

Czerwiec 2021 – raport z biblioteczki

Przybyło czterdzieści osiem: fantastyka siedemnaście (12 x Polska, 2 x Rosja, 3 x Anglosasi), komiksy cztery (3 x USA, 1 x Japonia), osiem powieści historycznych, jedna ujwico i jedna dziecięca (teoretycznie, bo praktycznie nie). Reszta to książki naukowe (no, jedna pseudonaukowa), oczywiście z miażdżącą przewagą historii, a w historii – średniowiecza.

Od tego co najłatwiej, czyli komiksy. W ogóle nie było tego w planach na czerwiec, ale promocja w Smyku skusiła – wziąłem dwie części Hellblazera i dwudziesty tom Baśni. Baśnie zbieram od ponad czterech lat, ale już finiszuję – jeszcze tylko dwa tomy. Hellblazera Egmont dziwnie nam wydaje, bo od d... strony – zaczął od najnowszych.

Komiksowo uzupełnia tom 31 Berserka. Tak, miałem coś napisać o Gigantomachii tego samego autora (Kentaro Miury), ale jakoś mi zeszło.


Powieść historyczna. Zassałem na PRL-owskie powieści. Kupiłem coś słabo dostępnego, czyli Homines novi Jana Ziółkowskiego. Ta trylogia (około 1800 stron) jest swego rodzaju odpowiedzią na inną trylogię, tę najsławniejszą, czyli Sienkiewicza. Książki Ziółkowskiego wyszły w okresie stalinowskim (w 1955 roku; wiem, Stalin zmarł w 1953, ale stalinizm jeszcze trochę przetrwał), więc musiała zostać złożona ofiara na ołtarzu bożka socrealizmu – tu mamy te same wydarzenia co u Sienkiewicza, ale z punktu widzenia chłopa. Choć Ziółkowski był wcale popularny w PRL, to akurat Homines novi nigdy wznowione nie było. A okres stalinowski w dziejach naszej książki był edytorsko chyba jeszcze bardziej paskudny, niż czasy Jaruzelskiego. Nie spodziewałem się więc, że kupię to w stanie „igła”, zależało mi tylko na komplecie od jednego sprzedawcy. I takowy znalazłem na Sprzedajemy.pl.

Kolejna książka Ziółkowskiego – Kawaler Złotej Ostrogi – kupiona okazyjnie. Ktoś wyprzedawał na OLX biblioteczkę, domyślam się, że po jakimś przodku (ojcu, dziadku). I ów domniemany przodek był albo wyjątkowym pasjonatem, albo introligatorem – wszystkie książki były na nowo oprawione. Bo to standardowe (czytaj penisowe) wydania PRL-owskie. Ale dostały szycie, twarde oprawy i napisy w kolorach srebra i złota. Sprzedawca śpiewał sobie za nie jedynie po 10 zł za wolumin.


Poza Ziółkowskim wziąłem od niego jeszcze Korkozowicza – cykl z czasów Jagiełły. Niestety, tylko cztery części z pięciu (brakuje ostatniej: Synowie Czarnego, pewnie gdzieś dokupię, ale na pewno nie tak ładnie oprawione). Na podstawie pierwszej części cyklu powstał bardzo popularny swego czasu serial, pod tym samym tytułem: Przyłbice i kaptury. Niestety, na fotce słabo widać tytuły (światło odbija się na tych złoceniach), więc po kolei:

Przyłbice i kaptury.
Nagie ostrza.
Powrót Czarnego
, cz. 1-2.


Książka ujwico. O prozie Marka Obarskiego trudno znaleźć szersze informacje w necie. To nieżyjący już, poznański (pochodzący chyba z Wrześni) poeta, tłumacz, powieściopisarz. Tłumaczył m.in. fantastykę (Tolkiena, Andre Norton, także Mastertona). Jako prozator, porównywany do Bruno Schulza. I opinie typu: mistrz słowa. To nie dorzucić za 4 zł do paczki? Jak ja nie znoszę tego formatu Wydawnictwa Poznańskiego z lat osiemdziesiątych – te długie, wąskie kiszki...

Obok powieść lubianego przeze mnie Mortona. Niby dziecięca. Niby, bo nie sądzę, żeby mogła zainteresować dziecko XXI wieku. Ale może dorosłego – obrazem wsi okresu międzywojennego, humorem (zacząłem czytać, to wiem :D). A polecam też opinię Koczowniczki (ta notka przekonała mnie do zakupu Wielkich przygód małego ancykrysta.

Przechodzimy do fantastyki polskiej. Najpierw przedwojenna. Udało mi się kupić za 5 zł Makuszyńskiego Awantury arabskie – w zupełnie niezłym stanie. Edycja z 1921 roku, czyli równe sto lat. To wydanie drugie, ale pierwsze w obecnej formie (poprzednie było uboższe, w 1921 roku doszły kolejne teksty). To też niby literatura dziecięca, ale moim zdaniem bardziej dla dorosłych. Chyba nawet bardziej, niż pozycje Leśmiana w tym samym klimacie.

Z antykwarycznych rzeczy jeszcze dwie powieści Jana Dobraczyńskiego – katolickiego pisarza bardzo popularnego w PRL. Człowieka, który w swoim życiu zapisał i karty piękne (przedwojenny antysemita, w czasie wojny działał w Żegocie, organizacji pomagającej Żydom; uczestniczył – m.in. z Ireną Sendler – w akcji uratowania 500-700 żydowskich dzieci; dostał medal Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata), i brzydkie (był przewodniczącym PRON, parę słów o owym PRON-ie skrobnąłem przy opinii o książce Nienackiego). Dobraczyński posługiwał się bardzo ładnym językiem. Pisywał i powieści historyczne, i coś co można nazwać biblijnym fantasy, retellingami Biblii (z tego mam w domu Pustynię – o wyjściu Izraelitów z Egiptu), i napisał też dwie powieści postapo – właśnie te powieści kupiłem.

I jeszcze PRL-owskie slavic fantasy Nienackiego – powieść, która miała trzy wydania, każde pod innym tytułem. Wydanie pierwsze (dwa tomy rzutem na taśmę w PRL – 1989 rok, tom trzeci już w III RP – 1990) miało tytuł: Ja, Dago. Potem wydała to własnym sumptem, także w trzech tomach, wdowa po Nienackim – tym razem tytuł był: Historia sekretna. Ostatnie wydanie, to które nabyłem, z wydawnictwa Warmia, jest jednotomowe i pt. Dagome iudex. Nie jest tanie – książka wydana na miękko, nawet bez skrzydełek, jedyne 85 zł.

Dwa razy kryminały fantasy. Nieraz pisałem, że dla mnie Kańtoch to autorka jednej książki – Przedksiężycowych. Czytywałem jej kryminały – szału nie ma, dupy nie urywa (ale to samo mógłbym rzec o 99,999% kryminałów; no nie jest to gatunek, który sobie cenię). Ale autorka najwyraźniej nie pali się do napisania czegoś w klimatach Przedksiężycowych, to z braku laku sprawdzę jak sobie poradziła na styku kryminału i fantasy.

Książka Macieja Żytowieckiego wyszła w efemerycznym wydawnictwie Ifryt. To wydawca, który wydał ze dwie czy trzy książki (w tym pierwszą część Teatru węży Agnieszki Hałas) i się zwinął. Książka Żytowieckiego, choć chwalona, chyba nie była sukcesem sprzedażowym, bo po dziesięciu latach od wydania, wciąż jest do kupienia na rynku pierwotnym. Po Ifrycie Żytowiecki coś tam jeszcze wydał w Oficynce. Tego wydawcy zdecydowanie nie cenię – na forach można przeczytać, że oferują autorom wydawanie w self-publishingu, a takowe firmy redakcję i korektę uważają za niepotrzebne koszty. Ale faktem jest, że czasami Oficynce wpadnie w ręce coś ciekawego, jak choćby Stara Słaboniowa i spiekładuchy Joanny Łańcuckiej. Przeczytam tę książkę Żytowieckiego, to może kupię i jej kontynuację.

A to jest właśnie książka z Oficynki. Wziąłem, bo podobała mi się powieść tego autora: Decathexis. Choć nieco niepokoi mnie wydawca, bo czytałem teksty Łukasza Śmigla o Tequili (projekt postapo, który realizował wspólnie z julką Kasią Babis) – zdecydowanie to potrzebowało redaktora. A nie wiem jak jest z redakcją w Oficynce, ale paranie się self-publishingiem źle wróży.

Arkadia Michałowskiej miała dobre recenzje. Ale sam tego nie kupiłem, bo wydawca... Videograf – kolejna firma specjalizująca się w self-publishingu, Teraz wlazło mi w oczy w taniej księgarni za 5 zł, tyle mogę zaryzykować na self-publishing. Tym bardziej że autorka nie jest totalną amatorką-grafomanką (jak to zazwyczaj u self-publisherów bywa). Jej opowiadania były na łamach najważniejszych czasopism fantastycznych, tłumaczy też z języków angielskiego i hiszpańskiego, w tym cenione przeze mnie powieści Jeffreya Forda (Trylogia Cleya) czy Liliany Bodoc (Saga o rubieżachgdzie nawet chwaliłem przekład).

Dwie pozycje z serii Legendy Polskie – projektu Allegro, porzuconego po zmianie właściciela. Te książeczki miałem na głównej liście zakupowej, ale jeśli w ogóle się pojawiały w sprzedaży, to za kosmiczne pieniądze (np. 150 zł za jedną). A teraz ni z gruchy, ni pietruchy samo Allegro rzuciło kilkanaście sztuk za grosze: obie razem kosztowały 29 zł (i to bez dwóch groszy!).

Na koniec polskiej fantastyki space opery. Paweł Majka z ciekawości, a Michał Cholewa w ramach czytania powieści nominowanych do nagrody im. Żuławskiego.

Dalej space opery, teraz rosyjskie. Kiedy te powieści Łukjanienki wychodziły, nie interesowało mnie SF. Potem miałem focha na samego Łukjanienkę, bo to wielkoruski szowinista, putinowiec. Parę lat minęło, to mi przeszło.

Tak na marginesie, kiedy Ukraińcy odsyłali Łukjanience jego książki w ramach protestu przeciwko głupotom, które wygadywał o ich kraju – nasze środowiska okołogazetowyborcze były zachwycone, bo wg tych środowisk: jak Darski drzeć Biblię – być dobry uczynek, jak lewacy palić książki Astrid Lindgren (za rzekomy rasizm) – być dobry uczynek, jak lewacy palić książki J.K. Rowling (za rzekomą transfobię) – być dobry uczynek, jak lewacy palić książki Donalda Trumpa (za rzekomy faszyzm) – być dobry uczynek. Jak ludzie odsyłać i niszczyć książki Olgi Tokarczuk za kłamstwa, który wygaduje w zagranicznych mediach – być barbarzyństwo i zły uczynek. Dla mnie ta postawa być hipokryzja :D

W każdym razie, coraz bardziej skłaniam się ku zdaniu, że umiejętność pięknego pisania, ba, nawet pisania mądrych książek, wcale nie musi iść w parze z rozumem autora. Skrajnie prawicowy Łukjanienko i skrajnie lewicowa Tokarczuk są dla mnie potwierdzeniem tegoż. Choć przyznam, że nie ogarniam zjawiska; kiedyś myślałem, że dzieło nie może być mądrzejsze od twórcy – myliłem się.

Jeszcze dwie space opery anglosaskie od Rebisu.

I na koniec fantastyki, coś z Uczty Wyobraźni. Książka wzbudzająca wiele kontrowersji i to nie przez treść, a przez tłumacza Grzegorza Komerskiego, który po części okazał się nieudolny, a po części... Sam nie wiem jak to określić – może nieodpowiedzialny? – w każdym razie pousuwał niektóre fragmenty tekstu Harrisona. Właśnie z tego powodu nie kupiłem wcześniej Viriconium. Ale powoli staje się niedostępne, więc kiedy ujrzałem w księgarni KIK, zaryzykowałem te czterdzieści zł.

Książka naukowa. Jedyna spoza historii, a właściwie może jednak też historyczna – o trzech dekadach polskiej fantasy. Znalezione w poznańskiej taniej księgarni 3tam.pl.

I także rodzynek – tym razem starożytność. Tej książki szukałem od dość długiego czasu, a mianowicie odkąd nasi turbolechici zaczęli rozpowszechniać bzdurę o słowiańskim języku Filistynów. Do tego twierdzą, że takie są wyniki badań naukowców, rzekomo wybitnych językoznawców: Giancarlo T. Tomezzoliego i Reinhardta S. Steina. Naukowcy... Tomezzoli związany jest ze znanym nam już rosyjskim turbosłowianinem, pseudonaukowcem Anatolem Klyosovem. I taki z Tomezzoliego „wybitny językoznawca”, że z wykształcenia jest astronomem :D Stein to bardziej tajemnicza postać – zero informacji, niektórzy przypuszczają wręcz, że to bot, pseudonim służący do podpisywania tekstów różnym „naukowcom” z otoczenia Klyosova; w każdym razie o takim „wybitnym językoznawcy” głucho.

Kilka lat temu zacząłem szukać czegoś sensownego o Filistynach i natknąłem się na tytuł książki Łukasza Niesiołowskiego-Spanò. Niestety, to pozycja trudna do zdobycia, rzadko się pojawia na Allegro, a jeśli już to za konkretne pieniądze. Ale wreszcie znalazłem na OLX za 40 zł.

I już jesteśmy w domu, czyli średniowieczu. Trochę prac o gospodarce państwa piastowskiego: trzytomowy wybór artykułów Karola Buczka oraz książka Joanny Nobis o służebnych nazwach miejscowych. Wbrew pozorom, te nazwy są bardzo związane z piastowską gospodarką.


Teraz wojskowość – polska i niemiecka w czasach pierwszych Piastów (te „czasy Mieszka” w tytule książki o niemieckiej wojskowości, to oczywiście inwencja tfurcza polskiego wydawcy – w oryginale jest „w X wieku”).

Dwa zbiory artykułów. Drugi to czasopismo (już 23 tom), które kiedyś kupowałem regularnie, obecnie sporadycznie, bo zmieniły się proporcje między artykułami o wczesnym i późnym średniowieczu (na niekorzyść wczesnego).

Dwie książki o kryzysie państwa piastowskiego w latach trzydziestych-czterdziestych XI wieku. Miałem w kserówkach, to sobie zafundowałem nowe wydania książkowe. Znaczy, może takie nowe to nie są, ale skserowane miałem prastare wydania I.

Z tego co kojarzę, to jedyne pozycje, które wyszły w serii Korzenie Polski wydawnictwa PWN (na książkach nie ma informacji o serii, ale pod ta nazwą figurują w księgarniach). Chyba nie sprzedawało się to za dobrze, skoro wciąż jest do kupienia, a wychodziło w latach 2012-2013. Ale wydawca sam sobie winny – wydanie bez cudów (miękkie okładki bez skrzydełek), dość cienkie książeczki (196 i 210 stron), za to cena słona (płaciłem 38,42 zł za jedną).

Piastowskie biografie. Zaryzykuję tezę, że poziomem biją na głowę dowolną biografię Piasta z wydawnictwa Avalon. Ale są trudno dostępne. Biografia Krzywoustego jest do kupienia tylko u wydawcy i w dwóch czy trzech księgarniach specjalistycznych. Jeszcze gorzej jest z biografią Przemysława Noszaka – wydał to powiat cieszyński i jest do kupienia w jednej księgarni stacjonarnej w samym Cieszynie. Napisałem do nich i sprzedali mi wysyłkowo, ale normalnie takiej sprzedaży chyba nie prowadzą. A warto, bo Idzi Panic od dawna zajmuje się Piastami cieszyńskimi, zaś Noszakiem w szczególności. Pierwszą biografię tego władcy napisał już ćwierć wieku temu! Obecna jest w stosunku do tej pierwszej znacznie rozbudowana – ma 188 stron więcej.

Jeszcze coś o Piastach, a właściwie o paniach Piastowych. Nie polecam. To było słabe i przestarzałe już w momencie powstania (w latach sześćdziesiątych), a dziś to produkt miejscami wręcz niedorzeczny.

I coś Wojciecha Fałkowskiego o Karolu Wielkim – nie biografia, a rzecz o ideologii władzy. Piastowie czerpali wzorce od Karolingów (nie bezpośrednio, oczywiście), czego dowodzi choćby ochrzczenie Kazimierza Odnowiciela imieniem Karol. Więc książka istotna i do naszych dziejów.

Na koniec kolejny produkt pseudonaukowy od najazdowców (tu pisałem o innym takim produkcie – Adama Ruszczyńskiego, wypocina Krydy jest jeszcze głupsza).


Taka sprawa: są problemy z fanpage na Facebooku – chcą wymusić opłaty za promowanie, więc 1) drastycznie obcięli mi zasięgi na posty z linkami (na posty bez linków nie), 2) zablokowali możliwość komentowania jako strona poza samym fanpage i paroma grupami, do których należę (to w dwóch rzutach – kilka miesięcy temu opcja zniknęła w wersji na komputery stacjonarne, na początku lipca na komórce. Dlatego podjąłem działania partyzanckie (nie będzie Facebook pluł nam w twarz) :D – założyłem prywatne konto właśnie m.in. pod bloga. Jeśli ktoś ma ochotę, można przysłać zaproszenie. Tu jest link do konta.

26 komentarzy:

  1. Na fejsbuka ka już od jakiegoś czasu ludzie mocno narzekają, że po chamsku tnie zasięgi :/
    Ojacie, ale gruby ten Majka. Mam na liście "do przeczytania", ale chciałam wypożyczyć, a ktoś nie chce zwrócić do biblio.
    Czytałam "Państwo Miecława" z ogromną przyjemnością. Chętnie poczytałabym coś więcej tego pana.
    O sporej części z fantastycznych książek nigdy nie słyszałam, chyba faktycznie mało znane.
    A którą biografię z Avalon szczególnie polecasz? Bo poczytałabym coś więcej o Piastach. Ostatnio czytałam o Leszku Białym i wydawała mi się ok, za to ciężko mi było przebrnąć przez Kazimierza Sprawiedliwego, nie wiem, w sumie czemu, bo postać ciekawa.
    Ja kupiłam chyba z sześć książek w czerwcu, skromnie, ale jak na mnie to i tak dużo xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. >Na fejsbuka ka już od jakiegoś czasu ludzie mocno narzekają, że po chamsku tnie zasięgi :/<

      Jeśli nagle posty z linkami mają dziesięciokrotnie mniej odbiorców, a posty bez linków bez zmian, to coś jest nie tak. Do tego doszło ograniczenie mi możliwości komentowania jako fanpage do samego fanpage i kilku grup. Czytałem niedawno, że Facebook chce ograniczać fanpagi na rzecz grup - ja nie mam czasu na takie zabawy. Do tego coraz bardziej mnie FB irytuje - co chwila wyskakuje coś w stylu: Dej piniążka. oraz ochnasta nowa opcja, której nie potrzebuję.

      Zakiwają na śmierć, tak jak Nasza Klasa, która własnie kończy żywot (taki komunikat: >Informujemy, że z dniem 27.07.2021 roku serwis NK.pl zakończy swoją działalność<). To samo przerobiły skrzynki mailowe o2.pl, to samo teraz przerabia taka gra sieciowa Travian. Zdaje się, że Lubimy Czytać też oberwało po "modernizacji". Czy tak trudno pojąć, że ludzie mają w życiu co robić i uczenie się co chwila nowych opcji zniechęca? A jeśli te opcje są połączone z akcją "Dej piniążka" to jeszcze wkurza.

      >którą biografię z Avalon szczególnie polecasz?<

      Na pewno przystępnie i profesjonalnie piszą Błażej Śliwiński i Agnieszka Teterycz-Puzio, tylko okres mało chyba ciekawy - XIII wiek. Śliwińskiego oczywiście mam na myśli biografie Sambora II i książąt kujawskich (Siemomysła i Leszka), bo z Bezprymem są znane Ci problemy. Polecam też dwie pozycje Śliwińskiego spoza Avalonu:
      - Mściwoj II (1224–1294) książę wschodniopomorski (gdański)
      - Pomorze Wschodnie w okresie rządów księcia polskiego Władysława Łokietka w latach 1306-1309.

      Nie wiem czy czytałaś, to nie Avalon, ale z czystym sumieniem mogę polecić Zientary "Henryk Brodaty i jego czasy" - miało dwa wydania, warto brać drugie (1997 r.), bo jest nieco uzupełnione i ma posłowie Mariana Dygo.

      >ciężko mi było przebrnąć przez Kazimierza Sprawiedliwego<

      Chodzi Ci o tę autorstwa Dobosza z Wydawnictwa Poznańskiego? To z tego wydawnictwa można brać "Henryka Prawego" Zielonki - to na pewno przystępne.

      Usuń
  2. Tylko z tym "Diabłem na wieży" to jednak polecam ostrożnie - widać, że debiut, tekstom często brakuje puenty, albo rozwinięcia, klimat nie siada, jak powinien. Drugi tom jest o niebo lepszy, ale bez sensu zaczynać od środka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, czytałem recenzje, więc dam szansę drugiemu tomowi - tak samo jak z Cholewą, ale on dostaje szansę aż do tomu trzeciego :D

      Usuń
  3. Jestem ciekawa jak Ci podejdą "Niebiańskie pastwiska". Mnie polityka zamęczyła. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe, że też się zmęczę - cały czas czekam, aż Majka napisze coś na miarę swojego talentu, bo na razie się rozdrabnia. Teraz ma wydać (w Znaku) powieść historyczną - "Familia" o Czartoryskich w XVIII wieku. Potem ma być kontynuacja Jedynego, a dalej kolejny tom (albo nawet dwa) Mitoświata. W bliżej nieokreślonym czasie - być może w tym roku ma być jakieś SF dla Powergraphu, że zacytuję Majkę:

      >wierzę, że uporam się z tym do końca lipca<

      A tak Majka napisał o swoich projektach:

      >Zarabiam na projektach "na zamówienie" (Metro, Berserk, Czerwone Żniwa). Te "moje-moje" projekty piszę więc hobbystycznie<.

      Usuń
  4. Dlatego ja na fb dodaję post bez linku, a link wrzucam w komentarzu, więc zasięgów nie tnie. :)
    "Diabła na wieży" Kańtoch czytałam naście lat temu i podobało mi się, cały czas zbieram się, żeby sobie odświeżyć, ale cały czas mi nie po drodze... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. >link wrzucam w komentarzu, więc zasięgów nie tnie<

      Cwana bestyja, no. Że też na to nie wpadłem :D

      Usuń
  5. "Na podstawie pierwszej części cyklu powstał bardzo popularny swego czasu serial, pod tym samym tytułem: Przyłbice i kaptury."

    Gwoli ścisłości - na podstawie dwóch pierwszych części cyklu. "Nagie ostrza" kończą się pod Grunwaldem. Dokładnie tak jak serial.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Juz tego już nie pamiętam. Trochę takich historycznych seriali PRL wyprodukował, to teraz się mieszają w głowie :D

      Usuń
    2. "Wielkie przygody małego ancykrysta"

      Może nie czytałem tego tysiąc lat temu, ale w ubiegłym tysiącleciu na pewno i później nigdy nie potrafiłem sobie przypomnieć ani tytułu, ani autora, tkwiąc w przekonaniu, że tak już zostanie. No i proszę, w końcu nie tyle sobie przypomniałem, ile dostałem tę informację na złotej tacy. Mnie również wydaje się, że to lektura niekoniecznie dla dzisiejszych dzieci. Kiedy widzę stojące przy akwarium dziecko, które robi palcami na szybie gest powiększający obraz w telefonie komórkowym, to mam wrażenie, że świat ancykrystowy i świat obecnych dzieci, to dwie zupełnie inne galaktyki.

      Za każdym razem, kiedy przeglądam listę zakupów, jestem krańcowo zdegustowany, bo oczywiście około 70% z tych książek w ebooklandzie nie ma. Ze szczególnym uwzględnieniem książek historycznych. Za można bez trudu skompletować największe przeboje Bieszka i reszty turboapostołów. Wydaje mi się, że nadwiślańscy skaldowie wikińskiej sagi są jednak zbyt niszowi, by mogli wypłynąć drakkarami na podbój szerszej publiczności.

      "Homines Novi" Ziółkowskiego, jest książką do tego stopnia utajnioną, że w sieci nie można nawet znaleźć o czym jest ta powieść. To chyba oznacza, że nawet handel z drugiej ręki zamyka się w wąskim gronie wtajemniczonych, bo jakoś nie chce mi się wierzyć, że ktoś może sobie kupić wielotomową książkę dla kaprysu (gdyby choć okładka ładnie się prezentowała na półce, to jeszcze jak cię mogę), nie mając żadnego pojęcia o jej treści. Trochę szkoda. Przydałby jej się jakiś dopalacz. Czyli, albo powinna dostać jakąś nagrodę, albo powinna zostać zakazana. Wówczas pewnie o Ziółkowskim zrobiłoby się głośno.

      A skoro jesteśmy przy starszych powieściach - czy warto konsumować cykl "Bolesław Chrobry" Antoniego Gołubiewa? Ten człowiek to pisał (Mróz by się uśmiał) od 1947 do 1974 roku. Nieźle. Ale czy sama powieść też jest niezła? Może ktoś wie?

      "Przyłbice i kaptury" to serial z połowy lat osiemdziesiątych. Gdyby powstał dekadę wcześniej, to miałby wielokrotnie większą liczbę emisji, a wówczas nie byłoby żadnego problemu z zapamiętaniem. Było kilka takich seriali, które potrafiły sprawić, że polskie miasta miały bezludny pejzaż, a ominięcie odcinka było prawdziwą katastrofą. Z końcówki lat PRL-owskich, to był australijski "Powrót do Edenu". Widzowie mieli tak koszmarny niedosyt po ostatnim odcinku, że nawet w Teleexpresie coś tam nasi zmontowali po swojemu. Chyba dla żartu. Albo "Niewolnica Isaura". Rywin ponoć tego nie chciał kupować. Mówił, że go z tym chłamem z kraju wyrzucą. A potem cała Polska żyła perypetiami białej niewolnicy. Do dziś pamiętam, jak w autobusie pewna rozjuszona staruszka obwieszczała stanowczo koleżance, wodząc naokoło morderczym wzrokiem, w poszukiwaniu śmiałka, który by się sprzeciwił: "Pani! Tego Leoncia, to ja bym zabiła!!!". Dla wszystkich było jasne, że jeśli ktoś się odważy mieć inne zdanie, poleje się krew. Nikt się nie odważył i chyba nikt nawet nie chciał bronić podłego rozpustnika. Serialowy Leoncio gościł w Polsce i widać miał doskonałą ochronę, bo jakoś przeżył. Pewnie nawet nie wie, że był o włos od śmierci.
      Dziś chyba nawet zagorzali sympatycy nie daliby rady przetrawić choć jednego odcinka z tych dwóch seriali, ale wtedy w dwukanałowej ofercie telewizyjnej, to były megahity. "Przyłbic" trochę mi szkoda, bo moim zdaniem był to fajny serial, ale nie miał już szans, żeby się wybić, a teraz trąci myszką.

      Usuń
    3. >Wydaje mi się, że nadwiślańscy skaldowie wikińskiej sagi są jednak zbyt niszowi, by mogli wypłynąć drakkarami na podbój szerszej publiczności<.

      Chwilowo tak, ale był czas, że było to bardzo popularne - po wydaniu książki Skroka (2013 r.), ale zaraz ten trynd ukatrupił Bieszk (2015 - Słowiańscy królowie Lechii). Tylko Skrok to facet potrafiący pisać i do tego mający jakieś tam przygotowanie - że fantasta to inna rzecz. Więc u najazdowców rozwój (czy raczej zwój) wygląda tak:

      Skrok > Ruszczyński > Kryda.

      Każdy kolejny występ, głupszy od poprzedniego.

      >"Homines Novi" Ziółkowskiego, jest książką do tego stopnia utajnioną, że w sieci nie można nawet znaleźć o czym jest ta powieść<

      Można, choć dalej niewiele, tylko trzeba wpisać w wyszukiwarkę >"Homines Novi" Ziółkowski pdf<. Więcej na papierze:
      W. Tomasik Słowo o socrealizmie. Szkice, Bydgoszcz 1991 (cały ostatni rozdział "Powieść historyczna jako dokument" poświęcony jest głównie tej powieści);
      A. Chomiuk, Narracja historyczna wobec pułapek ideologii. Na przykładzie powieści Homines novi Jana Ziółkowskiego [w:] Socrealizm. Fabuły – komunikaty – ikony, red. K. Stępnik, M. Piechota, Lublin 2006;
      chyba także: A. Mazurkiewicz Polska literatura socrealistyczna, Łódź 2020 (w necie jest wstęp i we wstępie jest już słowo o powieści Ziółkowskiego).

      Zacytuję z artykułu Stanisława Grabowskiego: Jan Ziółkowski – nieznany czy zapomniany?, Przegląd Pruszkowski, nr 1, 2018 (dostępne w necie), s. 16:

      >Jeśli nie liczyć poetyckiego tomu Na bursztynowym brzegu (1947) jego pisarskim debiutem stała się trylogia Homines novi wydana przez „Czytelnika”. Trzy tomy. Przeszło 1800 stron druku. To robi wrażenie. Taki debiut to rzadkość. W ten sposób Jan Ziółkowski znalazł się w kręgu powieściopisarzy historycznych, i to dodam o wybitnej reputacji. Nazwisk nie będę wymieniał, bo sporo ich. Trylogia wywołała poruszenie zarówno wśród czytelników, jak i krytyków. Zdania były podzielone. Jednak nikt nie odmówił pisarzowi ani talentu, ani erudycji. To powieść wielowątkowa, dzieje się w czasach, które znamy z Ogniem i mieczem, ale jej główny bohater to nie szlachcic, lecz młody chłop z ziemi opatowskiej, Antoni Hodorek. Liczba wątków, jak i liczba osób występujących w trylogii może nam nieco zamieszać w głowie, także język nie zawsze wydaje się zrozumiały, rażą też od czasu do czasu zdania jakby wyjęte z popularnego podręcznika marksizmu (tę ostatnią przewinę tłumaczy rok wydania trylogii – 1956), ale poza tym to lektura, przy której odpada taka np. Cherezińska czy Tokarczuk. Lektura dla wytrwałych, dla kochających Ojczyznę, choćby nie wiem jak zabrzmiało to podniośle<.

      Paweł Tomczok, Mitologie powieściopisarstwa historycznego (na wybranych przykładach z literatury polskiej po 1945 roku), PORÓWNANIA, nr 2 (23), 2018, s. 71:

      >W XX wieku bardzo wielu autorów przyjęło wyraźną postawę antysienkiewiczowską, sprzeciwiając się właśnie mitologizacji przeszłości – w okresie powojennym swoiste powieściowe polemiki z Trylogią stworzyli między innymi Malewska i Parnicki, a marksistowską krytykę przedstawił Jan Ziółkowski w Homines novi<.


      >A skoro jesteśmy przy starszych powieściach - czy warto konsumować cykl "Bolesław Chrobry" Antoniego Gołubiewa?<

      Kiedyś mi się podobało, ale dawno temu – czytałem dwa razy, raz w podstawówce PRLowskie wydanie, drugi raz jakoś pod koniec lat 90., po wydaniu Świata Książki.

      A Izaurę oglądali wszyscy :D Później jeszcze były „Ptaki ciernistych krzewów”, „W kamiennym kręgu”, „W rytmie disco”, a potem to już „Dynastia”. Ostatnią telenowelą, jaka pamiętam, był „Zbuntowany anioł” – jakoś w czasie jego emisji odciąłem się od telewizji i od tamtej pory nie oglądam. No i „Moda na sukces” bo leciało albo w okolicy Teleexpresu, albo Wiadomości, więc co chwila na to trafiałem.

      Usuń
    4. Nie wszyscy oglądali Izaurę. Nie widziałem ani jednego odcinka. Widziałem za to "W kamiennym kręgu" i byłem zafascynowany doktorem Prado, który chodził i myślał za każdym razem, kiedy autorowi scenariusza zabrakło pomysłów.

      Usuń
    5. "Skrok > Ruszczyński > Kryda.

      Każdy kolejny występ, głupszy od poprzedniego."

      Jak to w kontynuacjach. Musi być coraz bardziej skandalizująco. A jak się nie da w fakty iść, to jakie mają wyjście? Zgadzam się, że człowiek bardziej obyty w temacie łatwiej zdoła oszukać laika. Ja jestem w tym temacie może z pół milimetra powyżej poziomu laika i problem jest taki, że nawet gdybym chciał coś przyswoić, to nie potrafię odróżnić ziarna od plew. Oczywiście, taki Bieszk idzie już tak bardzo po bandzie, że i laik to wyłapie. Ze Skrokiem byłoby gorzej. Ale jest pewna różnica między Wielką Lechią, bo to brzmi dumnie, a wikingami, którzy tubylczym gamoniom zrobili państwo, bo to brzmi mniej dumnie. I tm samym zasięg rażenia jest dużo mniejszy.

      U Ziółkowskiego chodzi mi o zwykły króciutki zarys treści, abym się zorientował, czy to mój klimat. A w necie nawet tego nie znalazłem.

      "Lektura dla wytrwałych, dla kochających Ojczyznę, choćby nie wiem jak zabrzmiało to podniośle"

      U mnie jest jeszcze mniej podniośle - kocham grube książki. O ile oczywiście treść jest na jakimś poziomie.

      "Nie wszyscy oglądali Izaurę. Nie widziałem ani jednego odcinka."

      Robi wrażenie. Powiedziałbym nawet, że to prawie niemożliwe, ale w sumie też nie oglądałem ani jednego odcinka "Mody na sukces", co pewnie ówcześnie można było uznać za spore dziwactwo.
      Właściwie z wspomnianych seriali obejrzałem tylko "Ptaki ciernistych krzewów". Ale Isaura... Wtedy Isaura to była Helena Kurcewiczówna XX wieku. Prawie dobro narodowe:)
      Jeśli ktoś nie zdążył na odcinek, to idąc ulicami, mógł bez problemu odsłuchać dialogi, bo z każdego (no dobrze, były wyjątki) telewizora niosło się to samo.

      Usuń
    6. Sattivasa
      >Nie widziałem ani jednego odcinka<

      Aż niemożliwe. W mojej podstawówce oglądali prawie wszyscy. Prawie, bo poza dziewczęciem o imieniu na J. - cala szkoła jej współczuła, bo rodzice jej nie pozwalali oglądać telewizji wieczorem :D

      Usuń
  6. Że też ktoś jeszcze pamięta "Wielkie przygody małego ancykrysta". A przeczytać warto.

    OdpowiedzUsuń
  7. Z tego co wiem, to PWN wydało w tej samej szacie graficznej jeszcze przynajmniej trzy książki:Jacek Banaszkiewicz "Podanie o Piaście i Popielu", Dariusz Adamczyk "Srebro i władza" orazAdam Krawiec "Król bez korony".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak, Banaszkiewicza przecież mam - ale nie wiem gdzie:D Adamczyka też mam - i nawet wiem gdzie.

      Usuń
  8. Po te komiksy sama chętnie bym sięgnęła.
    Pozdrawiam
    Natalia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto, tylko drogo, bo to wiele tomów. Ale Hellblazera biorę, bo to się łączy z uniwersum Sandmana.

      Usuń
  9. Bardzo się cieszę, że przeczytasz „Ancykrysta”. To zdecydowanie nie jest powieść dla dzieci. :)

    Co do Oficynki, na forach można wyczytać różne brednie, ale po co w nie wierzyć i i je rozpowszechniać? Oficynka jest normalnym wydawnictwem, nie vanity, tyle że niezbyt dużym i słabo swoich autorów promuje. Fakt, że wydaną przez nich „Matnię” Anny Piecyk czytałam ze zdumieniem (mnóstwo błędów, autorka ewidentnie bez talentu) i zastanawiałam się, dlaczego ją wydali, ale wytłumaczyłam to sobie w ten sposób, że autorka należy do znajomych któregoś z redaktorów albo że zajmował się nią jakiś niezbyt bystry redaktor prowadzący, i stąd słaba jakość. Zresztą teraz we wszystkich wydawnictwach trafiają się książki słabo napisane i bez korekty.

    Dobraczyński kojarzy mi się z Zofią Kossak – ona też była zaciekłą katoliczką, przed wojną antysemitką, a w czasie wojny chciała pomagać Żydom. Ale członkinią Żegoty nie została, bo nie podobało jej się, że do tej organizacji chcą należeć też Żydzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To o Oficynce czytałem na jakimś forum i wypowiadali się dość znani pisarze. Możliwe, że było to forum Latającej Holery. Ale w necie jest wiele takich sygnałów:

      https://konwenty-poludniowe.pl/publicystyka/1387-wydac-wlasna-ksiazke-czyli-slowo-o-samopublikowaniu

      https://forum.gazeta.pl/forum/w,11943,151468145,151468145,Wspolfinansowanie.html

      https://forum.gazeta.pl/forum/w,11943,167066039,167066039,Wydawnictwo_Oficynka_opinie.html

      I tu chyba dowód, wypowiedź początkującej pisarki:
      >miesiąc temu dostałam odpowiedź z Oficynki. Ze względu na objętość mojego "dziecka", a także fakt, iż nie do końca wpasowuje się ono w profil wydawniczy, zaproponowano mi wydanie ze współfinansowaniem<
      https://forum.gazeta.pl/forum/w,11943,149565571,149565571,NOVAERES_OFICYNKA_co_polecacie_dla_debiutanta_.html

      I tu:
      > Do mnie odezwała się Oficynka, od razu z propozycją współfinansowania. Bardzo miła pani uprzejmie poinformowała mnie, że to tylko jak przeczyta książkę i jej się spodoba.
      Jak to tak? Proponuje współfinansowanie, a nawet nie przeczytała?<
      > Oficynka od bardzo dawna ponoć znaczną większość tytułów tak wydaje<.
      https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/15488


      Co do antysemityzmu, to pod tę nazwę wrzuca się cztery różne zjawiska:

      1. „Prawdziwy” antysemityzm – nienawiść rasowa, a rasy się nie da wymazać, więc tu jakby jest podbudowa do zbrodni.

      2. Antyżydowskość – nienawiść narodowa, a naród można zmienić.

      3. Antyjudaizm – nienawiść religijna, a religię jak najbardziej zmienić można.

      4. Antyizraelskość – nienawiść do państwa izraelskiego, ale to oczywiście względnie niedawne zjawisko, choć powszechne na lewicy i wśród muzułmanów (ci ostatni to akurat pod wszystkie cztery kategorie podpadają).

      Polski antysemityzm to raczej 2 i 3, niemiecki – nazistowski grupa 1. W polskim chodziło więc raczej o zintegrowanie/nawrócenie Żydów, w niemieckim o pozbycie się. I trzeba oddać, że Polacy są dość letnio nastawieni do wszelkich ideologii, w przeciwieństwie do niektórych ludów germańskich (Niemców, Szwedów, Anglosasów, którzy miotają się ze skrajności w skrajność).

      Z dzieciństwa pamiętam dość silną antyżydowskość/antyjudaizm z polskiej wsi. Ale taką samą niechęć żywiono wobec protestantów (zwanych per „baptysty” lub „nurki” – to drugie od chrzty przez zanurzenie, nazwa chyba od XVI, najdalej XVII w.). Inna rzecz, że ci protestanci sami się izolowali, pamiętam takie powiedzenie do osób mało towarzyskich - moja prababcia tak do mnie mówiła, jak zassałem na czytanie i z tydzień posiedziałem w domu: „Wyjdź do ludzi, nie bądź taki nurek”.

      W każdym razie, gdyby ktoś tym Polakom-katolikom powiedział, że trzeba coś zrobić z Żydami/protestantami, najlepiej ich wybić, to spojrzeliby jak na idiotę i odpowiedzieli coś w stylu: „Bój się Boga, to nie po chrześcijańsku”.

      Usuń
    2. „I tu chyba dowód, wypowiedź początkującej pisarki”

      To ma być dowód? Chyba żartujesz. :) Dowód to dokument świadczący o prawdziwości czegoś albo po prostu coś, co świadczy o prawdziwości czegoś, a ta rzekoma początkująca pisarka ani nie podała swojego nazwiska, ani nie wkleiła maila z odpowiedzią od Oficynki. Anonimowych wpisów z forów nie można traktować jako dowodów. Ale mniejsza o to. Widziałeś ten wpis z krytyką LC? https://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=1205563

      Usuń
    3. >To ma być dowód?<

      Może nie dowód, ale na pewno przesłanka.

      >Widziałeś ten wpis z krytyką LC?<

      Widziałem, to albo miltikonto, albo osoba bliska niejakiemu Meszuge (i na Biblionetce, i na LC z tego konta wciąż lecą reklamy wypocin Meszuge) - to zaleczony alkoholik z jednej strony tulący się do Kościoła, z drugiej rzygający na forach na Kościół. Do tego próbuje to robić od strony historycznej, a kompetencje ma zerowe - i o te jego historyczne idiotyzmy mieliśmy kiedyś starcie na LC, możliwe, że w styczniu. Niech sobie smaruje, mam to gdzieś. Tyle że zawsze mnie zdumiewa, kiedy takiemu rzygaczowi strzelisz w jego stylu, a on potem jest oburzony, bo "chamstwo". Zazwyczaj się dostosowuję poziomem do rozmówcy - jeśli ktoś zachowuje się tak, a nie inaczej, to widocznie jest przez niego preferowany styl dyskusji, a ja mam dobre serce, więc wychodzę tym preferencjom naprzeciw :D

      Usuń