Lubię twórczość Pawła Majki, uważam, że ma wielki talent, który – niestety – trochę rozmienia na drobne tłukąc różne chałtury (jak sam to określa, pisuje książki „na zamówienie” i „moje-moje”). Dzielnica obiecana to właśnie taka chałtura, napisana dla projektu Metro 2033.
Pewnie wszyscy kojarzą – to projekt rosyjskiego pisarza Dmitrija Głuchowskiego (którego polski wydawca, Insignis, przechrzcił na „Dmitry Glukhovsky”). Akurat Głuchowski jest z tych rosyjskich twórców, których bojkotować nie powinniśmy – właśnie rosyjskie ministerstwo spraw wewnętrznych poszukuje go listem gończym; powód nieznany, ale można się domyślić, że jest ścigany na mocy nowego rosyjskiego prawa, które przewiduje do piętnastu lat odsiadki za rozpowszechnianie „fałszywych” (czyt. niezgodnych z propagandą putinowską) informacji o „operacji specjalnej” (czyt. o rosyjskiej agresji na Ukrainę).
Kiedy tylko w Polsce zaczęto wydawać książki z projektu Metro 2033, wydawca zaczął szukać polskich pisarzy, którzy zechcieliby odwalić chałturę. Mierzono wysoko – napisanie powieści zaproponowano samemu Jackowi Dukajowi. Dukaj odmówił, ale polecił Majkę. A Majka podobno już był w blokach startowych i od razu rzucił wydawcy gotowy konspekt. I tak ukazała się Dzielnica obiecana – wydana nie tylko u nas, lecz także w Rosji, gdzie doczekała się całkiem niezłych recenzji.
Wartością i zarazem wadą twórczości „moje-moje” Majki są pomysły. Jego cykle Mitoświat (na razie dwie powieści) i Jedyne (na razie jedna) to wręcz rozbuchanie pomysłowe. Pomysł goni pomysł, a na końcu czytelnik z rozdziawioną papą zdaje sobie sprawę, że ledwo zamknął książkę, już wszystko z głowy ulatuje. Dla mnie jest tego zbyt wiele.
Stąd od dawna czaiłem się na Dzielnicę, bo tu Majce nałożono ogranicznik – zasady rządzące światem ustalił Głuchowski; inni autorzy mogą dodawać coś od siebie, ale bez przesady i bez przekraczania ram (np. elementy fantastyczne muszą być SF, postapo – zero fantasy; jedność miejsca – nie ma intryg na światową skalę, autor ma się trzymać jednego miejsca, najczęściej własnego miasta; utrzymywanie zgodności z pozostałymi książkami projektu, czyli np. kosmici chyba odpadają).
Jednak czaiłem się nieśmiało, bo z Metra znam tylko dwie powieści samego Głuchowskiego (Metro 2033 i Metro 2034) – ani mnie ziębią, ani mnie parzą. Więc inwestować w to nie chciałem, ale znalazłem w bibliotece.
I tak, rzeczywiście wtłoczenie Majki w ramy wyszło książce na dobre. Moim zdaniem, Dzielnica obiecana jest o niebo lepsza od obu powieści Głuchowskiego.
Przed Majką stanął zasadniczy problem – napisać Metro bez metra (bo w jego Krakowie metra nie ma). Wybrnął. I to dość ciekawie dla mnie, człeka znającego jakoś tam jedynie centrum Krakowa – umieścił akcję w Nowej Hucie (dla mnie to tak samo, jakby umieścił na Marsie, albo w Krainie Baśni). A pod Nową Hutą – wg Majki, a może w rzeczywistości? – jest szereg schronów i podziemnych tuneli, w których schroniły się niedobitki ludzkości. Coś tam jest też we „właściwym” Krakowie, nie do końca wiemy co. W każdym razie już w prologu poznajmy krakowskiego czarnoksiężnika (tak, Majka przemycił element fantasy – telepatę tak potężnego, że jest w stanie kontrolować umysłem całe stada innych istot).
A w Nowej Hucie, tak typowo po metrowsku, mamy szereg „państewek” o różnym ustroju – są i faszyści, i komuniści, i oligarchia, i demokracja, a nawet kanibale. Oczywiście trzeba przepędzić bohaterów po okolicy – zygzakiem, żeby należycie poznać lokalizację.
Bohaterów mamy całkiem sporo. Marcin i Ewa to bardzo młodzi członkowie trupy aktorskiej, którzy musieli szybko ewakuować się z Federacji Schronów Starej Nowej Huty. Ich tropem Federacja wysyła oddział, którym dowodzi porucznik Siedlar. To chyba jakieś fandomowe nawiązania, bo obok Siedlara (kojarzycie – Paweł Siedlar, pisarz głównie literatury grozy?), mamy w oddziale np. Zbierzchowskiego (tego chyba znacie – Cezary Zbierzchowski, autor SF ze „stajni” Powergraph), jest też mowa o książce Szostaka.
Dzielnica to powieść bez ambicji bycia czymś więcej, niż zwykłe czytadło, choć momentami zmusza do przemyśleń. Ooo, np. załóżmy, że w takich okolicznościach przyrody – czyli po atomowej katastrofie, wyginięciu większej części ludzkości i życiu reszty w skrajnie nieprzyjaznym (promieniowanie!) środowisku – pojawia się nowy gatunek. Pochodzący od ludzi, ale już bardzo odmienny. To będą dalej ludzie, czy już nie? I co powinni zrobić przedstawiciele naszego gatunku – „posunąć” się, zrobić miejsce tym nowym? A może w ogóle ustąpić, uznać, że zastąpienie Homo sapiens przez lepiej przystosowany gatunek jest dziejową koniecznością? A może po prostu załatwić to po ludzku i wybić „nowych”?
Jest w Dzielnicy obiecanej parę fajnych zwrotów akcji, mamy ciekawe lokalizacje, interesujących „obcych” (czyli popromiennych mutantów). Bohaterowie też całkiem niczego sobie. A do tego jest to niegłupie. Chyba od czytadła więcej nie wymagamy, prawda? Zaryzykuję tezę, że tu nawet dostaliśmy trochę na górkę.
Językowo ogólnie jest okej, ale byłbym zobowiązany, gdyby autor zechciał rzucić okiem do słownika na definicję słowa „posiadać”.
Jako podsumowanie:
po przeczytaniu Dzielnicy obiecanej z biblioteki, kupiłem od razu i Dzielnicę, i jej kontynuację – Człowieka obiecanego. Polecam, na tle tego co znam z Metra czy tych serii postapo Fabryki Słów – to jest najlepsze (ex aequo z Soplem Kornewa).
OCENA: 7/10.
P. Majka, Dzielnica obiecana, projekt: Dmitry Glukhovsky, Metro 2033, wydawnictwo Insignis, Kraków 2014, stron: 512.
Czyli to kolejny autor, który nie wie, jak używać słowa „posiadać”? :) Ciekawe, czy w Krakowie w końcu zostanie zbudowane metro. Miało być i w Krakowie, i we Wrocławiu, i w Łodzi, ale na razie jest tylko w Warszawie.
OdpowiedzUsuńWe wcześniejszych książkach Majki roi się od nieprawidłowo użytego "posiadać" - tu jest mniej. Wczesne powieści, z wyd. Genius Creations, redagował Cetnarowski, którego sam zwę "miszczem posiadów". Teraz są dwie opcje: 1. Cetnarowski dorabiał Majce posiady, 2. redaktorzy serii Metro znają definicję "posiadać", część poprawili, ale nie wszystko wyłapali.
UsuńW Poznaniu mamy bieda-metro, tzw. Pestkę (Poznański Szybki Tramwaj), która tam gdzie to jest możliwe, jedzie w wykopie i ma skrzyżowania bezkolizyjne. Niestety, nie nadaje się na schronienie po wojnie atomowej :)
W Łodzi powstaje właśnie tunel kolejowy, głównie na potrzeby transportu aglomeracyjnego. Rozciągać się będzie przez pół miasta: tory będą wchodziły pod ziemię przed Fabrycznym, potem przystanki pod ulicą Kościuszki, przy Manufakturze, dalej na Kozinach i przy Włókniarzy. Drążenie jest na etapie 1/3, będzie idealna sceneria pod nowe powieści.
UsuńWłaśnie byłem niedawno w Łodzi. Jeżu kolczasty, jak to miasto jest rozpieprzone komunikacyjnie... Pasowało mi dojechać właśnie na Fabryczną, ale to z Wlkp. muszę robić koło przez Skierniewice. A "normalnie" mogę dojechać na Retkinię, Chojny, Kaliską i chyba Widzew (oczywiście z przesiadką, bo bezpośrednich połączeń co kot napłakał. Do tego większość pociągów z dość konkretnym opóźnieniem.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzytałem :) Jak dla mnie porządne czytadło, ale właściwie powtarza motywy z Metra Głuchowskiego (nowy gatunek == czarni, telepatia itd). Bardzo lubię tego autora, chociaż Jedyny to wariacja na temat Amberu :) No i często czytając zgrzytam zębami, że był pierwszy i wykorzystał jakiś pomysł, który ja chciałem wykorzystać...
OdpowiedzUsuń@Historyk
OdpowiedzUsuńSchrony pod Nową Hutą faktycznie istnieją, chociaż kwestia tuneli pozwalających przemieszczać się pomiędzy wszystkimi osiedlami to mit.
Dość konkretnie opisało to muzeum Krakowa: https://muzeumkrakowa.pl/oddzialy/schrony-pod-nowa-huta
Natomiast kanał History Hiking pokazał w jednym z materiałów taki schron będący podziemnym punktem szpitalnym.
https://www.youtube.com/watch?v=bVuSqoD7UAM
@koczowniczka
Aktualnie w Krakowie władze forsują pomysł tzw premetra czyli tramwaj, poruszający się częściowo w tunelach i po estakadach.
Co do samej książki - było to chyba moje pierwsze zetknięcie z uniwersum Metra i wspominam miło. Ale nie zrobiło na mnie aż takiego wrażenia, aby sięgnąć po kontynuację.
A to dziękuję za informację. :) Ciekawe, czy plan utworzenia premetra zostanie zrealizowany.
UsuńBudowa od zera nowoczesnego systemu metra, zakup taboru etc. to wydatek, na który żadnego polskiego miasta obecnie nie stać i to się raczej prędko nie zmieni, jeśli w ogóle. Warszawa jest oczywiście wyjątkiem, ale wystarczy sobie przypomnieć ile lat trzeba było czekać na rozpoczęcie kopania drugiej nitki i uzmysłowić jak wypada ta "warszawska sieć linii metra" w porównaniu choćby z Pragą. Nie robiłbym sobie tutaj zatem nadziei.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń