Łączna liczba wyświetleń

sobota, 4 czerwca 2022

Scott Hawkins, Biblioteka na Górze Opiec

O, i to jest to – takie książki to ja chcę czytać. Bardzo dobre otwarcie zrestartowanej serii „horrorów” Maga (w cudzysłowie, bo ja bym to raczej nazwał Mroczną Serią – zdaje się, że horror nie będzie tu głównym daniem; dostaniemy też new weird, weird fiction, dark fantasy, a pewnie nawet i thrillery – inna rzecz, że Biblioteka śmiało zmieściłaby się w Uczcie Wyobraźni, ale pewnie „seria horrorów” ma większy potencjał sprzedażowy).

Jakbym to ogólnie scharakteryzował... Dark fantasy z lekko newweirdowską estetyką. Tacy trochę Amerykańscy bogowie na sterydach, z widocznym dodatkiem komiksów w stylu Umbrella Academy i wpływem starego weird fiction, szczególnie H. P. Lovecrafta i Williama Hope Hodgsona.

Świat i bohaterów Hawkins prezentuje nam powoli, więc nie będę spojlerował. Krótkie wprowadzenie: dwanaścioro dzieci zostaje sierotami. Przechodzą pod opiekę tajemniczego, niebezpiecznego i mającego potężne moce typka, którego zwą Ojcem. Jego moce podzielone są na dwanaście katalogów – nietrudno zgadnąć, że każdemu z podopiecznych przyporządkowany zostaje jeden. Mają się uczyć, każde opanować swój katalog, ale surowo zabroniona jest nauka „cudzych” katalogów (najwyraźniej Ojciec pilnuje, żeby nie wyhodować sobie rywala). Edukacja i wychowywanie jest tego typu, że niemieckie obozy koncentracyjne i ruskie gułagi to przy tym małe piwo. Właściwie diabli wiedzą (początkowo, naturalnie) po jakiego grzyba ta dzieciarnia Ojcu i na jakiego fallusa tak się angażuje w ich kształcenie i wychowanie...

Po latach – trudno powiedzieć, ile rzeczywiście minęło dla nich, bo w domu Ojca, tytułowej Bibliotece, czas biegnie inaczej – opiekun znika. Co się stało: nie żyje, odszedł? I kim właściwie był ten cały Ojciec? Bogiem, diabłem, czarnoksiężnikiem? Jeśli bogiem, to nie tym znanym nam z Biblii, bliżej mu do pogańskich bogów (może greckich, choć jakoś tak nasuwał mi się Odyn i to nie tyle „oryginalny”, co przepuszczony przez filtr popkultury).

Akcja idzie jakby dwutorowo – „teraz” i retrospekcje. „Teraz” czyli poszukiwania Ojca (a właściwie to po co go szukać?). Retrospekcje (nie są prezentowane chronologicznie) głównie z punktu widzenia jednej z jego podopiecznych – Carolyn.

Bohaterowie pokręceni i to ostro, ale jest to wiarygodne psychologicznie, bo po takim kształceniu, życiu w takiej „rodzinie” i takim miejscu oraz z takimi mocami, trudno nie odbiegać od standardowego przedstawiciela Homo sapiens. Parafrazując samego autora, z jego strony internetowej, w tych „okolicznościach przyrody i niepowtarzalnej”, bohaterowie zapomnieli chronić rzeczy, które czyniły ich ludźmi.

Co najlepsze, bohaterów jest całkiem sporo – no już Ojciec i jego dwunastu „apostołów”, a to przecież nie wszyscy – i nie ma żadnego problemu z ich zapamiętywaniem, nie plączą się. Carolyn, David, Margot, Jennifer, Michael, ale także inni – Steve, Erwin, Dresden i Naga, a nawet marginalnie występujący, jak Nobununga – są tak zaprezentowani, że nie sposób zapomnieć kto jest kim.

Fabuła... Przyznam, że trudno mi było przewidzieć ku czemu to zmierza, ale zmierzało bardzo przyjemnie. Kiedy zdaje się nam, że już coś wiemy, Hawkins zaraz udowadnia, że gucio prawda – taka ruska Matrioszka, zdejmujesz kolejną warstwę, ale pod nią jest jeszcze jedna, i jeszcze jedna, i jeszcze jedna... Ależ to było świeże po ostatnich lekturach (YA i YA-ideolo, gdzie zakończenie znamy zanim przewrócimy pierwszą kartkę). Choć, jakby to rozebrać na czynniki pierwsze, to też np. motyw smarkatego mesjasza znajdziemy, ale nie powielany, a twórczo zmodyfikowany.

Bardzo mi się podobało, że punkt kulminacyjny (o ile tu w ogóle coś takiego mamy) nie jest końcem. Bo jak to zazwyczaj jest w fantasy? Na końcu musi heros zmierzyć się z potworem/złym czarnoksiężnikiem, albo smarkaty mesjasz z lokalną wersją Szatana. Po czym następuje parę stron jakichś końcowych objaśnień. A tu nie – po teoretycznym punkcie kulminacyjnym dzieje się bardzo dużo, choć kameralniej; bez tej części historia byłaby zdecydowanie uboższa.

Dla niektórych będzie to wada, dla innych zaleta – Scott Hawkins posługuje się bardzo prostym językiem. A przekład zrobiła bardzo dobra tłumaczka – Paulina Braiter, więc wpadek nie odnotowałem.

Limitowane wydanie (zapowiedź, ma się ukazać w lipcu) – okładka z obwolutą, nakład pięćset sztuk ręcznie numerowanych, autograf autora. Ilustracje Roberta Cartera; tu okładka i rysunek przedstawiający jednego z dwunastki (kto czytał, ten wie, kto zacz; jak widać po stroju,Hawkins bywa także dowcipny)

Zakończenie sugeruje ciąg dalszy, jednak na razie nie powstał (Biblioteka na Górze Opiec oryginalnie wydana była w 2015 roku). Co ciekawe, to debiut i dotąd jedyna książka beletrystyczna Hawkinsa (wcześniej popełnił jakieś tam z informatyki), jak sam podaje, po Bibliotece tworzył dwie powieści, były w stanie dość zaawansowanym, ale obie „ukatrupił”, bo nie były wystarczająco dobre. Czyżby „druga” Susanna Clarke – wydaje rzadko, ale zawsze jest to bardzo dobre?

Oczywiście, że Hawkins często jest pytany: a kiedy będzie ciąg dalszy Biblioteki? Odpowiedź:

Krótka odpowiedź brzmi, że chciałbym, ale nie ma sztywnych planów. (...) Mam kilka pomysłów na sequel, do tego stopnia, że jest zarys i może kilkanaście przykładowych stron.

Jak dodał, bardzo by chciał wrócić do tego świata, ale zrobi to pod warunkiem, że wpadnie na odpowiednio dobry pomysł na fabułę i bohaterów (szczególnie nowego przeciwnika). Ja bym bardzo chciał, bo świat Hawkinsa kusi, a na razie odkryty został przed nami w niewielkim wycinku.

Gorąco polecam – sam mam ochotę od razu zacząć to czytać po raz drugi, a to u mnie najwyższa rekomendacja. Kandydat do Książki Roku.

OCENA: 10/10.

S. Hawkins, Biblioteka na Górze Opiec, tłum. P. Braiter, wydawnictwo Mag, Warszawa 2022, stron: 416.


Nienazwana Seria horrorów Maga:
P. Djelí Clark, Ring Shout.


Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz