– Łaaa, mam flaki na wierzchu!
– Schowamy je.
– Nie zmieszczą się.
– Zmieszczą!
Film bardziej znany pod tytułem oryginalnym, ale Polsce był wyświetlany także jako Armia wilków. Widać, że zrobiony po taniości (budżet: 2,3 mln funtów), prosty jak drut, ale bardzo klimatyczny horror. I w oglądaniu wcale nie przeszkadza to, że niektóre sceny są wręcz zabawne (część pewnie z takim zamysłem powstała, ale niektóre chyba są komiczne wbrew intencjom twórców).
Dzieła Neila Marshalla może nie są wysoko oceniane, acz też nie bardzo nisko – w skali szkolnej na trójki i czwórki. Jednak sam bardzo je lubię, czy to horror Zejście, czy science fiction Doomsday, czy historycznego Centuriona. Oczywiście, że i Dog Soldiers oglądałem wcześniej i to pewnie nie raz, choć dawno temu. Zapamiętałem go jako akcyjniaka, którego jedyną ambicją było dostarczenie rozrywki. Jak film prezentuje się po latach?
Punkt wyjścia dość typowy: źli wojskowi chcą dorwać wilkołaka, niechybnie w celu wyhodowania super-żołnierza. Na północ Szkocji, gdzie takowe wilkołaki bytują, pod pretekstem ćwiczeń, zostaje wysłany oddział specjalsów kapitana Richarda Ryana. Ich rywalem ma być sześcioosobowy oddziałek pod dowództwem sierżanta Wellsa (Harry G. Wells – wyraźne nawiązanie do pisarza Herberta G. Wellsa; takich „smaczków” jest więcej). Nagle coś zaczyna patroszyć żołnierzy. Przy pomocy pani zoolog Megan, wojskowi chronią się w położonym nieopodal domu. A wilkołaki atakują.
Gdyby to była literatura, to bym napisał: typowa pulpa. Piękna, krwawa jatka, szybka akcja – akcyjniak nie pretendujący do niczego więcej (czyli opinia sprzed ponad dwudziestu lat się potwierdziła). Co fajne, choć może w horrorach typu wojskowi vs. potwory typowe, żołnierze są stroną wyraźnie słabszą, jednak nie są całkiem bez szans (komentarz szeregowego Milburna po odparciu pierwszego ataku wilkołaków: Psy? To raczej pizdy). I to właściwie przykuwa uwagę: kto, komu i jak zadek skopie. Wojskowi są jak się patrzy: szorstcy, wulgarni, dyskutują o meczu piłki nożnej, a nie filozofii.
Rozbawiła mnie konstrukcja drużyny broniącej się przed potworami, bo jest jak ze sztampowej fantasy, gdzie jeden członek powinien być niegodny zaufania, a inny… Dobra, tu odpuszczę, bo byłby spojler.
Twórcy nie do końca zaprzątali sobie głowę logiką poszczególnych scen. Mamy wilkołaczych siłaczy, którzy bez problemu rzucają krową i rozrywają blachę na dachu auta, a z drugiej strony ma je powstrzymać np. skrzynka szybko rzucona na barykadę. Albo wilkołak stoi nad żołnierzem, niby ma go zabić, ale na razie zamarł – dając czas innym wojskowym na reakcję.
Gra aktorska całkiem przyzwoita; może nie ma wielkich gwiazd, ale część aktorów jest rozpoznawalna, jak Sean Pertwee grający sierżanta Wellsa (znany z wielu produkcji tego typu, np. omawianego już przez mnie Ukrytego wymiaru – link na dole) czy Liam Cunningham (którego widzieliście choćby w Grze o tron, gdzie grał Davosa, i Problemie trzech ciał).
Efekty specjalne na miarę budżetu (kostiumy wilkołaków może nieco lepsze od tych z Akademii pana Kleksa). Więc jeśli kogoś kręci rozmach właśnie w tym punkcie, to lepiej niech sobie Dog Soldiers odpuści.
Dla kogo to film? Dla lubiących akcyjniaki i stawiających raczej na klimat. Ja lubię i stawiam, więc…
OCENA: 7/10.
Armia wilków (2002).
Tytuł oryginalny: Dog Soldiers.
Reżyseria: Neil Marshall.
Scenariusz: Neil Marshall.
Produkcja: Wielka Brytania, Luksemburg, USA.
Zob. też inne z cyklu czar VHS/DVD:
Klasyka. najlepszy film w wilkołakach.
OdpowiedzUsuńA "Towarzystwo wilków" z 1984? Inny klimat, ale kiedyś b. mi się podobał. Może nawet zrobię powtórkę z rozrywki.
UsuńOglądałem lata temu, ale w pamięci utkwił mi jeden tekst:
OdpowiedzUsuńWhere's spoon? -There's no spoon!!!
:)
To trzeba wrócić do starszych dzieł Neila Marshalla (bo na nowsze lepiej spuścić zasłonę miłosierdzia).
UsuńŚwietny wpis! 🐺 "Dog Soldiers" to jeden z tych horrorów, które mimo upływu lat nadal robią wrażenie. Połączenie militarnego klimatu z wilkołakami wyszło tutaj naprawdę świetnie – surowy, klaustrofobiczny nastrój i dobrze rozpisane postacie sprawiają, że film wciąga od początku do końca. Zdecydowanie niedoceniona perełka gatunku! A jakie inne filmy o wilkołakach polecasz? 😊
OdpowiedzUsuńNawet bym się z tobą zgodził, ale chyba takim spamerom zrobię cennik reklam...
UsuńA propos cytatu początkowego. Jedynym, co zapamiętałam dosłownie ze swojej książki do PO, było przy postępowaniu z ofiarami wypadków "nie wkładać pętli jelit do środka". Cóz, tak czy owak, zapewne dotyczyło to sytuacji, gdy można spodziewać się przybycia służb na miejsce.
OdpowiedzUsuńBeatrycze
PO - Przysposobienie Obronne? My mieliśmy z emerytowanym trepem, więc z książek był mało (tzn. w ogóle nie pamiętam, żebym miał w ręce podręcznik do PO :D), za to dużo praktyki, np. strzelania z kbks. Nie wiedziałbym co zrobić w takiej sytuacji...
UsuńW akapicie dot. obsady zapomniał Pan wymienić z imienia i nazwiska centuriona Luciusa Vorenusa :-P
OdpowiedzUsuńNie zapomniałem, po prostu tego aktora znam tylko z jednej roli, właśnie w "Rzymie".
UsuńNo niestety, mimo że jego resume zawiera więcej filmów i seriali, to poza Dog Soldiers i Rome raczej nigdzie nie zabłysnął w roli pierwszoplanowej, a szkoda, bo moim zdaniem niczego mu nie brakowało aby osiągnąć status hollywoodzkiej gwiazdy. Może jednak zadowilił się ciepłą, stabilną posadką w Grey's Anatomy i aktorstwo trakuje już tylko jako źródło pieniędzy na spłatę rat kredytu, jedzenie i przyjemności, a czas wolny poświęca swojej rodzinie i zgłębianiu historii Imperium Rzymskiego ;-) Czego jemu, sobie i wszystkim życzę.
Usuń"Grey's Anatomy" nie oglądałem. W ogóle nie znoszę filmów/seriali szpitalnych, co dotyczy też komediowych, nawet "Dr House" mnie nie wciągnął. Jedynym wyjątkiem od tej zasady jest "Szpital na perypetiach" vel "Daleko od noszy".
UsuńJak mogliśmy zapomnieć jeszcze o roli Tommy'ego w Trainspotting!
UsuńZachęciłeś mocno, czasem trzeba się odmóżdżyć!
OdpowiedzUsuńI jak weszło?
Usuń