Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 12 listopada 2015

Zofia Kossak, Krzyżowcy

Po raz pierwszy czytałem tę książkę dawno, dawno temu, jeszcze jako uczeń szkoły podstawowej. To były ponure czasy schyłkowego PRL-u, kiedy dobrych książek, zwłaszcza fantasy, ukazywało się niewiele, a żeby je zdobyć trzeba było mieć znajomości w księgarni (co ciekawe, książki miały wówczas nakłady wielokrotnie wyższe niż obecnie, a i tak były nie do dostania). Wówczas Krzyżowcy zrobili na mnie wielkie wrażenie.

Zofia Kossak, katolicka wszak pisarka, pokazuje ciemnotę i głupotę, bród, smród, ubóstwo, ruję i poróbstwo, bezmyślne okrucieństwo krzyżowców. Ale też ich odwagę, skłonność do poświęcenia, rycerskość, prostotę i prawdomówność. Portretuje najróżniejsze ludzkie typy: wygodnickiego Hugona, tchórzliwego Szczepana, upartego Rajmunda, ambitnego Baldwina, zdewociałego acz szlachetnego Gotfryda, cwaniakowatego i ambitnego Boemunda, oszalałego mizogina Omera, mądrego i umiarkowanego biskupa Ademara...
Jak widać, bohaterów książka ma wielu, a to jeszcze nie wszyscy, ale żaden nie jest głównym. Tym jest cała społeczność krzyżowców. A wśród nich kilkunastu polskich rycerzy. Nieco zagubionych, bo obcych nie tylko w Bizancjum czy krajach islamu, lecz i między krzyżowcami.

Zofia Kossak świetnie oddaje mentalność człowieka średniowiecza; dziś trudno już dla nas zrozumiałą wiarę w symbole, zabobony, które często bohaterom służą jako rozgrzeszenie dla ich własnych wyborów. No bo jak tu mieć pretensje do siebie o decyzje skutkujące wieloletnią poniewierką, skoro tak musiało być, bo Imbram wyjeżdżając obejrzał się w bramie za siebie i krzyknął: „Rychło wrócimy”, a...
Złośliwy duszek Pomian pochwycił okrzyk nieobaczny. Już od ciemnej ściany boru leci ku jadącej gromadzie rycerskiej szydliwe wypominanie: ...nie... rychło... nie... rychło... nie... rychło...

Dziś już tak się nie pisze. W dobie internetu wielostronicowe opisy raczej nie wróżą sukcesu wydawniczego. Ale niosą ogromny ładunek emocji. Pozwolę sobie zacytować fragment o obronie Antiochii:
Ostatnie konie zostały zjedzone... Zjedzono już wszystkie skóry, jakie były, obuwie, kaftany, pasy... Korę z drzew i trawę...
W obrębie grodu nie zostało nic prócz ziemi, kamieni, marmuru i złota.
Z dzieci, których gromady plątały się po obozach, małych cyganiąt-włóczęgów nie znających domu i osiadłego życia, nie żywie już ani jedno. Z kobiet mało-wiele. Pachołcy, ścierciały, giermki, włodyki, pasowani, mrą jak muchy. Są znów wszyscy równi, jak niegdyś na pustyni w obliczu pragnienia. Jednaka im śmierć i pochówek.
Ci, którzy żyją, karmią się trupami. Jedni z obojętnością, inni ze wstrętem i rozpaczą. Lecz głód silniejszym może być niż wstręt. Człowiek do wszystkiego jest zdolny przywyknąć. Zdarza się nieraz, że nie czekając, aż ofiara sama padnie z głodu wyschnąwszy wprzódy jak wiór, mordują ją bezlitośnie. Silniejsi ruszają na łowy na ludzi. Zabijają się wzajem z wściekłością. I wystarczy, by na osobnika, co cudem jakimś uchował na kościach nieco ciała, spojrzał kto badawczo  jużci ten się miesza, blednie, tym lękiem właśnie nasuwając złą, potworną myśl, której patrzący może przedtem nie miał.

W książce są elementy fantasy. Z tym że, na ile to rzeczywiste wydarzenia, a na ile Może to zwid był tylko wywołany zmęczeniem, głodem i zabobonnością? Jedną z tych scen zresztą zerżnął Rafał Ziemkiewicz w swojej nowelce [1] (co mu potem wyrzucano – o ile dobrze pamiętam to wypominali Inglot w Nowej Fantastyce i Piekara w Feniksie).

Od strony historycznej książka prezentuje się dobrze, lecz nie idealnie. Bo nie może być zgodna z obecnym stanem badań, skoro powstała w 1935 roku. Mnie swego czasu skłoniła do sięgnięcia po słynną kilkakrotnie w Polsce wydawaną pozycję Stevena Runcimana, Dzieje wypraw krzyżowych, t.1-3 – może nieco już się zestarzała, ale wciąż jest chyba najobszerniejszym dostępnym po polsku omówieniem krucjat palestyńskich. Jeśli ktoś jest chętny, by poszerzyć swoją wiedzę o udziale Polaków, to najlepsza będzie praca Mikołaja Gładysza, Zapomniani krzyżowcy. Polska wobec ruchu krucjatowego w XII-XIII wieku.

A Krzyżowców Zofii Kossak gorąco polecam. To jedna z najlepszych powieści historycznych, jakie czytałem. Autorka napisała jeszcze dwie o dziejach krzyżowców w Ziemi Świętej (Król trędowaty i Bez oręża) – niezłe, ale nie dorównują Krzyżowcom.

PRZYPISY
[1] R. A. Ziemkiewicz, Skarby Stolinów.

Ocena 9/10

Z. Kossak, Krzyżowcy, t. 1-2 i 3-4, wyd. VII, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1964, stron 450 i 516.

10 komentarzy:

  1. "To jedna z najlepszych powieści historycznych, jakie czytałem"

    a te pozostałe z najlepszych to jakie ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Umberto Eco, Imię róży; Robert Graves, Ja, Klaudiusz oraz Klaudiusz i Messalina; Mika Waltari, Egipcjanin Sinuhe. Z powieści "prehistorycznych" J.-H. Rosny, Walka o ogień.

      Usuń
  2. Kossak, Eco, Graves - zgoda. Przy Sinuhe mam już wątpliwości (choć lubię). Mika Waltari miał bohaterów i ich przygody skonstruowane według jednego wzorca, jedynie umieszczał ich w różnych miejscach i w różnym czasie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale czytałem z jego prozy tylko Egipcjanina, więc standardowość bohaterów i fabuły mnie nie dopadła :D

      Usuń
    2. Więc polecam jeszcze: "Mikael Karvajalka", "Mikael Hakim" (to jeden cykl, przede wszystkim Niemcy i Turcja w I połowie XVI wieku), oraz "Czarny Anioł (oblężenie i upadek Konstantynopola).

      Usuń
    3. Dzięki, jak wpadną mi w ręce to przeczytam.

      Usuń
  3. A jaki jest Pana stosunek do twórczości Kraszewskiego? Kiedyś chyba w każdym domu stały na półkach jego powieści historyczne lub obyczajowe. Z dzieciństwa pamiętam regały w pokoju babci wypełnione Kraszewski. OSTATNIO pisarz zapomniany, ale np. prof. Koziołek w niedawno wydanych świetnych szkicach "Dobrze się myśli literaturą" zachęca do odkrycia tego pisarza na nowo, wskazując na wartość utworów Kraszewskiego... Zachęcony sięgnąłem po latach zarówno po powieści historyczne jak i opracowania krytycznoliterackie dot. tego autora. Jestem pod wrażeniem. Zupełnie inaczej odbieram przekaz JIK. Ciekaw jestem Pana opinii....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie Kraszewski to XIX-wieczny odpowiednik Cherezińskiej. Masowa produkcja przeciętnych książek. Ale od dawna nie sięgam po jego powieści, więc to opinia sprzed pewnie dwudziestu lat.

      Usuń
  4. To jest nie tylko jedna z moich ulubionych powieści historycznych, ale w ogóle jedna z moich ulubionych książek. W "Krzyżowcach" cenię szczególnie odbrązawianie tytułowych krzyżowców oraz plastyczne opisy. Z pewnością "Krzyżowcy" są najlepszą częścią trylogii, ale pozostałe dwa tomy również przeczytałem z zaciekawieniem. Słowa zakończenia często dzwonią mi w uszach: "Zali Bóg opuścił chrześcijan... czy też chrześcijanie opuścili Boga?".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się podoba to, że u Kossakowej (jak i np. Umberto Eco) czuć klimat średniowiecza - niewiele jest takich książek, najczęściej średniowiecze to tylko powierzchowna dekoracja. To samo zresztą dotyczy książek o starożytności. Większość powieści umieszczonych w antyku czy średniowieczu prezentuje taki poziom:
      http://seczytam.blogspot.com/2016/03/anthony-riches-honor-patrycjusza.html

      Usuń