Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Kroniki Shannary, sezon 1 (2016)

Andrzej Sapkowski cykl Terry’ego Brooksa, Shannara zaliczył do kanonu literatury fantasy, choć zupełnie nie pojmuję, co go do tego skłoniło (o ile dobrze kojarzę, w drugim wydaniu Rękopisu znalezionego w smoczej jaskini Shannara wyleciała z kanonu, a zamiast niej pojawił się inny cykl Brooksa, niewiele lepszy – Magiczne królestwo). Po przeczytaniu jednego tomu Shannary i dwóch Magicznego królestwa straciłem ochotę na kontakt z prozą sygnowaną nazwiskiem Terry Brooks.

Ale czasem jest tak, że na podstawie słabej książki powstaje niezły film czy serial. Kroniki Shannary są „dziwnym” dziełem. Dziwnym, bo niespójnym – profesjonalizm miesza się z amatorszczyzną. Niektóre sceny wręcz zapierają dech – fajnie pokazany świat, w którym elfy, gnomy czy demony przechodzą obok ruin (nie mam tu na myśli tylko pozostałości budynków) naszej cywilizacji. Po chwili mamy ujęcia jak z przedpotopowego serialu Wojownicza księżniczka Xena.

Ta niespójność tyczy się też gry aktorskiej. Najjaśniejszy punkt obsady to John Rhys-Davies (Gimli z Władcy Pierścieni) jako król elfów. Nieźle wypadają Manu Bennett (Kriksos z serialu Spartacus) w roli druida i James Remar grający przywódcę Wędrowców.
Niestety, kiedy na monitorze zaczyna dominować młodzież, odnoszę wrażenie, że oglądam jakiś durny, disneyowski serial o nastolatkach (najgorzej z „młodzieżowców” zagrali odtwórcy głównych ról, czyli Poppy Drayton jako Amberle i Austin Butler jako Wil Ohmsford; najlepiej Marcus Vanco jako Bandon).


Mocną stroną serialu na pewno nie są dialogi – tak sztuczne, że aż momentami irytujące.

Fabuła „daje radę” – to co niespecjalnie sprawdzało się w książce, w serialu wychodzi całkiem, całkiem. Ogólnie rzecz biorąc, ogląda się to bez fajerwerków, ale też bez odrazy. W wolnym czasie jak najbardziej można rzucić okiem.

Ocena: 6/10

Kroniki Shannary (The Shannara Chronicles) serial TV
sezon 1 (2016)
reżyseria: Jonathan Liebesman, Brad Turner i Jesse Warn
produkcja: USA

4 komentarze:

  1. Próbowałem dawno temu czytać, próbowałem oglądać. Nie dałem rady. A bardzo dawno temu wytrzymałem do końca na "Klątwie doliny węży". Coś się robię mało cierpliwy.
    Sam John Rhys-Davies gniota nie uratuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeee tam, jest parę fajnych widoczków :D

      Usuń
    2. W "Klątwie doliny węży" też były fajne widoczki, fajny Bell UH-1 Iroquois, no i Roman Wilhelmi. Nie pomogło.

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń