To właściwie mój pierwszy kontakt z prozą Rushdiego. Ze 20 lat temu zabrałem się za Szatańskie wersety, ale jakoś nie dałem rady przebrnąć.
Jak ocenić wycieczkę pisarza „głównego nurtu” w stronę fantasy? Taki dowcip mi się przypomniał:
Siedzi dwóch Europejczyków w knajpie w Korei.
– Jak znajdujesz te dżdżownice w cukrze?
– Eeee.... Bardzo interesujące.
Powieść Rushdiego na pewno jest interesująca. Czy smakowita, to już kwestia gustu. Mnie fajnie czytało się pierwszych kilkadziesiąt stron. Potem przeskoki z wątku na wątek zaczęły lekko nużyć. Tym bardziej, że Salman Rushdie ma wielki talent do budowy kilometrowych zdań, z wtrąceniami do wtrąconych wtrąceń. „Oblecieć” półtorej strony dwoma zdaniami, to może i szuka, jednak czyta się to średnio.
Ale w końcu zaczyna się coś dziać, wątki zaczynają się zatrybiać, a i zdania przyjmują bardziej przyjazne czytelnikowi rozmiary. Zaglądamy do drugiego świata, świata dżinów. Sporo miejsca autor poświęcił dżinijskiej psychologii. Są to stwory puste, niestałe, lekkomyślne, egoistyczne, spędzające życie na niekończących się imprezach (jeśli akurat nie intrygują). Patrząc na przedstawicieli gatunku Homo sapiens, można rzec: dżiny są wśród nas...
Ale niektóre z nich – naprawdę nieliczne – są w stanie na dłużej przywiązać się do jakiejś idei, jeśli spotkają człowieka zdolnego im to zaszczepić. Osią powieści jest spór między najpotężniejszymi dżinami pozostającymi pod wpływem dwóch, skonfliktowanych ze sobą islamskich filozofów średniowiecznych: Ibn Ruszda (w świecie chrześcijańskim znanego jako Awerroes) i Al-Ghazalego. „Prawdziwy” Awerroes starał się pogodzić filozofię arystotelesowską z religią. Al-Ghazali wręcz przeciwnie – zwalczał Arystotelesa, uważał, że cała prawda zawarta jest w Koranie. Nie trzeba chyba tłumaczyć, który w powieści robi za „złego”.
Jeszcze o przynależności gatunkowej powieści. Jest to fantasy na tej samej zasadzie, na jakiej do animal fantasy możemy zaliczyć Orwella, Folwark zwierzęcy. W scenerii fantasy Rushdie zawarł swoją diagnozę ludzkości (czy choćby znacznej części przedstawicieli naszego gatunku). Nie jest to sympatyczna diagnoza: fanatyzm, głupota, agresja, bezrefleksyjno-imprezowy tryb życia. Patrzymy to na dżina, to na człowieka, potem znów na dżina i na człowieka, ale nie możemy już się połapać, kto jest kim...
Mimo poczucia humoru Rushdiego (raczej ironicznego, wywołującego lekki uśmiech i myśl o, inteligentne, niż salwy śmiechu), mimo happy endu, odnoszę wrażenie, że jest to raczej smutna powieść.
Czy warto przeczytać? Na pewno, bo to interesująca książka, ale nie każdemu się spodoba, bo nie dla każdego będzie smakowita.
Ocena: 8/10
S. Rushdie, Dwa lata, osiem miesięcy i dwadzieścia osiem nocy, tłum. J. Kozłowski, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2015, stron: 328.
Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz