Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 30 listopada 2020

Peter F. Hamilton, Dysfunkcja rzeczywistości

Tyleż się naczytałem peanów pochwalnych o cyklach (czy może podcyklach?) Hamiltona, że w końcu się zdecydowałem. Krótka opinia jest taka, że po przeczytaniu Dysfunkcji rzeczywistości, od razu zamówiłem wszystko tego autora, co jeszcze było dostępne na rynku pierwotnym, czyli do dwóch tomów Dysfunkcji dorzuciłem jedenaście woluminów (niestety, trzy są nieosiągalne, będę musiał przemęczyć się z ebookami).

Najpierw co to jest gatunkowo. Wydawca reklamuje jako space operę, ale – moim zdaniem – powieść Hamiltona przynależy do innego gatunku: cosmic fantasy (czyli space opera z dodanym wyraźnym elementem fantasy).

Akcja, pominąwszy wstępne rozdziały, toczy się w 2611 roku, kiedy ludzkość skolonizowała już masę planet, spotkała obcych, podzieliła się na adamitów i edenitów... W pobliżu gazowego olbrzyma Mirczusko prowadzone są badania nad pozostałościami po wymarłym inteligentnym gatunku – Laymilach. Wygląda na to, że Laymilowie popełnili zbiorowe samobójstwo. Ale co mogło ich tak przerazić, że woleli samounicestwienie? Jednocześnie coś dziwnego zaczyna się dziać na właśnie kolonizowanej planecie Lalonde.

Sposób prowadzenia fabuły znany z Gry o tron, czyli rozpisanie na dużą ilość bohaterów (Hamilton nie sugerował się Martinem – Dysfunkcja rzeczywistości i Gra o tron wyszły w tym samym, 1996 roku). Ale Hamilton przebija Martina jeśli chodzi o rozmach. Umiejętnie też podsuwa nam zagadki, których rozwiązania niecierpliwie wyczekujemy. Trudno się od tej książki oderwać.

Co miłe: pseudonaukowy bełkot w wymiarach nie psujących lektury (większe stężenie tylko w pierwszym rozdziale).

Tym niemniej Dysfunkcja rzeczywistości ma też pewne wady. Fabuła prowadzona dobrze, ale zabrakło trochę jakichś niespodziewanych zwrotów akcji. Czytając masz wrażenie, że wszystko idzie tak, jak ma iść, prosto od punktu A do punktu Z. Czyli wciąga, lecz nie zaskakuje.

Bohaterowie są na tyle wyraziści, że nie mylą się, nie zapominamy kto jest kim (przynajmniej jeśli chodzi o tych z pierwszego i drugiego planu), ale z drugiej strony postaci pierwszoplanowe są dość płaskie. Zdaje się, że w cyklu główne skrzypce będzie grał Joshua Calvert – skrzyżowanie Hana Solo z Lukem Skywalkerem, czyli podwójna dawka cukru. Główny czarny charakter też się już objawił – Fedyki nie powinny tego czytać, bo facet nie dość, że gej, to jeszcze pedofil.

Lepiej jest z postaciami drugoplanowymi, moim zdaniem, najciekawiej prezentuje się ojciec Horst Elwes, chrześcijański ksiądz, który ma zapewnić religijną obsługę kolonistom na Lalonde. Interesująco jest też na dalszych planach, choćby taka postać jak Shaun Wallace, która wymusza pytanie: czy Zło jest całkiem złe?

Słabo wychodzą Hamiltonowi opisy relacji romansowo-seksualnych. Co gorsza, wciska je dość często. Trochę się postarał przy kreacji obcych, inteligentnych gatunków, ale daleko nie odbiegł od schematu znanego z typowych space oper. Jakoś też dość łatwo pominął problemy, które powinny mieć miejsce na obcych planetach (choćby różne przyciąganie), fauna i flora niby obca, ale znajoma. Ale w końcu to nie SF, lecz space opera zmiksowana z fantasy.

Dysfunkcja rzeczywistości to pierwsza część trylogii Świt nocy – u nas trylogia wyszła w... siedmiu tomach

W każdym razie, jeśli ktoś ma ochotę na długą i wciągająca kosmiczną sagę, to cykl Hamiltona będzie dobrym wyborem. W stosunku do tego, co dotąd czytałem ze space oper (np. tu, albo tu, albo tu), to jest niebo a ziemia.

Trylogia Świt nocy, której Dysfunkcja rzeczywistości jest pierwszą częścią, wyszła u nas dość dawno (2002-2007) i tu taka zaduma nad nakładami Zyska: część pierwsza (czyli Dysfunkcja) i część trzecia (Nagi bóg – w trzech tomach) wciąż są do kupienia w księgarniach, część druga (Widmo „Alchemika” – w dwóch tomach) jest praktycznie nie do kupienia nawet na rynku wtórnym (dziś na Allegro pół powieści za sto zł). Ta sama sytuacja jest z innym cyklem Hamiltona wydawanym przez tego wydawcę do „spółki” z Magiem: Wspólnota Międzyukładowa – jest dostępna całość z wyjątkiem części drugiej pierwszego tomu). Cóż, te trzy tomy przeczytam ebookowo – nie lubię, ale się przemęczę.

Wracając do meritum, czyli Dysfunkcji rzeczywistości:

OCENA: 7/10

P. F. Hamilton, Dysfunkcja rzeczywistości, t. 1: Początki, tłum. D. Kopociński, wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2002, stron: 670.

P. F. Hamilton, Dysfunkcja rzeczywistości, t. 2: Ekspansja, tłum. D. Kopociński, wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2003, stron: 602.

Tu o cz. II trylogii Świt nocy: Widmo „Alchemika”.


Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

16 komentarzy:

  1. Brzmi zachęcająco. I tak chciałem to kiedyś przeczytać, więc teraz pewnie szybciej zamówię. Tylko co masz na myśli z tym "pseudonaukowym bełkotem"? Techniczny żargon, który ma brzmieć mądrze, ale w sumie to chyba za bardzo nie ma sensu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu masz przykłady pseudonaukowego bełkotu w wykonaniu Podlewskiego:
      http://seczytam.blogspot.com/2018/08/ksiazki-ktorych-mimo-najszczerszych.html?showComment=1535633414788#c3520656590702688222

      Usuń
    2. No tak, coś takiego niezbyt dobrze się czyta :P.

      Usuń
    3. Zdecydowanie. jedna z nielicznych książek, których nie doczytałem do końca.

      Usuń
  2. I to jest rzecz godna zainteresowania. Już od jakiegoś czasu miałem z tyłu głowy tego Hamiltona i chyba sobie go częściowo upoluję w przyszłym roku. Okrutna chęć mnie na niego najszła po Twojej recenzji, bo i skrycie poszukiwałem coś Hamiltonowopodobnego. Niekoniecznie musi być to space, ale muszą być Obcy i najazd na planetę. A kiedy już opadł kosmiczny pył wojenny to trzeba to jakoś uporządkować. Tak sobie tłumaczę, że to będzie coś w tym stylu. I ta tajemnica rodem z Hyperiona. Musi być dobrze, tylko przeraża mnie to rozwarstwienie na ileś tam tomów. Jednak chyba waćpan mnie tym kupił.

    Ja se sam na Mikołaja sprawiłem to zbiorcze wydanie Wattsa - z myślą o Obcych. Poza tym czeka mnie pierwsze spotkanie z Abercrombie - z myślą o rycerskich Bohaterach.
    Oby było miło zarówno w tym, jak i w tamtym świecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, Watts... To ciekawe jak odbierzesz. Bo to łatwe w czytaniu nie jest.

      Usuń
  3. Nie jest to rzecz, po którą sięgnęłabym z uśmiechem na ustach, ale z ciekawości - czemu nie?

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie chcę rozczarować, ale jeśli przeczytasz jedną powieść Hamiltona to jakbyś przeczytał i pozostałe. To samo prowadzenie narracji, rozwiązania fabularne, kreacja bohaterów (zwykle płaskich i nudnych) w każdej książce są praktycznie takie same. Przy pierwszym kontakcie wydaje się to świeże i intrygujące, ale później ta ciągła powtarzalność zaczyna nużyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mnie pocieszyłeś :D Na razie czytam >Widmo "Alchemika"< - ma te same wady co "Dysfunkcja", choć na razie mniej zalet. Inna rzecz, że może na tę ocenę mieć wpływ moja niechęć do czytania ebooków - nie lubię, źle mi się czyta w ten sposób.

      Usuń
  5. Dysfunkcja i Widmo są bardzo dobre. Niestety Nagi Bóg to jakaś tragedia. Zwłaszcza zakończenie... Bez pomysłu, napisane na odwal się. Miałem wrażenie, że autor nie wiedział w jaki sposób zamknąć główny wątek, więc poszedł po najmniejszej linii oporu. strasznie się rozczarowałem. Na otarcie łez, sprzedałem komplet z taką przebitką cenową, że ciągle trudno mi w to uwierzyć :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałem Widmo - już jest nieco gorzej, niż w Dysfunkcji.

      Usuń
  6. Polecam Przestrzeń Objawienia Alastaira Reynoldsa. Autor jest naukowcem ale niezwykle utalentowanym literacko. Stąd pseudonaukowy bełkot nie występuje, autor wie o czym pisze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz ile to kosztuje? :D Na allegro część pierwsza - 300 zł, cz. 2 - 150, cz. 3 - 150 (u nas cz. 2 i 3 zostały wydane każda w dwóch woluminach). No sześć stów to ja nie wydam na nieznane.

      Usuń
    2. Nie miałem pojęcia. Sam kupowałem wersje oryginalne po angielsku. Mam nadzieję, że to wznowią po polsku bo to jedna z niewielu space oper które nie urągają inteligencji czytelnika. Zresztą to nie tylko space opera ale po prostu przyzwoita literatura.

      Usuń
    3. Też bym chciał, żeby to zostało wznowione, ale Andrzej Miszkurka z Maga pisał w listopadzie, że nie są zainteresowani powrotem do Reynoldsa:

      >Takie książki, jak te Reynoldsa powinny zarabiać. Jeśli tego nie robią, nie ma sensu ich wydawać. 3 ostatnie tytuły, które wydaliśmy nie przekroczyły 2000 (w ciągu 5-6 lat)<.

      Usuń