Chyba kawał wrednego kutafona ze mnie – taką zauważyłem prawidłowość: im lepsza książka, tym trudniej zabrać mi się za napisanie paru słów. Za to z miernymi jadę od ręki. Dzieło panów Pranke i Zečevića kupiłem wczoraj, a dziś opisuję... Z mojego punktu widzenia, jest to pozycja przydatna prawie do niczego.
Na początku dostajemy trochę teorii, następnie informacji o kupcach i ich pracy – to akurat dość ciekawe.
Potem część o naszym kręgu kulturowym, czyli Europie Środkowej, Środkowo-Wschodniej i Półwyspie Skandynawskim. I w tej części nie znajduję nic interesującego. Ot, przedstawienie i omówienie źródeł, które wielokrotnie przedstawiane i omawiane były (w polskiej historiografii może z wyjątkiem inskrypcji runicznych). Wnioski, no powiedzmy sobie szczerze, jeśli czymś powalają to swoją oczywistością, wtórnością i lakonicznością – np., że Skandynawowie odgrywali istotną rolę w handlu wczesnego średniowiecza.
Nieco ciekawiej jest przy omawianiu Bałkanów, ale to dlatego, ze temat dla mnie dość egzotyczny. Natomiast zupełnie nie rozumiem, co robi w książce o handlu podrozdział o bałkańskich – a raczej serbskich i chorwackich (bo np. o bułgarskich już nie) – chłopach; ich grupach i powinnościach. Paradoksalnie, dla mnie to najciekawsza część pracy, ale z tytułem w ogóle mająca niewiele wspólnego, a w ujęciu autorów kompletnie nic.
Praca nawet się nie zbliżyła do wyczerpania tematu, ale przyjmijmy, że tematem nie było dokładne omówienie handlu na tym obszarze, lecz jedynie porównanie, jak to wyglądało w poszczególnych strefach. Otóż tego nie ma! Dla mnie porównanie to wskazanie podobieństw, różnic i przedstawienie z czego one wynikały. W książce tego brak. W niespełna stronicowym Podsumowaniu (to chyba należałby ująć w cudzysłów) dostajemy tylko trochę truizmów.
Praca nawet się nie zbliżyła do wyczerpania tematu, ale przyjmijmy, że tematem nie było dokładne omówienie handlu na tym obszarze, lecz jedynie porównanie, jak to wyglądało w poszczególnych strefach. Otóż tego nie ma! Dla mnie porównanie to wskazanie podobieństw, różnic i przedstawienie z czego one wynikały. W książce tego brak. W niespełna stronicowym Podsumowaniu (to chyba należałby ująć w cudzysłów) dostajemy tylko trochę truizmów.
Praca liczy sobie około 130 stron (nie liczę wstępu, katalogu przywilejów targowych itp.) i – moim zdaniem – nic nie wnosi. Ot, ktoś dostał grant, to musi wykazać, że ten grant do czegoś posłużył, a przy okazji dwóch panów ma odnotowaną publikację.
Książka nie może polskiemu czytelnikowi służyć nawet za przewodnik bibliograficzny, ponieważ autorzy cytują głównie prace anglojęzyczne (wykorzystanie literatury polskojęzycznej pozostawia wiele do życzenia). Żeby było śmieszniej – zdarza się, że książki wydane pierwotnie po angielsku, cytują w polskim tłumaczeniu; jakaś dziwaczna niekonsekwencja.
Jest trochę fajnych ilustracji. Jakość innych z kolei jest beznadziejna – np. wpatrywanie się w mapkę na str. 124 grozi problemami okulistycznymi.
Teraz o stronie literackiej. Zaraz ktoś powie: „O ten znowu dopier... się do historyków, a przecież nie każdy musi być mistrzem pióra”. Nie, nie wymagam, żeby był mistrzem. Ale chciałbym, żeby doktor czy doktor habilitowany nauk humanistycznych potrafił poprawnie wysławiać się w języku ojczystym. Bo jeśli nie od nich, to od kogo tego wymagać?
Książka duetu Pranke&Zečević językowo jest totalną porażką. Zapewne gimnazjalista lepiej by to napisał. Oczywiście mamy do czynienia z naukawą nowomową. Tak prymitywnego słowa jak „mieć” chyba nigdzie autorzy nie używają, wszędzie jest „posiadać” – świadczenia „posiadają” charakter, inskrypcje „posiadają” wymowę, numizmaty „posiadają” znaczenie kruszcowe (przepiękne zdanie, prawda?), zwycięstwo „posiadało” znaczenie polityczno-gospodarcze... I to można bez końca wyliczać. Szkoda, że Piotr Pranke nie „posiada” umiejętności posługiwania się językiem ojczystym (Zečevićowi można wybaczyć kulawą polszczyznę)...
Dalej, roi się od „natematów” – Piotr Pranke nigdy nie mówi o dupie Maryni! O nie, jako wybitny uczony nie posługuje się tak prostackim językiem. Piotr Pranke wypowiada się na temat dupy Maryni. O przepraszam, to jeszcze wybitniejszy uczony – wypowiada się na temat dupy postaci Marynia :D
Nieporadność językowa sprawia, że wielokrotnie, nieraz po kilka razy na stronie, czytamy, że coś „zwraca uwagę” i „budzi zainteresowanie”. Do tego oczywiście zaimkoza. Przypomnę cóż to takiego. Otóż to nadużywanie zaimków, typowy błąd osób, które zaczynają pisać (czy to dziennikarze, czy pisarze, czy naukowcy) – początkującemu wydaje się, że pisze do kretynów, którzy nie pojmą o kogo w danym zdaniu chodzi, jeśli nie podkreśli się co kawałek „on”, „jego”, „ja” itd. itp.
Natomiast moją uwagę i zainteresowanie budzi fakt, że książka nie posiada postaci redaktora i korektora (tak, posłużyłem się kulawą polszczyzną panów P. i Z.). Naprawdę wydawnictwa uniwersyteckiego nie stać finansowo na redakcję i korektę, a stać prestiżowo na rezygnację z nich?
Podsumowując – dwóch panów dopisało sobie po punkciku do bibliografii. I to cała wartość tej książki.
OCENA: 3/10.
P. Pranke, M. Zečević, Handel interregionalny od X do XII wieku. Europa Środkowa, Środkowo-Wschodnia, Półwysep Skandynawski i Półwysep Bałkański. Studium porównawcze, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2016, stron: 234.
Witam,
OdpowiedzUsuńosobiście lubię czytać blogi, uważam się za zwykłego, skromnego człowieka. Lubię historię, bynajmniej nie z powodu "punkcików". Na polemikę zawsze z chęcią odpowiem, podyskutuję ze "znawcą tematu"."Recenzja" ad personam to jednak dla mnie nowość...
Serdecznie pozdrawiam
Autor
Sz. Panie
UsuńNIe odnoszę się do tego co jest, tylko do tego czego nie ma w Waszej książce. Problem potraktowany jest nader lakonicznie, ale przede wszystkim nie ma tego, co obiecuje tytuł, czyli: Studium porównawcze. Chyba że jakoś skleiły mi się kartki i tego porównania nie widzę - może Pan poda, na których stronach je znajdę? Bo jeśli nie ma porównania, to jaki jest sens publikacji tej pracy, co ona niby wnosi lub podsumowuje?
Co do uwag językowych, to ma Pan jakiś wątpliwości?
ps.
UsuńTo nie jest recenzja kolegi po fachu do Kwartalnika Historycznego czy Roczników Historycznych. To opinia czytelnika.
Jasna sprawa, opinia czytelnika a nie recenzja do KH czy RH, ale myślę jednak, że kąśliwe uwagi można sobie darować.
UsuńPozdrawiam, Natalia
Droga Natalio
UsuńPrzeczytaj jeszcze raz pierwsze zdanie: "kawał wrednego kutafona ze mnie". No i co mogę poradzić? Wredne kutafony już tak mają. A to najmniejsza z moich zalet :D
Szkoda, że autor nie odniósł się do zarzutów.
UsuńTeż nad tym ubolewam. Przede wszystkim chciałbym się dowiedzieć: jest sens publikacji tej pracy, co ona niby wnosi lub podsumowuje?
UsuńJaki jest sens publikacji? Sensem publikacji jest publikacja. Tak się kiedyś tym głupszym kapralom wydawało, że celem musztry jest musztra.
UsuńSattivasa
UsuńNiestety, w polskiej nauce to częste zjawisko - publikacja dla samej publikacji...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńWidzę komuś potrzebna maść na ból d... :D Atak ad personam w miejsce obrony książki? Brawo :D
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńWyjaśnienie dlaczego usuwam posty tego anonimowego. Otóż ów „ktoś” zamiast bronić książki uporczywie wkleja tu ataki ad personam, przy czym kłamie na potęgę. A mnie nie chce się tłumaczyć, że nie jestem wielbłądem. Przykład kłamstw Anonimowego; napisał, że ja niby twierdzę, że:
Usuń>>Artur Kijas niewiele wie o Rusi – w końcu autor bloga nie kojarzy tej osoby.<<
Tymczasem tak brzmi prawdziwa moja wypowiedź:
>>Artur Kijas nie kojarzy mi się z badaniami nad początkami Rusi. Jego pole badawcze to raczej okres rozbicia dzielnicowego i późniejszy.<<
https://seczytam.blogspot.com/2015/01/artur-kijas-rus.html
Rozumiem, że ktoś ma ból d..., ale kłamczuchów nie będziemy tu tolerować, a tym bardziej podejmować z nimi pyskusji.