Łączna liczba wyświetleń

środa, 5 października 2022

Jelena Chajeckaja, Lizyp, albo pieśń kozłów

Kurde, nawaliłem jak dzik. Ale to tylko dowodzi, jakie wrażenie zrobiła na mnie powieść Chajeckajej. Bo trzeba przyznać, że wyszła tej zażartej putinistce (o poglądach tej pani na końcu) bardzo zgrabnie. Powieść jest mikstem gatunkowym, mamy tu i fantasy, i futurystyczne SF, i postapo, i chyba historię alternatywną, i powieść obyczajową, i kryminał.

Może stąd tytuł? Bo Pieśń Kozłów, inaczej dytyramb, to coś z czego wyrosła cała literatura europejska (tak zachodnia, jak i wschodnia). W starożytnej Grecji dytyramby to były pieśni pochwalne na cześć Dionizosa – śpiewane przez chór w przebraniu satyrów (czyli odpowiedniki rzymskich faunów). Z czasem wyrosły z tego greckie tragedie i komedie, a z nich przecież cała nasza beletrystyka ze swoim bogactwem gatunków.

Chajeckaja nie tylko tytułem nawiązuje do starożytnej Grecji – ludzkie imiona też są greckie; główny bohater to Lizyp syn Etaoklesa (imię ojca z mitologii greckiej – nosili je syn Edypa a także lokalny heros z miasta Orchomenos). Żeby było bardziej eklektycznie, nazwiska noszą anglosaskie (np. Lizyp nazywa się w oryginale Кавано, co jest rosyjskim/cyrylickim zapisem nazwiska Cavanaugh/Kavanaugh; u nas dość nieszczęśliwie, zacierając koncepcję autorki, zostawiono wersję rosyjską – Kawano).

Dość ascetyczna okładka wydania rosyjskiego

I tu dochodzimy do świata. W pewnym momencie chyba przypominał on naszą rzeczywistość gdzieś z przełomu XX/XXI wieku, z zasadniczą różnicą: w świecie Lizypa były fauny (czyli greckie satyry) i driady (nimfy drzew) mające status półbogów i zamieszkujące Święty Gaj. Driady niższe i wyższe (gamadriady – szkoda, że znowu została tu wersja rosyjska, bo po polsku to są hamadriady*). To także z greckiej mitologii – driady dzielono tam na te „luźniej” związane z drzewami (jest ich cała masa, jak np. daphnaie od drzew laurowych, epimeliady od jabłoni, meliady od jesionów), i te ściślej związane z drzewami – to właśnie hamadriady, które były jakby częścią drzewa, rodziły się i umierały wraz z nim (głównie z dębami).

Ale przyszedł jakiś kataklizm, Święty Gaj szlag trafił. To znaczy, niby istnieje, ale gamadriady wymarły, inne driady zmutowały w niezbyt sympatycznie wyglądające istoty – te trzymają się z dala od ludzi. Fauny przetrwały. Z czasem do Gaju zaczęli wprowadzać się ludzie, miejskie wyrzutki – przestępcy, biedota. Ojciec Lizypa był alkoholikiem, więc nie dziwi, że w Gaju znalazł swoje miejsce (tym samym Lizyp jest gajaninem od „zawsze”).

I tu pojawia się kolejny element świata (zastanawiam się czy użyć tu słowa eklektycznego – bo to jednak wyszło dość zgrabnie, chyba lepszym określeniem byłby postmodernistycznego) Chajeckajej. Otóż mamy również elementy wyprzedzające naszą epokę, czyli SF – przykładowo w Gaju są ludzie przeprowadzający nielegalne eksperymenty medyczne: łączący geny ludzi, faunów i driad, produkujący ludzkie klony (dziś to też jest możliwe, ale w powieści można produkować od razu dorosłe klony). Na ulicach mamy normalne samochody, ale nad ulicami są wytyczone powietrzne magistrale, którymi przemieszczają się pojazdy latające.

Kiedy poznajemy Lizypa jest kimś na kształt sportowca – pilotem właśnie takiego latającego, wyścigowego statku. Pracuje dla gajowego Ojca Chrzestnego, czyli fauna Lalaua Kheviego (fauny mają imiona chyba afrykańskie) – Lalau zarabia na hazardzie powiązanym z wyścigami. Pewnego pięknego dnia, po wyścigu, Lizypa zwija policja. No ma niepopłacone grzywny, ale najpierw funkcjonariusze zawożą go do domostwa miliardera Timajosa (imię znane z dialogów Platona, ale nosił je też słynny grecki historyk, przez jednego z krytyków nazwany bybliakós; co to znaczy i jaki ewentualnie może mieć związek z powieścią, to już sami się pobawcie). Miliarder jest śmiertelnie chory – okazuje się, że Lizyp to jego jedyny żyjący krewny, jedyny spadkobierca (jakiż grecki motyw pojawienia się zaginionego krewnego/spadkobiercy – wystarczy choćby ponownie przywołać Edypa).

Pokrewieństwo jest dość bliskie, bo dziadek Lizypa był bratem Timajosa. Dlaczego zatem ojciec Lizypa umarł jako biedny alkoholik w Gaju? Dlaczego Lizyp dożył lat dwudziestu trzech w biedzie i służąc gangsterowi? Dlaczego w ogóle nie wiedział o istnieniu zamożnego krewniaka (tak, słyszał, że jest miliarder Timajos Kawano, ale to nazwisko dość popularne)?

A im dalej w las, tym zagadek więcej. Kim jest adwokatka Robin Luta? Dlaczego kamerdyner Timajosa ma dziwne, jak na człowieka, imię (faunie)? Co chce przekazać Lizypowi pewien dziennikarz śledczy? I co kombinuje Koźli Lekarz (człowiek, medyk, który zamieszkał w Gaju, gdzie leczy i ludzi, i fauny)? Jakie tajemnice skrywa Lalau Khevi? Dlaczego niejaki Ilhia Randall (znowu faunowskie imię) tak bardzo chce pracować dla Lizypa?

Trzy portrety faunów naszego wielkiego malarza Jacka Malczewskiego. Nie wydaje Wam się, że któryś z nich byłby lepszą grafiką okładkową, do tej stockowej ilustracji?

Tyle zagadek, tyle tajemnic, a sam Lizyp wygląda na niedojrzałego i zagubionego w nowym życiu. Ale życia miliardera jest zdecydowanie łatwiejsze, niż życie „ludzkiego śmiecia” (jak Lizyp zwał sam siebie za czasów gajowych) – potknięcia, gafy krezusa tłumaczone są ekstrawagancją, poczuciem humoru. I do tego ma pomoc ze strony służby, zwłaszcza lokajo-ochroniarza i kamerdynera, którzy nad swoim szefem górują nie tylko doświadczeniem i obyciem, ale także intelektualnie.

Jak sami widzicie, tyle miejsca zabrało mi wprowadzenie Was w świat wymyślony przez Chajeckają (i zaręczam, że nie ma tu wybitnych spojlerów, większość tego co napisałem, jest wiadome dość szybko) – świat jest tak bogaty, że prosi się o rozwinięcie w kolejnych książkach (Lizyp wydany był w Rosji w 2013 i chyba nie doczekał się kontynuacji, z pewnym zastrzeżeniem, o którym w kolejnym akapicie). Niby Gaj poznajemy dość dobrze, miasto jako tako, ale wiemy, że gdzieś tam jest szeroki świat, niemal zupełnie tajemniczy dla czytelnika.

Niestety, polski wydawca pozbawił nas mikropowieści Latająca Tekla (a może planuje wydać osobno?), która była dołożona w wydaniu rosyjskim. Fakt, powieść mamy po polsku (zacząłem czytać po rosyjsku w internetach, a dopiero później się zorientowałem, że jest polski przekład), wydana była w kwartalniku Fantastyka Wydanie Specjalne nr 2 (19) za 2008 rok. Związek tej opowieści ze światem Lizypa jest hipotetyczny – Chajeckaja nigdzie tego nie potwierdza, ale też nie zaprzecza. Z Latającej Tekli wnioskuję, że świat Chajeckajej to także historia alternatywna. Konkretnie: rzymskie imperium nie upadło, wkroczyło na drogę postępu technologicznego (który w końcu doprowadził do katastrofy). Bohaterem jest rzymski patrycjusz Albin Antonin (ze szlachetnej rodziny – nie tylko nie zmutowała, ale nawet nie było wśród nich alkoholików!), który podróżując z orszakiem, sześcioma giermkami-krasnoludami (vel karłami), napotyka w lesie mutanta...

Jeszcze jeden faun Malczewskiego

Pisarka w tym bogactwie absolutnie się nie pogubiła, widać doświadczenie (Chajeckaja to autorka pewnie ponad setki dział, nie tylko, że pojadę Majką, „moje-moje”, ale także chałtur, np. napisała ponad pięćdziesiąt powieści, mikropowieści i opowiadań o Conanie – nie ma przekładów na polski). Do tego dochodzi rosyjski styl – Rosjanie mają coś, co sprawia, że zupełnie prozaiczne czynności potrafią opisać nader smakowicie.


* * *

Aż żal, że tak dobra pisarka, ma tak chore poglądy polityczne. Chajeckaja to putinistka, chyba jeszcze bardziej zażarta, niż Łukjanienko. Już cytowałem, ale powtórzę, co o niej napisał Wojtek Sedeńko z wydawnictwa Stalker Books:

Parę dni temu napisała dumna, że jej syneczek, filigranowy, taki damski chłopczyk, jak dostanie powołanie to pójdzie walczyć. No istna Helga z NSDAP wdzięczna, że synek w Hitlerjugend idzie z panzerfaustem na wroga. Zapomina, że to nie wojna w obronie ojczyzny, a napaść. W imię czego? Ambicji chorego psychicznie człowieka?

Dlaczego zatem zdecydował się wydać jej książkę? Mogę przypuszczać, że te jej poglądy wyszły na światło dzienne teraz – po ataku Rosji na Ukrainę. A prawa do wydania dwóch jej książek zostały kupione znacznie wcześniej, Sedeńko zapowiadał je w połowie listopada 2021 roku. Poszła też pewnie już kasa na tłumaczenie. To kto by stracił na niewydaniu? Nie Chajeckaja, tylko polski wydawca. A ten zapowiada:

Będę musiał chyba też przeznaczyć część dochodu ze sprzedaży Chajeckiej na pomoc Ukrainie. (...) mam z Chajecką problem i dumam, jak go rozwiązać.

Wyobrażacie sobie, jak to wkurzy tę raszystkę? To drugi powód, żeby Lizypa kupić (pierwszym jest oczywiście jakość literacka). I tak Wam polecam pakiecik ze wschodu od Stalker Books: Lizyp Chajeckajej + antologia ukraińskiej fantastyki Język Babilonu (od Gogola do Gedeonowa) – całość zysku ze sprzedaży będzie przekazana na pomoc humanitarną dla Ukrainy, a na deser warto dorzucić zbiór opowiadań braci Strugackich. Wiem, ceny są niezbyt miłe, ale chyba lepiej wydać 80 zł na Strugackich, albo 65 zł na Chajeckają, niż 40 zł na milionową anglosaską opowieść o smarkatej mesjaszce.


* * *

Technikalia – wydanie super, jak zawsze w tej serii Stalker Books: twarda, półokrągła oprawa szyto-klejona, dobry papier. Parę potknięć redakcyjnych (nieprawidłowe używanie słowa „posiadać”, trochę błędnych rusycyzmów „póki co”).

Mój ulubiony obraz Malczewskiego z faunem: Sztuka w zaścianku

Tak nieco odbiegając od tematu, dodam, że na dziś to Stalker Books (dawniej Solaris) jest dla mnie wydawnictwem nr 1 na polu fantastyki. A nie zawsze tak było, bo często mnie irytowali słabą obróbką (redakcją, korektą) tekstu, lichymi wydaniami, itp. A jeszcze bardziej bym lubił SB, jakby Sedeńko zechciał nam wreszcie dawać cykle spójnie – w całości i nieporozrzucane po różnych tomach (np. bardzo chętnie bym kupił cykle Pawłysz Kira Bułyczowa i W Donomagu Ilji Warszawskiego, ale nie dość, że są wydane niekompletnie, to jeszcze porozrzucane po różnych zbiorach, przemieszane z innymi ich dziełami. Więc tak, panie Sedeńko, może Pawłysz na twardo, w omnibusie, góra dwóch omnibusach (to nie jest wielki cykl: dwie powieści, pięć mikropowieść i dwa opowiadania)? Brałbym, jak komornik nowy traktor.

Wracając do Lizypa. Podsumowując: polecam. A sam już zaopatrzyłem się we wszystko Chajeckajej, co było wydane po polsku (poza Lizypem cztery mikropowieści i dwa opowiadania), więc spodziewajcie się kolejnych notek o jej dziełach.


OCENA: 9/10.

J. Chajeckaja, Lizyp, albo pieśń kozła, tłum. I. Czapla, wydawnictwo Stalker Books, Olsztyn 2022, stron: 544.


PRZYPIS:

* Na zarzut związany z zamianą hamadriad na gamadriady, dostałem maila od tłumaczki. Więc to zabieg celowy, bo: na to słowo zdecydowałam się ze względu na to iż w tej konkretnie powieści nazwa gatunku tych driad jest powiązana z promieniowaniem gamma. Za błąd redakcyjny uważam natomiast to, że nie została nazwa ta ujednolicona i w tekście występuje zarówno forma „gamadriada”, jak i „gammadriada”, a oczywiście powinna być wszędzie „gammadriada”. Tu jestem zmuszony przyznać Pani Czapli rację, rzeczywiście przy zamianie na polskie hamadriady zniknąłby związek nazwy z promieniowaniem gamma.


Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

16 komentarzy:

  1. Sprawdziłem literackie dokonania rzeczonej damy i wrażenie zrobiła na mnie mnogość jej dzieł.
    Zupełnie natomiast nie rozumiem, skąd się Sedeńce wzięło porównanie do Helgi z synkiem w Hitlerjugend. Ten "syneczek" Chajeckiej to od dawna dorosły mężczyzna, który urodził się w 1988 roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i on stary koń, ale chyba maminsynek i wymoczek.

      Usuń
    2. Wymoczek (z definicji: "słaby, niemęski i wątły"), bo: "filigranowy, taki damski chłopczyk", a maminsynek, bo jakoś oświadczenie jego matki odebrałem tak, że to ona jest osobą decyzyjną.

      Usuń
  2. Od jakiegoś czasu czytam Twoje polecajki i wpasowują się w moje gusta, często można u Ciebie wyłapać świetne tytuły prawie nigdzie nie promowane. Powyższą książką też jestem zainteresowany. Chciałem zapytać co warto do koszyka dorzucić od stalkera(chociaż okładki mnie odrzucają)? "Kudłacze" warto? I ogólnie co polecasz ze wschodu?Strugaccy mi się podobali, Pierumow z fanfikiem "Władcy" taki sobie, podobine jak "Metro 2033", od Diaczenków się odbiłem, ale tylko "Rytuał" czytałem. I na tym kończy się moja znajomość wschodniej fantastyki, a chętnie poczytałbym coś innego od zachodniego od zera do bohateta. Chociaż teraz jestem Lovecraftem pozytywnie zaskoczony, nie sądziłem że teksty sprzed prawie 100 lat mnie tak wciągną. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepsza kosmiczna robinsonada, jaka czytałem - bije na głowę "Ciemny Eden" z Uczty Wyobraźni Maga:

      https://esef.com.pl/pl/p/Przelecz-/5598

      Z amerykańskich zabytków, b. lubię tego pisarza (ale tu uprzedzam, że czytałem go w dzieciństwie, więc nostalgia robi swoje):

      https://esef.com.pl/pl/p/Drapiezna-planeta-/5636

      Coś więcej, pomyśle, jak będę w domu, czyli w niedzielę.

      Usuń
    2. Dzięki, zamówione. Sprawdzimy, pewnie się nie zawiodę. Ostatnio jakoś wolę wracać do staroci, bo nowości nie dość że rozciągnięte do granic możliwości, koniecznie cały x-tomowy cykl, to jeszcze często z jakimiś udziwnieniami.
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Polecam też Marii Galiny "Przesilenie", to trzy mikropowieści w jednym woluminie:
      https://esef.com.pl/pl/p/Przesilenie-TW-/7374

      A tu o innej jej powieści:
      https://seczytam.blogspot.com/2020/03/maria-galina-wilcza-gwiazda.html

      No i w eSeF są dostępne antologie z serii "Tarnowskie Góry" (nie mają szerokiej sieci dystrybucji). Sam nabyłem jedną, pierwszą:
      https://esef.com.pl/pl/p/Tarnowskie-Gory-tom-1/6276

      Jak tłumaczyłem zakup: "bo Rak, bo Majka, bo Maszczyszyn, a przede wszystkim, bo Orkan. Rafał W. Orkan swego czasu (2009 rok) wydał dwie bardzo dobre książki z cyklu Paramythia Vakkerby (zbiór opowiadań Głową w mur + powieść Dziki Mesjasz). Po czym właściwie zamilkł. Jeszcze w latach 2010-2013 opublikował pięć opowiadań, ale od 2013 tylko jedno – to z Tarnowskich Gór".

      I pewnie kupię "Tarnowskie Góry. Opowieści miejskie", ale tylko i wyłącznie ze względu na Galinę:
      https://esef.com.pl/pl/p/Tarnowskie-Gory.-Miejskie-opowiesci/7584

      Usuń
    4. Wczoraj przyszły "Lizyp" i "Przesilenie", ależ te książki są świetnie wydane i jak ładnie wyglądają. "Przełęcz" i "Drapieżną Planetę" anulowałem. Po złożeniu zamówienia ogarnąłem, że na esefie są dostępne ebooki i w takiej formie wezmę(mała klitka to trzeba przemyśleć, co postawić na półce). Skończę tylko Lovecrafta i zaraz się zabieram. Dzięki, bo bez Twojego bloga raczej nie dowiedziałbym się o tych książkach.

      Usuń
    5. A tak, jeśli czytasz ebooki, to lepiej te dwie w ebookach. I poczekać aż Sedeńko wyda cykl Bułyczowa "Pawłysz" w omnibusie i porządnie.

      Usuń
  3. Jest szansa, że wrzucisz fotkę 1-2 pierwszych stron powieści? Zainteresowałeś powieścią "Lizyp...", ale z drugiej strony czytałem dwa opowiadania tej autorki i się odbiłem. Dlatego boję się wydawać tyle kasy za tę książkę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli czytałeś te z Fantastyka Wydanie Specjalne, to Lizyp jest inny. Jutro wrzucę fotki paru stron.

      Usuń
    2. Chyba tak, dokładnie nie pamiętam. Jedno na pewno było z takiej antologii z FS.
      Domyślam się, że Lizyp jest inny . Dlatego chcialbym małą próbkę :) Dzięki

      Usuń
    3. Tu masz 3 pierwsze strony + 3 urywki z innych stron (nie dałem w całości, żeby nie robić spojlerów):
      https://seczytam.blogspot.com/p/lizyp.html

      Usuń
    4. Cieszę się, że Ci się spodobało. Przyznam, że zależy mi na dobrej sprzedaży tej książki, bo już wiem, jaki tytuł drugi kupił Sedeńko - a można się domyślać, że słaba sprzedaż "Lizypa" skutkowałaby niewydaniem tej drugiej.

      Ta druga, to "Падение Софии. Русский роман" (polski tytuł ma być: „Upadek Zofii”) - taki mikst gatunkowy: świat space opera + chyba subtelny wątek fantasy + kryminał + mentalność ludzi i porządek społeczeństwa jak w Rosji ostatnich Romanowów (i stylizowane na rosyjską klasykę). Powieść uznana za jedną z dziesięciu najważniejszych we współczesnej rosyjskiej fantastyce, w 2010 roku znalazła się na liście Locusa, jako jedna z najlepszych powieści nieanglojęzycznych – chciałbym to przeczytać.

      Choć mamy też wątek ala "Lizyp...", bo bohater "Upadku Zofii" - Trofim nagle dziedziczy spadek po krewnym, o którego istnieniu nawet nie wiedział.

      Usuń