Nie, nie i jeszcze raz nie. Czytałem wcześniej dwie książki autorstwa lub współautorstwa Baxtera. Długą Ziemię, którą popełnił wspólnie z Pratchettem – niby daje się przeczytać, ale cały czas miałem wrażenie, że te dwa konie ciągną wóz w przeciwnych kierunkach: Baxter ku hard SF, a Pratchett w stronę heheszków. Lepsza była napisana solo Proxima, pierwsza połowa – zachwyt, jednak w drugiej topniał i topniał tak dalece, że po jej kontynuację (Ultimę) już nie sięgnąłem.
Ale kontynuacja Wojny światów Wellsa... Ponoć autoryzowana, cokolwiek miałoby to znaczyć (jak Wells, zmarły w 1946 roku, mógł autoryzować książkę opublikowaną w 2017?). To bierę. Jak może pamiętacie, powieść Wellsa kończy się tak, że Marsjanie w gruncie rzeczy wygrali wojnę z Ziemianami, ale przegrali z ziemskimi bakteriami – się pochorowali i dedli. Baxter opisał drugą inwazję – Marsjanie wyciągnęli wnioski z przegranej i przylecieli z większą armią (do walki z bakteriami?).
Wellsowi na napisanie świetnej powieści wystarczyło nieco ponad dwieście stron. Baxter nawalił prawie siedemset. A treści wcale nie ma więcej. Skąd zatem ta objętość? Zacytuję spisane swoje pierwsze wrażenia (gdzieś okolice pięćdziesiątej strony):
Jezu, ileż ten człowiek pieprzy...
Przy lekturze Masakry ludzkości cały czas miałem przed oczami ten słynny obrazek Andrzeja Mleczki, z czasów kiedy Mleczko, a nawet Jan Pierzak, jeszcze byli zabawni:
Proza Baxtera wywołuje u czytelnika silne emocje. A precyzyjniej jedną emocję, za to bardzo mocną: nudę. Zastanawiacie się teraz czy nuda jest emocją. Owszem, jest; zacytuję ze strony jakiejś uczelni:
Nuda jest emocją ocenianą negatywnie. Jej ewentualne skutki mogą być pozytywne (kreatywność) bądź negatywne (agresja), ale jako doświadczenie afektywne nuda jest nieprzyjemna i taka być powinna, gdyż jest ważnym sygnałem, że coś należy zmienić, że sytuacja, w której się znaleźliśmy jest nieinteresująca, niestymulująca czy bezsensowna.
Potraktowałem to jako radę: coś należy zmienić. I gdzieś w połowie ciepnąłem wypocinę Baxtera w kąt.
Po prostu miałem już po dziurki w nosie niekończących się opisów strojów, wystrojów wnętrz, potraw, krajobrazów. Przewracasz kartka za kartką, dzieje się niemal nic, przeskakujesz o kilka stron do przodu – czujesz, że nic nie straciłeś, że na kilku stronach nie było niczego istotnego. W wykonaniu dobrego pisarza sam opis może być fajny, ale styl Baxtera jest drewniany i to wykonany z jakiegoś twardego drewna – może dąb, może orzech.
Tu macie próbkę:
Po południu, dla kontrastu, zadzwoniłam do dawnej przyjaciółki, która jest żoną bankiera. Spotkałyśmy się w herbaciarni – uwielbiam mieszankę zapachu kawy, herbaty i cygar połączoną ze stukotem kamiennych kostek domina. Hilda pożyczyła mi sukienkę na wieczór i poszłyśmy do Savoyu na Strandzie, który – jak w ramach żartu poinformowałam moją przyjaciółkę – był niemal tak luksusowy jak „Lusitania”. Zamówiłyśmy kawior, kraba i sałatkę grzybową, do tego butelkę białego wina. Lokal wypełniała zwykła menażeria: kobiety złej proweniencji i nowoczesne kobiety, rozpustnicy i bogata studenteria, większość z zaróżowionymi od alkoholu policzkami. Tańczyłyśmy do rytmów wygrywanych przez hawańską orkiestrę i dawałyśmy się czarować przystojnym niemieckim oficerom.
I co chwila jesteśmy takim czymś katowani. Do tego bohaterowie tak drętwi, że choć nie ma ich wielu, to i tak trudno zapamiętać kto jest kim.
Na tę kupę wad narobił jeszcze tłumacz. Jako żywo, powieść Wellsa – i Baxtera także – nie kojarzy mi się z komedią. A tu tłumaczu zachciało się pożartować, a jakie ma wyrafinowane poczucie humoru. Przykład (str. 68): obowiązuje Doraźna Ustawa o Przeciwdziałaniu Anarchii, w skrócie DUPA. Prawda, że dowcipas paluszki lizać? Jezu, gdzie był redaktor? Dlaczego nie ściągnął cugli i nie strzelił tłumacza batem? A może się mylę, może to nie tłumacz, może to Baxterowi po jakichś trunkach się przypomniało, jak pracował z Pratchettem i też chciał se pojajczyć? W każdym razie wyszło żenująco.
Na deser współczesne ideolo.
A wiecie co jest najgorsze? To, że ta powieść mogła być fajna, gdyby jakiś przytomny redaktor wyciął co najmniej połowę tekstu. Niestety, przytomnego redaktora zabrakło, więc ocena jest, jaka jest...
OCENA: 3/10.
S. Baxter, Masakra ludzkości, tłum. P. Wieczorek, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2019, stron: 676.
Tak za bardzo to się na tym nie znam, ale książki Wellsa przeszły w 2017 roku do domeny publicznej. Wcześniej pewnie była jakaś grupa ludzi, która rozporządzała jego majątkiem, w tym prawami autorskimi, i mogła autoryzować kontynuacje. Tak jak rozporządzana jest twórczość Fleminga i oni tam ciągle wyznaczają nowych autorów do pisania autoryzowanych książek o Bondzie.
OdpowiedzUsuńZ tego co doczytałem, powieść "autoryzowali" potomkowie Wellsa. Ale wartość takiej autoryzacji - w moich oczach - jest niewielka, by nie rzec, że żadna.
UsuńNo, wartość każdej autoryzacji z reguły jest niewielka, to już autor musi się wykazać i sprawić, żeby taka książka wytrzymała porównanie z pierwowzorem :)
UsuńDaniel
UsuńA do tego spadkobiercy niekoniecznie są zainteresowani poziomem, za to jak najbardziej zainteresowani monetyzowaniem dorobku przodka.
Zaintrygował mnie Pan. W oryginale jest "Defence of the Realm Act of 1916". Czyli radosna kreatywność tłumoka.
OdpowiedzUsuńNo proszę, też mi ten dowcipas zgrzytał, bo to nie pasuje do powieści, ani do okresu, w którym toczy się jej akcja. Jakbym był wydawcą "Masakry ludzkości" to bym tłumoka skazał na karę chłosty :D
UsuńJa się od Baxtera odbijam, a z dylogią miałem dokładnie jak ty - gdzieś w połowie zacząłem kląć, domęczyłem, finał mnie tak zniesmaczył, że już po drugą część nawet nie sięgnąłem.
OdpowiedzUsuńTak samo odbijam się od serii Xeelee. Po tę zrecenzowaną obawiałem się sięgnąć, jak widzę, słusznie, irytowałoby mnie to samo.
Ale... Baxter napisał jedną dobrą książkę, moim zdaniem. To historia alternatywna opowiadająca o locie na Marsa, "Wyprawa". Może nieco rozwleczona, ale naprawdę niezła. Szkoda, że kolejne tomy nie wyszły w Polsce, bo to porządna hard SF i pisana ze znajomością mechanizmów NASA (czuć ten sam klimat co w "For all mankind").
To może po tę "Wyprawę" kiedyś sięgnę. Ale ogólnie jestem zniechęcony do Baxtera.
UsuńDzięki w takim razie za ostrzeżenie. A tak przy okazji: szukam DOBREJ książki SF, która wyszła w ostatnich 2 latach. Dowolnego autora. SF lub HSF. Możesz coś polecić?
OdpowiedzUsuńBo ja wiem... Rozumiem, że chodzi Ci o rzeczy nowe, a nie starocie, ale u nas wydane po raz pierwszy? Może coś z Uczty Wyobraźni, chwalą tetralogię Ady Palmer, to dwa lata od wydania ostatniej części. Tak samo dwa lata od "Ptaki, które zniknęły" Simona Jimeneza.
UsuńJuż ponad sprzed dwóch lat, bo z września 2021 jest "Płomień" Magdaleny Salik. Nowszej niestety w tej chwili sobie nie przypominam, ale tamta w porządku.
UsuńTe książki mogą nie mieścić się do końca w ramach czasowych i gatunkowych, ale IMO:
UsuńKENTUKI Samanty Schweblin
KLARA I SŁOŃCE Kazuo'ego Ishiguro
ANOMALIA Herve Le Telliera
i nowe wydanie ŚCIANY Marleny Haushofer
są całkiem niezłe.
Anonimowy 5 kwietnia 2024 00:56
UsuńWłaśnie wyszedł "Wściek" Magdaleny Salik.
Daniel Muszyński
UsuńOoo, o "Anomalii" nie słyszalem, a że lubię fantastykę nieanglosaską (w tym przypadku francuska), to może sprawdzę, acz recenzje ma bardzo różne.
Wydaje mi się, że te książki są względnie popularne w bibliotekach. Ja miałem ANOMALIĘ w miejskiej, a nie mieszkam w metropolii, więc jak nie chcesz ryzykować zakupu, to proponuję wypożyczenie.
UsuńMam niedaleko dwie filie biblioteki Raczyńskich, to sprawdzę.
Usuń