Olala, jakie spiętrzenie słabych elementów. Aż dziw, że taki doświadczony pisarz wypuścił taką kiszkę.
Po dość udanym spotkaniu z trylogią tegoż autora osadzoną w świecie gry Warcraft, uznałem że pójdę za ciosem. Świat Diablo to już nie tyle tolkienowskie epic, co dark fantasy pełną gębą – lubię mroczną fantastykę; może umiarkowanie, ale jednak lubię Knaaka. Co mogło pójść nie tak?
O cóż chodzi w Diablo – od „zawsze” toczy się wojna Nieba z Piekłem, już zapomnieli o co im poszło, ale anioły i demony są zdyscyplinowane, wiedzą, że rano trzeba wstać, iść na front i walczyć. Jednak niektóre się już tą zadymą zmęczyły. I te anioły i demony – jakby to napisał prokurator: wspólnie i w porozumieniu... Nie, nie do końca się zbuntowały, raczej zwiały. Stworzyły świat nazwany Sanktuarium i tam się ukryły przed Niebem i Piekłem. Że to towarzystwo jurne było prawie jak Stefan, to z czasem zaludnili Sanktuarium swoim potomstwem – anielsko-demonicznymi kundlami: nefalemami. I choć niby w tym świecie jest sporo ludzi, to chyba są to same te mieszańce, które jednak nie znają swojego pochodzenia i nie wiedzą, że mają jakieś tam magiczne talenta.
Powieść Knaaka zaczyna się od tego, że u jednego z tych „ludzi” – Uldyzjana syna Diomedesa – te talenta się budzą. Samoczynnie, czy może coś wspólnego z tym ma piękna szlachcianka, która akurat do wioski Uldyzjana przybyła? Zaraz po tym Uldyzjan, jego brat, sąsiadka i wioskowy myśliwy – w towarzystwie pięknej szlachcianki – wyruszają gdzieś tam, żeby zrobić coś tam. I tak szwendają się po Sanktuarium, a z czasem wokół „cudotwórcy” zbiera się armia wyznawców. Anioły i demony chcą zwerbować Uldyzjana, on się nie daje, łubudu i takie tam.
Ta trylogia wyszła też dwa razy w omnibusie |
A teraz dwa zasadnicze grzechy Knaaka:
Po pierwsze, o ile w Warcraft idiotami zrobił tylko czarne charaktery, to w Diablo już popłynął po całości – tu są sami idioci. Zresztą podczas czytania zanotowałem: Zmartwione wieśniaki ratują świat (zanim jakiś mieszkaniec niewielkiej miejscowości się oburzy – sam jestem wieśniakiem). Główny bohater jest niezbyt bystry, jest naiwny, podejmuje dziwaczne decyzje, do tego kryguje się jak panienka. I ów wieśniak ma za zadanie ocalić świat (ino czas to mom po żniwach, a przed wykopkami! – to oczywiście mój, głupkowaty, dowcipas). Do tego ci bohaterowie wciąż się martwią. I niby Knaak stawia przed nimi różne przeszkody, jednak opisuje to tak, że choć niby widzimy, to wcale nie czujemy – czytelnik ma wrażenie, że obojętnie jakiej przeszkody autor nie zbuduje, to bohaterowie w przerwach między martwieniami się, pokonają ją z palcem w... I tego odczucia nie zmienia to, że Knaak potrafi zrobić bohaterom poważne kuku, nawet takie prawie ostateczne.
Wiecie co jest najzabawniejsze? Z tej początkowej piątki najciekawszą postacią – w każdym razie w tomie pierwszym – jest brat Uldyzjana, Mendeln, bo się najmniej odzywa. A złych Knaak wcale nie wykreował lepiej. Chyba nie trzeba dodawać, że losy takich bohaterów czytelnikowi doskonale wiszą i powiewają.
Grzech drugi – to dark fantasy, a tu w ogóle nie czuć mrocznego klimatu. Niby się autor starał pokazać nam różne okropności, jednak efekt jest dość żałosny – reakcją czytelnika może być co najwyżej wzruszenie ramionami.
Tak sobie myślę, że Knaakowi nie po drodze z dark fantasy, a już na pewno nie po drodze ze światem Diablo. W każdym razie tak „zareklamował” mi to uniwersum, że nie mam ochoty na kolejne wizyty w nim.
OCENA: 4/10.
R. A. Knaak, Diablo. Wojna grzechu, t. 1: Prawo krwi, tłum. D. Repeczko, wydawnictwo Insignis, Kraków 2014, stron: 360.
R. A. Knaak, Diablo. Wojna grzechu, t. 2: Smocze łuski, tłum. D. Repeczko, wydawnictwo Insignis, Kraków 2015, stron: 368.
R. A. Knaak, Diablo. Wojna grzechu, t. 3: Fałszywy prorok, tłum. D. Repeczko, wydawnictwo Insignis, Kraków 2016, stron: 368.
Zob. też tego autora:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz