Od początku roku starałem się książkoholizm trzymać w ryzach – średnio piętnaście pozycji na miesiąc, to jak na mnie bardzo wstrzemięźliwie. Ale w czerwcu zaksiążkowiłem (alkoholikowi zdarza się zapić, to książkoholikowi zaksiążkowić). Przybyło czterdzieści trzy.
Najpierw prace z historii literatury. Piotr Kuncewicz to ponowne odkrycie zaginionego pisarza – niżej wyjaśnię o co biega. Po tym, jak przybyło jego dzieło beletrystyczne, sprawdziłem co jeszcze tam był popełnił. I popełnił pięciotomowe „coś”: Agonia i nadzieja. Ni to wspomnienia, ni to opracowanie słownikowe, ni to historia literatury polskiej w XX wieku. Na Lubimy Czytać tylko dwie opinie, za to entuzjastyczne; obie z oceną 10/10. To z ciekawości sprawdzę po ile to chodzi na Allegro/OLX – i na OLX była oferta kupna pięciu tomów w twardej oprawie, stan idealny za… pięć zł (całość, czyli złoty za tom). To równowartość jednego piwa mogę zainwestować. Zacząłem czytać – fajne to jest.
Dwa pożyteczne dzieła z wystawek: encyklopedia pisarzy niemieckich XX wieku i historia polskiej literatury okresu międzywojennego.
Jeszcze non fiction o literaturze fantastycznej. Parowski to wiadomo, Wolski – o wizerunku wampira w fantasy, a ostatnia rzecz to zbiór artykułów (bardzo różny poziom) o literaturze, w np. o interesującej pod kątem turbolechitów fałszywej Kronice Prokosza.
Szurski rodzynek. Tu mamy wykwity intelektu katolickiego księdza wyznającego różne teorie szurskie, w tym turbolechityzm.
Czasopisma historyczne (i nie tylko historyczne), oba zeszły z tego łez padołu. Dwa numery Kroniki Wielkopolski – pisma uśmierconego dosłownie na dniach – kupiłem w Bibliotece Wojewódzkiej w Poznaniu, która je wydawała. Przez pięćdziesiąt dwa lata to wychodziło, a teraz, kiedy prasa historyczna jest dość popularna, zostało ukatrupione. Dlaczego? To już pytanie do dyrekcji, np. dlaczego pismo nie miało redaktora naczelnego znającego się na swojej profesji... Czyżby w PO nikogo takiego nie było?
Rocznik Grodzieński, do niedawna wydawany przez Polonię białoruską, został zlikwidowany przez Łukaszenkę; wziąłem z wystawki, bo jest artykuł o migracjach na pograniczu słowiańsko-bałtyjskim w średniowieczu.
Jeszcze z historii dwie biografie z różnych baniek: pierwsza Piasta, druga jednego z najważniejszych psychologów XX wieku, który pochodził z Mogilna, czyli Wielkopolski (historycznie, bo obecnie to województwo kujawsko-pomorskie).
Beletrystyka historyczna. Dersław z Rytwian z wystawki.
I teraz mamy wspomnianego już Piotra Kuncewicza – jako człek nader młody, bo liczący sobie gdzieś dwanaście lat, wygrzebałem w biblioteczce prababci dwie książki z tej serii Wydawnictwa Łódzkiego (drugą było Na niby i naprawdę Zofii Lorentz). Nie mam pojęcia kto w latach osiemdziesiątych je kupił, bo to jednak literatura raczej nie dla prababci…
W każdym razie wówczas Dęby Kapitolińskie bardzo mi się spodobały, przeczytałem kilka razy. Możliwe, że po latach treść jakoś została w mej głowie zniekształcona, ale z tego co pamiętam akcja toczy się w Galii, do niedawna rzymskiej, właśnie podbitej przez Franków. I chyba tam był jakiś romans, gdzie jedno (nie pamiętam które) było rzymsko-chrześcijańskie, a drugie frankijsko-pogańskie. Przypomniała mi się ta powieść ponad sześć lat temu, kiedy Sattivasa dopytywał o antyczne postapo – tyle że jak przez mgłę pamiętałem treść, zapomniałem tytuł, zapomniałem nazwisko autora. Nawet mnie to trochę męczyło. Jak na wystawce w Bibliotece Wojewódzkiej zobaczyłem tę okładkę – od razu wiedziałem, że jestem w domu.
Ostatnia pozycja, to powieść sarmacka, konkretnie o braciach polskich (arianach), a autor tworzył w II RP oraz PRL i powieści historyczne, i częściej fantastykę – w maju przybył mi jego przedwojenny zbiór opowiadań, drugi dotarł już w lipcu.
I to nam daje bardzo płynne przejście do fantastyki, bo zacznę od sarmackiej fantasy (sarmackiego horroru) pióra Macieja Liziniewicza – poprzednie tomy chwaliłem (tu o trzecim), więc pewnie i ten mnie nie rozczaruje. Ze współczesnej polskiej fantastyki jeszcze Marcin Rusnak (też lubię) i Krzysztof Kotowski (jeszcze nie wiem czy lubię) – autor kilku pozycji fantastycznych, a jakoś słabo z fantastyką kojarzony.
Początki polskiej fantastyki. Bruno Jasieński, Anatol Stern i Aleksander Wat mają dość podobne biografie. Wszyscy pochodzili z rodzin żydowskich, wszyscy wywodzili się z literackiego nurtu zwanego futuryzmem, wszyscy zafascynowani marksizmem oraz Rosją. I wszystkich marksizm z Rosją przeczołgały. Wszyscy pisali fantastykę (tzn. chyba każdy napisał tylko po jednej książce z tego nurtu, te, które są poniżej), ale pewnie nie myśląc, że to SF czy fantasy – to raczej rzeczy związane z polityką. Można rzec, że to typowi – błyskotliwi, lecz niezbyt mądrzy – lewaccy intelektualiści, jakich Zachód był i jest pełen. Stern i Wat mieli okazję wyrwać się z okowów marksistowskiego zidiocenia, Jasieński nie miał, bo dla niego kontakt z komunizmem i Rosją okazał się śmiertelny.
Każda z tych trzech książek ma historię wartą opisania, może kiedyś coś popełnię w odrębnych notkach (albo w jednej: Fantastyka futurystów?).
Dzieło Jasieńskiego to jedna z najważniejszych (a może najważniejsza) powieści apokaliptycznych w naszej literaturze, niestety, ostatnia z trzech części jest już utopią i tu autorowi poszło znacznie gorzej (zacytuję wspomnianego Kuncewicza: czyż Palę Paryż nie jest bardziej krzykiem nienawiści niż konstruktywną utopią społeczną?).
Zbiór opowiadań Wata to satyra ubrana w szaty fantasy (Kuncewicz użył określenia: groteskowo-katastroficzne – jak widzicie, pięcioksiąg Kuncewicza już jest czytany i przydatny).
Powieść Sterna pewnie przynależy do czegoś, co czasami zwie się literary fantasy (czyli coś, co krytycy najchętniej zabraliby z fantasy, bo to zbyt ambitne, ale tak ostatecznie zabrać się nie da, bo jednak fantastyka jest oczywista).
Obok Sterna zbiór opowiadań człowieka, który od futurystów był młodszy o mniej więcej dekadę. Henryk Vogler też był pochodzenia żydowskiego, też był komunistą, ale jego akurat komuna nie przeczołgała. Choć debiutował jeszcze przed wojną, to jednak jest raczej pisarzem PRL-u i III RP (bo żył długo – prawie dziewięćdziesiąt cztery lata, zmarł w 2005).
Jeszcze jeden przedwojenny twórca: Jan Gwalbert Henryk Pawlikowski (jak widać, książki sygnował pełnymi danymi). Bajda o Niemrawcu z 1928 roku inspirowana jest legendami góralskimi. Akurat ta pozycja przedwojenna miała też dwa wydania w PRL – łatwiejsze do zdobycia, więc tym się zadowoliłem.
Obok pozycja zdecydowanie nowsza. Nie wiem czy dobrze pamiętam, ale coś mi kołacze, że Smutne Niebo Honoraty Korpikiewicz miało być wydane jeszcze w PRL-u, jednak jego upadek sprawił, że ostatecznie nie wyszła. Dopiero w 1991 roku sama autorka wydała, a w recenzjach powtarzano, że była to publikacja spóźniona o dekadę, że w latach dziewięćdziesiątych była już fantastyką przestarzałą. Obecnie pani profesor Honorata Korpikiewicz jest naukowcem z dwóch, chyba dość odległych, dziedzin – doktorat z astronomii, habilitacja z filozofii.
Cudo, które już pokazywałem na facebooku: Antologia Polskiej Fantastyki. To sentymentalna wycieczka do lat osiemdziesiątych, kiedy wydawano sporo zeszytówek. I właśnie tak Wojtek Sedeńko zaczął wydawać te antologię opowiadań. Na razie wyszło siedem zeszytów, mają 24-66 stron. A że to jednak nie są już przaśne lata osiemdziesiąte, to dostaliśmy też pojemnik. Jest dość duży, więc to pewnie na dwa-trzy rzuty takich zeszytów. Box u góry, a tu okładki zeszytów:
Z fantastyki anglosaskiej tylko antologia z wydawnictwa Stalker Books (to już czwarty tom opowiadań z amerykańskich czasopism pulpowych ze Złotego Wieku SF – czyli z lat trzydziestych, czterdziestych i pięćdziesiątych) oraz dwa nabytki z biedronkowego kartonu.
Fantastyka z mniej popularnych kierunków. Francuz Jean d'Ormesson wziął na tapet znaną legendę o Żydzie Wiecznym Tułaczu, a Litwin o diabelskim nazwisku – Kazys Boruta ludowe podania litewskie. Powieść tego drugiego w słusznie zdechłym Sowieckim Sojuzie, w 1974 roku, była sfilmowana, jako musical Narzeczona diabła.
I na koniec rosyjski pisarz polskiego pochodzenia. Sapkowski tak pisał o nim: umieszczam Aleksandra Grina wśród założycieli gatunku fantasy. Umieszczam tu bowiem tych, którzy na późniejszych autorów fantasy wywarli wpływ. A Grin wywarł. Na mnie, żeby daleko nie szukać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz