Dla Marcina Rusnaka się złamałem i po pięciu latach kupiłem Nową Fantastykę. Lubię tego pisarza, w czerwcu nabyłem też jego najnowszą powieść Głodny świat, a przed jej lekturą zrobiłem sobie przedbiegi – akcja noweli/mikropowieści Znamię toczy się w tym samym uniwersum.
Czy raczej multiwersum, bo kolejny raz mamy do czynienia z wieloma światami, a akcja konkretnie toczy się na Nexusie – Świecie Węzła, Świecie Między Światami. Czyli miejscu, do którego można się dostać z innych światów, w tym z naszej Ziemi. To przypominało mi settingi gry AD&D – Planescape czy Ravenloft.
I najwyraźniej często przybysze z innych światów dostają się czy też „wpadają” (bo główna bohaterka noweli i adwersarz zostali przeniesieni przypadkowo i pewnie wbrew własnej woli) na Nexusa, stąd mamy „rasowe” rozpasanie. Są vexle (no nie wiem, czy weksle to dobra nazwa dla obcych – już oczyma wyobraźni widzę naukową rozprawę: Rozmnażanie weksli bez pokrycia), jaszczuroludzie, psiogłowcy, vymyry (vymyrowie?), murmakle, ryboludzie, a także postaci zupełnie cudaczne pokroju trójgłowego karła. Jest to świat fantasy, więc mamy, oczywiście, magię; pojawiają się też jakieś „mechanoidy” – zastanawiam się czy to twory nauki, czy magii.
Główna bohaterka, Abigail, przebywa na Nexusie już od jakiegoś czasu, zdążyła się urządzić, kiedy dogoniła ją przeszłość i to nie tyle jej, co rodzinna. Jej dziadek, polski Żyd, podczas wojny siedział w obozie koncentracyjnym. Więc obok akcji w bajkowym świecie, mamy też wspomnienia Abigail z rozmów z dziadkiem o Holokauście. Zmienianie klimatu co kawałek – trochę bajkowego świata, trochę okropieństw z naszego – u niektórych czytelników może to wywołać dysonans.
Dość ciekawie autor bawi się czasem, bo wydarzenia z obu światów nie są prezentowane czytelnikowi liniowo, czasami coś przeskakujemy i potem się cofamy – ale nie, nie jest to zagmatwane. Opowiadanie czyta się gładko, a ta nieliniowość miała zapewne skutkować zaskoczeniem w końcówce – relacje Abigail z adwersarzem pewnie miały wywołać takie „łał”. Jednak to nie wypaliło, przynajmniej w moim przypadku – znaczenie wcześniej, niż autor zechciał nas oświecić, sam domyśliłem się o co biega. Chociaż zastanawiam się czy to nie był zabieg celowy – może właśnie tak miało być, może to miało uśpić czujność czytelnika? Po co? – zapytacie. Po to, że po zamknięciu głównej sprawy mamy epilog, który ma faktycznie zaskakujący finał, mało tego – potem jest jeszcze jakby „aneks” do tego epilogu, który znowu zmienia nasze spojrzenie.
Doradzałbym autorowi, żeby się nie brnął w modne treści pochodzące z Young Adult Ideolo, bo czytanie o seksie międzygatunkowym, tak hetero, jak i homo, to nie jest to, o czym marzę, a seks z przedstawicielem vymyrów (wglądających jak człowiek, tyle że ze skórą z „folii” – prześwitującą, przez co całe wnętrze jest widoczne; no jakby delikwent był ze skóry obdarty) było dla mnie dość obrzydliwe (może zbyt wiele potrafię sobie zwizualizować).
Niestety, jest trochę byków. Są, oczywiście, „pókica” (brzydki i niepoprawny w naszym języku zwrot „póki co”) – „oczywiście”, bo redaktorem działu polskiego w NF jest Michał Cetnarowski, który notorycznie ten błąd popełnia. Błędem jest też pisanie, nawet w wypowiedzi nazisty, „cyganie” i „żydzi” (żydzi to wyznawcy judaizmu, a członkowie narodu to Żydzi – w tym przypadku chodziło o naród), no chyba że bohater, podobnie jak Sadie, bohaterka Ring Shout, potrafi mówić małymi i wielkimi literami...
Zastanawiało mnie też, czy możliwe jest spowodowanie zgonu przez wbicie igieł ołowianych bez uszkodzenia ważnych organów wewnętrznych. Fakt, ołów zatruwa, ale nie sądzę, żeby ten sposób spowodował śmierć delikwenta w męczarniach w racjonalnym czasie. Sam znam typa, który kiedyś dostał kulkę w brzuch; lekarze uznali, że bezpieczniej jej nie ruszać (bo była blisko jakiegoś ważnego organu) – typ żyje z kulką od dwudziestu lat i jakoś wielkich męczarni nie cierpi. Czyli chyba z tym śmiertelnym zatruciem ołowiem to nie jest takie hop siup. Zresztą podczas jednego z procesów – ofiara postrzelona z broni czarnoprochowej przez dwa lata chodziła z kulką ołowianą w brzuchu – biegły lekarz:
przekonywał, że oczywiście człowiek może żyć z ciałem obcym (kulką) w brzuchu, jeśli nie doszło do uszkodzenia narządów. (cytat z podkarpackiego portalu Nowiny24).
Mimo jakichś zastrzeżeń, czyta się to dobrze, a świat kusi, więc:
OCENA: 7/10.
M. Rusnak, Znamię, Nowa Fantastyka, nr 06 (513), 2025, str. 17-37.
Inne tego autora:
Zob. też:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz