Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 17 lipca 2025

Gwiezdne wrota. Atlantyda, sezony 1-5 (2004-2009)

Zderzenie po latach z czymś, co kiedyś nam się podobało, może być bolesne. Z Atlantydą nie było. Może dziś oceniam ten serial nieco niżej, niż te piętnaście-dwadzieścia lat temu, ale i tak wysoko. Wyżej, niż SG-1.


Dlaczego? O tym za moment, najpierw formalności. Ten serial jest spin-offem tzw. serii podstawowej, czyli SG-1, która z kolei jest sequelem filmu z 1994 roku. Jak pamiętamy z tamtych dzieł, dawno, dawno temu istniała „rasa” Starożytnych, która pozostawiła niesamowite artefakty, w tym tytułowe Gwiezdne Wrota umożliwiające podróże nawet do innych galaktyk w mgnieniu oka. Na Ziemi zostaje odkryty drugi taki portal, który umożliwia dotarcie do tajemniczego miasta Starożytnych – właśnie Atlantydy znajdującej się w odległej galaktyce Pegaza. Zostaje zorganizowana ekspedycja, dość spora: naukowcy, personel techniczny, żołnierze. Po przejściu na Atlantydę okazuje się, że zasilanie tamtejszych wrót jest na wyczerpaniu, jest możliwe otwarcie przejścia do okolicznych planet, ale na kontakty międzygalaktyczne nie ma co liczyć. Ekspedycja zostaje odcięta od Ziemi.


Nowa galaktyka, nowi wrogowie. I to jest, wg mnie, wyższość Atlantydy nad SG-1. Główny wróg – Widma (Wraith) są znacznie ciekawsi od Goa’uldów z serii głównej. To istoty wampiryczne żywiące się ludzką energią, a pożywianie się prowadzi do całkowitego wyczerpania ofiary i jej zgonu. Wyglądem przypominają ludzi (a może raczej Draculę) – motyw, za którym nie przepadam, ale tu ma jakieś objaśnienie. Widma wyewoluowały z pasożytniczych insektów, przez co ich biologia nieco przypomina społeczne owady (mrówki czy pszczoły). Do tego ich technologia też jest bardziej atrakcyjna wizualnie od tej, którą dysponują Goa’uldowie. Okręty Widm zbudowane są z substancji organicznych; po uszkodzeniu, jak żywe istoty, nie wymagają napraw, tylko czasu na regenerację. Wewnątrz wyglądają jak ponury labirynt, co sprawia odpowiednio obce wrażenie.

Atlantyda

Kiedy ziemska ekspedycja dotarła na Atlantydę, większość Widm hibernowała. Jednak oddział majora Johna Shepparda, nie mając pojęcia o naturze przeciwnika, doprowadził do ich przebudzenia. Widma ruszyły żerować na ludziach. A tak, bo zapomniałem: naturalnie na wielu planetach Galaktyki Pegaza mamy ludzkie społeczności. I co za szczęśliwy traf – zupełnie przypadkowo wszyscy ci ludzie (Widma też!) mówią we współczesnym amerykańskim dialekcie języka angielskiego. Niesamowity zbieg okoliczności, prawda? No tak, trochę szydzę, bo to akurat jest cienkie jak zadek węża. W każdym razie, przebudzenie Widm, o co wielu mieszkańców Galaktyki Pegaza słusznie oskarża Ziemian, nie tworzy klimatu przyjaźni i porozumienia.

Widmo

Pojawiają się więc i ludzcy wrogowie, a najbardziej zajadli to Genii, kosmiczne Ruski – militarystyczne, zdradzieckie prymitywy, u których wszystko kręci się wokół broni atomowej, a ich przywódcy to min. Kolya i Radim. Taka ciekawostka. SG-1 pojawiło się w 1997 roku, kiedy w Rosji władał dość liberalny Borys Jelcyn, więc zdawało się, że współpraca z Rosjanami jest możliwa – i Rosjanie występują tam jako trudny, ale jednak partner. Atlantyda pochodzi z późniejszego okresu, pierwszy sezon to 2004 rok, w Rosji rządzi już Władymir Putin, który od 1999 roku (do 2009) toczył tzw. II wojnę czeczeńską, w 2003 próbował podporządkować sobie Mołdawię i cały czas to samo robił z Białorusią. I w Atlantydzie mamy kosmorusków, z którymi współpraca jest niemal niemożliwa. Czyli w tym przypadku filmowcy okazali się dalece mniej naiwni, niż politycy z Zachodu.

Genii

Naturalnie Widma i Genii nie wyczerpują listy wrogów, bo pojawiają się i oryginalni (niematerialni obcy z pewnej planety), i podobni do tych z SG-1 (Replikatory), i wprost importowani z serii głównej (np. gościnne występy Goa’uldów).

Poza tym Atlantyda jest bardzo podobna do SG-1. Ta sama konstrukcja: skrzyżowanie „normalnego” serialu z proceduralem – są fabuły na odcinek i fabuły przewijające się dłużej. Te historyjki jednoodcinkowe nieraz są tak drętwe, że najchętniej bym sobie odpuścił oglądanie (ale nie można, bo czasami broń zawieszona na ścianie w takim odcinku wypala kilka czy kilkanaście odcinków później), a nieraz są bardzo dobre (mój faworyt to dwunasty odcinek pierwszego sezonu – westernowy klimat, świetna walka z samotnym Widmem na pustej planecie plus trochę szokujących informacji o wrogach).

Jeszcze jedno Widmo

Podobni główni bohaterowie, także czteroosobowy zespół, z tą różnicą, że w SG-1 byli to wojskowy – dwóch naukowców – kosmita, a w Atlantydzie początkowo dwóch wojskowych – naukowiec – kosmita. Początkowo, bo jeden z czwórki, żołnierz, nie dawał rady – postać słabo napisana przez scenarzystów, a aktor może dobry, ale mało charyzmatyczny. To już od drugiego sezonu musiał ustąpić miejsca innemu bohaterowi, tym razem dobrze opracowanemu, a aktor chyba wystarczająco charyzmatyczny, bo to sam Jason Momoa.

Oczywiście to znowu serial familijny, więc musi być rozśmieszacz – właściwie to wszyscy bohaterowie mają humorystyczne momenty, ale głównymi ubawiaczami mieli chyba być naukowcy; choć tu pamięć nieco spłatała mi figla – zdawało mi się, że dr Rodney McKay i dr Radek Zelenka byli bardziej zabawni, a McKay także bardziej dupkowaty. W każdym razie, drużyna z Atlantydy też przypadła mi do gustu bardziej niż ta z SG-1 – o ile Sheppard i O'Neill oraz Teyla i Carter są na zbliżonym poziomie, o tyle Ronon podobał mi się bardziej niż Teal’c a McKay bardziej niż Jackson.

A tego typa skądś znamy...

Przygody też podobne do SG-1, łącznie z jakimiś podróżami w czasie i do innych wymiarów. Ot, po prostu: ta sama opowieść, tylko w innej scenerii (ale z lepszą drużyną i atrakcyjniejszymi przeciwnikami). No i dobrze, po co zmieniać coś, co jest fajne?

Negatywy też takie same, jak w serii głównej. Znowu mamy dość skromne lokalizacje, zbyt małą ilość statystów. Za to – mam takie wrażenie, bo przecież nie liczyłem – w Atlantydzie jest więcej starć kosmicznych, niż w SG-1. Choć czasami brak logiki osłabia, np. w sezonie czwartym, odcinek ósmy: dwa kosmiczne okręty znajdują się tak blisko siebie, że eksplozja jednego spowoduje zagładę także drugiego i oczywiście strzelają do siebie… Ale w takich serialach nie szukamy logiki.


Atlantydę można oglądać bez znajomości serii głównej, choć czasami mamy gościnne występy czy to postaci z SG-1 w Atlantydzie, czy też odwrotnie. Fani sporządzili listę, jak to oglądać chronologicznie przeplatając oba seriale – ja dwa razy oglądałem bez „przeplatania”, przy czym za pierwszym razem najpierw Atlantydę, potem SG-1, a za drugim razem odwrotnie. I jakoś nie czuję, żeby przez to moje doznania były uboższe.

Z jednej strony szkoda, że serial się skończył, jednak z drugiej już z lekka zaczynał ganiać własny ogon. Te kolejne szatańskie plany złoli, które kończyły się jak plany Kojota na upolowanie Strusia Pędziwiatra – do tego obowiązkowo na sekundę przed bum... Ale jestem zaskoczony, że żadna platforma streamingowa nie wróciła do tego nieźle obmyślanego i popularnego uniwersum – sam chętnie bym obejrzał coś nowego z Gwiezdnych Wrót, tak z naszej galaktyki, jak i z Pegaza. A może coś zupełnie nowego?

Podsumowując: Atlantyda to ten sam poziom, co SG-1, ale sam bardziej lubię Atlantydę, więc ocena o punkcik wyższa.

OCENA: 8/10.

Gwiezdne Wrota. Atlantyda (Stargate. Atlantis), sezon 1 – 20 odcinków, 2004-2005.
Gwiezdne Wrota. Atlantyda (Stargate. Atlantis), sezon 2 – 20 odcinków, 2005-2006.
Gwiezdne Wrota. Atlantyda (Stargate. Atlantis), sezon 3 – 20 odcinków, 2006-2007.
Gwiezdne Wrota. Atlantyda (Stargate. Atlantis), sezon 4 – 20 odcinków, 2007-2008.
Gwiezdne Wrota. Atlantyda (Stargate. Atlantis), sezon 5 – 20 odcinków, 2008-2009.
Produkcja: USA.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz