Krótko: przegli pałkę, za dużo wrzucono do miksera – Obcego, Łowcę androidów i… Piotrusia Pana. Trochę serial dla dzieci, tylko czasami flaki fruwają.
Fani oczywiście wytykają twórcom niezgodność z kanonem. W Ósmym pasażerze Nostromo jest niby pierwsze zetknięcie z Aliensami, a tu dwa lata wcześniej Obcy hasają sobie po Ziemi aż miło. Mamy trzy grupy sztucznych istot (cyborgi – cybernetycznie udoskonaleni ludzie, syntetyki czyli androidy – sztuczni ludzie i hybrydy – jak syntetyki, tylko z wgraną świadomością biologicznych ludzi), a w późniejszych filmach pojawiają się tylko androidy. O ile serial może tłumaczyć, dlaczego zniknęły hybrydy, o tyle brak cyborgów jest niezrozumiały.
Przy czym brak zgodności z kanonem jest idiotyczny i niepotrzebny, bo wystarczyło akcję przenieść na ileś lat później i wszystko by grało – dla fabuły nie ma znaczenia czy jest rok 2120, czy 2150. Dla mnie to takie celowe, głupkowate zagranie – wprowadzimy bezsensowny brak zgodności z kanonem, żeby ludzie się wkurzyli, pisali na forach, to będzie o serialu głośno i każdy będzie chciał zobaczyć. Tylko pytanie: czy będzie chciał zobaczyć drugi sezon? A na to wpływ mają już nie głupkowate zagrywki, tylko poziom pierwszego.
Obcy. Ziemia zaczyna się nawet nieźle. Statek badawczy osławionej korporacji Weyland-Yutani, przewożący pięć gatunków kosmicznych drapieżników, rozbija się na Ziemi, na terenie należącym do innej korporacji – Prodigy, która oczywiście chce przejąć i zbadać znaleziska konkurencji. Do wraku zostają skierowani żołnierze z lokalnej spółki należącej do spółki, która należy do Prodigy oraz sześć hybryd z androidem.
![]() |
Wendy (Sydney Chandler) |
Niestety, drugi odcinek jest już słabszy, a potem poziom tylko spada – za wyjątkiem odcinka piątego (chyba najlepszego, choć z debilnym wątkiem sabotażysty) z akcją w kosmosie i bez owych hybryd, które są średnio udanym pomysłem.
Dlaczego średnio (to eufemizm)? Ponieważ do mechanicznych ciał nie da się przenieść osobowości człowieka dorosłego, więc są to dzieci. W założeniu powinny być to osobniki psychopatyczne, bo ich nowe powłoki nie produkują hormonów, tym samym mają wyłączone emocje – co się okazuje niezbyt spójne, bo większość z nich jednak emocja ma, czworo nawet bardzo silne, chyba silniejsze, niż przeciętne dziecko w tym wieku, a jedna hybryda jest wręcz rozchwiana emocjonalnie. Czyli mamy dzieci w ciałach dorosłych, które niby są psychopatyczne, ale nie są. Dla mnie ten pomysł jest na minus i to duży. I nie zmienia mojej opinii to, że aktorzy nawet udanie oddali zachowania, przemyślenia dziecięce.
Co gorsza, ich szefem jest człowiek, który mógłby być kolejną hybrydą, jednak nie jest – za to jest kolejnym dziecinnym psychopatą (Piotrusiem Panem).
I tak właściwie widz nie ma komu kibicować, bo komu? Psychopatycznym hybrydom, psychopatycznym syntetykom czy cyborgom, psychopatycznym szefom korporacji, psychopatycznym naukowcom? No i ten nadmiar bohaterów, którzy co prawda wyglądają jak dorośli, ale są dziećmi i zachowują się jak dzieci. Skutek: serial ogląda się jak malarstwo akademików, np. naszego Henryka Siemiradzkiego: niby ładne, tylko oglądaczowi jest z tego powodu bardzo wszystko jedno – można spojrzeć, jednak jakoś nie angażuje.
To jest po części problem współczesnych seriali: miernoty robiące za showrunerów „pogłębiają” postaci na jedno kopyto – obdzielając chorobami psychicznymi, zaburzeniami osobowości, dziwnymi syndromami (jak DDA/DDD) i traumami. Taki normalnie normalny człowiek jest, wg tychże miernot, płytki.
Co prawda jest bohater, który nie jest psychopatą, nie jest dzieckiem (choć na mój gust, jest nieco dziecinny) – normals, brat jednej z hybryd. Tylko ten z kolei – żołnierz i lekarz! – jest tak pipkowaty, rozmemłany, że wzbudza raczej politowanie, niż zainteresowanie. Podobnie zresztą „główny” Aliens, którego sprowadzono do poziomu pieska (bardzo nie podoba mi się relacja tegoż monstrum z główną bohaterką, ale nie będę spojlerował). Powtórzę pytanie: jak mam stado psychopatów, w większości dziecinnych i jedną pipke,to komu mam kibicować? Może Aliensom – niech wytną to w diabły, żeby nie infekowało kolejnych sezonów?
Najlepszym bohaterem, i to jest tylko dowód na nędzę tego serialu, jest inny gatunek obcych – „oczko”, choć w tym przypadku twórcy w ostatnim odcinku przedobrzyli i zamiast efektu „łoł”, mamy efekt „łeee”. Do tego z tym „oczkiem”, i resztą fauny ze statku Weyland-Yutani, mam pewien problem: skąd na obcych planetach taka obfitość gatunków przystosowywanych do żerowania na ludziach, czy nawet, niech będzie, na ziemskich ssakach? Aliensy, OK, rozumiem, to niby broń biologiczna, ale reszta?
Bohaterowie są – moim zdaniem, oczywiście – źle wymyśleni, ale dobrze zagrani. I może właśnie dlatego jakoś udało mi się dotrzeć do końca. Szczególnie wzrok przyciąga Timothy Olyphant jako android Kirsh, a na dalszym planie Diem Camille grająca żołnierkę i grupowo załoga statku Weyland-Yutani. Natomiast nie pasowało mi wizualnie małżeństwo naukowców – trudno określić jak się nazywali, bo przy żonie podają Silvia, a przy mężu Sylvia – wyglądają nie jak mąż i żona, tylko jak syn z matką (i faktycznie, aktorów dzieli siedemnaście lat).
Najgorsze było to, że wydarzenia serialowe w ogóle mnie nie angażowały (może za wyjątkiem odcinków pierwszego i piątego) – oglądałem to jak ładne obrazki, bez jakichkolwiek emocji. I jeśli kolejny sezon pójdzie dalej w te dziecinne klimaty, to chyba sobie odpuszczę.
OCENA: 4/10.
Obcy. Ziemia (Alien. Earth), serial.
Sezon 1, osiem odcinków.
Reżyseria: Noah Hawley, Dana Gonzales, Ugla Hauksdóttir.
Scenariusz: Noah Hawley i inni.
Produkcja: USA, Wielka Brytania, Tajlandia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz