Łączna liczba wyświetleń

środa, 23 stycznia 2019

John Gwynne, Męstwo

Drugi tom standardowego do zrzygania cyklu (tu o tomie 1). Fabuła z grubsza: dobro w walce ze złem, trwa wyścig – kto zdobędzie magiczne duperele. To już nawet nie jest standard, lecz sztampa; znowu niemal stuprocentowa zrzynka z tego co już było. Jak czytałem, to aż się śmiałem, a to nie jest comic fantasy. Acz zauważyłem, że Gwynne obejrzał serial Spartakus.


Bohaterowie dorównują fabule, czyli znowu sztampa. Dobro reprezentowane jest przez gimbazę-wybrańca (dalej jako GW). Jest to klon, niczym nie różniący się od setek innych Mesjaszów z literatury fantasy.

Ale popatrzmy na jego towarzyszy. Otóż zazwyczaj Mesjaszowi, mającemu uratować ludzkość przed złem, towarzyszy „orszak” (licząc z wybrańcem, powinno to być siedem osób, z czego jedna nie do końca godna zaufania – nie, no teraz robię sobie polewę). W każdym razie Mesjaszowi powinno towarzyszyć m.in. dwóch-trzech w miarę młodych ludzi (najlepiej rówieśników Mesjasza).

Pierwszy z nich to Osiłek – wielki, silny chłop, często porównywany do niedźwiedzia, najlepiej kowal, dobrze jeśli posługuje się bronią obuchową (topór lub młot bojowy). Osiłek nie powinien być wybitnym myślicielem, w powieści zazwyczaj daje o sobie znać podczas walki lub problemów z płcią przeciwną. Cierpliwie znosi docinki Szczurka. Czyli Barak z Belgariady Eddingsa czy Perrin z Koła czasu Jordana. Gwynne Osiłka nazwał Farrellem.

Drugi – nazywam ten typ postaci Szczurkiem. Nie za wysoki, raczej szczupły, sprytny. Pożądane pochodzenie z rodziny patologicznej. Nie jest wybitnie odważny, czasem wręcz sprawia wrażenie tchórza, ale w razie potrzeby potrafi stanąć na wysokości zadania. Z broni zazwyczaj wybiera nóż i łuk. Eddings Szczurka nazwał Silkiem, Jordan – Matem, a nasz Gwynne – Dathem.

Czasami, ale nie zawsze, głównemu bohaterowi towarzyszy jeszcze jeden przyjaciel – to osobnik pochodzenia wyższego od GW, Osiłka i Szczurka, nieraz bardzo wysokiego rodu, ale z krewnymi (szczególnie ojcem) skonfliktowany. Jest dobrze wykształcony. Mimo dobrego pochodzenia, nie zdradza większych ambicji. Nie wiem jeszcze na sto procent kto tę rolę odegra, ale zdaje się, że niejaki Vonn.

Wybraniec i jego trójka towarzyszów, to pradawny motyw – jeśli ktoś czytał Dumasa, to bez wątpienia zauważy, że mamy tu d’Artagnana (wybraniec), Atosa (towarzysz wysokiego rodu), Portosa (Osiłek) i Aramisa (Szczurek).

Wybrańcowi powinien też towarzyszyć Mentor, a w przypadku literatury fantasy może to być nawet funkcja podwojona. I tak mamy u Gwynne; mentorami Wybrańca są (na razie, bo podejrzewam, że od następnego tomu mogą tę rolę przejąć inne postaci): Gar – uczy walki i Brina – uczy magii.

Kolejna standardowa postać, to Opiekun. Dobrze jeśli jest płci żeńskiej. Nieraz funkcje Mentora i Opiekuna się przenikają – w Belgariadzie właściwie jedną i drugą pełnią Belgarath i Polgara. W cyklu Gwynne na razie Opiekunką jest matka Wybrańca, ale jest „za krótka” na tak doniosłą rolę, więc będzie musiała ustąpić miejsca komuś godniejszemu.

Pozostali bohaterowie, to też standard fantasy – jak królewna błąkająca się po świecie po tym, jak zły sąsiad zabił jej ojca i opanował królestwo, albo nawrócony na szlachetność przestępca.

Co najciekawsze – to się znowu dobrze czyta. Mam nadzieję, że kiedyś Gwynne pokusi się o napisanie własnej powieści, zamiast tworzyć kompilacje cudzych dzieł.

Zaraz, napisałem, że to się dobrze czyta? No jednak nie do końca, bo wydawca zechciał nam to utrudnić. W jaki sposób? Zatrudniając do spolszczenia i obróbki tercet amatorów. Otóż cała trójca (tłumacz – Marcin Mortka, redaktorka – Anna Włodarkiewicz i korektorka – Magdalena Górnicka) np. nie wie, że w języku polskim nie ma takiego zwrotu jak „póki co”. To tzw. kalka leksykalna rosyjskiego „пока что” – innymi słowy, to niepoprawny w języku polskim rusycyzm. „Póki co nie jestem głodny” – to jest niepoprawnie, po polsku będzie to: „Na razie nie jestem głodny”. „Teraz nie jestem głodny”, „W tej chwili nie jestem głodny”, „Jeszcze nie jestem głodny”. Możliwości wyrażenia tego poprawnie jest masa, a nasz tercet magiczny uparł się na rusycyzm, który w książce występuje pewnie kilkadziesiąt razy (część czytałem w wannie, więc nie wynotowywałem, ale na pewno „póki co” mamy na stronach: 19, 69, 80, 84, 176, 190, 405, 418, 463, 481, 506, 516, 531, 651, 667).

Mamy też takie kwiatki, jak „chwile obecne” (np. strona 108). Są też innego rodzaju byki, jak np. rękawiczki z kłami (str. 533) – ewidentnie chodziło o pazury, jak „ten sny” (str. 647) itd. itp. Ale to już pal licho, parę byków zawsze się trafi. I te jakoś strawiłem, ale wszechobecne „póki co” i (rzadsze) „chwile obecne” bardzo mi obrzydziły lekturę. Zdaje się (zdaje, bo pamięć ulotna), że poprzedni tom językowo prezentował się lepiej – była inna korektorka (Elwira Wyszyńska).

Jeszcze jedna rzecz mnie irytowała, choć błędem nie jest: pisanie imion z apostrofem – np. Rafe’a. Większość imion angielskich ma swoje polskie odpowiedniki i można to wykorzystać. Tak, wiem, trochę dziwnie by wyglądał np. Henryk czy Heniek Potter (zamiast Harrego). Nieraz nie da się sensownie spolszczyć. Ale to jest fantasy. Można było z tego nieszczęsnego „Rafe” zrobić „Raf” albo choćby „Rafel” (bo „Rafe” to chyba zdrobniała/skrócona wersja imienia Rafael – pol. Rafał) – to rozwiązałoby problem odmieniania. Ale to już moja preferencja; nie lubię w literaturze pięknej apostrofu i tyle.

OCENA: 5/10

J. Gwynne, Wierni i Upadli, t. 2: Męstwo, tłum. M. Mortka, wydawnictwo Mag, Warszawa 2018, stron: 816.


Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

18 komentarzy:

  1. Świetne porównanie do muszkieterów. Uśmiechnęłam się, bo od jakiegoś czasu planuję sobie ich odświeżyć, ale trochę się boję wracać do tej książki ;) Właściwie byłoby ciekawie zobaczyć muszkieterów w świecie fantasy. Matka d'Artagnana dała mu jakąś maść leczącą wszystkie rany, więc jakiś potencjał jest ;)
    Nie miałam pojęcia, że "póki co" brzmi niepoprawnie. Często tego używam -.-
    Ciekawe, z czego Gwynne będzie zrzynał w trzecim tomie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dawno czytałem, więc mogę pobłądzić, ale tacy trochę muszkieterowie w świecie fantasy są w cyklu Wiery Kamszy, Odblaski Eterny. Niestety, wydawca przerwał cykl po dwóch tomach...

      Tyle że Odblaski Eterny zawiłością świata i fabuły + ilością bohaterów dorównują raczej martinowskiej Grze o tron.

      Usuń
    2. ps.
      A Wybrańca i jego trzech towarzyszy fajnie ujął Sienkiewicz w "Ogniem i mieczem", umiejętnie żonglując ich cechami. Skrzetuski - oczywiście Wybraniec. Podbipięta ma cechy Osiłka (umiejętności) i Towarzysza Wysokiego Rodu (majętny). Wołodyjowski - Osiłka (umiejętności walki) i Szczurka (wygląd). Zagłoba ewidentnie Szczurek, ale fizycznie niezbyt psujący.

      Usuń
    3. O Eternie słyszałam sporo pozytywnych opinii :) Wiem, że jest fanowskie tłumaczenie, ale nie wiem, jak daleko zaszli.
      Książki de Castella z opisu kojarzą się mocno z muszkieterami :)

      Usuń
    4. Ala z tłumaczeniem Eterny jest na bieżąco :)
      http://odblaski-eterny.blogspot.com/

      Książki de Castella z opisów kojarzą mi się przede wszystkim z chała, więc nie sięgam :D Natomiast coś mi świta w głowie, że taki klimat muszkieterowski był w cyklu Feliksa Kresa "Piekło i szpada" (trzy tomy: "Strażniczka istnień", "Piekło i szpada", "Klejnot i wachlarz"). Coś w tym stylu, ale jednak inne :D masz w książce (do kupienia w tanich księgarniach) - Łukasz Śmigiel "Decathexis". Całkiem niezłe dark fantasy.

      Usuń
  2. Świetny tekst. Uśmiałem się setnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Błąd się wkradł, w Kole Czasu Jordana Mesjaszem jest Rand, nie Randal. Nazywa się Rand al'Thor, ale al'Thor, to jego nazwisko.
    Jednak, w sumie u Jordana Opiekunem Randa jest Aes Sedai Moiraine, która ma Strażnika - Lana, ostatniego z rodu upadłego Królestwa Malkier. Który w sumie jest dla Randa Towarzyszem Wysokiego Rodu :D . U Gwynne ten typ się Vonn nazywa, tak... :P
    Średnio zachęciłeś, ale chyba w końcu zabiorę się za ten cykl. Jakoś w lutym pewnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak nie czytałeś pierwszego tomu, to było nie wchodzić :D Teraz za dużo wiesz.

      A pacz, masz rację - czytałem Koło czasu z 15 lat temu. U Gwynne bohaterowie nazwisk nie mają - i całe szczęście, bo wystarczy tych dziwacznych nazw. Ale i tak podobieństwo zostaje:

      Rand al'Thor syn Tama.
      Corban syn Thannona.

      Dziś już się nie chce - może jutro poprawię, a może zostawię z bykiem :D

      Tak, bohater "Męstwa" ma na imię Vonn (syn Evnisa).

      Usuń
    2. Bez przesady, tragedii jakiejś nie ma :P

      Popraw lepiej, jak lubię Jordana, to patrzeć na to nie mogę :D

      Wiedziałem, że wtórne, ale o coś takiego bym nie podejrzewał :P

      Usuń
    3. Wywaliłem, bo nie chce mi się poprawiać :D

      Usuń
  4. W sumie z tego Rafe'a mogli zrobić Raffaello - mielibyśmy bohatera przesłodzonego. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No właśnie, to wszystko już było, ale jakimś dziwnym trafem to i tak się dobrze czyta. :D Ale czy u Eddingsa tym Szczurkiem nie byłby Silk? Bo Durnik to mi na tę rolę zupełnie nie pasuje. Tak, czepiam się. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Był Silk :D Na swe usprawiedliwienie dodam, że Belgariadę czytałem ponad 20 lat temu. Zresztą Koło czasu też tak jakoś (przerwałem po tomie piątym - dziesiątym w pierwszym wydaniu - bo zaczęła się woda z książek wylewać i to wiadrami) :)

      O tym, że był w B. jakiś Silk zupełnie zapomniałem - pamiętałem tylko Baraka i Durnika, pewnie ze względu na "oryginalne" imiona. Teraz na szybko (więc niekoniecznie poprawnie) sprawdziłem i zdaje się, że Barak i Durnik to zdublowany Osiłek, a Silk zarazem Szczurek i Towarzysz Wysokiego Rodu. Ale na pewno nie przeczytam teraz Belgariady od początku, żeby to potwierdzać :D

      Usuń
    2. Spoko. :) Ja czytałam ją po raz drugi ze 3 lata temu, to mam bardziej na świeżo. A Silk to moja ulubiona postać z Belgariady, więc nie ma szans, żebym o niej zapomniała. :D Na Towarzysza Wysokiego Rodu pasuje też Barak.

      Teraz zaczęłam czytać Kroniki Riyrii od Sullivana i tam w sumie jest to samo: Hadrian jako Osiłek i Royce jako Szczurek. Mi się takie połączenia nigdy nie znudzą, więc nie mam nic przeciwko, bo dzięki nim mogę poczytać trochę złośliwości w dialogach. :D Aczkolwiek u Gwynne jest chyba za sztywno, żeby było chociaż trochę tych złośliwości czy humoru. Ale popraw mnie, jeśli w drugim tomie coś się zmieniło. :)

      Usuń
    3. Humoru u Gwynne nie ma za grosz, chyba że jako element komiczny potraktujesz kalkowanie innych książek :D No ale u Tolkiena też humoru raczej nie ma, a się czyta :D

      Usuń