Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 6 maja 2024

James Rollins, Amazonia

Ciekawostka: książka jak sprzed stulecia. Bo gatunek zwany zaginionym światem i jego odmiana – zaginiona cywilizacja, modne były w czasach Henrego Ridera Haggarda (1856-1925) czy Arthura Conana Doyla (1859-1930), a obecnie to z rzadka pojawiająca się ciekawostka.


James Rollins – amerykański pisarz polskiego pochodzenia (prawdziwe nazwisko to: James Paul Czajkowski) – chyba słabo jest znany wśród miłośników fantastyki, to już prędzej kojarzą go fani powieści sensacyjnych. I trzeba przyznać, że wśród nich jest bardzo ceniony (np. właśnie Amazonia na LubimyCzytać została oceniona przez grubo ponad tysiąc czytelników uzyskując wysoką średnią: 7,3/10). To omijanie Rollinsa przez fanów fantastyki jest dość interesujące, by nie rzec, że dziwne, wszak w Polsce wydano prawie trzydzieści jego powieści i chyba wszystkie to SF lub fantasy. No okej, może ktoś go rozpoznaje jako autora powieści napisanej na podstawie filmu: Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki.

Po przeczytaniu Amazonii zgadzam się jednak, że to pozycja raczej dla miłośników powieści sensacyjnych, choć element fantastyczny wcale nie jest marginalny.

O cóż w tym chodzi. Przed paru laty w amazońskiej dżungli zaginęła wyprawa badawcza. Już dawno zaprzestano poszukiwań, członkowie wyprawy zostali spisani na straty, aż tu nagle w chrześcijańskiej misji pojawia się jeden z nich. Szybko umiera, właściwie zanim zdąży coś sensownego powiedzieć. Ale tu wielkie zaskoczenie: facet przed wyprawą nie miał jednej ręki, a do misji przybył z oboma. Jakim cudem mogła mu odrosnąć ręka?

To wystarczy, żeby zorganizować wyprawę – bardziej w poszukiwaniu nowych medykamentów, ale przy okazji mającą też wyjaśnić losy poprzedniej ekspedycji. W skład grupy wchodzą naukowcy – w tym przedstawiciele firmy farmaceutycznej, dziesięciu amerykańskich marines i... oswojony jaguar. A także syn zaginionego kierownika poprzedniej wyprawy.

Jak to w branży farmaceutycznej, konkurencja nie śpi i wysyła za nimi swoją wyprawę dowodzoną – jak na tego typu literaturę przystało – przez psychopatę wspieranego przez psychopatkę. Nie trzeba dodawać, że kontrwyprawa ma przejąć odkrycia i pozbyć się konkurencji.

W tym samym czasie najpierw w Brazylii, a później też w USA zaczyna się rozpowszechniać zagadkowa choroba – może w Amazonii jest na nią lekarstwo, trwa wyścig z czasem.

Okładka wydania II (2018 r.)

Zanim dojdziemy do fantastyki, najpierw mamy przedzieranie się przez dżunglę. Ot, akcyjniak: grupa naukowców i żołnierzy zmaga się z nieprzyjazną przyrodą. I to jest całkiem fajny kawał literatury sensacyjnej, a może nawet lekko zalatującej horrorem (co tu dużo mówić: sceneria robi swoje). W trakcie lektury zanotowałem coś takiego: momentami sceny jak z thrillera czy horroru, a momentami czułem się, jakbym czytał Tomki Szklarskiego. Bo autor nie szczędzi nam wykładów dotyczących przyrody i możliwego zastosowania różnych roślin.

I dopóki była to bardziej powieść sensacyjna, niż fantastyczna, czytało się całkiem nieźle. Jednak kiedy dochodzimy do fantastyki, jakoś trudno mi było potraktować ją wiarygodnie. Pewnie dlatego, że akcja toczy się na naszej Ziemi, a nie gdzieś na odległej planecie. Ale to już taki urok gatunku zaginiony świat; zżymać się na to, to jak zżymać się na magię w fantasy.

Podskórnie czuję też, że naukowe wyjaśnienie elementów fantastycznych nie do końca trzyma się kupy, ale konkretnie zarzutów nie umiem sformułować, wszak autor jest tu mądrzejszy ode mnie (chyba, w końcu to z zawodu weterynarz). No dobra, mogę zarzucić, że pewne procesy zachodzą za szybko i posuwają się zbyt daleko (precyzyjniej nie mogę, bo Wam zdradzę o co chodzi).

Bohaterowie niezbyt skomplikowani, ot tacy, jakich potrzebuje literatura sensacyjna.

Dwa kamyczki do ogródka tłumacza. Pierwszy: pirania Serrasalmus rhombeus ma polską nazwę i nie jest to czarna pirania, lecz pirania kropkowana lub pirania cętkowana – czarna pirania to błędne, dosłowne przełożenie jednej z nazw angielskich. Drugi: wielkie koty (rodzaj Panthera) – do których zaliczają się też jaguary – raczej nie wyją, lecz ryczą.

Czy warto to czytać? W charakterze odmóżdżacza, można. Po cyklony Jamesa Rollinsa raczej sięgać nie będę, ale widzę jeszcze dwie samostojki z ciekawą scenerią (Arktyka i Antarktyka) i te pewnie wciągnę.

OCENA: 6/10.

J. Rollins, Amazonia, tłum. P. Wieczorek, wydawnictwo Albatros, Warszawa 2009, stron: 462.



Podobne książki

Sensacja +SF:

2 komentarze:

  1. „Bo autor nie szczędzi nam wykładów dotyczących przyrody i możliwego zastosowania różnych roślin” – po przeczytaniu tego pomyślałam, że autor jest botanikiem, a tu niespodzianka: jest weterynarzem. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No. Ale to takie dydaktyczne wstawki w stylu znanym z literatury podróżniczej dla młodzieży sprzed kilkudziesięciu, czy nawet ponad stu lat. Jak Verne czy właśnie Szklarski. Więc nie tylko gatunkowo książka Rollinsa jest żywą skamieliną :D I ciekawe, że taka książka zdobyła sobie sporą popularność.

      Usuń