Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 29 kwietnia 2024

Larry Niven, Jerry Pournelle, Drzazga w oku Boga

Tak, tak – to jest książka, którą za miesiąc ma wydać Vesper pod nieco innym tytułem, jako: Pyłek w oku Boga. Tytuł nawiązuje do Ewangelii św. Mateusza – przy czym u nas do powiedzenia weszło „źdźbło” (jak było w Biblii Jakuba Wujka, chociaż w najpopularniejszej Biblii Tysiąclecia jest „drzazga”): Czemu widzisz źdźbło w oku swego brata, a belki we własnym nie dostrzegasz?


Zanim o samej powieści, to najpierw o wydaniu. Jak ongiś pisałem, za komuny oficjalnie wychodziło mało co, więc w latach osiemdziesiątych fani wzięli sprawy we własne ręce i wychodziło sporo pirackich wydań – tzw. klubowych. Klubówki były popularne jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, po czym wyginęły prawie jak mamuty (prawie, bo sporadycznie jeszcze się zdarzają).

No i tak właśnie wydano ową Drzazgę w oku Boga. Ale coś mi nie pasowało z liczbą stron: w wydaniu oryginalnym jest około pięćset pięćdziesiąt, Vesper zapowiada prawie dziewięćset, a klubówka skromnie: zaledwie dwieście i sześć. Fakt, bardzo skondensowany maszynopis.

O tak to wygląda...

Ale i tak coś dziwnie mało. No i sprawdziłem – to jest tylko część powieści. Czy reszta (druga, a może nawet druga i trzecia część) też wyszła w klubówce – nie mam pojęcia, ale chyba nie. Z jednej strony żałuję, że złapałem tę klubówkę tuż przed wydaniem Vespera, bo po jakiego grzyba czytać fragment powieści... Z drugiej jednak, teraz mam orientację czy warto nabyć nowe wydanie.

I tak jeszcze gwoli formalności: Drzazga... vel Pyłek... nie jest samostojką. To tylko jedna z licznych odsłon cyklu CoDominium, który tworzyło (a raczej wciąż tworzy, bo ostatnia książka wyszła w 2023 roku) legion autorów. Pomysłodawcą cyklu był Jerry Pournelle, który w latach 1971-1973 napisał trzy opowiadania i dwie powieści (wszystkie później skanibalizowane – włączone do innych dzieł). Popularność cykl zdobył jednak po dołączeniu Larrego Nivena i publikacji właśnie Drzazgi... Później panowie stworzyli jeszcze – wspólnie i każdy z nich solo – dziesięć różnych dzieł (powieści, opowiadań, a nawet wiersz się trafił), po czym (1988 rok) zaprosili do współpracy kolejnych pisarzy. Ukazało się sześć antologii opowiadań, dwie powieści stadnego autorstwa (znani też u nas: Susan Shwartz, S. M. Stirling, Judith Tarr i Harry Turtledove), powieść duetu John F. Carr i Don Hawthorne, siedem solówek Johna F. Carra. Dalej też pisali Larry Niven i Jerry Pournelle (ten drugi czasami z pierwszym, czasami solo, czasami z S. M. Stirlingiem).

Na dziś cykl składa się z czterdziestu sześciu dzieł (powieści, antologii, opowiadań publikowanych pojedynczo, no i tego wiersza, część z nich skanibalizowana, ale nie chce mi się liczyć ile by to było w przeliczeniu na kanoniczne tomy). Sama Drzazga... doczekała się dwóch kontynuacji: pierwszą napisali Niven i Pournelle (The Gripping Hand, 1993 rok), drugą córka Pournelle'a, Jennifer (J. R. Pournelle, Outies, 2010).

Jak dziś, po pół wieku od pierwszego wydania, czyta się Drzazgę...? A to zależy czego szukacie. Jeśli powieści o pierwszym kontakcie z obcym, inteligentnym gatunkiem – to całkiem przyzwoicie. Bez wątpienia motii są interesujący – bardzo odmienni od nas. Mam z nimi jednak pewien problem – ich poczynania często są dla mnie na bakier z logiką. Jasne, to oczywiste: są Obcy, więc ich działania nie muszą dla nas być logiczne, racjonalne; oni kierują się własną logiką. Ale z drugiej strony: czy takie postawienie sprawy uprawnia autora do wciskania nam piramidalnych bzdur, bo „to są Obcy”? No i zastanawiam się czy w Drzazdze w oku Boga została przekroczona granica między ukazaniem obcości a bzdurzeniem – wniosków (jeszcze?) nie mam. Choć przyznam, że to co mi mignęło w recenzjach wydania amerykańskiego nastraja dość optymistycznie.

Jeśli szukacie wartkiej akcji, to jest jak kot Schrödingera, zarazem jest i jej nie ma. Gdybym miał książkę streścić, to okazuje się, że wydarzyło się bardzo dużo. Ale podczas lektury niekoniecznie to czuć – są momenty przestoju, do tego powieść napisana po staroświecku – nie oczekujcie łechtania czytelnika w rodzaju jakichś nagłych zwrotów akcji itp. Choć tu znowu, po lekturze recenzji, jestem optymistą.

Interesujące jest powieściowe uniwersum. Jak zrozumiałem z tego strzępka całości: dawno, dawno temu ludzkość ruszyła kolonizować kosmos. Powstało Pierwsze Imperium, które osiągnęło bardzo wysoki stopień rozwoju technologicznego. Z jakichś powodów owo imperium się zawaliło, a ludzkość doświadczyła regresu na różnych polach, acz nie we wszystkich dziedzinach. Przykładowo, wciąż działają statki kosmiczne, ale materiały z tworzyw sztucznych już są interesującym zabytkiem (To nie zwykły len, lecz tworzywo sztuczne, także pochodzące z owej odległej epoki). Regres nie rozłożył się równo – ludzie na niektórych planetach stoczyli się bardziej, nieraz do poziomu „dzikości”.

    – Kiedyś czytałam na temat Makassaru obszerny artykuł... Chyba jest tam bardzo prymitywnie, prawda?
    – Bardzo. Kolonia nigdy nie rozrosła się nad miarę, zaś przemysł został kompletnie zniszczony podczas wojny secesyjnej, choć niewiele go tam było. Później przez czterysta lat stopa cywilizowanego człowieka ani razu nie stanęła na tej planecie. Gdy nawiązaliśmy pierwszy kontakt, naszym oczom ukazała się kultura epoki żelaza. Tamtejsi mieszkańcy fascynowali się właśnie nową umiejętnością: produkcją mieczy, kolczug, zbroi... Poza tym budowali drewniane żaglowce.

Niedawno narodziło się Drugie Imperium, o ustroju monarchicznym, które przyłączyło (nieraz siłą, a nieraz ku radości lokalsów) dawne kolonie. Nie wszyscy z tego są zadowoleni, wiec Imperium doświadcza pewnych perturbacji, np. lokalnych buntów.

Po upadku Pierwszego Imperium ludzkość cofnęła się nie tylko technologicznie, lecz jeszcze bardziej mentalnie/obyczajowo. Mamy arystokratów wyciągniętych gdzieś z XVIII-XIX wieku i znaczącą rolę Kościoła. Co do płci, zdaje się, że jest równouprawnienie prawne, ale w rzeczywistości do kobiet podchodzi się z wyższościową pobłażliwością.

Wydanie Vespera ma się ukazać 15 maja (w sklepie wydawcy już 8 maja). Po lewej pierwotny projekt okładki, po prawej ostateczny

Taka ciekawostka – z tego co czytałem o całym cyklu, wiem, że Pierwsze Imperium powstało jeszcze na Ziemi po unii USA i... Związku Sowieckiego. Stąd są planety zasiedlone nawet nie tyle przez Rosjan, co przez Sowietów. Najwyraźniej autorzy Rosjan/Sowietów nie kochali, bo mamy taką – jakże trafną – charakterystykę:

Cesarscy lojalistyczni fanatycy, jedyny pokój jaki widzą – to silne Imperium.

Jednym z bohaterów jest taki kosmiczny Sowiet, o historycznym nazwisku: Ławrientij Kutuzow, admirał dowodzący okrętem... „Lenin”. Charakterystyka tego admirała:

    Spośród wszystkich szalonych fanatyków on, to największy rzeźnik naszych czasów.

    Zwykł mawiać, że wszystko zawdzięcza sobie oraz ziemi, która go zrodziła i trzeba przyznać, iż na nieszczęście niewiele mijał się z prawdą. Na domiar złego jego ulubionym zajęciem było studiowanie rodzimej literatury, co czyniło admirała jeszcze bardziej zaskorupiałym, nieprzystępnym, mało sympatycznym, przeraźliwie oficjalnym, nieludzkim i bardzo staromodnym, w najgorszym tego słowa znaczeniu.
    Sterownia jego statku błyszczała od pozłacanych ikon, w prywatnych apartamentach admirała posapywał dychawiczny samowar, zaś obowiązkowym hobby załogi były tańce kozackie.

Jednak bohaterowie nie są mocną stroną powieści.

Językowo nie ma sensu tego analizować, bo przecież dostaniemy inny przekład. Acz sądzę, że jeden błąd zostanie powielony: pisanie nazwy obcego gatunku wielką literą – czy to tak trudno opanować, że nazwy gatunków i ras piszemy małą? Oczywiście w Drzazdze... znowu jest niekonsekwentnie: ludzie i Motii (to może krowa i Koń?).

Ta – daleka przecież od kompletności – książka wywołała u mnie zainteresowanie całością, więc pewnie wydanie Vespera nabędę. Tym bardziej że recenzje wskazują, że dalej może być jeszcze lepiej. A za Drzazgę..., dałbym siedem, ale za sprawą niekompletności i jakości (maszynopis powielany na ksero) wydania:

OCENA: 6/10.

L. Niven, J. Pournelle, Drzazga w oku Boga, tłum. R. Reszke i N. Szurek, wydanie klubowe, 1991, stron: 206.







Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

8 komentarzy:

  1. No tak mi się wydawało, że w tej klubówce nie może być całość... Dziwnie się kończyło - powiedziałbym, że dopiero wtedy ta powieść zaczęła się rozkręcać. I też zwróciłem uwagę na liczbę stron w wydaniu Vespera, ale zabrakło mi twojej dociekliwości. Teraz wiadomo, że należy kupić i doczytać :)
    Aczkolwiek wersja klubowa pokazuje utwór dosyć średni. Nadzieja w tym, że ocenę podnoszą nieznane nam partie tekstu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No moją nadzieję też budzi to, czego jeszcze nie znam. Albo inaczej: znam z lakonicznych wzmianek w recenzjach - dają nadzieję na ciekawsze ukazanie Obcych, jednak z drugiej strony, sam wiesz, że już klubówka sygnalizuje, w którą stronę to poleci.

      A sam na razie mam chęć na mało wymagający, za to pasjonujący kosmiczny survival horror. Przerobiłem "Obcego" Lebbona - w jakiejś mierze spełnia moje, niewygórowane w tym momencie, oczekiwania. Teraz czytam Gajka "Ciemna strona księżyca" - jeszcze nie wiem, w którą stronę to podąża. Tak zorientowałem się, że kosmiczny survival horror jest mocny w filmach, ale chyba słaby w literaturze. Może znasz coś co warto przeczytać?

      Usuń
  2. Podobno najtrafnieszym tłumaczeniem nie jest "drzazga" ani "źdźbło", ale "trocina". Tyle, że tego wyrazu się właściwie nie używa w liczbie pojedynczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe, że dosłownie tak jest, ale w tłumaczeniu kontekstowym postawiłbym na źdźbło, bo jednak ten cytat z Biblii, funkcjonujący także jako powiedzenie, w naszym języku ma "źdźbło" (ewentualnie "drzazgę").

      Usuń
  3. Nazwy mieszkańców planet pisze się wielką literą, więc to żaden błąd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dla mnie to nazwa gatunku, a nie mieszkańca planety. Zresztą są w SF "rasy", czyli gatunki, zasiedlające liczne planety i tak ich nazwy gatunkowe w literaturze często są zapisywane od wielkiej litery. Daleko nie szukając, choćby Vulmotowie i Chelki z tej książki:
      https://seczytam.blogspot.com/2024/04/c-c-macapp-zapomnij-o-ziemi.html

      Usuń
    2. No właśnie jak dla Ciebie :) zasad ortografii jednak nie zmienisz.

      Usuń
    3. Ale nie rozmawiamy o ortografii, tylko o statusie motich.

      Usuń