Lubię gatunek zwany kosmiczną robinsonadą. A gdybym miał wskazać najlepsze dzieła z tej odmiany SF, to bez wątpienia na pierwszym miejscu znalazłyby się ex aequo: Osada vel Przełęcz Kira Bułyczowa i właśnie Mój własny wróg Longyeara.
Czym jest kosmiczna robinsonada, to pewnie każdy z Was wie, ale dla dopełnienia formalności: robinsonady (inaczej: opowieści o rozbitkach) to dzieła inspirowane Przypadkami Robinsona Crusoe Daniela Defoe – człowiek lub grupa ludzi trafia w odludne miejsce (w oryginale na bezludną wyspę), z którego wydostanie się jest bardzo trudne, więc musi tam spędzić dłuższy czas. Oczywiście w takim miejscu, żeby przetrwać, trzeba zbudować nowe życie – zagospodarować teren, zadbać o żywność, odzież itd.
Robinsonada kosmiczna to z grubsza to samo, tyle że przeniesione w kosmos – na bezludną planetę (czy tam jakiś księżyc). Przy czym w przypadku kosmicznej odmiany, pobyt w odludnym miejscu grupy ludzi może się rozciągnąć na pokolenia (np. Ciemny Eden Chrisa Becketta).
Barry Longyear swoją opowieść o rozbitkach napisał ewidentnie z inspiracji filmem Piekło na Pacyfiku z 1968 roku. Film polecam i dziś obejrzeć, choć to staroć, to sądzę, że seans nie będzie straconym czasem. W Piekle na Pacyfiku, podczas II wojny światowej na bezludną wyspę trafiają dwaj przedstawiciele wrogich nacji: Amerykanin i Japończyk. No i co dalej: walczyć, dogadać się?
W Moim własnym wrogu, właśnie toczy się wojna między ludźmi i kosmitami – drakami (których ludzie zwą żabolami). Walka myśliwców nad jakąś bezludną planetą, dochodzi do wzajemnego strącenia; na planecie lądują człowiek Willis E. Davidge i drak Jeriba Shigan.
Drak stał bez ruchu, a ja wyrecytowałem zdanie, którego nauczono nas na szkoleniu – zdanie obliczone na to, żeby doprowadzić każdego Draka do białej gorączki.– Kiz da yuomeen, Shizumaat!Znaczenie: Shizumaat, najbardziej poważany drakoński filozof, zjada odchody kiz. Coś jakby muzułmanin opychał się wieprzowiną.Wstrząśnięty Drak otworzył usta, potem zacisnął szczęki i pod wpływem furii dosłownie zmienił kolor z żółtego na czerwonawo-brązowy.– Irkmaan, yaa głupia Myszka Miki jest!Ślubowałem walczyć i zginąć za wiele spraw, ale bynajmniej nie za tego szacownego gryzonia. Ryknąłem śmiechem...
Jak widać, poczucie humoru nie jest Longyearowi obce, zresztą podobnie jak i twórcom Piekła na Pacyfiku. Ale ów film nie był jedyną inspiracją, bo znajdziemy coś z Wiecznej wojny Joe Haldemana, coś z cyklu Ekumena (zwłaszcza Lewej ręki ciemności) Ursuli K. Le Guin.
![]() |
Drak (kadr z filmu, o którym zob. niżej) |
I choć Mój własny wróg to nowelka (niespełna sto trzydzieści tysięcy znaków, czyli coś koło siedemdziesięciu stron maszynopisu znormalizowanego), to treści w niej dużo, przy czym nie zmienia się w jakąś bezsensowną galopadę. Jest to opowieść przez większość stron nieco kameralna, bez działań na skalę galaktyki, starć flot kosmicznych – chodzi głównie o relację dwóch istot inteligentnych. Jest wszystko czego potrzebuje dobra opowieść – jest wojna, jest pokój, jest zabawnie, jest smutno i jednocześnie optymistycznie...
No właśnie, że po raz trzeci przypomnę zdanie, które ongiś wpadło mi w oczy na LubimyCzytać: dawni twórcy science fiction odwoływali się do naszego rozumu, a współcześni odwołują się do naszych emocji. To Longyear pisze bardziej nowocześnie, niżby na to wskazywał rok wydania Mojego własnego wroga (1979).
– Cholera, nie znoszę tego miejsca.– Ess? – Głowa Jerry’ego wysunęła się zza załomu muru. – Do kogo mówi, Davidge?Popatrzyłem ze złością na Draka, potem machnąłem na niego ręką.– Do nikogo. (…)Jerry potrząsnął głową.– Davidge, teraz ja śpi. Mów niedużo do nikogo, ne?
Niestety, ten twórca nie miał szczęścia do naszych wydawców. Nowelka, nad którą się tu rozpływam, to jedyne jego dzieło wydane po polsku – wyszła dawno temu (1996 rok) w dwóch odcinkach w Nowej Fantastyce. Dwie kolejne odsłony cyklu (The Tomorrow Testament z 1993 i The Last Enemy z 1997) nigdy się u nas nie ukazały. A w USA w 1998 wyszła książka zbierająca wszystkie te nowele, przy czym Mój własny wróg jest w innej wersji – oznaczonej jako autorska (czyli najwidoczniej w 1979 roku istotnie namieszał wydawca/redaktor).
I teraz dobra nowina: wydawnictwo Vesper zapowiada, że w przyszłym roku wyda całość cyklu w omnibusie. Z okładki, którą zaprezentowali (a potem chyba zniknęli, bo dziś jej nie widzę) wynika, że ma to mieć tytuł: Mój najlepszy wróg. Przyznam, że za najtrafniejszą uważam nazwę pod jaką na VHS ukazała się ekranizacja noweli: Mój ukochany wróg (jednak później, w telewizorni leciało to jako Mój własny wróg).
A tak, film z 1985 roku. Też polecam, ale coś więcej napisze się kiedyś tam, może zupełnie niedługo. Acz zalecam poznawanie w jedynie słusznej kolejności: najpierw nowela, potem film. Z lekturą możecie poczekać na wydanie Vespera, albo zaopatrzyć się w stare Nowe Fantastyki, jest jeszcze opcja szukania ebooka w dziwnych miejscach.
Gwoli formalności: nowela Mój własny wróg dostała trzy najważniejsze nagrody literackie w dziedzinie fantastyki, w czasach, kiedy jeszcze przyznawano je za poziom literacki: Hugo, Nebulę i Locusa (czwarta z „karety” najważniejszych – nagroda Campbella miała tylko kategorię „powieść”, więc dzieło Longyeara z przyczyn formalnych nie mogło jej dostać).
Jeszcze ciekawostka. Obok wersji z 1979 roku i autorskiej z 1998, jest jeszcze trzecia wersja literackiego Mojego własnego wroga. Otóż po sukcesie filmu, w 1986 roku pisarz i scenarzysta David Gerrold wydał książkową adaptację scenariusza – to dzieło podobno ma objętość dwa razy większą od noweli Longyeara. Stety czy niestety, chyba nigdy nie było przełożone na polski.
Okładka u góry to samoróbka – jedno z amerykańskich wydań z tytułem podmienionym na polski.
OCENA: 9/10.
B. Longyear, Mój własny wróg, cz. 1, Nowa Fantastyka, nr 3 (162), 1996.
B. Longyear, Mój własny wróg, cz. 2, Nowa Fantastyka, nr 4 (163), 1996.
Zob. też:
Bardzo dobra, ponadczasowa rzecz. Wydaje mi się, że Andy Weir, pisząc Projekt Hail Mary, miał właśnie w głowie ową nowelę!
OdpowiedzUsuńJeden z pierwszych filmów sf jaki widziałem, będąc jeszcze dzieciakiem (pierwszy był "Gandahar"). Mam do niego sentyment. Książke od Vesper pewnie nabędę - lubię tę ich serię
OdpowiedzUsuń