Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 9 marca 2025

Barry Longyear, Mój własny wróg

Lubię gatunek zwany kosmiczną robinsonadą. A gdybym miał wskazać najlepsze dzieła z tej odmiany SF, to bez wątpienia na pierwszym miejscu znalazłyby się ex aequo: Osada vel Przełęcz Kira Bułyczowa i właśnie Mój własny wróg Longyeara.


Czym jest kosmiczna robinsonada, to pewnie każdy z Was wie, ale dla dopełnienia formalności: robinsonady (inaczej: opowieści o rozbitkach) to dzieła inspirowane Przypadkami Robinsona Crusoe Daniela Defoe – człowiek lub grupa ludzi trafia w odludne miejsce (w oryginale na bezludną wyspę), z którego wydostanie się jest bardzo trudne, więc musi tam spędzić dłuższy czas. Oczywiście w takim miejscu, żeby przetrwać, trzeba zbudować nowe życie – zagospodarować teren, zadbać o żywność, odzież itd.

Robinsonada kosmiczna to z grubsza to samo, tyle że przeniesione w kosmos – na bezludną planetę (czy tam jakiś księżyc). Przy czym w przypadku kosmicznej odmiany, pobyt w odludnym miejscu grupy ludzi może się rozciągnąć na pokolenia (np. Ciemny Eden Chrisa Becketta).

Barry Longyear swoją opowieść o rozbitkach napisał ewidentnie z inspiracji filmem Piekło na Pacyfiku z 1968 roku. Film polecam i dziś obejrzeć, choć to staroć, to sądzę, że seans nie będzie straconym czasem. W Piekle na Pacyfiku, podczas II wojny światowej na bezludną wyspę trafiają dwaj przedstawiciele wrogich nacji: Amerykanin i Japończyk. No i co dalej: walczyć, dogadać się?

W Moim własnym wrogu, właśnie toczy się wojna między ludźmi i kosmitami – drakami (których ludzie zwą żabolami). Walka myśliwców nad jakąś bezludną planetą, dochodzi do wzajemnego strącenia; na planecie lądują człowiek Willis E. Davidge i drak Jeriba Shigan.

Drak stał bez ruchu, a ja wyrecytowałem zdanie, którego nauczono nas na szkoleniu – zdanie obliczone na to, żeby doprowadzić każdego Draka do białej gorączki.
Kiz da yuomeen, Shizumaat!
Znaczenie: Shizumaat, najbardziej poważany drakoński filozof, zjada odchody kiz. Coś jakby muzułmanin opychał się wieprzowiną.
Wstrząśnięty Drak otworzył usta, potem zacisnął szczęki i pod wpływem furii dosłownie zmienił kolor z żółtego na czerwonawo-brązowy.
Irkmaan, yaa głupia Myszka Miki jest!
Ślubowałem walczyć i zginąć za wiele spraw, ale bynajmniej nie za tego szacownego gryzonia. Ryknąłem śmiechem...

Jak widać, poczucie humoru nie jest Longyearowi obce, zresztą podobnie jak i twórcom Piekła na Pacyfiku. Ale ów film nie był jedyną inspiracją, bo znajdziemy coś z Wiecznej wojny Joe Haldemana, coś z cyklu Ekumena (zwłaszcza Lewej ręki ciemności) Ursuli K. Le Guin.

Drak (kadr z filmu, o którym zob. niżej)

I choć Mój własny wróg to nowelka (niespełna sto trzydzieści tysięcy znaków, czyli coś koło siedemdziesięciu stron maszynopisu znormalizowanego), to treści w niej dużo, przy czym nie zmienia się w jakąś bezsensowną galopadę. Jest to opowieść przez większość stron nieco kameralna, bez działań na skalę galaktyki, starć flot kosmicznych – chodzi głównie o relację dwóch istot inteligentnych. Jest wszystko czego potrzebuje dobra opowieść – jest wojna, jest pokój, jest zabawnie, jest smutno i jednocześnie optymistycznie...

No właśnie, że po raz trzeci przypomnę zdanie, które ongiś wpadło mi w oczy na LubimyCzytać: dawni twórcy science fiction odwoływali się do naszego rozumu, a współcześni odwołują się do naszych emocji. To Longyear pisze bardziej nowocześnie, niżby na to wskazywał rok wydania Mojego własnego wroga (1979).

– Cholera, nie znoszę tego miejsca.
Ess? – Głowa Jerry’ego wysunęła się zza załomu muru. – Do kogo mówi, Davidge?
Popatrzyłem ze złością na Draka, potem machnąłem na niego ręką.
– Do nikogo. (…)
Jerry potrząsnął głową.
– Davidge, teraz ja śpi. Mów niedużo do nikogo, ne?

Niestety, ten twórca nie miał szczęścia do naszych wydawców. Nowelka, nad którą się tu rozpływam, to jedyne jego dzieło wydane po polsku – wyszła dawno temu (1996 rok) w dwóch odcinkach w Nowej Fantastyce. Dwie kolejne odsłony cyklu (The Tomorrow Testament z 1993 i The Last Enemy z 1997) nigdy się u nas nie ukazały. A w USA w 1998 wyszła książka zbierająca wszystkie te nowele, przy czym Mój własny wróg jest w innej wersji – oznaczonej jako autorska (czyli najwidoczniej w 1979 roku istotnie namieszał wydawca/redaktor).

I teraz dobra nowina: wydawnictwo Vesper zapowiada, że w przyszłym roku wyda całość cyklu w omnibusie. Z okładki, którą zaprezentowali (a potem chyba zniknęli, bo dziś jej nie widzę) wynika, że ma to mieć tytuł: Mój najlepszy wróg. Przyznam, że za najtrafniejszą uważam nazwę pod jaką na VHS ukazała się ekranizacja noweli: Mój ukochany wróg (jednak później, w telewizorni leciało to jako Mój własny wróg).


A tak, film z 1985 roku. Też polecam, ale coś więcej napisze się kiedyś tam, może zupełnie niedługo. Acz zalecam poznawanie w jedynie słusznej kolejności: najpierw nowela, potem film. Z lekturą możecie poczekać na wydanie Vespera, albo zaopatrzyć się w stare Nowe Fantastyki, jest jeszcze opcja szukania ebooka w dziwnych miejscach.

Gwoli formalności: nowela Mój własny wróg dostała trzy najważniejsze nagrody literackie w dziedzinie fantastyki, w czasach, kiedy jeszcze przyznawano je za poziom literacki: Hugo, Nebulę i Locusa (czwarta z „karety” najważniejszych – nagroda Campbella miała tylko kategorię „powieść”, więc dzieło Longyeara z przyczyn formalnych nie mogło jej dostać).

Jeszcze ciekawostka. Obok wersji z 1979 roku i autorskiej z 1998, jest jeszcze trzecia wersja literackiego Mojego własnego wroga. Otóż po sukcesie filmu, w 1986 roku pisarz i scenarzysta David Gerrold wydał książkową adaptację scenariusza – to dzieło podobno ma objętość dwa razy większą od noweli Longyeara. Stety czy niestety, chyba nigdy nie było przełożone na polski.


Okładka u góry to samoróbka – jedno z amerykańskich wydań z tytułem podmienionym na polski.

OCENA: 9/10.

B. Longyear, Mój własny wróg, cz. 1, Nowa Fantastyka, nr 3 (162), 1996.
B. Longyear, Mój własny wróg, cz. 2, Nowa Fantastyka, nr 4 (163), 1996.



2 komentarze:

  1. Bardzo dobra, ponadczasowa rzecz. Wydaje mi się, że Andy Weir, pisząc Projekt Hail Mary, miał właśnie w głowie ową nowelę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeden z pierwszych filmów sf jaki widziałem, będąc jeszcze dzieciakiem (pierwszy był "Gandahar"). Mam do niego sentyment. Książke od Vesper pewnie nabędę - lubię tę ich serię

    OdpowiedzUsuń