Tym razem trochę inaczej, bo to nieco zmodyfikowana na potrzeby bloga informacja o książce napisana do lokalnej gazety.
Aneta Franc, archiwistka badająca dzieje regionu ostrowskiego w Wielkopolsce opisała historię rodzinną. Jej babcia – Helena Łyskawka, pochodząca z Pacanowic koło Pleszewa, została wraz z siostrą Zofią wywieziona na roboty do Niemiec w 1940 roku. Miały szczęście – trafiły do tej samej miejscowości Garstedt, choć do innych gospodarstw. Trzecia bohaterka opowieści, to Maria Wende z Szamotuł, która pracowała u tego samego gospodarza co Zofia Łyskawka.
– Gospodarze okazali się przyjaźni – wspominała potem Zofia. – Niemcy byli bardzo wymagający i trzymali się ustalonego porządku. Ale nie katowali nas, nie poniżali, z czasem zżyliśmy się z nimi jak z rodziną.
Czyli jest to opowieść o nie takich złych Niemcach, którzy swoim pracownicom robili nawet prezenty na Gwiazdkę. – Nie były jakieś okazałe, najczęściej coś do ubrania, ale pamiętali zawsze – podkreślała Zofia.
Gdy sytuacja się zmieniła, po wejściu wojsk alianckich, to Polki ratowały skórę swoim gospodarzom – nie skarżyły się na warunki, a skarga mogła skutkować nawet rozstrzelaniem! Helena ostrzegła swoich pracodawców, żeby zdjęli portret Hitlera.
Garstedt. Maj 1943. Od lewej: Rozalia Bilik (Polka ze Śląska, także zesłana na roboty do Garstedt), Maria Wende, Zofia i Helena Łyskawka
|
Przyszedł czas powrotu do domu. – Gdy odjeżdżałam, moja gospodyni płakała jak matka za córką i ja też płakałam – wspinała Zofia.
Gospodarze prosili, żeby pisały listy, ale w Polsce komunistycznej kontakty z Zachodem były źle widziane, więc korespondencji nie było... – Nie mogę sobie tego wybaczyć – przyznawała po latach Zofia. – Ona tak gorąco mnie prosiła i na pewno się martwiła, i czekała.
Garstedt 1941. Helena Łyskawka przy pracy. |
– Bliską i kochaną osobą była dla mnie babcia Helena – podkreśla Aneta Franc. – Towarzyszyła mi przez pierwsze lata dzieciństwa. Zawsze pełna troski i oddania rodzinie, zawsze gotowa dać wnukom wszystko, co najlepsze.
Dlaczego napisała tę książkę? – Chciałabym aby stała się inspiracją dla pasjonatów rodzinnej historii – tłumaczy Aneta Franc. – Czas bowiem szybko płynie i nie zdołamy go ani zatrzymać, ani też wskrzesić naszych przodków. Możemy jednak sprawić, że pamięć o nich będzie wieczna. Temu właśnie służy moja książka.
Po lekturze pozostaje trochę niedosytu – to właściwie broszurka, a chciałbym czegoś więcej dowiedzieć się zarówno z relacji drugiej strony, niemieckich gospodarzy (autorka wspomina, że z jej babcią w latach 80. XX wieku skontaktowała się córka dawnych pracodawców), jak i o powojennych losach trzech pań i stosunkach między nimi.
Ale i tak gorąco polecam – książka napisana jest prostym językiem, który pasuje do prostej pracy w gospodarstwie. Sporo materiałów archiwalnych – zdjęć, dokumentów.
OCENA: 8/10
A. Franc, Czas młodości czasem wojny. Wspomnienia z Garstedt, wydawnictwo Republika Ostrowska, Ostrów Wielkopolski 2016, stron: 44.
Trochę się martwię, że czułabym po lekturze zbyt duży niedosyt :)
OdpowiedzUsuńLepszy niedosyt, niż przesyt :D
Usuń