I to byłoby na tyle, jeśli chodzi o walkę z książkoholizmem. Czuję się jak don Kichot walczący z wiatrakami – im bardziej walczę, tym więcej książek przybywa. W grudniu pobiłem dotychczasowy rekord zakupowy z lipca 2016 (wtedy podzieliłem to na dwie notki: tu i tu). Wówczas było 28 pozycji, teraz jest... 38. Nawet odliczając prezenty (pięć sztuk) rekord i tak pobity. Co gorsza, wszystko wskazuje, że w styczniu nie będzie lepiej...
Wiecie, że nałogowiec nigdy nie jest winny? Takiego alkoholika, a to kolega namówił na wypicie, a to żona wku... a „na frasunek dobry trunek”, a to brzuszek go bolał, a wódka pomaga... Więc winę za grudniowe ponad czterokrotne przekroczenie „normy”, jaką sam sobie wyznaczyłem, ponoszą solidarnie księgarze i wydawcy. Przecież ja im nie kazałem jednocześnie wszędzie promocje robić.
W pierwszym rzędzie winowajcą jest wydawnictwo Powergraph. Dotąd bardzo rzadko kupowałem ich pozycje, bo w księgarniach są w dość nieprzyjemnych cenach (Powergraph się ceni i nie daje wielkich rabatów), a sam wydawca raczej od promocji stroni. Ale w grudniu na jakimś forum przeczytałem, że tym razem zrobili świąteczną przecenę. Wszedłem. Aha, była przecena, tak miła, że do koszyka powędrowało piętnaście pozycji. W tym całość czasopisma Fantasy&Science Fiction. Edycja Polska – po trzy zł tom. A w środku: Paolo Bacigalupi, Ted Kosmatka, Jeff Vandermeer, Ian R. MacLeod, Jeffrey Ford, Ursula LeGuin... Swoją drogą, skoro takie czasopismo nie utrzymało się na rynku, to cienko widzę próbę reaktywacji Feniksa.
Książki nie miały aż tak miłej promocji – ale i tak zakup za połowę ceny to wyjątkowa okazja.
Roberta Wegnera czytałem dotąd tylko pierwszą część cyklu meekhańskliego. Nie powaliła mnie na kolana – do przeczytania i zapomnienia. Ale niekończące się peany pochwalne, tak w Polsce, jak i Rosji, skłoniły mnie do kupna całości. Być może czegoś nie zauważyłem, coś mi umknęło i teraz wreszcie zrozumiem fenomen popularności tego autora (tak na marginesie, Wegner bywa porównywany do Stevena Eriksona, którego nie trawię).
Przedksieżycowych dotąd nie czytałem, choć z opisów wnoszę, że to – tak lubiane przeze mnie – new weird. Czaiłem się na to od dłuższego czasu, acz dość nieśmiało, a to za sprawą recenzji – o ile pierwszy tom miał wręcz entuzjastyczne, o tyle dwa pozostałe były oceniane znacznie gorzej.
I uznałem, że najwyższy czas zapoznać się z twórczością Rafała Kosika. Dlaczego wybrałem akurat Vertical, a nie najnowszą powieść – a bo Vertical nieco zalatuje new weird (zdaje się, że kiedyś fragment tej powieści lub opowiadanie z tego samego świata czytałem w miesięczniku Science Fiction, Fantasy i Horror), z kolei Różaniec to chyba coś bliższego cyberpunkowi, a tego podgatunku fantastyki nie lubię.
Do książki Zembatego zniechęcała mnie okładka i tytuł – jakieś takie horrorowate. Ale recenzje ma niezłe, więc zaryzykowałem.
Kolejna pozycja do recenzji. Pierwszy raz (i pewnie ostatni) wziąłem coś do recenzowania. Bywało, że przysyłali mi takie oferty na maila wydawcy, ale odmawiałem. Ale tym razem zwrócił się o to kolega bloger, więc uległem. Czytanie idzie mi jak krew z nosa. Po prostu, nie nadaję się do recenzowania beletrystyki – nie lubię czytać, bo muszę zrecenzować, bo czas goni. A tym bardziej nie nadaję się, jeśli książka przeszła korektę wyłącznie w Wordzie. W pierwszym rzucie udało mi się doczytać do strony 71, gdzie zobaczyłem wyraz „lud” – i nie, nie chodzi o lud manifestujący pod urzędem, chodzi o zamarzniętą wodę (czyli lód). W drugim rzucie dojechałem do strony 141, gdzie redaktor nie zrobił entera między wypowiedzią bohaterki, a opisem (i domyślaj się czytelniku, gdzie kończy się wypowiedź a zaczynają słowa narratora).
Na dziś więc mogę Piotrowi doradzić, albo zmianę wydawcy, albo samodzielne zatrudnienie korektora i redaktora, bo Oficynka w znacznej mierze popsuła mu książkę.
To nie jest na razie opinia o wartości powieści, tylko i wyłącznie o pracy redaktora i korektora.
Cykle Glena Cooka lubię (chociaż teraz chyba modne jest nie lubić), a Czarną Kompanię i Detektywa Garetta wręcz zaliczam do kanonu fantasy. Imperium Grozy zacząłem czytać wiele lat temu (pierwszy tom ukazał się u nas w 2000 roku). Pamiętam, że po pierwszym tomie byłem bardzo rozczarowany, ale przeczytałem kolejne dwa i było coraz lepiej. Nie pamiętam już dlaczego poprzestałem na trzech tomach. W każdym razie teraz „dorwałem” kolejne cztery w taniej księgarni. I taka ciekawostka – ostatni, ósmy tom Rebis wydał w innym formacie (to tak, żeby nabywca miał trochę zabawy z upychaniem na półki) – już kiedyś pisałem o właśnie takiej praktyce Rebisu, czyli zmienianiu formatu w danym cyklu.
Jedyna książka naukowa z grudnia (wydawnictwa i księgarnie naukowe nie praktykują raczej promocji, więc w grudniu rozrywka wygrała z nauką). A ta pozycja znowu pod naszych turbosków, którzy obficie czerpią z pomysłów XIX-wiecznych fantastów. Oczywiście nie ograniczają się do tego, bo nawet Wolański nie wpadł na pomysł wywodzenia Słowian z kosmosu...
Obrazkowo. Najpierw po japońsku.
Blame! miałem kompletować po tomie miesięcznie, ale tu znowu „zawiniła” Gildia, która zeszła przed świętami poniżej cen hurtowych (jak usłyszałem w jednej z księgarń od właściciela: Za takie ceny, za jakie pan kupił w Gildii, to my w hurtowni nie dostaniemy komiksów). Tomy Blame! okładkowo kosztują 63 zł. Oczywiście na naszym, nieco popapranym, rynku cena okładkowa jest żadną wyrocznią. Ale i tak Blame! trudno zdobyć za stawki poniżej 52 zł. A w Gildii przed świętami były po 44 zł. To od razu uzupełniłem cykl o wszystko, co dotąd wydano w Polsce.
Do tego dorzuciłem parę części Berserka.
Dalej obrazkowo, teraz europejsko. Z zasady nie kupuję komiksów zeszytowo, lecz w integralach. Bo, po pierwsze, mam więcej czytania od razu. I, po drugie, bo tak wychodzi taniej. Ale niektóre pozycje raczej w integralu nie wyjdą, więc wybór jest albo zeszyty, albo nic. I tak jest z komiksami ukraińskiego wydawnictwa Nebeskey. To był ciekawy projekt – Ukraińcy (we współpracy z wydawnictwem Timof i Cisi Wspólnicy) rzucili w latach 2013-2016 na nasz rynek cykl Daogopak. Kozacy, Turcy, Polacy, fantasy, steampunk, humor. Fajna rzecz. Niestety, Nebeskey nie przebił się w Polsce. Poza Daogopak wydali jeszcze jeden tomik o Czubence (to z kolei kozacka space opera) i chyba opuścili nasz rynek. Naprawdę szkoda, bo to co wydali, warte jest uwagi. A do tego Daogopak wydany jest bardzo dobrze – gruby, kredowy papier, twarde okładki, duży format (Czubenko już poszedł w miękkich oprawach).
A ja oczywiście kupiłem to w miłej przedświątecznej promocji w Gildii.
W innym miejscu (Dobre Książki), acz też ze sporym rabatem, kupiłem klasykę komiksu frankofońskiego. Cykl o Troy, podzielony na liczne podcykle (m.in. Lanfeust z Troy, Lanfeust w kosmosie, Trolle z Troy) to mikst fantasy i SF (czyli science fantasy). Część tego wyszła u nas przed laty w zeszytach, a teraz Egmont zaczyna wydawanie w integralach. Chyba nie będę kupował wszystkich podcykli, ale na pewno wezmę całość Lanfeust z Troy, a co jeszcze, to pomyślę.
Komiks amerykański. Kontynuacja zbierania Baśni. Niestety, tom 8 jest już nie do dostania, więc teraz kupiłem dziewiątkę (mam nadzieję, że ósemkę Egmont wznowi).
Head Lopper to kolejny tytuł z nowego wydawnictwa Non Stop Comics. I kolejny bardzo udany. Przyznam, że kibicuję temu wydawcy, bo wreszcie ktoś na taką skalę prezentuje nam amerykański komiks bez superbohaterów w obcisłych gatkach. Do tego wydawca nie przegina z cenami. Nieco uprzedzając styczniowy raport, właśnie na początku bieżącego roku kupiłem kolejne komiksy NSC płacąc 25-27 zł za sztukę. Wychodzi to, pi razy drzwi, po około 30 zł za 150 stron komiksu na kredzie. Jak to się ma do zeszycików (48-56 stron) puszczanych przez nasze małe wydawnictwa po 40-45 zł?
Teraz prezent – cztery tomy kolekcji Star Wars.
Dlaczego prezent... A to bardzo sympatyczna postawa wydawcy – DeAgostini. Kilka miesięcy temu wyszły właśnie cztery pierwsze tomy kolekcji w charakterze badania rynku – dostępne były bodajże w czterech województwach. I już wtedy DeAgostini zaczęło przyjmować prenumeraty.
Z ciekawości zaprenumerowałem. Potem chyba były wahania co do opłacalności wydawania tejże kolekcji i DeAgostini anulowało prenumeraty. Ale w grudniu kolekcja jednak się ukazała, a prenumeratorzy w ramach przeprosin dostali po cztery tomy za darmo. Całkowicie za darmo, bo skoro wcześniejsze prenumeraty anulowano, to nie ma obowiązku kupowania kolejnych tomów.
Po przeczytaniu dwóch pierwszych, z lat siedemdziesiątych, jakoś mnie naszło, żeby sprawdzić jak się prezentują nowe, XXI-wieczne komiksy gwiezdnowojenne i stąd przybyła jeszcze Tajna wojna mistrza Yody.
Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:
'Różaniec" nieco z cyberbunku ma, ale jednak thiller i fantastyka socjologiczna w nim przeważa. A mi "Vertical" kompletnie nie siadł xD
OdpowiedzUsuńFantastyka socjologiczna też mnie jakoś niespecjalnie rajcuje, kojarzy mi się ze smutnymi książkami z okresu PRL.
UsuńO, jakbym wiedziała, że F&SF po trzy ziko dają, to sama bym brała...
OdpowiedzUsuńWegnera czytałam i nieodmiennie mi się podobał (choć miewa słabsze momenty). Kańtoch cytałam i mi się podobało (choć faktycznie drugi tom nieco słabszy a zakończenie mnie trochę rozczarowało, choć koncepcyjnie jest całkiem całkiem).
"Vertical" też czytałam i mi się podobał (acz porównania z innymi książkami Kosika nie mam, bo nie znam).
"redaktor nie zrobił entera między wypowiedzią bohaterki, a opisem"
*ekhem*"Magia krwi", skądinąd całkiem fajna powieść, w wydaniu Prószyńkiego ma tak przez ostatnią 1/4... *ekhem*
Też mam starwarsy!:D Dwa pierwsze tomy Legend (jak na razie) i "Wojnę mistrza Yody" właśnie (borze szumiący, jak oni skrzywdzili w tym komiksie Leię w anatomię ;.;)
Co do F&DF Moreni paczy (dalej w promocji pakiet):
Usuńhttps://powergraph.pl/katalog/pakiety/pakiet-fantasy-science-fiction-edycja-polska
Czytałem "Magię krwi" - całkiem przyjemna powieść i jedna z lepszych z serii "Najlepsze książki na świecie. Prawdopodobnie". Jakoś nie zwróciłem uwagi na ten błąd (albo już nie pamiętam, bo czytałem "przed wiekami").
W każdym razie, Oficynka puściła masę błędów, ortograficznych, stylistycznych, interpunkcyjnych...
Dzięki, kupiłam (i przy okazji znalazłam to darmowe opowiadanie Wegnera, którego szukałam od jakiegoś czasu).
UsuńTam około setki ostatnich stron było blokiem tekstu, raz na kilka stron tylko urozmaiconych akapitem.;)
Aż mnie zaintrygowałaś, w wolnej chwili wygrzebię "Magię krwi" z trzeciego rzędu i sprawdzę. Bo aż mi się nie chce wierzyć, żebym takie coś przeoczył lub zapomniał. A może tylko część nakładu była spaprana? :D
UsuńMagia krwi to był koszmarek co się zowie.
UsuńJedna z najgorszych książek fantasy ever.
Tu się nie zgodzę, poza tym - z tego co pamiętam - to chyba nie była "czysta" fantasy, tylko fantasy pomieszana ze steampunkiem.
UsuńMożna nie lubić Eriksona, jeśli polubiło się Cooka? Ja np bardzo lubię Eriksona, ale Cook mnie lekko odstrasza, bo na jego twórczości Kanadyjczyk się w jakiejś tam mierze opierał, więc obawiam się, że byłoby to dla mnie już mocno toporne w obejściu. Aczkolwiek chyba tylko "Czarna kompania", inne cykle sprawdzę. A Wegner to raczej tylko 'lekkko' podobny do Eriksona, swój styl, swoje klocki. Dla mnie mega dobrze. A ogólnie to zakupy mega. :)
OdpowiedzUsuńEriksona czytałem tylko pierwszy tom. Znalazłem swoje wrażenia opisane na bieżąco na Katedrze (post z 2007 roku):
Usuń>>Przeczytałem pierwszy tom i wynudziłem się niemożebnie. SE skąpi wielu wyjaśnień potrzebnych dla zrozumienia fabuły, a z drugiej strony rozwlekle opisuje pierdołowate wydarzenia typu skakanie po dachach przez kilka stron.
Do tego bohaterów wymyślił tragicznych. Arystokrata czy złodziej, prostytutka czy chłop mówią identycznie, mają identyczne motywacje - ludzie z papieru<<.
Pierwszy tom jest tak mega chaotyczny i słabo zrozumiały, że akurat na nim bym oceny twórczości i stylu Eriksona nie opierał. Sięgaj śmiało po "Bramy domu umarłych". ;)
UsuńMoże sięgnę. Coś mi kołacze, że Mag miał to wznawiać w twardych oprawach - Ty jesteś zorientowany w ich planach, coś słyszałeś?
UsuńJestem zorientowany i nie ma opcji na żadną twardą. Rozmyślali to, ale nie ma sensu. Będą jedynie robili dodruki, bo już MKP na wyczerpaniu, a niektóre tomy chyba nawet tylko na allegro. I ogólnie to nie spieszy im się z tym, bo trylogię Kharkanas chcieli wydawać w 2018 dalej (drugiego tomu jeszcze u nas nie ma), ale jak wyszło, że niby Erikson szybko tomu 3 nie napiszę to jakoś tak entuzjazm opadł.
UsuńCoś kojarzę, że sprzedaż z tomu na tom spadała, więc Mag mógł sobie odpuścić. Ale z drugiej strony mają przykład, jak twarde okładki nagle wywindowały sprzedaż Sandersona.
UsuńAle Sanderson to większy rynek, a Erikson niszowy. To nie fantasy dla każdego. Tak jak hard sf niekoniecznie dla każdego, kto lubi sf.
Usuń"Więc winę za grudniowe ponad czterokrotne przekroczenie „normy”, ... ponoszą solidarnie księgarze i wydawcy." Tu się z Tobą zgodzę i dorzucę jeszcze tego gościa w czerwonym i tego ze skrzydłami (przynajmniej na południu), co wrzuca jakieś paczki pod choinkę. ;)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, iż cieszę się, że nie dostałam cynku o promocji w Powergraph, bo mogłoby się to u mnie źle skończyć. ;)
Zdobycze zaś zacne i zaczynam mieć coraz większą "chrapkę na Kosika". Każdy go gdzieś wspomina. Ostatnio powstrzymałam zapędy i nie trafił do koszyka, ale już jest w kolejce oczekujących. ;)
Ja książek od Mikołaja i Gwiazdora nie dostaję. Jakoś brak odważnych, którzy samodzielnie wybraliby mi lekturę. Wiesz, trudno wybrać książkę komuś, kto sam potrafi zapomnieć co ma w biblioteczce i kupić dublet :D Więc z ostatniego ćwierćwiecza - pomijając prezenty od wydawców czy autorów - przypominam sobie cztery przypadki książkowych prezentów.
UsuńU mnie z prezentami to wygląda mniej więcej tak. Masz tyle kasy, kup książki które chcesz, a ja zapłacę przy odbiorze zamówienia. :D
UsuńU mnie podobnie zamawiam to co chcę na prezent do paczkomatu z opcją zapłaty przy odbiorze. Dostałem w grudniu kilka książek pod choinkę od bliskich sam kupiłem sobie kilka razy więcej...
UsuńChlip, chlip, nie wiedziałam o promocji Powergraphu, bo bym sobie przygarnęła Kańtoch :( Ale może to i lepiej, bo i tak swoją normę przekroczyłam teraz w styczniu, to tak za cały rok będzie chyba :D
OdpowiedzUsuńA mieścisz się z książkami? Bo ja właśnie kombinuję jak zwiększyć powierzchnię regałową :D
UsuńŚrednio :D Na nowe regały nie mam co liczyć aż do wyprowadzki, czyli przy dobrych wiatrach dopiero za jakieś dwa lata... Dlatego na razie upycham gdzie się da i kładę poziomo na półkach, byleby się zmieściły :D
UsuńA ja wymyśliłem, że zagospodaruję na książki powierzchnię między regałami i sufitem - dorabiam półki :D
UsuńHehe, u mnie już dawno regały mają nadstawki i sięgają do samego sufitu ;)
UsuńWiesz, niedawno (chyba w październiku) dostawiłem dwa nowe regały - dwanaście półek. Parę książek wyjąłem z kartonów + zakupy od października do stycznia i już się "wylewa" :D
Usuń12 półek? Panie, toż to czysta rozpusta! :)
OdpowiedzUsuńA "Dawnych Słowian" można jeszcze gdzieś dostać? Bo na stronie Wydawnictwa Poznańskiego tego nie ma, a chciałby zakupić. Każda pozycja w sprawie zwalczania turbosków jest cenna i muszę ją mieć.
OdpowiedzUsuńhttps://www.ksiegarniaonline.pl/s/s,details,uid,978-83-7177-846-9.html
Usuń