Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 30 grudnia 2024

Miasteczko Oblivion (1994)

Moje hemoroidy są mądrzejsze od ciebie.

Ten cytat już nam wiele mówi o filmie. Bo – na Twaroga, Swaroga i Światłowoda – co moje śliczne oczęta właśnie obejrzały... Gdyby ktoś nakręcił pastisz starego SF (postapo w stylu Mad Maxa) i westernu, a potem ktoś kolejny nakręcił pastisz pastiszu – to byłoby właśnie Miasteczko Oblivion. Twórcy i aktorzy na pewno się świetnie bawili. Czy owa świetna zabawa rozciąga się także na widzów? No tu już mam poważne wątpliwości.


Jeszcze nie minęły dwie minuty seansu, a już mi szczęka opadła. Na samym początku widzimy kosmiczny pojazd lądujący na planecie. Z pojazdu ktoś wychodzi, ale operator pokazuje nam tylko nogi „ktosia”, a na nogach buty – kiczowate, wyglądające jak pokryte plastikowymi podróbkami łusek prehistorycznego gada. Standardowe buciki zuola z filmów SF i fantasy z lat sześćdziesiątych.


Ale po kolei. Mamy rok 3031 gdzieś na skrajnym zadupiu galaktyki. Owym kosmicznym pojazdem przybył gadopodobny, jednooki bandyta Redeye i jego ludzie. Redeye wyzywa miejscowego szeryfa na pojedynek (nie do końca uczciwy) i go zabija.

Ojca powinien pomścić syn, ale akurat latorośl szeryfa jest skrajnym pacyfistą (nie jest tchórzliwy, tylko hiper empatyczny). Oczywiście, zemsta musi się dokonać, a mścicielowi pomoże dość zabawna ekipa.


Bo tu mamy pastisz pastiszu miasteczka z Dzikiego Zachodu. Jest oczywiście saloon, w saloonie nawet panienki, przy czym jedną z nich – Pannę Kitty gra wówczas sześćdziesięciojednoletnia Julie Newmar, znana m.in. z roli Catwoman w serialu Batman z lat sześćdziesiątych. I w Miasteczku Oblivion parodiuje samą siebie. No wyobraźcie sobie panią emerytkę w obcisłym wdzianku, miauczącą i pokazującą pazurki. Poza tym mamy Gaunta – upiornego grabarza (w tej roli Carel Struycken, bardziej znany jako Lurch z Rodziny Addamsów z 1991), Buteo – rdzennego mieszkańca planety wyglądającego jak Indianin, wiceszeryfkę androidkę, wiecznie pijanego Japończyka, braci syjamskich (a może dwugłowca?) grających w karty w saloonie itd. itp. Dookoła miasteczka rozciąga się pustynia, na której żyją m.in. gigantyczne skorpiony.


To wszystko jest wybitnie kiczowate; pastiszem jest każdy element tego filmu – łącznie z przerysowaną na maksa grą aktorską, wybitnie ubogimi efektami specjalnymi, a nawet muzyką sprawiającą wrażenie, jak „sprzed dekady”. Aż dziw, że udało się namówić do występów w tym dziele całkiem przyzwoitych aktorów – może nie są to gwiazdy pierwszej wielkości, ale odtwórcy rozpoznawalni (tyle że ich czas albo już minął, albo dopiero miał nadejść).


Oglądając to miałem właśnie wrażenie, że aktorzy świetnie się bawią, a scenariusz częściowo powstaje na gorąco, podczas kręcenia, na zasadzie: „szefie, a może tu wetkniemy to…”. Czy widz bawi się równie wybornie? No nie, zdecydowanie nie, bo pastisz pastiszu skręcający w stronę tandety wyszedł – co chyba jest oczywiste – tandetnie. Zresztą jak miało wyjść, skoro wytwórnia Full Moon Features znana była z tandety, reżyser Sam Irvin nakręcił masę filmów, których ocena np. na naszym Filmwebie kręci się między 2/10 a 5/10, natomiast budżet tegoż arcydzieła wynosił „aż” dwa i pół miliona dolarów…

Do tego wersja dostępna po polsku jest słabej jakości, na domiar złego, jak ktoś skomentował na CDA (spostrzeżenie trafne, polszczyzna niekoniecznie): nawet dzwięk ten sam jak głowica była zakurzona w magnetowidzie...


Czy warto to odpalić… Jeśli lubicie kino klasy od M do Z, to okej, odpalajcie. Jeśli lubicie pastisze, to także. W przeciwnym wypadku raczej odradzam. Moja ocena jest tu wyjątkowo tendencyjna, bo ocena tego dzieła musi taka być – pewnie każda od jedynki do dziesiątki dałaby się jakoś obronić (jak nie inaczej, to na zasadzie: takie złe, że aż dobre). Ale sam nie jestem wielkim fanem pastiszów (chyba nie muszę dodawać, że sequela tegoż arcydzieła – Oblivion 2: Backlash z 1996 roku – nawet nie zamierzam odpalać?), więc…

OCENA: 3/10.

Miasteczko Oblivion (1994).
Tytuł oryginalny: Oblivion.
Reżyseria: Sam Irvin.
Scenariusz: Peter David.
Produkcja: USA, Rumunia.


1 komentarz:

  1. Jeśli już brać się za crapy epoki VHS to z całego serca polecam Samurai Cop. Gwarantowane 1,5h kręcenia beki z nieudolności, kretyńskiego scenariusz i ogólnej bidy 😃. Poziom Mortal Kombat: Annihilation, więc nie dla każdego na trzeźwo

    OdpowiedzUsuń