Łączna liczba wyświetleń

piątek, 14 października 2016

Krzysztof Piskorski, Czterdzieści i cztery

Nam strzelać nie kazano. – Wszedłem na kulomiot
I spojrzałem na pole, którem carski pomiot
Nadciągał szeregami jako morza brzegi:
Piechota, kawaleria, strzygi, wszędobiegi;
Za niemi wódz – w koronie etheru zasiada
Na żarptaku co skrzydła ogniste rozkłada,
Spod których kolumnami trupy ożywione
Bez tchu, bez serc, bez ducha idą w naszą stronę.
Lści morze bagnetów, ziemia dudni. Jak sępy
Czarne chorągwie martwe prowadzą zastępy.

Taką Redutę Ordona napisał Mickiewicz w 1832 roku – wersja z Europy1. Czyli znowu jesteśmy w świecie znanym z Zadry. A teraz będę się bił w piersi i do głupoty przyznawał. Otóż w jednym z komentarzy napisałem niedawno:


Czterdzieści i cztery na dziś – ale jeszcze nie skończyłem – oceniam nieco niżej niż Zadrę. Ale to nie jest zła książka, to dalej kawał świetnej literatury. Natomiast osobom lubiącym zaskoczenia, inteligentną grę z czytelnikiem, polecę przede wszystkim Krawędź czasu – to dla mnie nr 1 wśród książek Piskorskiego.

A już powinienem mieć na tyle rozumu, żeby trzymać paszczę zatkaną zanim przeczytam książkę do końca. Powyższe pisałem po przeczytaniu około 130 stron Czterdzieści i cztery. Nie ukrywam, byłem nieco rozczarowany. Przede wszystkim pomysłem na uniwersum, który okrutnie zalatywał Długą Ziemią Pratchetta i Baxtera. A już w książce P&B do gustu mi to nie przypadło (inna rzecz, że w ogóle książka nie przypadła). Do tego Piskorski tym razem rozkręca się powoli.

Ale zaraz za 130 stroną zaczyna się dziać. Spotkanie głównej bohaterki – Elizy Żmijewskiej z Byronem (tak, z tym Byronem, który w naszej rzeczywistości był już wówczas od dawna truposzem) przynosi pewien przełom jeśli chodzi o naszą wiedzę o eterze. Ale tak naprawdę Piskorski przykuł mnie do fotela od rozmowy Elizy z Abelardem Szklarskim (od strony 282). I już nie wstałem, aż nie skończyłem. Może i długo się rozkręcał, ale jak się rozkręcił... Część „londyńską” oceniam najniżej, kolejne – „paryska” i „krakowska” znacznie lepsze.

Reklama książki z fanpage Krzysztofa Piskorskiego. Mam nadzieję, że nie będzie protestował, że sobie pożyczyłem
Gdy zbliżałem się do końca zacząłem mieć złe przeczucia. Oczywiście za sprawą autora. Nawet mi przez głowę przemknęło: No zrąbie koniec jak w Zadrze. Ale nie, znowu pobłądziłem.

Piskorski – na co już nie raz zwracałem uwagę – świetnie komponuje swoje powieści. Skoro w tym punkcie nic do dodania nie mam, to o języku. Niby jest prosty, niby autor stosuje zabiegi znane dziennikarzom po rocznym stażu w redakcji. Ale jak je stosuje! Odpowiednie przeplatanie zdań długich i krótkich. Długie spowalniają „akcję”, uspokajają czytelnika (dodatkowo autor wplata słownictwo jak z sielanki), a tu nagle bum – jedno, dwa zdania krótkie, czy wręcz równoważniki zdań stawiają nas na baczność (w przenośni oczywiście). Dam cytat:

Jego wodniste, okolone głębokimi zmarszczkami oczy patrzyły na zaorane pole, które zaczynało się u stóp pielgrzyma i łagodnie opadało ku linii pobliskich drzew i płytkiej rzeczce. Pole pokrywali polegli. Tysiące poległych.

Albo zestawienie – najpierw coś delikatnie humorystycznego, by zaraz wywołać przygnębienie. I to też muszę zacytować:

Żuł skórkę chleba długo i z namaszczeniem. Po części dlatego, że miał niewiele zębów. Po części, bo wkraczał na polskie ziemie, gdzie ludzie nie przywykli do proszalnych dziadów. Wiedział, że nie może już liczyć na darmowe poczęstunki – prędzej ktoś poszczuje go psem lub pogoni kijem.

Oba cytaty pochodzą z fragmentu (str. 466-471), który – moim zdaniem – powinien reklamować tę książkę. To właśnie powinien być darmowy kawałek dostępny w necie. Dlaczego? Raz, że krótki – niespełna pięć stron, dwa – jest świetną próbką możliwości Piskorskiego: co chwila zmienia się nastrój czytelnika, co chwila jesteśmy zaskakiwani, ale nie zmienia się to w bezsensowną galopadę wydarzeń. Wreszcie, ten fragment mógłby robić za odrębne opowiadanko – poznajemy nowego bohatera, ma jakieś zakończenie.

Teraz trochę dziegciu do tego miodu. Bohaterowie wyraziści, interesujący, ale niezmienni. Owszem, można na to odpowiedzieć: przecież akcja toczy się w krótkim czasie, z czego niby miałaby wynikać ewolucja postaci? Niby jest wojna, ale oni już wszyscy wojnę znają. Taka np.

Eliza Żmijewska w swoim trzydziestoletnim życiu rozmawiała jednak z leszymi, pertraktowała z płanetnikami, ścigała żarptaka, przepędzała latawce i licha, walczyła z carskimi bestiami z równoległych światów, a nawet wytropiła w Paryżu zdziczałą rusałkę, która topiła dzieci w misce z wodą. 

Jeśli coś miałoby ją zmienić, to zmieniło już dawno temu. I może kupiłbym takie wyjaśnienie, gdyby nie to, że podobne odczucia mam przy innych powieściach Piskorskiego. I co jeszcze: wszyscy bohaterowie są jacyś bezuczuciowi i aseksualni.
Nie do końca podobają mi się też tetygoni. Jak na gatunek wywodzący się od społecznych owadów są zbyt ludzcy.

Ale oczywiście, mimo tej łyżki dziegciu, polecam. Dla mnie książka nr 1 w polskiej fantastyce 2016.

OCENA: 9/10

K. Piskorski, Czterdzieści i cztery, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016, stron: 548.


O innych książkach Krzysztofa Piskorskiego:

Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

8 komentarzy:

  1. Faktycznie lepiej trzymać język na wodzy przed skończeniem książki :)

    W końcu zabrałem się z drugim podejściem do Piskorskiego (Cienioryt był dla mnie przeciętny) i przeczytałem Wygnańca, pierwszy tom trylogii Piasków. Dużych oczekiwań nie miałem, bo to debiut powieściowy, ale miło się zaskoczyłem. Książka była miejscami naiwna czy brakowało harmonii między przyspieszeniem i spowolnieniem akcji, ale nie był to stracony czas. Duży plus dla Piskorskiego za to, że jego książki się szybko czyta(nawet Cienioryt szybko pochłonąłem mimo mojej osobistej niskiej atrakcyjności lektury). Po Wygnańcu Piskorski mnie przekonał do siebie i daje sobie rok na przeczytanie wszystkich pozostałych książek autora.

    Faktycznie, chociaż "Czterdzieści i cztery" nie czytałem to po przeczytaniu blurba i kilku pochlebnych opinii twierdzę że, nominacje za rok 2016 do Zajdla ma murowaną i duże szansę na samą statuetkę w związku z posuchą na rynku. Tylko Majka ma chyba jeszcze szansę na przebicie Piskorskiego kontynuacją "Pokoju światów" i może "Onikromos" Matuszka, który mam w planach czytelniczych i wiążę z tą powieścią wysokie oczekiwania (mam nadzieję, że się nie zawiodę).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytaj, czytaj - ciekawi mnie Twoja opinia o Krawędzi czasu.

      Majka może być konkurencją, jeśli wyjdzie planowo. Bo to już połowa października, a o książce wiadomo tylko tyle, że ma być.
      Co do Matuszka, nie wypowiadam się. Nie czytałem i jeśli nikt mi nie pożyczy, nie przeczytam. Po prostu, Mag wywalił za wysoką cenę jak za książkę autora mało (a mi w ogóle) znanego.

      Usuń
  2. No dobra, powiem Ci, że mnie prawie przekonałeś. Generalnie lubię taką zabawę alternatywną historią, ale nie mogłam się przekonać do tej ksiażki (swoją drogą, akurat ten okres historii to jeden z mniej przeze mnie lubianych), widzę jednak, że chyba warto dać jej szansę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale warto zacząć od Zadry. Nie czytałaś nic Piskorskiego, bo Opowieści piasków to taka standardowa fantasy? I proszę mnie nie bluzgać, jak się nie spodoba :D

      Usuń
    2. Nie kojarzę nic a nic, więc pewnie nie czytałam. Bluzgać nie będę, ale coś mi świta, że kiedyś postawiłeś ultimatum, że jeśli nie spodoba Ci się polecona przeze mnie książka, to Ci stawiam piwo. To teraz jest szansa na rewanż :P

      Usuń
    3. OK, to jak się spodoba - Ty stawiasz, jak nie - ja stawiam. Ale to szczegóły proszę już na maila :D

      Usuń
  3. "Nie kojarzę nic a nic"
    tak jak i ja

    OdpowiedzUsuń