Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 3 października 2016

Wrzesień – raport z biblioteczki i bloga

Wreszcie skończyło się wakacyjne czyszczenie magazynów, co od razu odczuła moja kieszeń. We wrześniu przybyło tylko dziewięć książek, z czego jedna raczej nie do czytania, a w charakterze ciekawostki.

I od niej zacznę. To u samej góry na pierwszym zdjęciu, białe z czerwonym paskiem, to jest książka. To tzw. książka lilipucia. Znalazła się w mojej biblioteczce zupełnie przypadkowo – kolega prowadził biuro jednego z europosłów. Europoseł na kolejną kadencję się nie załapał, więc różne różności po nim zostały. W tym trochę takich książeczek Moje Prawa Podstawowe w Unii Europejskiej. Kolega zauważył, że z zainteresowaniem oglądam liliputka i mówi: A chcesz to sobie weź.





To wziąłem, ale nie do czytania (lupy nie dodawali), a raczej w charakterze ciekawostki. Miejsca dużo w biblioteczce nie zabiera, więc niech sobie leży i oko cieszy.

Obok zdjęcie książeczki i standardowej zapałki. Wymiary książeczki, w minimetrach: 31 wysokość, 25 szerokość i 5 grubość.








O Brianie Lumleyu się powtórzę, bo co będę kombinował jak kuń pod górkę:
Briana Lumleya czytałem jeszcze w początkach lat dziewięćdziesiątych, wtedy wydawało go nieistniejące już wydawnictwo PhantomPress. Między innymi wypuścili pierwszych pięć tomów cyklu Nekroskop. Wtedy to było coś – pogranicze fantasy, horroru i powieści o walce wywiadów w czasach zimnej wojny. Potem już do tego cyklu nie wracałem, ale co jakiś czas widzę w taniej księgarni któryś tom – kupuję, jak uzbieram całość, to przeczytam.
I we wrześniu dokupiłem kolejne tomy Nekroskopa (za zabójcze kwoty: 4,90 zł sztuka). Do tego dorzuciłem postapokaliptyczne SF Briana Lumleya, Latry wrażenia z lektury już opisałem.


Nota bene, na całym świecie książki Lumleya mają okładki tragiczne, w porywach do przeciętnych. Pamiętacie pierwsze wydanie polskie Nekroskopa – dzieło wydawnictwa Phantom Press? Cudo, prawda:


Ale jest kraj, w którym ten autor cieszy się chyba wyjątkową popularnością. Jak u nas wychodzą kolekcje Pratchetta czy Ch. Linke, tak w Niemczech mamy kolekcję Nekroskopa. Twarde okładki, niezłe ilustracje – tak się prezentuje kilka tomów (7, 8 i 9):


A tak cała kolekcja:






Kryminały może i czytam rzadko, ale lubię retrokryminały. Im we wcześniejszym okresie umieszczono akcję, tym lepiej. Ale i okres międzywojenny może być.

Wrońskiego pamiętam z dwóch książek fantasy – zbioru opowiadań Tfu, pluje Chlu! czyli Opowieści z Pobrzeża oraz powieści (a raczej pierwszej części) Wąż Marlo. W fantastyce Wroński furory nie zrobił, ale widzę, że jego retrokryminały są co chwila wznawiane, więc może to jest właśnie jego nisza.






Nora K. Jemisin to dość kontrowersyjna autorka. Krytyka ją docenia, nagradza, a czytelnicy psioczą. Ale trzeba oddać, że kontrowersje dotyczyły głównie jej debiutanckiej powieści – Sto tysięcy królestw, którą tak reklamował wydawca: Powieść była nominowana do wszystkich najbardziej prestiżowych nagród fantasy w kategorii najlepsza powieść roku. Arcydzieło fantasy, którego nie można przegapić!

Polscy czytelnicy byli jednak dalece odmiennego zdania. Na lubimyczytac książka ma ocenę 6/10, czyli szału nie ma. A z recenzentów, których opinie sobie cenię, Beatrycze Nowicka oceniła książkę dokładnie tak samo jak na lubimyczytac, czyli na 60% i podsumowała: Uważam tę powieść za przykład zmarnowanego potencjału.
Z kolei Tymoteusz Wronka podsumował tak: Cytując powiedzenie o książce amerykańskiej pisarki, można napisać: z dużej chmury mały deszcz. Mimo pochwał i wyróżnień „Sto tysięcy królestw” okazało się raczej przeciętną powieścią fantasy.

W końcu trzeba samemu przekonać się, kto ma rację. Ale wybrałem inny cykl autorki, nieco lepiej oceniany przez czytelników z wiadomego już portalu: Zabójczy Księżyc ma ocenę nieco ponad 6/10, a Mroczne słońce 7,5/10.
Tak na marginesie, opowiadanie N. K. Jemisin jest w najnowszej Nowej Fantastyce.




Niedawno wylądowałem w pewnym niewielkim miasteczku bez podstawowego wyposażenia, czyli książki! Z paniką w oczach szukam księgarni. Masz, jest deptak, na deptaku jest Matras.

Nic specjalnego na półkach nie zauważyłem, ale z kartonu wygrzebałem książkę Agnieszki Kawuli-Kubiak (nazwisko autorki na okładce i grzbiecie pisane w stylu gimbazy – z bezsensownymi wielkimi literami). To wywiady ze znanymi polskimi pisarzami fantasy i SF. Właśnie czytam, odczucia mam lekko mieszane. Ale o tym w swoim czasie :)






Na koniec zakup oczywisty, wręcz konieczny: najnowsza książka Krzysztofa Piskorskiego. Też właśnie czytam (ech, ta wieloksiążkowość...). Jest nieźle, ale to oczywiście też temat na inną opowieść...

W każdym razie, Piskorski to chyba na dziś dla mnie nr 1 w polskiej fantasy, co zresztą nie raz podkreślałem, pisząc o:

Jak na mnie, dziewięć książek w miesiącu, to wręcz kryzys... I o dziwo, nie przybyło nic z historii.


Teraz o blogu

Tak, jak się spodziewałem, po turbolechickiej nawale ruch nieco mniejszy, ale wciąż zadowalający – widać, że część czytelników zainteresowanych bredniami Bieszka nadal tu zagląda. Co mnie oczywiście cieszy. Tak mi pokazują statystyki za wrzesień:


We wrześniu minęły dwa lata, jak coś tam sobie smaram. Miałem dwie przerwy w pisaniu, spowodowane przyczynami zawodowymi. Ale zamieściłem łącznie 75 notek.

Co ciekawe, zauważyłem, że te poświęcone konkretnym książkom cieszą się taką se popularnością. Na liście najpopularniejszych miejsca na podium okupują trzy notki o turbolechitach (cz. 1, cz. 2, cz. 3). Przy czym część pierwsza, mająca prawie 20 tysięcy odsłon, chyba już na trwałe będzie rekordzistką. W pierwszej dziesiątce są jeszcze dwa posty o okładkach Wiedźmina (część 1 na miejscu szóstym, część 2 na pozycji 8).

Z notek o konkretnych książkach do pierwszej dziesiątki „załapały się” historyczne: czwarte miejsce to Pieczyngowie Aleksandra Paronia, piąte Czas młodości Anery Franc, dziesiąte Czechy Marzeny Matli.

Pierwszą dziesiątkę uzupełniają Polegli na polu chwały – notka o pisarzach fantasy niedocenionych przez polskiego czytelnika i Do księgarni marsz :) – informacja o promocji w historycznej księgarni sredniowieczna,com.

Z książek fantastycznych, tuż za pierwszą dychą, są:
Dino Buzzati o smoku i psie (to dla mnie zaskoczenie, bo nie jest to autor specjalnie popularny wśród miłośników fantastyki).
Marta Krajewska, Idź i czekaj mrozów.

EDCYJA:
Dobra, nie będę ściemniał, do najczęściej czytanych notek o książkach fantastycznych należy też Zmierzch Stephenie Meyer...

14 komentarzy:

  1. Co do Piskorskiego to ostatnio dużo ciepłych słów można na jego temat usłyszeć.
    Na katedrze chociażby autor ma dobre opinie i to zainteresowało mnie by zaznajomić się z jego twórczością (choć recenzja Czterdzieści i cztery Tigany na katedrze, burzy trochę popularną opinię, że każda następna książka autora jest lepsza) po nieudanej przygodzie z Cieniorytem - gdzie spodobał mi się świat, ogólna koncepcja na powieść oraz warsztat Piskorskiego, ale odrzuciła mnie stylizacja iberyjska, mało porywająca i trochę przewidywalna akcja oraz bohaterowie, z których nie zapadł mi w pamięć żaden z nich i byli dla mnie trochę tacy nijacy.

    Nie zraziło mnie to jednak do autora i po wielu pochlebnych recenzjach (między innymi u ciebie na blogu) postanowiłem jeszcze raz dać szansę autorowi, szczególnie mając chrapkę na Zadrę, ale zamierzam zacząć od pierwszych kroków autora, czyli trylogii Piasków. Ostatnio czytam dużo książek od Runy i podzielam twoją opinię (pamiętam, że kiedyś o tym wspominałeś na blogu), że szkoda iż wydawnictwo upadło mając na uwadze, że w mojej opinii miało w swojej "stajni" ciekawszych autorów niż np. Fabryka Słów i bardzo klimatyczne okładki.

    A wracając do Piskorskiego oraz mając na uwadze, że cenisz tego autora masz może w planach przeczytanie i zrecenzowanie trylogii Piasków?

    Natomiast co do twojej opinii o numerze jeden dla Piskorskiego na arenie obecnych autorów fantasy to nie wiem czy trochę nie przesadzasz, choć w sumie obecnie trochę mizernie na rynku i chyba tylko Wegner mocno się wybija. Jednak Wegnerowi czy Piskorskiemu dużo brakuje do klasy Sapkowskiego czy Brzezińskiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piaski czytałem dawno temu i nie bardzo mam ochotę na ponowny kontakt. To dobrze napisane, ale standardowe fantasy.

      Czterdzieści i cztery na dziś – ale jeszcze nie skończyłem – oceniam nieco niżej niż Zadrę. Ale to nie jest zła książka, to dalej kawał świetnej literatury. Natomiast osobom lubiącym zaskoczenia, inteligentną grę z czytelnikiem, polecę przede wszystkim Krawędź czasu – to dla mnie nr 1 wśród książek Piskorskiego.

      Konstrukcją powieści Piskorski Sapkowskiego bije na głowę. Dla mnie, Sapkowski to autor opowiadań – świetny język, inteligentne wykorzystanie bajek/baśni/mitów, duży ładunek emocji. To jakoś zanika, kiedy bierze się za dłuższą formę.

      Inna rzecz, że – z przykrością to stwierdzam – Sapek się skończył. Ostatnią ważną książkę (Lux perpetua) opublikował 10 lat temu! Żmija to żenada, o której lepiej miłosiernie nie wspominać, a Sezon burz (choć podobał mi się) to jednak popłuczyny po Wiedźminie. Na dziś nie ma takiego pisarza jak Andrzej Sapkowski, jest były pisarz odcinający kupony od dawnych dokonań.

      Brzezińską cenię za piękny język, ale czytam bardzo rzadko – po prostu nie trafia w mój gust jej barkowy styl, nadmiar przymiotników. Wegnera czytałem jedną książkę, nie podobała mi się, ale mam zamiar dać mu szansę jeszcze raz.

      Dziś dla mnie TOP 3 w polskiej fantasy to Piskorski, Majka i Hałas. Z przykrością patrzę na obniżkę formy Mai Kossakowskiej. Cykl anielski był niezły, ale tak naprawdę zrobiła na mnie wrażenie Zakonem Krańca Świata i Rudą sforą. Jednak to już też 9 lat, przez które nie stworzyła czegoś istotnego.

      Usuń
    2. Na bezrybiu i rak ryba. To stwierdzenie idealnie obrazuje sytuację obecną w polskiej fantastyce.

      Żmija Sapkowskiego faktycznie była słaba, ale jestem wstanie wybaczyć taką wpadkę, bo zdarza się nawet najlepszym np. pierwsze co mi przychodzi do głowy to Stephenson i jego fatalne Reamde. Sezon burz, zgadzam się z tobą, że był najsłabszy ze wszystkich wiedźmińskich utworów, ale ja nie miałem zbyt wygórowanych oczekiwań. W końcu różnica czasu to 14 lat od ostatniego tomu sagi, a w tym czasie Sapkowski skrobnął tylko mizerną Żmiję i mocno przeciętną trylogię husycką. Stwierdzenie, że Sapkowskiemu lepiej wychodziło pisanie opowiadań (które też cenię najbardziej na tle sagi) niż powieści jest mocno kontrowersyjne. Faktycznie opowiadania u Sapka to sam miód, ale te same atuty są w jego powieściach, a jedyne duże moje zastrzeżenie do jego dłuższych form o Geralcie to nierówność poziomu na tle całego tekstu i spora liczba rozdziałów zarówno dobrych jak i średnich bądź słabych.

      I dla tego piszę o mizerii i zastoju na polskim rynku, bo lwia część dobrych polskich fantastów nic już nie pisze lub pisze mało. Sapkowski nie pisze albo niespecjalnie mu wychodzi (Żmija, Sezon Burz), Brzezińska chyba porzuciła karierę pisarki i przerzuciła się na pracę historyka ( jej artykuły są np w recenzowanym przez ciebie 966. Narodziny Polski), Kres porzucił pisarstwo, Kosik nie pisał dorosłej fantastyki przez 8 lat ( Różaniec ma mieć premierę za rok) i nawet Dukaj ostatnio mniej pisze ( oprócz Starości Aksolotla i minipowieści Science Fiction ostatnia pełnokrwista powieść to Wroniec w 2009). Grzędowicz od zakończenia Pana Lodowego Ogrodu (dla mnie osobiście świetny pierwszy tom, reszta co najwyżej średnia, a miejscami bardzo słaba) nic nie publikował natomiast Kossakowskiej nic nie czytałem, więc się nie wypowiem.

      No i wniosek mój jest taki, że autorzy tacy jak Piskorski, Majka, Wegner, Przybyłek czy Patykiewicz mają o wiele łatwiejszą sytuację, bo maja o wiele mniejszą konkurencję. Słaba konkurencja lub jej brak powodują, że ich twórczość też jest słabsza niż mogłaby być.

      Sytuacja z Piskorskim i Majką jest o tyle ciekawa, że ich kariera wygląda podobnie. Obaj mają na koncie kilka powieści (8 do 3 dla Piskorskiego), z każdą kolejną ich warsztat wygląda lepiej i poszerza się grono ciepłych opinii na ich temat oraz liczba fanów. Zaczynają zdobywać nagrody literackie i powoli wchodzą do topu polskich fantastów (jeśli jeszcze ich tam nie ma). Jedyną różnicą jest to, że bardziej doświadczony Piskorski pisze głównie fantasy, a Majka science fiction.

      Natomiast o Agnieszce Hałas nie słyszałem wcześniej ani słowa, ale zerknąłem sobie na jej twórczość i stwierdziłem, że może się zapoznam z jej zbiorkiem od Aresa lub cyklem Teatr węży.

      Usuń
    3. Majka zapowiada, że kontynuacja "Pokoju światów" ukaże się jeszcze w tym roku. Z "ostrożności procesowej" liczę na rok przyszły :)

      Usuń
    4. Majka nie próżnuje, bo kontynuacja "Dzielnicy obiecanej" też ma się ukazać na jesieni tego roku. Mimo iż większość książek z tego uniwersum delikatnie mówiąc nie jest arcydziełami to Majkę mi się przyjemnie czytało (szczególnie porównując do np. "Otchłani" Schmidta, którą odpuściłem po jakiś 50 stronach).

      Usuń
    5. Z universum Metro przeczytałem tylko pierwsą książkę i to mi wystarczyło :D A Majka tłucze Matro, bo na tym pewnie zarabia. Żeby tylko ilość nie przełożyła się negatywnie na jakość...

      Usuń
  2. Wroński piszę bardzo dobrze. Lubię jego kryminały. A 'Czterdzieści i cztery' mam. Jeszcze nie czytałam.
    Ps. Przepraszam, ze tak bezpośrednio, ale dlaczego wybrałeś taki tytuł bloga? Z błędem? Czytam Twoje posty, które są pisane językiem barwnym i poprawnym. Ten tytuł odstrasza i razi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, widzisz - marketing. Przyciągnęło Twoją uwagę? Zadanie spełnione :D

      Usuń
    2. Ale jak wysłać maila do wydawnictwa z taką nazwą bloga?
      Zresztą, zrobisz jak uważasz, to Twoja nazwa. Ja uważam, że nazwanie bloga 'Czytam sobie' przyciągnęłoby uwagę wystarczająco.
      Ale przestaję się wtrącać.

      Usuń
    3. Ale nie zmuszam wydawców do odpowiadania. Odpowie, to odpowie, nie odpowie, to nie odpowie. Zresztą nie piszę do nich po gratisowe książki do recenzji – dotąd pisałem dwa razy, raz do PWN w sprawie błędów w książce Chazarowie, i drugi raz właśnie w sprawie Sezonu burz. :)

      Usuń
    4. PWN nie raczyło odpowiedzieć, ale na pytania o błędy w książce Chazarowie nie odpowiadali nikomu. Ot, rozesłali komunikat, że twardookładkowe (było jeszcze w miękkiej okładce) wydanie ma błędy. Jakie to błędy, podać nie zechcieli.

      Supernowa odpowiedziała. Tu post z ich odpowiedzią:
      https://seczytam.blogspot.com/2016/10/wiedzmin-sezon-burz-i-wszystko-jasne.html

      Usuń
  3. Też mam tą Jemisin - z biblioteki, bo nie byłam przekonana do wydania na nią własnej kaski.:D A i wywiady parę lat temu czytałam, nawet fajne, ale nic szczególnie interesującego tam nie ma.

    Ale zakupów książkowych w tym roku mam znacznie mniej od Ciebie.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobną opinię co do tych wywiadów. Ale nie wiem kiedy wrzucę jakąś reckę, bo ostatnio znacząco przybyło mi pracy.

      Usuń