No jest to widowiskowe, ogląda się bardzo dobrze – wciąż się coś dzieje, egzotyczna przyroda itd. Ale czy tylko o widowiskowość nam chodzi? W każdym razie, to kolejny „bezpieczny” film Disneya.
Jakieś dwie trzecie filmu oglądało mi się naprawdę nieźle. Jak wspomniałem, to film bezpieczny, ale w inny sposób niż Obcy. Romulus. Romulusa wyprodukowano ze surowców wtórnych – recykling poprzednich części. Natomiast twórcy najnowszego Predatora zupełnie odeszli od tego, co już znamy. Przede wszystkim: wśród bohaterów w ogóle nie ma ludzi, choć widz może o tym zapomnieć, bo mamy androidy.
Ale po kolei. Dek jest nieco nieudanym egzemplarzem Yautja – i z tego powodu jest skonfliktowany z rodziną; typowy przedstawiciel kategorii „od zera do bohatera”. Chce pokazać wszystkim, kto jest największym złolem na dzielni (tzn. wśród Predziów) i wyrusza na łowy – na ofiarę wybrał Kaliska (zaraz mnie szlag trafi przez pisanie nazw gatunków wielką literą, ale tak podają twórcy), potwora, którego boi się nawet jego ojciec (a to wśród Predziów konkretny bad boss).
Dek ląduje na czymś przypominającym tytułową Planetę śmierci z powieści Harrisona – „wszystko” próbuje zabić naszego łowcę. „Dek, aby pokonać Kaliska, zbuduj drużynę” – tak pokierowałby nim Yoda, gdyby miał jakiegoś swojego Yodę, ale nie ma, bo Yodowie to towar deficytowy w galaktyce. Nie miał mu kto doradzić, więc choć tę drużynę buduje, to jednak przypadkowo i trochę wbrew sobie (Yautja nie słyną w kosmosie z umiejętności współpracy z innymi „rasami”). Najpierw dołącza do niego Thia – podobnie jak i on, egzemplarz wybrakowany, ale tym razem to android.
I tu mamy dość fajne połączenie z serią Obcy, bo Thia jest członkiem (czy członkinią, bo ma wygląd żeński) zespołu androidów należącego do znanej korporacji Weyland-Yutani, który na Planecie śmierci ma poszukiwać tego, co zawsze, czyli broni biologicznej. Przyznam, że sama idea takiego skrzyżowania obu serii (z Aliensami bez Aliensów) przypadła mi do gustu – coś nowego, coś ciekawego.
I powiem Wam, że dwie trzecie filmu oglądało mi się zarąbiście – czysta rozrywka, ale dobrze podana. Choć już tu mamy odejście od klimatu predatorowego – zamiast krwawej jatki, zamiast survival horroru dostajemy jakieś widowiskowe kino familijne, nawet z jakimiś elementami humorystycznymi. No Disney, po prostu, kurła, Disney i „bezpieczny” film... Trochę to w stylu Gwiezdnych wojen (ta broń Predatorów świecąca się jak psie..., jak miecz Luka Skywalkera...).
Natomiast po tych dobrych dwóch trzecich przyszło coś, co nie podoba mi się. Komuś w Disneyu przypomniało się, że przecież położyli swoje spocone, chciwe łapki na jeszcze jednej franczyzie – fajnej, bezpiecznej: Marvel. No i punkt kulminacyjny ostro mi Marvelem zalatywał (a nie jestem fanem ludzi w obcisłych gatkach i pelerynach).
Uczciwie przyznaję, że familizacja i marvelizacja już kiedyś w Predatorze były, ale w tym najgorszym (z 2018 roku). Tu – choć wciąż ten zabieg mnie nie zachwyca, a do tego jest dalej posunięty – wyszło to o niebo lepiej. Ciekawostka: w USA film był wyświetlany z kategorią wiekową 13+, co wielu recenzentów uznało za zagrywkę producenta – wprowadzili ograniczenie, żeby tym bardziej małolatów przyciągnąć do kin (bo zakazane kusi).
Końcówka spoko, acz nie wiem czy wierzę w taką przemianę Yautja.
Jeszcze o „bezpiecznym” filmie. Jak już pisałem przy okazji najnowszego Obcego (z 2024), Disney ostro się sparzył na propagowaniu woke. Więc, na szczęście, nie sprawdziła się „przepowiednia” wielu widzów, że Dek będzie predatorzym transwestytą – jego wymoczkowatość ma inne przyczyny: jest „odpadem”, nieudanym, słabym egzemplarzem. A poza tym, zero woke – zero LGBT, zero Murzynów, a silna kobieta jest silna, bo jest androidem. Kurła, film jak sprzed trzydziestu lat. I ja to bierę!
Bilety na najnowsze filmy z serii Obcy (Romulus) i Predator (właśnie Strefa zagrożenia) rozchodzą się jak ciepłe bułeczki, więc najwidoczniej Disney tworząc „bezpieczne” dzieła, obrał korzystny dla siebie kierunek. Sam, choć daję plusa za zero woke, nie jestem przekonany ani do recyklingu (Obcy), ani familizacji (Predator). Co jednak nie zmienia tego, że oba filmy oglądałem z przyjemnością (czas na wątpliwości był po wyjściu z kina), a nawet chętnie poszedłbym na kontynuację przygód Deka i jego drużyny.
OCENA: 6/10.
Predator. Strefa zagrożenia (2024).
Tytuł oryginalny: Predator. Badlands.
Reżyseria: Dan Trachtenberg.
Scenariusz: Patrick Aison.
Produkcja USA.

.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
"Woke" jest odhaczony. Relacja Thei do Tessy przypomina coś więcej niż siostrzane więzy (kiedy Thea pierwszy raz o tym wspomina). Krótko, pod prawników, więc jest więcej mięsa na gęste.
OdpowiedzUsuńBez przesady, to jak nic :D
UsuńGdyby byli Murzyni to tobie by przeszkadzało?
OdpowiedzUsuńNie, Murzyni przeszkadzają mi kiedy - posłużę się terminem lewicy - zawłaszczają nie swoją historię i kulturę. Np. kiedy w serialu "Wikingowie - Walhala" jarla Haakona, postać historyczną, gra Mulatka. Albo kiedy w Ring of Pała mam czarne elfy i krasnoludy.
UsuńWięc tym bardziej brak Murzynów mnie zdumiał w najnowszym Predatorze, bo w dziele SF, ukazującym przyszłość, chyba nikogo by to nie bulwersowało - widzę w tym wręcz dobitne pokazanie, że Disney zrywa z woke.
tym bardziej, że w pierwszym Predatorze drużyna wojskowych była zróżnicowana etnicznie - i jak najbardziej to pasowało do czasu i miejsca akcji
OdpowiedzUsuńTeż trudno mi brak Murzynów w "Strefie zagrożenia" zrozumieć inaczej, niż demonstracyjne zerwania z woke. Wiadomo, że w USA, żeby dostać jakąś nagrodę, trzeba w dziele uwzględnić parytety rasowe czy z bańki LGBT - więc sprawdziłem nawet czy czarnoskórzy nie grali Predatorów (wszak zamaskowanych, więc rasy nie widać) lub podkładali głosy pod stwory stworzone komputerowo. I nie.
UsuńDeka gra Dimitrius Schuster-Koloamatangi, Nowozelandczyk, po fizjonomii oceniając, zapewne Maorys.
Ojca Deka gra także Nowozelandczyk, ale tym razem potomek osadników z Europy, dość znany kickboxer i strongman, Reuben de Jong.
Brata Deka gra kolejny Nowozelandczyk potomek osadników z Europy, koszykarz Mike Homik.
Głos Buda podkłada Rohinal Narayan, Hindus.
Głos sztucznej inteligencji ze stacji Weyland-Yutani podkłada Alison Wright, biała Brytyjka.
Głos SI na statku Deka podkładają bracia Matt i Ross Duffer, biali Amerykanie.
Przecież to ewidentna demonstracja.
Pradator z 2018 był głupi, a ten jest infantylny.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie skąd Predatorzy mają taką technologię, bo tam sami wojownicy, a naukowców brak.
Mnie nurtuje coś jeszcze - po jakiego grzyba robić androidy męskie i żeńskie?
Usuńto akurat tłumaczyłbym zwiększeniem imersyjności w kontakcie z człowiekiem. teoretycznie można zrobić androida neutralnego płciowo - ale po co w takim razie w ogóle robić androida, czym by się wówczas różnił od zwykłego robota?
UsuńChodziło mi raczej o to, po co robić dwa modele, męski i żeński, różniące się wymiarami i proporcjami, tym samym wymagające dwóch odrębnych linii produkcyjnych. Jeśli są tworzone wyłącznie na potrzeby korporacji, to jest to niezrozumiała rozrzutność. Natomiast jeśli są produkowane także na użytek domowy, ot, jak dziś auta, to OK, takie zróżnicowanie staje się zrozumiałe - ale znowu: czy osobom prywatnym służą te same modele co korporacji?
UsuńTak, można założyć że osobom prywatnym służą te same modele co korporacjom, w końcu to tylko kwestia wgranego softu. Dlatego wcale nie dziwią dwie linie produkcyjne.
UsuńMoże i masz rację. W ogóle sprawa androidów rysuje mi się dość mętnie, bo czy istniały prywatne... No miał takiego chyba Peter Weyland w "Prometeuszu", ale Weyland był szefem korporacji (a korporacje zdaje się zastąpiły państwa), więc na ile to prywatny a na ile korporacyjny android?
UsuńW "Obcym. Przebudzenie" mamy Annalee Call (Winona Ryder), która jest nawet nie prywatnym, lecz niezależnym (wolnym) androidem, ale jaka była jej przeszłość? Nie znam "miliona" książek, komiksów i gier; na Xenopedii mamy info, że w XXIV wieku doszło do buntu androidów, większość z nich została zniszczona - Annalee przetrwała udając człowieka. Ale jaki był jej status przed buntem, tego już nie wiem...
Na Xenopedii jest tez info, że syntetyki były używane przez "prywatne" firmy ochroniarskie, jednak - jak wiemy z "Obcy. Ziemia" - te firmy to były spółki należące do spółek, które należały do wielkich korporacji.
Jest tam też info, że produkcja androidów była kontrolowana przez państwo (czyli chyba korporacje), ale istniało też podziemie produkujące syntetyczne "lalki" seksualne i syntetyczne zwierzęta domowe dla bogaczy, tylko nie o takie "sztuczniaki" teraz chodzi.
Zdaje się, że w tym uniwersum w ogóle jest trochę burdel, który ostatnie dzieła (Obcy. Ziemia i Predator. Strefa zagrożenia), tylko powiększają.
I jest jeszcze Andy z Romulusa. Jeśli dobrze pamiętam, po śmierci ojca Rain był jej opiekunem.
UsuńSpojrzałam na plakat i moje pierwsze skojarzenie to "o, Ciri i predator" ;P
OdpowiedzUsuńBN