Rosyjska space opera. Niestety, nie odbiegająca poziomem od standardowej amerykańskiej militarnej SO. W każdym razie jeśli chodzi o obcych i starcie z nimi.
Mamy rok 2088. Kosmiczna ekspansja ludzkości nieco poszła do przodu, acz szału nie ma. Największą ziemską potęgą jest coś na wzór konfederacji, składającej się z trzech członów: Ameryki Północnej (zjednoczonych USA i Kanady), Europy i Eurazji (czyli Rosji z przyległościami). Wielki optymizm (czy raczej naiwność) Achmanowa zważywszy, że Rosja jest niereformowalnym państwem bandyckim, w którym od wieków naprzemiennie występują okresy ekspansji zagrażającej wszystkim sąsiadom i smuty (czyli kryzysu). Piasek w tryby owemu aliansowi sypią Chiny, ale są zbyt zacofane, żeby stanowić poważną konkurencję (naprawdę: Chiny zacofane w stosunku do Rosji :D). No nie wiem czy data pierwszego, rosyjskiego wydania – 2005 rok tłumaczy te głupotki.
Do Ziemi zbliża się obcy, ogromny statek kosmiczny. Dochodzi do dość przypadkowego starcia, okazuje się, że ziemska flota kosmiczna jest bez szans w takowych bitwach. Kilku Ziemian dostaje się do niewoli u obcych, oczywiście pierwsze skrzypce będzie tu grał Rosjanin – o nazwisku Litwin; niespecjalnie różniący się od standardowych bohaterów takich powieści.
Z pozostałych bohaterów, dwie kobiety są jedynie tłem. W końcówce powieści pojawia się nowy bohater, mający pewną fantastyczną cechę, której akurat nie trawię w SF (w fantasy może być).
Ale nie jest to powieść jednowątkowa, więc autor co jakiś czas daje nam odpocząć od Litwina i przenosimy się na Ziemię. Tu mamy sporo polityki, bo ziemscy przywódcy nawiązują kontakt z obcymi. Co jest odmienne i dość ciekawe: taktyka obcych jest bardzo podobna do rosyjskiej (czyli stepowej, bo tę tradycję dziedziczą Rosjanie). Na czym polega owa stepowa taktyka:
1. Sukces mierzy się ilością hektarów odebranych innym.
2. Prawdziwe cele są ukryte w wielopiętrowej intrydze.
3. Kłamanie na bezczela (Naszego wojska nie ma na Krymie. Że są zdjęcia naszych czołgów? Takie czołgi można kupić w każdym sklepie z czołgami).
4. Szukanie sojuszników wśród konkurentów obiektu agresji (owi konkurenci będą kolejnymi na liście do podbicia, ale chwilowo są użyteczni).
5. Wzniecanie sporów, chaosu w obozie wroga (tu przykładem mogą być choćby teorie spiskowe produkowane w Rosji i zaszczepiane na Zachodzie) oraz wyszukiwanie w obozie wroga ludzi, których można skorumpować, a także kandydatów na tzw. pożytecznych idiotów (których rosyjskie służby, jak przekazał Suworow, zwą gównojadami).
Ta część polityczna jest najlepsza. Pewną jej słabością jest brak głównego bohatera, postaci której oczami moglibyśmy te wydarzenia śledzić.
Obcy... Na ten moment jest to dla mnie słaby punkt programu. Ich kreacja, niestety, bardzo przypomina fantastykę sprzed wieków, z czasów Burroughsa i jego Księżniczki Marsa. Nie ma co kryć, zresztą to dość szybko autor przedstawia: obcy wyglądają jak ludzie. Jest to minus na ten moment, bo być może w dalszych częściach znajduje to logiczne wyjaśnienie, ale na razie nie; zresztą nie wiem czy po polsku w ogóle takowe ewentualne objaśnienie jest dostępne (Achmanow nawalił sześć części cyklu – jak chce polska Encyklopedia Fantastyki, bo rosyjska wiki podaje trzynaście odsłon – po polsku mamy tylko dwie). Bardziej interesujące jest społeczeństwo obcych, ale tego nie rozwinę, żeby nie spojlerować.
W kolejnych tomach pewnie zaprezentują się inne „rasy” obcych (tak, standardowo nieprawidłowe użycie terminu „rasa”, tyle dobrego, że chociaż nazwy owych "ras" pisane są małymi literami) – jest o nich mowa w Inwazji.
Czy warto to czytać... Bo ja wiem, niby lektura nie boli, ale jakiejś wielkiej radochy też nie dostarcza. Miejscami lekko czuć tego rosyjskiego ducha, który sprawia, że rosyjska fantastyka jest odmienna od zachodniej (i przez to dla nas nieco egzotyczna), inne fragmenty znowu bardzo naiwne. Ostatnie zdania ociekają patosem, to wręcz jak rozmowa bohatera Wani z towarzyszem Stalinem.
Taka refleksja: Rosjanie potrafią w hard SF, Rosjanie potrafią w postapo, Rosjanie potrafią w fantasy, Rosjanie chyba nie potrafią w space opery. Pomijając już rosyjskiego prekursora (Sniegowa), nawet Łukjanienko w wydaniu spaceoperowym nie rzuca na kolana...
Powieść Achmanowa została wydana w ramach czasopisma SF i poprzedzona interesującym, choć nieco lakonicznym, wstępem Pawła Laudańskiego o rosyjskich space operach.
OCENA: 5/10.
M. Achmanow, Przybysze z ciemności, t. 1: Inwazja (= SF, nr 3, czerwiec-lipiec 2012), tłum. A. Chodkowska-Gyurics, wydawnictwo Almaz, Tarnowskie Góry 2012, stron: 256.
I dobrze, że się nie podobało, bo jeszcze nie zdążyłem kupić wszystkiego z poprzednich rekomendacji:)
OdpowiedzUsuńA ja się zastanawiam czy kupić drugi tom tego Achmanowa - chyba wychodzi ze mnie komplecista :D
UsuńTylko czy to ma sens? Mam u siebie takie ilości pierwszych tomów cykli, że normalnie aż by czasem wypadało to porozdawać (ale nie oddam, moje).
UsuńW przypadku Achmanowa pewne fragmenty dają jednak nadzieję, że dalej może być lepiej - choć pewnie to płonna nadzieja.
UsuńA co do komplecisty, to jeszcze mamy tu czasopismo, którego mam 6 numerów z 9. Jednego na pewno nie kupię ("Pola dawno zapomnianych bitew" Szmidta, bo to tylko fragment powieści wydanej później pt. "Łatwo być bogiem", a "Łatwo być bogiem" mam), ale resztę może...
Mi się marzy mieć więcej Nowej Fantastyki, skoro Fantastykę mam już całą, ale może nie przeginajmy, gdzie ja zmieszczę tyle lat pisma. XD
UsuńNo, a jeszcze:
UsuńFenix,
Science Fiction, Fantasy i Horror,
Voyager,
Ubik,
Isaac Asimov’s Science Fiction Magazine,
Fantasy&Science Fiction...
A masz/czytałaś taki miesięcznik fantasy: Złoty Smok? Kilka numerów wyszło (nie pamiętam już, cztery albo pięć).
Niee, innych nie zbieram, nie chce mi się teraz. XD
UsuńA ja wolę Fenixa od Nowej Fantastyki, wczoraj wieczorem wziąłem do ręki jeden z numerów (4 za 2000 rok) i patrz jaki zestaw autorów:
UsuńUrsula K. Le Guin (opko z Ziemiomorza).
Agnieszka Hałas (opko o Krzyczącym w Ciemności).
Maja Lidia Kossakowska (opko z cyklu anielskiego).
Dan Simmons (opko z cyklu Hyperion!!!).