Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 21 lipca 2016

Klub AK, czyli popłynąłem :D

Jestem Paweł, książkoholik. Przyznaję się do bezradności w walce z nałogiem. Chyba czas udać się na miting AK (Anonimowych Książkoholików)... Ktoś może dać namiary, gdzie takowe spotkania się odbywają? :D
Żartuję oczywiście, ale ostro popłynąłem z książkowymi zakupami. Średnia na lipiec – jedna książka dziennie...

Właśnie poczułem się podsumowany przez Jadwigę z Zajęczej Nory:
Jak kobieta co tydzień wydaje 300 zł na biżuterię, czy kosmetyki to jest zakupoholiczką. Jednak gdy osoba co tydzień wydaje 300 zł na książki to jest mądra. Błąd. Moim zdaniem to jest zakupoholizm.

Ale jak osoba ma nie kupować, skoro księgarnie robią wakacyjne czyszczenie magazynów? Tłumaczę sobie lipcowe popłynięcie tym, że robię zapasy na zimę :D Książki, których nie przeczytam „od razu” trochę odleżą, a w ciężkich czasach będzie jak znalazł. Oby było to jak najpóźniej, ale w końcu ten moment nadejdzie, o czym przekonują mnie symulacje z ZUS-u. Nie ma bata, na emeryturach większość z nas będzie wybierać czy kupić papu, czy leki – to będzie taki esperal na książkoholizm.




Wracając do czyszczenia magazynów. Promocję na tytuły Maga zrobił Świat Książki, Ciacho to nagłośnił. No to u mnie przybyło dziesięć. Głównie urban fantasy – Aaronovitch i Łukjanienko. Normalnie bym tego nie kupił, ale po 6,99 zł żal nie skorzystać.



Do tego dorzuciłem Jeffa VanderMeera, Podziemia Veniss. To jest autor, którego twórczość dopiero poznaję. Kiedyś Solaris wydało jego książkę Miasto szaleńców i świętych – przejrzałem to w księgarni i jakoś opis do mnie nie trafił. Zacytuję:
O „Mieście szaleńców i świętych” łatwiej powiedzieć, czym nie jest. Nie jest to na pewno zbiór opowiadań. Owszem, znajdziemy tu utwory, w liczbie czterech czy pięciu, spełniające normy gatunkowe, ale nie stanowią one o charakterze książki. Nie jest to również dramat, pamiętnik, komiks czy opracowanie naukowe, chociaż odnajdziemy w książce VanderMeera ich elementy. „Miasto szaleńców i świętych” jest po trochu wszystkim i niczym. Historią miłosną („Zakochany Dradin”), wykładem („Król Kałamarnic”), encyklopedią („Glosariusz Ambergriański”).
Uznałem, że dziwaczna forma będzie po prostu nudna. Podobnie nie trafił do mnie opis drugiej części cyklu Ambergris, czyli książki Shriek: Posłowie. Za to później przeczytałem w necie fragment ostatniej części – Finch. Spodobało mi się, ale recenzenci podkreślali, że bez znajomości poprzednich tomów, czytelnik wiele traci. Nie chciałem wiele tracić, więc i Fincha sobie odpuściłem.
Aż niedawno w taniej księgarni trafiłem i Shriek: Posłowie, i Fincha. Cena gdzieś w okolicach 10 zł za tom – takie pieniądze można zaryzykować. Właśnie czytam Shrieka i jestem zachwycony, jest to na razie najlepsza książka jaką w tym roku wziąłem do ręki. Zatem Podziemia Veniss były zakupem obowiązkowym.
Mam nadzieję, choć wątłą, że Mag w Uczcie Wyobraźni wznowi Miasto szaleńców i świętych...

Uzupełniłem też Sandersona, cykl Mistborn w twardych oprawach. Również były w promocji, choć już nie tak miłej jak Aaronovitch, Łukjanienko i VanderMeer. Z Sandersonem mam ten problem, że pierwszą trylogię czytałem na tyle dawno, że nie wszystko pamiętam, a na tyle niedawno, że nie mam jeszcze ochoty na powtórkę. Więc zastanawiam się, czy czytać jeszcze raz pierwszą, dopiero potem drugą, czy tylko drugą, czy może niech sobie poleżą, poczekają aż nabiorę chęci na całość.


Empik z kolei przecenił Helene Wecker, Golem i dżin. Recenzje wskazywały, że jest to pozycja, która może mi się spodobać, ale jeszcze tak nie upadłem na głowę, żeby przepłacać naciągaczom z Fabryki Słów. Wiadomo o co chodzi – to wydawnictwo doi klientów dzieląc powieści na części. Łącznie obie mają około 730 stron, ale to z fabrykową gigaczcionką i nadmiarem światła. To powinno wyjść w jednym woluminie, o objętości około 600 stron, za co najwyżej 45 zł. A wyszło w dwóch, za „jedyne” 80 zł (bez 20 gr). Bez przesady, nie lubię robić za jelenia. Chyba pazerność tym razem odbiła się fabrykowym mądralom czkawką (i bardzo dobrze) – książki wylądowały na przecenach. Zamiast 80, wydałem 20 zł.
Ale jedno muszę Fabryce Słów oddać - okładki bardzo ładne.

Kolejne dwa tomy, to stare (z 1956 roku) wydanie Hanny Malewskiej, Przemija postać świata – znalazłem na Allegro za 5 zł całość. Książki w bardzo dobrym stanie. Taka ciekawostka, jest exlibris któregoś z poprzednich właścicieli, takie coś tworzy historię książki.
Przy okazji odradzam korzystanie z usługi Allegro InPost. Sprzedawca przesłał mi pdf dowodu nadania przesyłki z datą 7 lipca. In Post „gwarantuje” dostawę w ciągu 3 dni. Do mnie przesyłka dotarła 15 lipca.
Przemija postać świata to podobno – nie czytałem jeszcze – jedna z najlepszych polskich powieści historycznych.
Sama Hanna Malewska tak opisywała swoją książkę:
jest z VI wieku: dzieje Ostrogotów w Italii, narodziny benedyktynów, Kasjodor ratujący szczątki kultury, ambicje niewczesne Justyniana, ruina dzieł czysto ludzkich – dwie szachownice, ludzka i Boża, i bardzo różne na nich sukcesy i porażki.
Mam nadzieję na przyjemność z czytania porównywalną z odczuciami, jakie mi towarzyszyły przy Krzyżowcach Zofii Kossak.

Nie mogłem też nie skorzystać z promocji wydawnictwa Templum i jego księgarni sredniowieczna.com. Uzupełniłem (dotąd miałem kserokopie tych książek) biblioteczkę o cztery pozycje z serii Klasyka Mediewistyki Polskiej: Lecha Leciejewicza, Słowianie zachodni oraz Normanowie, Kazimierza Myślińskiego, Polska wobec Słowian Połabskich do końca wieku XII i Władysława Abrahama, Organizacja Kościoła w Polsce do połowy wieku XII. O trzech pierwszych już pisałem w poście informującym o promocji.

W porównaniu z nimi, książka Abrahama jest starociem – po raz pierwszy ukazała się w 1890 roku. Ale jest to praca i dziś ważna, a swego czasu była przełomową. Władysław Abraham, chyba jako pierwszy w polskiej historiografii, zakwestionował przynależność pierwszego polskiego biskupstwa do metropolii w Magdeburgu. Okazało się, że miał rację – potwierdziły to badania niemieckiego historyka Paula Kehra, opublikowane w 1920 roku. Abraham jest też twórcą hipotezy o misyjnym charakterze pierwszego biskupstwa. Hipoteza ta była „obowiązującą” jeszcze niedawno, a i dziś ma swoich zwolenników. Inny jego wkład, to „zniszczenie” mitu o obrządku słowiańskim (cyrylo-metodiańskim), jaki rzekomo miał istnieć w Polsce od IX wieku.
Wydanie Templum, poza daniem głównym, zawiera jeszcze: biografię i bibliografię Władysława Abrahama oraz jego artykuły: Gniezno i Magdeburg z 1921 roku, Początek biskupstwa i kapituły katedralnej w Krakowie z 1900 i Jedyne biskupstwo polskie przed rokiem 1000 (nie mam pojęcia, kiedy został napisany – opublikowany w 1950 roku, dziewięć lat po śmierci prof. Abrahama).

W tej samej księgarni kupiłem trzy książki spoza serii Klasyka Mediewistyki Polskiej. Dwie to biografie władców: Kazimierza Odnowiciela autorstwa Klaudii Dróżdż (wydawnictwo Templum) i Bolesława Szczodrego – Norberta Delestowicza (Avalon). Trzecia to zbiór artykułów poświęconych Mieszkowi Plątonogiemu (czy, jak uznaje się ostatnio za właściwsze – Laskonogiemu). To syn Władysława Wygnańca, książę raciborsko-opolski, krótko senior i władca Krakowa, zmarły w 1211 roku.

Jak widać, finansowo nie jest to ruina, ale ilościowo - nie pamiętam, kiedy ostatnio tyle książek kupiłem w trzy tygodnie.

EDYCJA:


Lipcowe statystyki bez zmian. W nocy przeczytałem na Esensji recenzję książki Śmierciowisko Anny Głomb. Beatryczne Nowicka porównuje tę powieść do Roberta Holdstocka, Las ożywionego mitu (jeszcze wyżej oceniła tę powieść inna recenzentka Esensji – Zofia Marduła). I to mi wystarczyło – zamówiłem. Autorka jest mi zupełnie nieznana, to zresztą jej debiut powieściowy. Mam nadzieję, że się nie rozczaruję.
22 lipca - stan zaksiążkowienia: przybyło 22...

14 komentarzy:

  1. Dorobek zacny. Zwłaszcza ten Sanderson. Czytałeś już coś od niego?
    Aaronovitch i Łukjanienko przez jakiś czas mnie interesowali, ale jakoś mi przeszło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sandersona czytałem Elantris, Siewcę wojny, Z mgły zrodzony, Studnia Wstąpienia, Bohater wieków i parę opowiadań. Zacząłem czytać Drogę królów, ale jakoś nie przypadła mi do gustu - zmierzę się jeszcze raz :D

      Teraz kupuje w ramach wymiany na twarde okładki.

      Usuń
    2. No to sporo tego przeczytałeś i myślę, że jeśli kupujesz kolejne to już chyba ulubiony autor jest? :)
      A jak Ci się w ogóle widziało te Elantris? Ja czekałem na wznowienie tej książki długo, bo była albo niedostępna, albo droga. A różne zdania na jej temat krążą.

      Usuń
    3. Moim zdaniem, Elantris to najlepsza książka Sandersona.

      Nie, Sandersonowi do ulubionego dużo brakuje. Zacytuję sam siebie :D z forum katedra.nast (post stary, z 2010 roku):

      Ogólnie Sanderson jest jednym z ciekawszych autorów, ale rażą mnie czasami dwie sprawy:
      - Przedstawienie "dobrych" - cud, miód, malina. Są dobrzy do zrzygania, współpracują bez zgrzytów, do tego wszyscy inteligentni, odpowiedzialni, z zasadami i obdarzeni poczuciem humoru. Znacznie lepiej mu wychodzą "źli".
      - Niewiarygodne elementy fabuły.

      Dla przykładu - Studnia Wstąpienia, 3 armie oblegają miasto, ich dowódcy ani nie współpracują, ani nie wojują, ani nawet za bardzo nie negocjują. Dla mnie to mało prawdopodobne.

      Ta sama książka - obleganemu miastu grozi rzeź (kolossy), obrońców niewielu, a mieszczan masa. I nikt nie wpada na pomysł wykorzystania mieszkańców miasta w obronie. Przecież w czasach miecza i łuku powszechnie obrona opierała się właśnie na mieszczanach - zrzucać kamienie, czy wylać wiadro ze smołą, to nie jest tak wielka sztuka, żeby potrzebni byli komandosi.

      Siewca Wojny - księżniczka przybywa do wrogiego miasta, prowadzi działalność dywersyjną niemal jawnie, a nikogo to nie interesuje. Chodzi na spotkania, werbuje stronników, jej ludzie niszczą zapasy, które mogą być wykorzystane w wojnie, a miejscowi strażnicy nie widzą, albo mają to w nosie.

      Czasami mi to przypomina dawniejsze strzelanki, w których "wrogowie" łazili bez sensu, by w końcu utknąć w jakimś narożniku.

      Usuń
    4. Mówisz? No to spoko. Ja i tak sięgnę, ale pytam z ciekawości, bo "achów" jest równie wiele, co "echów".

      Masz rację, ale to są takie szczególiki. Wszystko to mało ważne dopóty, dopóki czyta Ci się bardzo dobrze. Ja osobiście rzadko kiedy czepiam się takich rzeczy, i nie zawsze też je wychwytuję.

      Usuń
    5. Czasami odnoszę wrażenie, że Sanderson za dużo pisze (bo tu jeszcze kończenie cyklu po Jordanie, młodzieżówki zaczęte Stalowym sercem) - on tłucze po dwie książki rocznie, a każda to opasłe tomiszcze. Stąd pewnie niewielka dbałość o spójność, szczegóły, a bohaterowie często wyglądają jak kalki innych jego bohaterów.

      Usuń
    6. A w międzyczasie jeszcze nowele jak "Dusza cesarza" pisze. Widziałeś jego plany? On ma na ładnych parę lat do przodu wyznaczone konkretne pozycje, które mają się pojawić. Wyobraźnie nieskończona. :)

      Usuń
    7. Właśnie się ukazała informacja:

      >>Brandon Sanderson ogłosił, że pracuje nad kolejną mikropowieścią w przerwie pomiędzy obszerniejszymi tytułami - jego kolejnym dziełem będzie Snapshot, historia detektywistyczna połączona z science fiction, która trafi do sprzedaży w lutym przyszłego roku<<.

      Taka taśmowa produkcja, niestety, musi się odbić na poziomie. Ma szczęście, że rynek anglojęzyczny jest ogromny, bo na innym już dawno sprzedaż poleciałaby na łeb na szyję - w końcu wszystko się znudzi. U nas tą drogą wędruje Piekara i chyba już ma efekty; nie mam oczywiście danych sprzedaży, ale odnoszę wrażenie, że kolejne popłuczyny (sequele do prequeli) sprzedają się znacznie gorzej od głównego cyklu inkwizytorskiego. To samo czeka Cherezińską. Piekary szkoda, bo facet umie pisać, ale żądza szybkiego pieniądza niszczy mu nazwisko (Cherezińskiej nie, bo jej talent literacki uznaję za wielce wątpliwy).

      Usuń
  2. Też wydałam piniążki na tej promocji w Świecie Książki... ;)
    Cykl o Patrolach bardzo lubię, chociaż ostatnie tomy to już pisał Łukjanienko chyba trochę na siłę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałem ani jednego tomu Patroli. Za to oglądałem rosyjskie filmy: "Nocny Patrol" i "Dzienny Patrol" (czy raczej tytuły przełożono u nas jako "Straż nocna" i "Straż dzienna") - niezłe.

      Usuń
    2. Aaa, i pochwal się co kupiłaś :D

      Usuń
  3. Ciekaw jestem Pana opinii o książkach biograficznych wydawanych przez Avalon, bo powiedzieć, że mają bardzo nierówny poziom, to nic nie powiedzieć... Ja czytałem dotąd głównie biografie władców z dynastii Piastów, ale ostatnio skusiłem się na "Witolda" J. Nikodema i jestem pod dużym wrażeniem. Czytało mi się bardzo dobrze, ale merytorycznej oceny nie mogę dokonać (za słabo znam temat).
    PS. Dzisiaj po raz pierwszy czytałem Pana teksty - i zostaję z "seczytam". Pozdrawiam, Wojtek/Szczecin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałem "Witolda", ale autor jest dobrą rekomendacją - to na pewno fachowiec. Biografie Avalonu prezentują bardzo różny poziom, tak merytoryczny, jak i literacki.

      Świetnym fachowcem do tego dobrze piszącym jest Błażej Śliwiński, ale w "Bezprymie" popłynął - więcej tam fantazjowania, niż informacji wynikających ze źródeł. Za to inne jego pozycje ("Leszek książę inowrocławski" czy "Sambor II" na pewno warte lektury). Z jego książek warto jeszcze przeczytać biografię Mściwoja II, ale to inny wydawca - DIG.

      Od strony fachowej tylko zachwalać mogę Dariusza Dąbrowskiego ("Daniel Romanowicz"), ale za "czytalność" odpowiedzialności nie biorę :D Nie czytalem, ale dla porównania pewnie warto kupić biografię matki Daniela - Aleksandr V. Majorov "Eufrozyna Halicka".

      Na pewno warto Morawca "Kunt Wielki" - autor to fachowiec od spraw północy w X-XI wieku, a temat atrakcyjny. Dość dobrze napisane od strony literackiej patrząc. O książce Samsonowicza "Konrad Mazowiecki" słyszałem, że sprawia wrażenie napisanej na kolanie. Kętrzyńskiego "Kazimierz Odnowiciel" to już trochę staroć (jest nowsza biografia tego władcy pióra Klaudii Dróżdż, ale tę zarazem polecam i odradzam - w przyszłym tygodniu postaram się wrzucić recenzję). Podobnie w przyszłym tygodniu recenzja Delestowicza "Bolesław Szczodry".

      Starociem też jest Smolki "Mieszko III Stary", ale to zawsze warto, bo to klasyka historiografii polskiej (dwie wzorcowe biografie średniowiecznych władców polskich to właśnie ta Smolki i Zientary - Henryk Brodaty).

      Odradzam oczywiście Witolda Chrzanowskiego ("Świętopełk I Wielki" i "Harald Pięknowłosy ", bo to nie dość, że amator, to jeszcze fantasta. Tylko nie mylić z Markiem Chrzanowskim od "Leszka Białego" :D

      Usuń
    2. Dziękuję za omówienie. 😊

      Usuń