Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 30 czerwca 2024

B.V. Larson, Świat Stali

Wgryzły się we mnie dwa bydlaki, próbując wyrwać dla siebie po kończynie.

No i ten cytat właściwie zawiera streszczenie fabuły – ogólnie lubię militarną space operę, ale tu poza „militarną” niemal nic nie ma. Jeśli miałbym to do czegoś porównać, to do Wojny starego człowieka Scalziego lub Kawalerii kosmosu (inny tytuł: Żołnierze kosmosu), z tym że nie książki Roberta A. Heinleina lecz pastiszowego filmu Paula Verhoevena z 1997 roku. Trochę też przypomina Zapomnij o Ziemi C. C. MacAppa.


Nie, no oczywiście, że nie jestem rozczarowany – wiem co wydaje Drageus, coś tam Larsona już czytałem, więc wdepnąłem w to w pełni świadomie. Przy czym w Świecie stali autor jest jednak w lepszej formie, niż w Rebelii. Uniwersum, obce gatunki są o niebo lepiej skonstruowane, ale trzeba pamiętać, że w przypadku Larsona „o niebo lepiej” nadal daje coś miernego. Po przeczytaniu Świata stali nawet sprawdziłem czy to aby nie jest jego późna książka, napisana długo po Rebelii – poziom wskazywałby, że Larson powoli, bo powoli, ale jednak czegoś się uczy. I tu mnie zaskoczył: to słabsza Rebelia jest książką późniejszą (z 2016 roku, a Świat stali z 2013), czyli autor się raczej zwija, niż rozwija.

Punkt wyjścia mamy nawet dość interesujący, co nie znaczy, że mądry (ale w Rebelii był całkowicie kretyński). Otóż mamy galaktyczne imperium, w którym jednak ludzie nie są „rasą” dominującą – władza należy do kilku gatunków Galatyków. Galatycy, odkrywając nowy świat zasiedlony inteligentnym gatunkiem, dają wybór: albo dowiedziecie, że w czymś jesteście naprawdę dobrzy, przydatni itd., albo zostaniecie unicestwieni. Co jeszcze ciekawe: w imperium każda „rasa” w tym, w czym jest najlepsza, dostaje monopol w skali galaktycznej. Ot, jedyni budują okręty kosmiczne, inni zajmują się księgowością, jeszcze inni wydobyciem minerałów – naturalnie ludzie mogą zajmować się np. księgowością, ale na Ziemi, bo w handlu międzyplanetarnym monopol ma „rasa” Nairbów (którzy wyglądali jak wyrzucone na brzeg opasłe foki).

No i w czym najlepsi mogą być Ziemianie? Oczywiście w wojowaniu. Dostali więc monopol na najemników, jeśli nie w skali całego imperium, to w jakimś sektorze.

Głównym bohaterem jest spaceoperowy klon Jacka Reachera – James McGill, włosy piaskowy blond, oczy niebieskie. Dwadzieścia dwa lata i dokładnie dwa metry wzrostu. Urodzony w ostatni dzień 2099 roku. James jest nie tylko fizycznym klonem Reachera, lecz w każdym aspekcie – to także Gary Stu (czyli męski odpowiednik Mary Sue).

Przez brak pieniędzy na opłacenie czesnego nasz bohater zostaje wyrzucony z koledżu, więc podejmuje decyzję chyba typową dla młodych bezrobotnych z XXII wieku: wstąpi do legionu najemników (organizacja jednostek najemniczych wzorowana jest na armii starożytnego Rzymu). Udaje mu się załapać do podrzędnego legionu Varus, z którym wyrusza na pierwszą misję na planetę Cancri-9, zasiedloną przez kilka gatunków Saurian wyglądających jak potomkowie ziemskich dinozaurów – są i wielkie (bydlaki) i małe (raptory). Cancri-9 jest planetą mającą olbrzymie zasoby surowców, gdzie indziej rzadkich, więc działką Saurian w imperium jest wydobycie i sprzedaż minerałów.

Takie jest tło, a fabuła to proste bum bum bum, sru, jebut, ogień i dym, wydarzenia zasuwają na łeb na szyję. Językowo na miarę potrzeb czytelnika i możliwości autora, czyli raczej ubogo plus drewniane dialogi. Psychologii u bohaterów nie zdiagnozowałem. Inteligencji zresztą również, choć w tym punkcie jest też ciut lepiej niż w Rebelii – oczywiście nie są to tytany intelektu, ale chociaż nie rażą głupotą.

Jest to tak proste, że tłumaczowi chyba wielkich problemów nie sprawiało, tym niemniej warto i jemu, i redaktorowi uświadomić, że sytuacja nie może ulegać poprawie – ulegać może jedynie pogorszeniu.

Jest tyle lepszej militarnej space opery na rynku, że Larsona lepiej sobie odpuścić. Tym bardziej że od strony militarnej, te jego space opery też są dość słabe. W każdym razie, sam w cykl Legion nieśmiertelnych brnąć nie będę – a Larson nawalił już dwadzieścia jeden tomów! A w ogóle od 2010 roku nasmarał – teraz siedzicie? – osiemdziesiąt powieści. Ta informacja chyba najlepiej obrazuje, jaki to jest poziom. Co prawda Rebelię, jednak nieco słabszą, wyceniłem na 5/10, ale od tamtej pory trochę militarnych space oper przerobiłem i dziś już jestem bardziej krytyczny, więc:

OCENA: 3/10.

B.V. Larson, Legion nieśmiertelnych, t. 1: Świat Stali, tłum. J. Kaiser, wydawnictwo Drageus Publishing House, Warszawa 2020, stron: 512.




Inne tego autora:
Z tym samym bohaterem 😃

Militarne space opery:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz