Łączna liczba wyświetleń

piątek, 29 stycznia 2016

Polegli na polu chwały


Czyli o pisarzach fantasy (niesłusznie) niedocenionych przez polskiego czytelnika. O dwójce takich już pisałem: Nalo Hopkinson i Daniel Abraham. O ile w pierwszym przypadku ewidentnie zawinił wydawca, o tyle drugi jest dla mnie zagadką.

Daniel Abraham pisze zupełnie przyzwoicie, pomysłami bije na głowę, a literacko na pewno nie jest słabszy od popularnego Ryana. Tu akurat trudno mówić, że zawinili wydawcy, bo do Abrahama podchody robiło trzech i za każdym razem kończyło się na pierwszym tomie cyklu. Nie można też zrzucić winy na jakieś uprzedzenia czytelników do nazwiska, bo jeden z owych cyklów wydał pod pseudonimem (James S. A. Corey). Nie można też rzec, że akurat gatunkowo jego książki nie podeszły polskiemu czytelnikowi, bo każda jest z innej „paczki” (klasyczne fantasy – Smocza droga, nowatorskie fantasy – Cień w środku lata i  space opera – Przebudzenie Lewiatana). Dlaczego zatem poległ w Polsce? Cóż, jest to dla mnie niewytłumaczalna zagadka.
KSIĄŻKI:
Daniel Abraham, Cień w środku lata, wydawnictwo Mag, 2009.
Daniel Abraham, Smocza droga, wydawnictwo ArsMACHINA, 2012.
James S.A. Corey, Przebudzenie Lewiatana, t. 1-2, wydawnictwo Fabryka Słów, 2013.

Inaczej jest z Feliksem Gilmanem. Ten, podobnie jak Nalo Hopkinson, został ubity przez wydawcę, a dokładniej przez okładkę. Ta sugeruje, że mamy do czynienia z literaturą klasy Z, najprawdopodobniej z horrorem, w którym główną rolę grają pogrobowcy azteckiego zakonu Jaguara. W rzeczywistości jest to świetnie napisana fantasy w klimatach wielkomiejskich. Naprawdę wielko – akcja toczy się w mieście tak olbrzymim, że w jednym końcu nie wiedzą, co się dzieje w innym. Normalnie miasta leżą w państwach – tu odwrotnie, państwa mieszczą się w owym gigamieście. Żyją w nim nie tylko ludzie – miasto przyciąga także bogów. Na świetnej lokalizacji zalety książki Gilmana się nie kończą. Niezła fabuła, interesujący bohaterowie.
Niestety, Gromowładny to jedyna jego książka wydana w Polsce.
KSIĄŻKI:
Felix Gilman, Gromowładny, wydawnictwo Mag, 2009.

Porażka Wiery Kamszy chyba ma więcej niż jedną przyczynę. Jak pamiętam z dyskusji na forum katedra.nast, znaczna część czytelników z góry skreśla książkę, jeśli autor ma wschodniosłowiańskie nazwisko. Bo nie odpowiada im chyba styl pisania autorów z Rosji czy Ukrainy. Mnie odpowiada (zwłaszcza w wykonaniu Diaczenków), ale akurat Wiera Kamsza pisze tak bardziej „po zachodniemu”.
Inne przyczyny leżą po stronie wydawcy – w Wydawnictwie Dolnośląskim nie wyrywają sobie rękawów podczas pracy na promocją tytułów. I chyba także podczas redakcji/korekty. Zacytuję swoją wypowiedź z forum katedry:
Wiera Kamsza, cykl Odblaski Eterny. Przeczytałem Czerwień na czerwieni i właśnie czytam Od wojny do wojny. Lektura dała mi radochę porównywalną z książkami Martina (!). Nieco wrażenie popsuł wydawca, a to przez literówki i nieudolną redakcję (nieudolną, bo w stopce redaktora znajduję, czyli to nie prosty brak redakcji). Kamsza niewątpliwie ma literacki talent, tłumaczami są Dębscy, a i tym umiejętności posługiwania się pięknym językiem odmówić nie można. I co z tego, skoro co jakiś czas natykam się (raczej w t. 1, w drugim na razie nie zauważyłem) na zdanie-babola, na które patrzę i dumię: Do jasnej k... o co tutaj chodzi?
Wiera Kamsza ma w Polsce grono fanów, a wśród nich jest tłumaczka, która tak dla siebie przełożyła kolejne tomy Odblasków Eterny. Prowadzi też bloga poświęconego światowi Wiery Kamszy (stamtąd wziąłem okładki polskich i rosyjskich wydań).
KSIĄŻKI:
Wiera Kamsza, Czerwień na czerwieni, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2006.
Wiera Kamsza, Od wojny do wojny, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2007.
Do tego mikropowieść: Wiera Kamsza, Płomień Eterny, w: Czarna msza (= Almanach Rosyjskiej Fantastyki, t. 2), wydawnictwo Fabryka Słów, 2007.

Niedawno wspomniałem też o Johnie Marco. Czytałem jego książki dość dawno temu, ale pamiętam, że było to dobrze napisane. Główny bohater nieco przypominał tego z Pieśni krwi Ryana – też zmuszony szantażem do udziału w wojnie. Natomiast Marco pisze lepiej od Ryana, a do tego odpuścił sobie dyrdymały rodem z filmów karate – chodzi oczywiście o trwające przez pół książki szkolenie ofermy na super wojownika.
Niestety, w Polsce wydano tylko dwie jego powieści. Wydawca olał zupełnie czytelników i zrezygnował z wydania ostatniego tomu trylogii (w ten sposób wydawcy podcinają gałąź, na której siedzą – kto kupi tom pierwszy nie mając gwarancji wydania kolejnych?).
KSIĄŻKI:
John Marco, Szakal z Nar, Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2002.
John Marco, Wspaniały plan, Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2003.

Kolejny autor – J. Gregory Keyes – może nie do końca poległ, bo sporo jego książek wydano po polsku, z tym że większość z nich to tomiki z cyklu Gwiezdne Wojny. Mnie natomiast podobały się (czas przeszły, bo czytałem lata temu) książki z jego oryginalnego świata. W tym wypadku na szczęście dostaliśmy całą dylogię (nie otrzymaliśmy natomiast zbioru opowiadań z tego samego cyklu).
Keyes stworzył oryginalny świat. Po latach wciąż pamiętam „dzikusów”, bogów rywalizujących o wpływy, chorobę toczącą ród panujący w wielkim, cywilizowanym mieście i ponure podziemia tegoż miasta.
Jakoś książki nie wywołały większego echa – w „internetach” nie znalazłem ani jednej recenzji. Toteż wydawca rozstał się (pewnie bez żalu) z autorem.
Poza książkami z cyklu Gwiezdne Wojny i omawianą tu dylogią, Keyes znany jest w Polsce z jeszcze jednej książki (Miasto w przestworzach), tym razem jest to literatura „okołogrowa” – akcja toczy się w świecie znanym z cyklu gier komputerowych The Elder Scrolls. Taka literatura ma swoją specyfikę, zazwyczaj nie są to arcydzieła. Ale akurat książka Keyesa jest zupełnie przyzwoita.
KSIĄŻKI:
J. Gregory Keyes, Z wody zrodzony, Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2000.
J. Gregory Keyes, Czarny Bóg, Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2002.
Greg Keyes, Miasto w przestworzach, Wydawnictwo Amber, 2010.

Steph Swainston z kolei poległa razem z wydawcą. Solaris – wydający niezłe, acz drogie i źle promowane książki, zmienił całkowicie politykę wydawniczą. Od jakiegoś czasu ogranicza się do wydawania niskonakładowych gramotek w kilku seriach. Ofiarą tej zmiany jest m.in. Steph Swainston, bardzo interesująca brytyjska autorka fantasy. Solaris zdążył wydać jej dwie książki z cyklu Cztery Krainy vel Zamek (przy czym w pierwszej zastosowano czcionkę dla Sokolego Oka).
Pierwszy tom cyklu, zdaniem recenzentów, to coś na styku klasycznej fantasy i new weird. Druga skręca gdzieś w stronę utopii/antyutopii – ukazuje skutki zderzenia utopijnego świata z przybyszami pochodzącymi z zupełnie innej bajki.
Główni bohaterowie to nieśmiertelni (albo prawie nieśmiertelni), żyjący w świecie, w którym czyta się gazety, używa strzykawek do podawania narkotyków. Do tego mamy interesujący „drugi” świat.
Niestety, było nam dane poznać tylko dwa pierwsze tomy cyklu Cztery Krainy...
KSIĄŻKI:
Steph Swainston, Rok naszej wojny, Wydawnictwo Solaris, 2005.
Steph Swainston, Gdzie czas to pieniądz, Wydawnictwo Solaris, 2006.

Solaris miał więcej świetnych autorów w swojej „stajni”. Nie wymieniam ich tu, bo wciąż mam nadzieję, że zmiana polityki wydawcy nie oznacza końca na polskim rynku takich pisarzy jak Diaczenkowie czy Oldi.

Kolejny poległy to Tim Lebbon. Jego cykl Noreela, to mroczne fantasy, przez niektórych zaliczane do odmiany darc. Wyjątkowo podły świat, pomysły w stylu new weird (jak ludzka rasa hodowana na mięso).
Niestety, książka trafiła w ręce złego wydawcy – Amberu. To wydawnictwo prowadzi ciekawą/dziwaczną politykę. Kiedyś było pionierem w wydawaniu fantastyki na polskim rynku. Potem zaczęło specjalizować się w głośnych tytułach (filmowych, Tolkienie) i chale paranormal romance. W latach 2010-2011 próbowało wrócić do wydawania lepszej fantastyki (Lebbon, wspomniany Keyes, także Chris Wooding). Próba nie wypaliła, Amber rozgrzebał kilka ciekawych serii i porzucił.
Z Noreeli na szczęście zdążył wydać dwa tomy, które można czytać bez znajomości kolejnych. Niestety, za to położył tłumaczenie, redakcję i korektę. Tłumacz fatalny, zarówno jeśli chodzi o znajomość angielskiego, jak i znajomość polskiego. Lebbon prosi się wręcz o wydanie raz jeszcze w nowym przekładzie. Poza dwiema powieściami, w języku polskim dostępne jest jeszcze opowiadanie z cyklu Noreela (Wieczność, w: Wielka księga opowieści o czarodziejach. t. 2, Wydawnictwo: Fabryka Słów, 2010).
KSIĄŻKI:
Tim Lebbon, Zmrok, wydawnictwo Amber, 2010.
Tim Lebbon, Świt, wydawnictwo Amber, 2010.

Na ostatnim miejscu autor, którego niepowodzenie na polskim rynku jest dla mnie najbardziej dotkliwe – Gregory Maguire. Jego Wicked. Życie i czasy Złej Czarownicy z Zachodu należy u mnie do absolutnej czołówki fantasy. Niestety, wydawca sprawę kolejnych książek Maguire postawił jasno: nie mamy tego w naszych planach (wypowiedź z facebooka).
Autor pokazał nam krainę Oz, tę samą, ale zupełnie inną niż w książkach Franka Bauma. Postarał się wytłumaczyć psychologicznie postawy niektórych bohaterów – zwłaszcza jak doszło do tego, że Elfaba stała się Złą Czarownicą. Porusza też problemy krainy Oz, ale przecież znane i z naszego świata, jak choćby rasizm, nierówności.
I napisał to naprawdę świetnie. Podczas lektury czuje się, że to świat Bauma, ale też świat Maguire. Dla mnie mistrzostwo – napisać książkę tak odległą, a zarazem tak bliską pierwowzoru.
Maguire jeszcze kilka razy wracał do krainy Oz, ale niestety, polskiemu czytelnikowi nie było to dane. Podobnie jak nie było nam dane przeczytać jego książek inspirowanych Kopciuszkiem czy Opowieścią wigilijną Dickensa...
KSIĄŻKI:
Gregory Maguire, Wicked. Życie i czasy Złej Czarownicy z Zachodu, Wydawnictwo Initium, 2010.


Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

5 komentarzy:

  1. Cykl "Z wody zrodzony" po prostu ma tylko dwa tomy. Też czytałem, też uważam za bardzo dobry.

    Btw. Świetny pomysł na wpis. Pozwolę sobie ukraść go kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa. Natomiast co do "Z wody zrodzony" - tak, to dylogia, z tym że J. Gregory Keyes wydał jeszcze w 2008 roku zbiór 7 opowiadań (pt. "The Hounds of Ash and Other Tales of Fool Wolf"), których akcja toczy się w tym samym świecie.

      Usuń
  2. Kamsza to odkrycie moje październikowe. Kolejny raz utwierdzam się w niechęci do wydawnictw polskich, które zaczynają serię i nie kończą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie korci, żeby ściągnąć te tłumaczenia Alicji, wydrukować (nie lubię ebooków) i jeszcze raz przeczytać, ale teraz całość. Tylko że stron do drukowania pewnie już tysiące...

      Usuń
    2. całe szczęście, że one są, bo trzeba by było chyba uczyć się języka wschodnich sąsiadów ;) To taka seria, której zakończenie muszę poznać. :D

      Usuń