Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 2 czerwca 2020

Maj 2020 – raport z biblioteczki


Ojoj, a nawet ojojojoj – znowu wszedłem na złą drogę :D A tak się starałem trzymać nałóg w ryzach, i to nawet skutecznie – od października 2018 roku nie zdarzyło mi się przekroczyć trzydziestki. A tu masz – w maju trzydzieści trzy.

Ale, zgodnie z zasadą, że 1) zawsze jest ktoś winny, 2) nigdy winny nie jestem ja – odpowiedzialność ponosi Sylwka, która zaczęła dyskusję o starszej nieanglosaskiej fantastyce. Co mnie skłoniło do wyprawy na allegro w poszukiwaniu Sakriversum, a do Sakriversum dołożyłem jeszcze kolejnych szesnaście książek. A potem wybrałem się jeszcze do taniej księgarni TakCzytam, odwiedziłem Rebis w związku z promocją...

Więc zaplanowane zakupy to tylko komiksy. Kolejny, ostatni już brakujący mi tom 100 naboi. I Droga ku wieczności od Mucha Comics – nie zwróciłem uwagi, że twórcą scenariusza jest Rick Remender, którego po prostu nie lubię. Czytałem wcześniej dwa jego komiksy – Głębia t. 1 i Fear Agent t. 1; w obu przypadkach lektura wynudziła mnie niemożebnie. Drogę ku wieczności zacząłem czytać i przestałem – kolejny jego komiks, który uważam za scenariuszową wtopę. Natomiast rysunkowo jest bardzo dobrze.


O pozostałych komiksach na razie nic nie powiem, bo nie przeczytałem. Tym niemniej rysunkowo każdy jest bajką. A Wika i gniew Oberona wspaniałą bajką.


A tu trochę egzotycznie. Pierwszy komiks co prawda frankofoński scenariuszowo, ale rysunkowo dalekowschodni. Drugi – latynoamerykański.


Teraz książki. Najpierw naukowe. Przegląd badań poświęconych Wincentemu Kadłubkowi i jego kronice – takie coś zawsze warto mieć pod ręką. A druga pozycja o wyznawcach dziwacznych teorii na gruncie psychologii – ciekawe co nasze szurki mają w łepetynach (poza sieczką, oczywiście).


No i fantastyka. Antologie. Tom pierwszy Barbarzyńców kupiłem przed wiekami (28 lat temu). Opowiadania w nim zamieszczone były albo znane z innych książek (jak choćby Howard), albo nędzne. Więc wówczas tomu drugiego już nie nabyłem. Ale teraz wziąłem, bo doczytałem spis treści – pomijając Lina Cartera (którego indywidualne dokonania są dość mierne) oraz znaną mi z masy powieści i opowiadań Andre Norton – mamy tu trzy ciekawe nazwiska: Poul Anderson, którego bardzo lubię, Fred Saberhagen, którego czytałem mało co i przed wiekami (Spustoszone ziemie – sprzed 29 lat), ale wówczas nawet mi podpasowało (takie ni to postapo, ni to fantasy). A przede wszystkim mamy opowiadanie Clemence Housman – jednej z ważniejszych autorek fantasy (choć napisała tylko trzy powieści, wszystkie na przełomie XIX i XX wieku – później, w 1923 r. dorzuciła mikropowieść). W Polsce Clemence Housman jest niemal nieznana; opowiadanie z Barbarzyńców jest bodajże jedynym jej dziełem dostępnym w naszym języku.

W TakCzytam wziąłem dwa tomy słynnych Kroków w nieznane – Simmons, Kosmatka, Diaczenkowie (mikropowieść), Ted Chiang. I już nie trzeba wyjaśniać sensowności zakupu :D


Do koszyczka powędrowały też dwie powieści na styku fantastyki i historii – bardzo inspirowana historią fantasy Kaya i historia alternatywna Gentle. Kay powszechnie znany, Gentle mniej, ale ten jej cykl miał dobre opinie. Jednak słabą sprzedaż. Więc wydawca przerwał po wydaniu dwóch tomów z pięciu. Teraz zgadnijcie kto był wydawcą. Tadam, tadam, tadam – oczywiście: Zysk i S-ka. Jakżeżby inaczej, miszcze wydawania fragmentów cykli.


O powieści Thraxas mag już pisałem. O Młocie słońca Rohana też, acz tylko w przeglądzie biblioteczki wikingofila. W ramach sporządzania kanonu fantasy chciałem  to odświeżyć (bo Sapek uznał za godne umieszczenia w kanonie), ale okazało się, że z trzech tomów jeden był gdzieś wyparował.

Identyczna sytuacja z powieścią Margaret Weis i Tracy Hickmana – kiedy jeszcze ich czytywałem, to właśnie cykl o mieczu mroków był moim ulubionym. I teraz bym sobie znowu przeczytał, a tu masz – trzeciego tomu brak. To już mam. Tak na marginesie: Miecz mroków to cykl czterotomowy; w Polsce wyszły trzy tomy. Tak, wiem – już zgadliście kto przerwał wydawanie: naturalnie Zysk i S-ka. 


Teraz trzy pozycje będące dla mnie enigmą (na razie), ale miały dość przyzwoite recenzje. Te skrajne – niebieskie – wydal Zysk i S-ka. Hehehehe, Pokora Garden to pierwszy tom dylogii – drugiego nie wydano po polsku, Piąty pierścień to pierwszy tom trylogii – dwóch kolejnych nie wydano po polsku.

Pośrodku mamy Śpiącego smoka – to wydawała ISA i może dlatego dostaliśmy aż połowę cyklu: pięć powieści z dziesięciu.


I tak dorzuciłem do koszyka SF Johna Varleya. To dwa pierwsze tomy trylogii, trzeci też wyszedł po polsku. Wziąłem, bo ma dość dobre recenzje – jeśli się potwierdzą, to poszukam tomu trzeciego.


Trochę klasyki. W TakCzytam kupiłem Wojnę w niebie Williamsa – typ był członkiem słynnej grupy Inklingów. Ba, obok Tolkiena i Lewisa zaliczany jest do wielkiej trójki owych Inklingów. A w Polsce niemal nieznany, to jedyne jego dzieło, które u nas wyszło, a wydała to oficyna słabo chyba kojarzona z fantastyką – katolickie wydawnictwo Esprit.

No i ten, od którego zaczęło się zapychanie półek w maju, czyli Thomas R. P. Mielke i jego słynne Sakriversum uchodzące za jedno z większych, o ile nie największe, dokonanie niemieckiej fantastyki. Trochę dziwny zakup, bo ja już to miałem. Ale miałem w odcinkach w piśmie Fantastyka (wychodziło tam w 1988 roku), a co książka, to książka :D


Pakiet takiej trochę bardziej oryginalnej fantastyki. Straub – wiadomo, uzasadnienia nie wymaga. Zbiór opowiadań Valerie Martin – czytałem recenzję i jakoś mi to przypomniało opowiadania lubianego przeze mnie Dino Buzzatiego. Zobaczymy czy słuszne skojarzenie. Na koniec nagradzana, acz niespecjalnie chwalona Jo Walton – zgarnęła nagrody już w czasach, kiedy Hugo czy Nebula przestały być nagrodami literackimi, a stały się formą akcji afirmatywnej. Z taniej księgarni mogę wziąć, za pełną odpłatnością na pewno bym tego nie kupił, bo obecnie wzmiankowane nagrody nie są zachętą, a wręcz przeciwnie.


Na Allegro dorzuciłem do koszyka dwie polskie powieści fantastyczne. Pierwsza to postapo Henryka Wiatrowskiego – nieco już zapomnianego autora, który ma na koncie też zbiór opowiadań i nowelkę będącą skrzyżowaniem SF z fantasy (Rycerz światłości). Nowelkę tę czasami przywołuję, kiedy chcę podkreślić, że żadna chała mi niestraszna – przecież dałem radę przeczytać Rycerza światłości :D

Więc skoro tak nisko oceniam jedno jego dzieło, to po co kupuję inne... Bo owo inne, w przeciwieństwie do Rycerza, ma dobre recenzje, a do tego autor to mój ziomal (pochodzimy z tego samego powiatu). I jest też opcja, że po latach spojrzałbym życzliwiej na Rycerza (czytałem to w czasach, kiedy jeszcze ludzie rzucali kamieniami w dinozaury: 1988 rok).

A Surmik nigdy nic nie przeczytałem, choć akurat ceniłem tego wydawcę (Runa). Sam nie wiem, jak mi to umknęło. W każdym razie w Runie wydała trzy powieści w latach 2002-2005, parę opowiadań po czasopismach i runowych antologiach. Od upadku Runy raczej milczy, odezwała się dwa razy (2010 i 2014 rok) opowiadaniami w niskonakładowych antologiach wydawanych przez Śląski Klub Fantastyki.


Kiedy już budżet na książki i komiksy trzeszczał w szwach, nadeszła promocja w Rebisie. Wszedłem. Skorzystałem. Ale z góry założyłem, że biorę tyle, żeby mieć darmową przesyłkę – czyli za ponad sto zł. I jak trafiłem – zapłaciłem 102,25 zł. Brawo Paweł (jak człowiek sam się nie pochwali, to nikt go nie pochwali).

I kwota ta wystarczyła na pięć woluminów. Trzy to kontynuacja cyklu Django Wexlera. Przyjemne czytadło, którego dwa pierwsze tomy już tu chwaliłem (o tu tom 1, a tu tom 2).


Na tego Cixina Liu tak mnie namawialiście, namawialiście, aż namówiliście. Nawet sporządziłem listę, kto namawiał, żeby w razie porażki wiedzieć kogo obrzucić różnymi wyrazami powszechnie uważanymi za obelżywe. Macie szczęście: nawet mi to podeszło (choć bez rewelacji – o czym tu).

Na Abercrombiego namawiać nie było trzeba, bo tom pierwszy czytało mi się bardzo fajnie. Tom drugi też, ale o tym się dopiero napisze :D


A tak na koniec, to po raz któryś naciąłem się na Allegro. O ile książki z OLX zawsze kupowałem zgodne ze stanem ogłaszanym przez sprzedającego, o tyle z Allegro pewnie z siedemdziesiąt procent ma stan gorszy od deklarowanego. U jednego sprzedawcy kupiłem czternaście pozycji – wszystkie ze stanem deklarowanym jako dobry. A to moja ocena stanu:

Dobry – trzy pozycje.
Dobry minus – dwie.
Dostateczny lub mierny – sześć.
Niedostateczny – trzy (przede wszystkim przez przełamane grzbiety).

Pozycje dostateczne i mierne, to pozycje pobiblioteczne. Owszem, to było zaznaczone. Ale nie było, że były to książki w rozsypce i naprawione – zszyte w ten sposób, że nici teraz naddzierają kartki, że oryginalne grzbiety są zaklejone taśmą z tytułami napisanymi jakimś mazakiem.

Trochę mnie to poniosło, bo mogę zapłacić parę groszy więcej, żeby mieć książkę w dobrym stanie. Nie chce mi się tego reklamować, więc jedynie sprzedawcę sobie odnotowałem – żeby omijać szerokim łukiem.


Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

12 komentarzy:

  1. "Psychologia myślenia spiskowego" wygląda ciekawie, mam nadzieję, że o niej napiszesz ;)

    Kroki w nieznane zawsze na propsie, choć te tomy akurat mam (na studiach kupowałam je namiętnie w taniej książce, brakuje mi tylko trzech wczesnych tomów. No i oczywiście żadnego nie przeczytałam, choć ostatnio trochę mnie zaskoczyła obecność w jednym z nich opowiadania, które Netflix zekranizował w ramach serii "Love, Death & Robots") ;)

    Kaya mam, też z tej samej taniej ksiązki co Kroki :P Ale nie czytałam. W ogóle poza "Sarantyńską mozaiką" mam wszystko Kaya, ale czytałam tylko "Tiganę" i "Fionavarski gobelin"). A ta druga ciekawie wygląda, też liczę na notkę.

    Czytałam "Śpiącego smoka" i resztę dostępnych u nas tomów. Pierwszy ma ciekawy pomysł (wciągnięcie do gry to jeden z moich ulubionych motywów), ale wykonanie takie se. W kolejnych autor dał sobie spokój z eksploracją motywu naszych w świecie fantasy i to po prostu generyczne fantasy jest.

    O Walton pisałam u siebie, ja tam chwaliłam. ;) Choć nie wiem, czy to jest rzecz, która trafi w Twój gust.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. >wciągnięcie do gry to jeden z moich ulubionych motywów<

      To ja mam wręcz odwrotnie.

      Ie wiem czy napiszę o "Psychologii myślenia spiskowego", bo to nie moja działka.

      Usuń
  2. Ja to w ogóle powinnam więcej nieanglosaskich rzeczy czytać. Po etykietach u mnie widać, że króluje literatura polska i amerykańska, potem brytyjska. Reszta - to pojedyncze sztuki. Tylko też na naszym rynku trudno te rzeczy z innych krajów znaleźć. To znaczy, one są, ale raczej rzadko zdobywają większą popularność. Pamiętam, jak SQN próbowało z "Baszą smaku" - tureckie fantasy, naprawdę bardzo miłe, a w żadnym razie się im nie sprzedało. :C

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dzięki za polecenie tego "Baszy smaku" - już wrzucone do schowka. No właśnie u nas jest jakiś zajob z tą fantastyką anglosaską, mało co spoza się sprzedaje. Polski czytelnik na własne życzenie ogranicza się do jednego kręgu kulturowego...

      A SQN-owi słabo chyba też sprzedał się litewski steampunk Andriusa Tapinasa, w każdym razie o kontynuacji cicho.

      Trochę nie rozumiem UE - milion kosztownych programów kulturalnych, a nikt nie wpadł na pomysł dotowania tłumaczeń z języków europejskich na inne europejskie literatury popularnej. A potem płacz, że amerykanizacja...

      Usuń
    2. Akurat tego Tapinasa się nie dziwię, sama ledwo przebrnęłam. Nie interesowała mnie kompletnie, mimo że steampunk generalnie lubię. SQN w ogóle czasem bardzo fajne inicjatywy próbuje tworzyć, czy to chcą wydawać debiutantów, czy to właśnie coś przetłumaczą ciekawego i nietypowego... tylko niestety, chyba finansowo na tym raczej tracą. :( A szkoda, bo i debiuty mieli fajne (Clovis La Fay) i ten "Basza smaku" cały... Specyficzne to jest, inne, niż anglosaskie czy nawet polskie dzieła, ale dlatego jest taki fajny właśnie.
      Może to przez koszty tłumaczeń? Trudno mi się wypowiadać, nie jestem biegła w temacie.

      Usuń
    3. Wyższy koszt tłumaczenia + mniejsza sprzedaż, niż w przypadku fantastyki anglosaskiej.

      Usuń
  3. Chyba absolutnie nic bym nie kupiła z tego zestawienia, choć nie powiem, te dwa egzotycznie komiksy wyglądają całkiem zachęcająco, a ja się staram z komiksami zaprzyjaźnić :D. Ja chyba jestem słabym książkoholikiem, bo już od wieków żadnej książki nie kupiłam! Nie licząc tych jako prezenty dla mamy :O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdzie mieszkasz? Bo jak w okolicach Poznania, to polecam czytelnię komiksów w bibliotece uniwersyteckiej. Świetna rzecz, tylko nie wszyscy wydawcy przysyłają egzemplarze - np. Studio Lain nie przysyła.

      Usuń
  4. Wiatrowski... Po dłuższym namyśle już wiem, skąd kojarzę tego autora. Trzy, albo cztery lata przed czasami, kiedy jeszcze ludzie rzucali kamieniami w dinozaury, wychodziła zeszytowa czarna seria z fantastyką. Sporo było autorów amerykańskich (teksty głownie z lat 30-60 ubiegłego wieku), trochę rosyjskich (lubiłem Wielki Guslar Bułyczowa, choć to raczej nie jest ortodoksyjna fantastyka) no i był tam też Wiatrowski ze swoim "Czasem oczyszczenia". Jak na ironię, wszystko co z tego pamiętam, to tytuł opowiadania i nazwisko autora. Bodaj jednego z nielicznych, których w tym cyklu pominąłem nie czytając.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, widzisz - taka pamięć. Napisałem o zbiorze opowiadań, a to rzeczywiście było jedno opowiadanko wydane w broszurce z cyklu Zeszyty Fantastycznonaukowe wydawnictwa Iskry.

      Rycerz światłości to też była taka broszurka, z cyklu Magia i Miecz (albo: Magią i mieczem), także z wydawnictwa ISKRY (poza Wiatrowskim wyszło tam parę zeszytów z opowiadaniami Howarda oraz Imperium - Smoki Haldoru Jacka Piekary)

      Usuń
  5. Ja nie nie wiem, byłam grzeczna i nie przyznaję się do winy. 😂

    A tak przyglądając się tytułom (kilka sobie zanotowałam - zły TY), to te okładki Johna Varleya mnie "urzekły". 😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okładki Varleya to pozostałość pewnego tryndu okładkowego :D Bo takowe tryndy tez są. Tak historycznie, kolejno jakie pamiętam:

      1. Baba z mieczem i/lub smokiem (fantasy), baba z giwerą (SF).
      2. Fantastyczny pejzaż (np. książki Norton i Moorkocka wydawane przez Amber).
      3. Ludzie i fantastyczne postaci na tle fantastycznego pejzażu (ala ilustracje ze światów gry AD&D).
      4. Łeb - ludzki lub fantastyczny (patrz Fabryka Słów - np. cykl inkwizytorski Piekary, patrz obrazki Dark Crayon dla Maga). Przy czym Dark Crayon lubuje się w czymś wyrastającym z łba - wici (fantasy), macki (horror), okablowanie (SF).

      Usuń